Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Elżbieta Bylczyńska | niedziela, 22 lut, 2009 |

Remigiusz Szuman „Świat, którego nie widzę”

– Mówię o sobie czasami, że jestem żebrakiem, z tym, że lepiej ubranym i nie bezdomnym. Ale czy wszyscy w jakiś sposób nie jesteśmy żebrakami?

Spotykamy się w pochmurny, sierpniowy wieczór. Remigiusz Szuman czeka na mnie przed domem, w którym mieści się jego pracownia. Stoi w bramie, zwrócony w stronę, z której nadchodzę, ręce opiera na białej lasce. Widzę go z daleka, a on „widzi” mnie.

Lekko dotykając laską chodnika prowadzi mnie przez ogród do pracowni – pokoju pełnego książek i płyt, o tej porze dnia pogrążonego w mroku.

Jeśli potrzebuje pani światła, proszę sobie zapalić, ja tego nigdy nie wiem.

Remigiusz Szuman

Remigiusz Szuman

Wychodzi na chwilę przygotować kawę, nasza rozmowa mocno się przedłuży.

Remigiusz Szuman jest muzykiem, specjalizuje się w grze na gitarze klasycznej. Ma 36 lat, żonę i troje dzieci. W Mosinie mieszka od urodzenia. Dwa lata temu podjął studia na Akademii Muzycznej we Wrocławiu w klasie gitary u znakomitego wykładowcy i muzyka, Jaremy Klicha. Od wielu lat uczestniczy w różnych projektach: duet z drugim gitarzystą, z wokalistką, wspólne muzykowanie w studiu poezji śpiewanej w Zamku Poznańskim. Był też czas w jego życiu, kiedy sporo grywał w kawiarniach i restauracjach w Poznaniu. W 2003 roku nagrał zbiór melodii opracowanych na gitarę klasyczną. Kocha Chopina, Beethovena, słucha muzyki jazzowej, rockowej. Obecnie uczestniczy w duecie skrzypcowo – gitarowym. Pracuje także nad programem złożonym z utworów autorskich. Interesuje się literaturą, poezją, filozofią.

Ludzie okazują mu wielki podziw i uznanie.

–  Nie wiem na ile jest to słuszne…

Nie widzi od urodzenia

To jest  jaskra, choroba oczu, która akurat mnie dotknęła, taki otrzymałem dar, mówi Pan Remigiusz, stawiając kawę na stole. – Choroba zaatakowała mnie po urodzeniu, aczkolwiek słyszałem, że jeśli następuje w tak wczesnym okresie życia, kwalifikuje się jako wada wrodzona. W mojej rodzinie nie ma takiego przypadku, nie mogę powiedzieć, żebym ją odziedziczył. Ja po prostu otrzymałem dar.

Powoli dojrzewa do przyjęcia tego daru:

Tak naprawdę wszystko, co mamy – dostaliśmy. Począwszy od daru życia, które każdemu przypada przeżyć w określonych okolicznościach. Z biegiem lat zaczynam rozumieć, jakie to jest cenne. Nie wiadomo, co by było, gdybym widział, jakim byłbym człowiekiem. Niepełnosprawność pomaga mi w stawaniu w prawdzie z rzeczywistością, co nie znaczy, że człowiek nie ma możliwości ucieczki od swojej rzeczywistości, również wtedy, gdy jest chory.

Dzięki swojej niepełnosprawności jest bardziej zależny od innych, pomimo, że jest dość samodzielny. Ale i tak, nawet będąc tym samodzielnym człowiekiem – w porównaniu ze zdrowymi zawsze będzie bardzo potrzebował pomocy.

I to jest wspaniała droga do tego, żeby zobaczyć jak się rzeczy mają. Wszystko, co robię – praca, studia, przygotowania do koncertu – wymaga mojego wysiłku, ale zawsze rodzina, znajomi muszą coś dla mnie zrobić. Potem bardzo chętnie, skwapliwie nawet nadstawiam ucha na pochwały, ale prawda jest taka, że to nie jest tylko moja zasługa.

Jest to coś, co może człowieka frustrować?

Zauważyłem, że o ile mnie to frustruje, o tyle znaczy, że gdzieś tam drzemie we mnie pycha, która domaga się, żebym to ja był triumfatorem i sobie przypisywał wszystko, co mam.

Ale ludzie zwykli właśnie w ten sposób myśleć i mówić: to, co mam sobie zawdzięczam, bo jestem taki zdolny, pracowity.

Tymczasem element wkładu własnego, używając terminologii ekonomicznej, jest bardzo istotny, ale nikt nic by nie miał, gdyby nie dostał takich możliwości z góry, mówiąc wprost – od Boga. Sytuacja, która wymaga proszenia pomaga zrozumieć te rzeczy. Dlatego uważam, że jest to dar. Wszyscy jesteśmy sobie potrzebni i ja tego głęboko doświadczam. Łatwiej jest mi zrozumieć tych, którzy proszą, i których często  się odrzuca.

Trudno jest wczuć się w  położenie osób niepełnosprawnych, jeśli jest się zdrowym.

Natomiast ja mówię o sobie czasem, że jestem żebrakiem, tylko lepiej ubranym i nie bezdomnym. Ale czy wszyscy w jakiś sposób nie jesteśmy żebrakami? Wszyscy potrzebujemy miłości i akceptacji drugiego człowieka, wszyscy cierpimy i na szczęście sami nie jesteśmy w stanie poradzić sobie. Co by było, gdyby każdy z nas miał tyle pieniędzy – a mamy wielką wiarę w moc pieniądza, – że mógłby wszystko sobie zapewnić?

Życie stałoby się koszmarem, nie byłoby miejsca na miłość, przyjaźń, na to, co możemy sobie dać. Pieniądze mogą być groźne. Dopóty, dopóki potrzebujemy drugiego człowieka relacje między nami są głębsze.

Mój dar jest pomocą, chroni mnie przed zagrożeniami, leczy z pychy, uczy pokory. Jest wręcz fascynujące, kiedy doznaję pomocy i dobrych uczuć od ludzi, którzy zyskali sobie złą opinię. Czasem jest tak, że wszyscy mówią o nich źle, a ja mam z tymi ludźmi dobre doświadczenie. Być może ktoś taki jak ja wywołuje w nich dobro i to dobro ujawnia się.

Jednak choroba, niepełnosprawność jest  cierpieniem, krzyżem…

Kłamałbym, gdybym twierdził, że zawsze to kocham. Podjąłem wiele prób, żeby od tego uciec, ale wiem, że warto uczyć się doceniać.

Świat, którego nie widzę

Tak naprawdę nie widzimy swoich światów…

Oboje dotykamy bariery, tylko z dwóch różnych stron, ponieważ jeżeli ja nie widzę praktycznie od początku – nie pamiętam jak to jest, kiedy się widzi – w przeciwieństwie do pani, która zawsze widziała ten świat, możemy tylko próbować coś sobie wyobrazić: jak to jest, gdybym ja to widział, albo jak to jest, gdyby pani tego nie widziała. Nie da się tego zdefiniować, bo żadne z nas nie ma punktu odniesienia, nie zna tej drugiej sytuacji. Ja sobie wszystko jakoś wyobrażam, ale w żaden sposób nie da się  skonfrontować tych wyobrażeń. Gdybym nagle zaczął widzieć, pewnie bym się zdziwił. I chybione są takie efektowne porównania, metafora, już nie raz ją słyszałem w odniesieniu do siebie i innych niewidomych: życie w świecie ciemności.

Ciemność jest, jak ktoś zamknie oczy, albo zgaszą mu światło i następuje stan odmienny.

Natomiast dla mnie to nie jest stan odmienny, jest to stan stały, normalny. Jest charakterystyczne, że zadała pani to pytanie. I bardzo dobrze, bo te pytania też sprowadzają mnie na ziemię. Miałem z tym pewien kłopot: ludzie, którzy mnie poznają i mają odwagę – pytają: słuchaj, a jak ty np. zalewasz herbatę, jak rozpoznajesz pieniądze, jak sobie radzisz w tej czy innej sytuacji.

To jest dla nich interesujące, muzyków jest pełno, świetnych gitarzystów też, a tu żyje człowiek trochę inaczej niż wszyscy…

A ja bym chciał opowiadać o jakiejś muzyce (śmiech). Wiele razy mnie to denerwowało, a prawda jest taka, że nie można od tego uciekać, bo to moja prawdziwa realna rzeczywistość i o tym rozmawiamy.

Nie widzi Pan swojej żony, dzieci – rozumiem, że dużą rolę odgrywa dotyk, ale już dom naprzeciwko czy piękne wzgórze pożegowskie…

Niewątpliwie jestem czegoś pozbawiony, krajobrazy odpadają, nie będę się oszukiwał, choć wiele razy byłem w górach i chodziłem po nich. Ich piękna nie widzę, ale pozostaje satysfakcja, że się wejdzie na szczyt.

Największe osiągnięcie turystyczne Remigiusza Szumana to wejście na Giewont i nie jest on jedynym niewidomym, który pokonał tą trasę.

Wszedłem z doświadczonym przewodnikiem, a kiedy schodziliśmy zażyczyłem sobie zejścia trudniejszym szlakiem, czego zresztą potem żałowałem, trochę mnie poniosło, było ślisko po deszczu. Więc raz – satysfakcja, po drugie poczucie otwartej przestrzeni – to są moje doznania. Tych pięknych krajobrazów nie przeżyję – nie zobaczę… Tak bardzo mnie to nie boli, nie wiem do końca, co tracę, więc nie zastanawiam się nad tym, nie zagłębiam w to, jak coś wygląda.

Skupia się bardziej na relacjach z otoczeniem, pomaga to szczególnie na koncertach, patrzenie na artystę może przeszkadzać, gesty i miny muzyka mogą zafałszować odbiór tego, co gra. Żeby skupić się na muzyce wystarczy zamknąć oczy, wielu to czyni.

Myślę, że niewidzenie wymusza – kieruje uwagę na inne tory, na to, żeby posiłkować się innymi zmysłami, jak najwięcej wysłyszeć w głosie, tonie drugiej osoby, żeby próbować nawiązać z nią kontakt, który zastąpi kontakt wzrokowy. Mam znajomych, którzy eksperymentowali i zauważyli, że faktycznie – jeśli przez dłuższy czas robią coś z zamkniętymi oczami – zaczynają zwracać uwagę na to, co słyszą. Ja słyszę rzeczy, których inni nie słyszą, np. jak odbijają się kroki, jak stuka moja laska o chodnik – jej dźwięk daje mi informację, bo się od czegoś odbija. Inaczej brzmi na terenie otwartym, inaczej na zabudowanym (zasada echolokacji).

Jeździ sam pociągiem, autobusem, są takie miejsca w Mosinie, w których zna na pamięć każdą nierówność w chodniku i porusza się bardzo swobodnie, co wywołuje zdziwienie i niedowierzanie.

Nawet słyszałem już takie głosy: on udaje ślepego. Ale w momencie, kiedy znajdę się w terenie nieznanym sytuacja zmienia się diametralnie.

Kto to jest ten niewidomy

Pewnych rzeczy ze swoimi dziećmi nie robi, nie może z synem pograć w piłkę na boisku, ale:

–          Czasem gramy w domu. Stajemy, jeden w drzwiach kuchni, drugi pokoju, warunek jest tylko taki, że piłka musi odbijać się od ziemi, nie może całego toru przebyć w powietrzu, bo wtedy nie mam szans jej zlokalizować.

Może dzieciom czytać książki drukowane Braillem, może  z nimi iść na plac zabaw, ufając Opatrzności.

Dzieci przyjmują za normę to, co akurat zastają; przychodzą na świat, w pewnym momencie dociera do nich, że tata nie widzi i już. Któregoś roku w klasie jednej z moich córek dzieci przerabiały czytankę o niewidomej dziewczynce. Zostałem zaproszony na lekcję i opowiadałem jak to jest, kiedy się nie widzi.

W ten sposób Remigiusz Szuman spotkał się z kilkoma klasami mosińskiej „Jedynki” i miał okazję stwierdzić, że przynosi to dobre rezultaty.

Kiedyś w Mosinie byłem sensacją, a dzieci krzyczały za mną, teraz przestało się to zdarzać. Moje niewidzenie nie jest już zjawiskiem nie znanym.

Jeśli czegoś nie znamy próbujemy to sobie wyobrazić, wyobrażenia często odbiegają od rzeczywistości.

Dzieci mogły naocznie i nausznie stwierdzić, kto to jest ten niewidomy, mogły mnie dotknąć, przekonać się, że umiem mówić, zapytać o coś. A ja miałem okazję opowiedzieć im, jak za mną krzyczano, co kiedyś było nagminne, np.: stój przeszkoda, w prawo, w lewo (śmiech). Teraz mam duży dystans, ale nie zawsze mnie to śmieszyło. Po naszych spotkaniach dzieci już na pewno nie będą tego robić, są już z tym problemem oswojone.

Dorośli reagują inaczej

 Kiedy chodzi po ulicach Mosiny i Poznania, ma do czynienia z wielkim spektrum zachowań- od bardzo otwartych i swobodnych do przykrych. Pierwsza z tych postaw dotyczy najczęściej ludzi, którzy zetknęli się już z niepełnosprawnymi.

Jeśli ktoś nie miał takiego doświadczenia, bywa różnie. Czasami natykam się i na takie wyobrażenia: nie widzi, znaczy też chyba nie słyszy i za bardzo  nie kuma. Są i tacy, którzy tak bardzo boją się, że udają, że mnie nie słyszą.

Cała nadzieja niewidomych w sygnalizacji dźwiękowej, w Mosinie jej nie ma – ulica Poznańska to stała trasa Remigiusza Szumana z domu do pracowni. Poznań, duże i bogate miasto ma ich zaledwie kilka. Na szczęście świat się otwiera, Pan Remigiusz jest optymistą, uważa, że świadomość ludzi się zmienia, choć dużo jest jeszcze do zrobienia – niektórzy takich jak on traktują z przymrużeniem oka, nie całkiem serio, nawet z politowaniem.

Ogólnopolski Festiwal Gitary „Bez Barier”

Po raz pierwszy festiwal odbył się w kwietniu b.r. w Mosinie. Remigiusz Szuman był pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym tego wydarzenia. Funkcjonując jako muzyk w branży muzycznej i uczestnicząc w festiwalach i koncertach w całej Polsce uznał, że wie jak zorganizować taki festiwal u nas. Jego osobiste kontakty z muzykami pozwoliły zaprosić do Mosiny artystów dużej miary – Jarema Klich, Krzysztof Pełech, Wojciech Pilichowski, Marek Raduli, Tomasz Łosowski.

To był punkt wyjścia do zorganizowania takiego festiwalu, jakiego nie ma ani w Poznaniu , ani nigdzie  indziej  w Polsce. Z Panem Markiem Dudkiem, dyrektorem Mosińskiego Ośrodka Kultury doszliśmy do wniosku, że Mosina może być miejscem, w którym zagości prawdziwa sztuka. Dzięki jego zaangażowaniu i odwadze (zaufał mi) oraz pomocy pracowników i młodzieży udało się to zrobić.

„Bez Barier”

Kiedy przygotowywano festiwal, trzeba było zdobywać środki, prowadzić rozmowy z ludźmi i kiedy prowadził je Remigiusz Szuman spotykał się czasami z brakiem zaufania, wątpliwością, że może być wiarygodnym partnerem.

Zrozumiałem, że festiwal trzeba organizować i dla takiej idei: pokonywania barier mentalnych, które są najgroźniejsze.

Obecnie organizatorzy pracują nad następną edycją festiwalu, który ma się odbyć w kwietniu 2008 roku. Festiwal rozsławił Mosinę, zyskał dobrą opinię, która krąży po Polsce. Muzycy i publiczność ocenili go bardzo wysoko. Na koncertach była pełna sala (200 osób), to mówi samo za siebie.

Elżbieta Bylczyńska

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Kultura i sztuka, Wywiad, reportaż

Tagi:

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj