Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Elżbieta Bylczyńska | środa, 14 sty, 2009 | komentarze 3

Maryleczka, mosinianka jedna

Ci z Państwa, którzy ostatnie Święto Zmarłych spędzili w Mosinie z pewnością widzieli aktorów Teatru Nowego – Marię Rybarczyk i Witolda Dębickiego na cmentarzu, kwestujących na rzecz odnowienia mogiły zamordowanych przez Niemców mieszkańców gminy (w Rynku – 20.X. 1939 r.).

– Całe życie spędziłem w stolicy, aż tu nagle zadzwoniła do mnie Izabela Cywińska z Poznania, grałem wówczas w Teatrze Powszechnym, i zaproponowała mi zastępstwo w dwóch sztukach Wiśniewskiego. Ponieważ bardzo Janusza Wiśniewskiego ceniłem, ucieszyłem się i propozycję chętnie przyjąłem. Przyjechałem do Poznania, poznałem obecną tu Maryleczkę, mosiniankę jedną i… zostałem. Z trzech miesięcy zrobiło się 21 lat.

O rozmowę z aktorami zabiegaliśmy jeszcze w ubiegłym roku. Pomagali nam w tym Janina i Jarosław Kujawowie z Mosiny, rodzina, z którą Maria Rybarczyk jest spokrewniona. I udało się. Spotkaliśmy się w niedzielne, białe popołudnie lutego (grube płatki śniegu dosłownie tańczyły za oknami), w domu państwa Kujawów. Ażeby wyjaśnić słowo zabiegaliśmy, trzeba dodać, że jedynym problemem był brak czasu („tak już jest w tym zawodzie”), bo zaproszenie aktorzy przyjęli serdecznie.

 

Witold DebickiCo łączy Marię Rybarczyk z Mosiną?

– Mam bardzo mosińskie korzenie, opowiada aktorka.

 – Moja mama mieszkała w Mosinie przy ul. Poznańskiej, ówczesnej Armii Czerwonej nr 21, a tata pod numerem 1. I chociaż urodziłam się w Poznaniu, dzieciństwo spędzałam w obu domach, bo mieszkały tam moje babcie.

Mój dziadek, Stanisław Rybarczyk – ojciec Janki (p. Janiny Kujawy, przyp. aut.) był powstańcem wielkopolskim. Po wojnie pracował w mosińskiej „Barwie” i był członkiem pracowniczej grupy teatralnej, uczestniczącej w życiu kulturalnym miasta.

Nieprawdopodobne szczęście

Historia bohaterów naszego reportażu będzie się przeplatać. Witold Dębicki znany jest polskiej publiczności z kilkudziesięciu ról teatralnych i filmowych. Zacznijmy od niesamowitego wydarzenia dotyczącego ojca aktora – Aleksandra Dębickiego.

 – Ojca uratowała jego siostra, a moja ciotka, opowiada Witold Dębicki. –  Pociąg wiozący jeńców, oficerów polskich do Katynia jechał przez Włodzimierz Wołyński, gdzie mieszkała siostra ojca. Podczas kilkugodzinnego postoju ojciec wyrzucił z wagonu karteczkę z adresem siostry i poprosił kogoś o dostarczenie jej. Ten ktoś zaniósł kartkę. Siostra przyszła na stację, porozumiała się z ojcem przez okienko i poszła do radzieckiego stójkowego, który pilnował pociągu. Nie chciał z nią rozmawiać i odesłał do „komandira”. Na klęczkach przekonała dowódcę, żeby wypuścił ojca. Ten napisał w końcu: „wojennoplennowo Dębickowo atpustit”. Ciotka zaniosła stójkowemu rozkaz i ten wypuścił ojca z pociągu. Jest to niebywała historia, tata znalazł się wśród aresztowanych, ponieważ miał przypadkiem na sobie oficerski płaszcz.

Sam walczył w kampanii wrześniowej, odznaczony za nią krzyżem Virtuti Militari, w stopniu podoficerskim.

O tym, co stało się z towarzyszami podróży w Katyniu Aleksander Dębicki dowiedział się później. Wówczas jeszcze nie wiedział, że jechał pociągiem wiozącym polskich oficerów na bestialską śmierć.

Witold Dębicki (pierwszy raz zagrał w filmie „Życie raz jeszcze” w roku 1964) urodził się 3 maja 1943 roku w Dubnie na Wołyniu, 140 km na północny wschód od Lwowa.

– Miałem kilka miesięcy, kiedy rodzice w sierpniu musieli stamtąd uciekać przed Ukraińcami – zaczęły się straszne rzezie – przez zieloną granicę, opowiada aktor. – Uciekliśmy do Generalnej Guberni, na węglarce lokomotywy. Zamieszkaliśmy u wuja mojej mamy, Piotra Nikiticza, który był zawiadowcą stacji w Bartodziejach pod Radomiem.

Szmugiel

Oto kawałek znamiennej dla tamtych czasów historii z życia, którą Witold Dębicki (był małym dzieckiem) zapamiętał z opowieści rodziców:

– Od wuja bardzo dużo wówczas zależało. Była wojna, panował głód, do Warszawy szmuglowano żywność. Kolejarze Polacy podawali sobie telegraficzną wiadomość o tym, czy pociągiem – ekspresem z Krakowa do Warszawy, który w Bartodziejach nie zatrzymywał się – jadą strażnicy  niemieccy.

Na stacji siedziały już kobiety z koszami pełnymi jaj, serów, mleka, mięsa, kiełbasy.

Jeśli okazywało się, że strażników w pociągu nie ma, wuj zamykał semafor i ekspres, który normalnie w Bartodziejach nie zatrzymywał się, stawał na stacji, przekupki wsiadały i szmugiel szedł do stolicy. Z wdzięczności zostawiały wujowi trochę tych skarbów, dzięki czemu mogliśmy się wyżywić. Tak wyglądało wówczas zaopatrzenie stolicy w żywność. Jeśli natomiast przychodziła wiadomość, że Niemcy jadą pociągiem, wuj nie zatrzymywał go. Wujostwo byli cudownymi ludźmi. Pomagali komu się dało.

Nie tylko dorośli próbowali zdobyć jedzenie. Kiedyś na podwórku przed domem zatrzymał się oddział żołnierzy niemieckich. Mały Witold wrócił do mamy z konserwą mięsną i na pytanie skąd to ma – odpowiedział szczęśliwy: pan dał.

W 1945 roku, po wyzwoleniu rodzina Dębickich przybywa do Warszawy.

Z Warszawy do Poznania

– Całe życie spędziłem w stolicy: przedszkole, szkoła, studia na PWST, praca, aż tu nagle (1988 r.) zadzwoniła do mnie Izabela Cywińska, wówczas dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, grałem wtedy w Teatrze Powszechnym, i zaproponowała mi zastępstwo w dwóch spektaklach Janusza Wiśniewskiego. Ponieważ bardzo Wiśniewskiego ceniłem, ucieszyłem się i propozycję chętnie przyjąłem. Przyjechałem do Poznania, poznałem obecną tu Maryleczkę, mosiniankę jedną i… zostałem. Z trzech miesięcy zrobiło się 21 lat.

Witold Dębicki gra w Teatrze Nowym w Poznaniu, pracuje także w Warszawie, i za najbardziej dokuczliwe uważa podróże.

– Był czas, że Witek kupował sieciówkę na pociąg Intercity, bo przez długi czas codziennie dojeżdżał do Warszawy, wyjaśnia Maria Rybarczyk. – Spotykaliśmy się w „Zapadni”, naszej teatralnej knajpce, żeby porozmawiać.

– Swojego czasu grałem gościnnie w teatrach: Rozmaitości, Komedia, Ateneum, trzeba było rano być na próbie, wieczorem grać w spektaklu tutaj, tak, że pod tym względem połączenie Poznania z Warszawą jest uciążliwe. Faktem jest, że jeśli mieszka się w Warszawie ma się kompletnie inne, lepsze możliwości zarobkowania i robienia tzw. kariery zawodowej. Ale uważam, że karierę zawodową już zrobiłem, śmieje się aktor. – Całą rodzinę mam w Warszawie. Mamę, siostrę, córkę, czworo wnucząt. Częste pobyty w stolicy to okazja do spotkań z rodziną.

Czy wybór zawodu aktora był marzeniem, spełnieniem, przypadkiem?

– Trudno mi to nazwać, na pewno nie było to marzeniem i chyba nie przypadkiem… Moja mama jest emerytowaną aktorką lalkową i teatr właściwie istniał w moim życiu od zawsze. Po maturze pomyślałem sobie: nie interesują mnie studia techniczne, chociaż mój ojciec, jako inżynier lekko mnie w tym kierunku popychał. Byłem nawet na jakichś kursach przygotowawczych na Politechnice, ale okazały się beznadziejne. Potem starałem się zdać na PWST i Uniwersytet Warszawski, egzaminy na uczelnie artystyczne odbywały się wcześniej – w czerwcu. Żeby ci, którzy nie nadają się na artystów mogli zdawać na normalne studia. Dlatego złożyłem także papiery na Uniwersytet. Nie dostałem się ani do szkoły teatralnej ani na Uniwersytet, a zdawałem na… ekonomię polityczną…

I kiedy się nie dostałem, pomyślałem sobie: będę miał wolny rok. Tymczasem mój tatuś zarządził: nie synku, nie będziesz miał wolnego roku, będziesz pracował. No i znalazłem się w „Petrolimpexie” instytucji zajmującej się handlem ropą naftową i jej przetworami. W tej firmie bardzo przypadłem do gustu moim szefom, do tego stopnia, że miałem nawet pojechać na studia – handel zagraniczny – do Moskwy, ale na szczęście nie zdałem państwowego egzaminu z języka rosyjskiego. Moje papiery w szkole teatralnej leżały…

Nieruchoma górna warga

– Za drugim razem dostałem się i pytam dziekana: panie dziekanie, dlaczego w zeszłym roku nie dostałem się, a w tym jestem na drugiej pozycji wśród zdających? Przede mną był tylko Daniel Olbrychski, studiowaliśmy potem na tym samym roku, także z Jurkiem Zelnikiem. A dziekan mówi: był pan za młody i miał pan nieruchomą górną wargę. Więc pytam: a teraz rusza mi się czy nie rusza? – No, wie pan trzeba będzie nad tym popracować… I tak pracuję do dzisiaj. Jest tak ruchoma jak była i to wystarcza. Przypuszczam, że dziekan musiał coś wymyślić na poczekaniu.

Witold Dębicki bardzo ucieszył się z przyjęcia do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.

 – Co tu dużo gadać, to był rozrywkowy okres – śmieje się. – Ciągnęło mnie do rozrywki, kolegów koleżanek. – Ale bardzo dobrze tę szkołę skończyłem.

Dwa lata grał w Toruniu, gdzie uczył się zawodu w Teatrze im. W. Horzycy, grał i pracował nad sobą, były to bardzo intensywne lata ćwiczeń zawodowych.

Zawód – aktor

Czy to prawda, że aktor powinien pamiętać, żeby nie grać, tylko być sobą?

– Nie, nie, nie – jednocześnie odpowiadają aktorzy.

– Bycie sobą na pewno stanowi bazę, wyjaśnia Witold Dębicki.

– To są slogany, gdyby można było tak łatwo powiedzieć, na czym polega aktorstwo, byłoby bardzo dużo aktorów, mówi Maria Rybarczyk. – Tymczasem jest to coś bardzo osobniczego. Tak, jak każdy człowiek jest inny, tak każdy aktor inaczej pracuje nad rolą. Są ludzie, którzy muszą przed tym kontemplować malarstwo, słuchać muzyki, korzystać z porad psychologii.

Co to znaczy być sobą? Skoro mam być sobą musiałabym kogoś najpierw zamordować, żeby dobrze zagrać morderczynię! Należy czerpać z doświadczeń, obserwować się, zapamiętywać swoje reakcje, zwłaszcza te niekonwencjonalne, bo to jest zawsze w pewnych sytuacjach interesujące i odwoływać się do swojej pamięci. Nie ma jednej recepty, a chodzi o to, żeby na scenie być wiarygodnym, żeby widz nie miał poczucia, że coś udaję. A jak się do tego dochodzi? Każdy dochodzi inaczej. Sobą trzeba być w życiu, w podejmowaniu decyzji, opowiadaniu się za czymś lub przeciwko. Na scenie natomiast tworzę kogoś, kto mną nie jest. I trzeba to zrobić tak, żeby widz mi uwierzył.

– Na byciu sobą polegają kariery młodych aktorów niezawodowych, a jeśli mają  do tego urodę… Oczywiście mówimy np. o serialach czy sitcomach, nie o teatrze, dodaje Witold Dębicki.

Role – Witold Dębicki:

– Myślę, że wszystkie role, które grałem, coś mi dały. Były takie, które lubiłem i takie, których nie znosiłem. Duży też był rozrzut, są takie role, które niosą i takie, które są jakby przeciwko, kiedy człowiek jest źle obsadzony, nie czuje granej postaci i wtedy nie czerpie satysfakcji z pracy.

Można odmówić grania danej roli…

– W tym zawodzie występują niepisane prawa, aktor ma prawo odmówić zagrania jakiejś roli raz w sezonie, ale nie każdy dyrektor teatru to honoruje i nie każdy aktor z tego korzysta, wyjaśnia Maria Rybarczyk. – Zawsze jest taka szansa, że jak się dostaje coś, co nam nie odpowiada, albo się wyłożymy na tym, albo nagle przekroczymy jakąś granicę, która do tej pory wydawała się nieprzekraczalna.

Gdyby przyszło jeszcze raz wybierać zawód, życiową drogę…

– Ja bym wybrał zawód piekielnie bogatego rentiera, śmieje się pan Witold. –wtedy można byłoby na przykład współprodukować pewne przedsięwzięcia artystyczne. Mieć większe możliwości wyboru. A tak serio, nie widzę powodu, dla którego miałbym nie wybrać tego zawodu.

Praca z kamerą, a praca w teatrze

Witold Dębicki: – Jest to różnica kolosalna. Na całym świecie wykształciły się, dochodzi to również do nas, różne rodzaje aktorstwa. Aktorstwo teatralne, filmowe, serialowe, dubbingowe, estradowe. Ci aktorzy – amatorzy, którzy grają tylko w serialach i nie mają żadnych doświadczeń z teatrem, w teatrze się nie sprawdzą. Nie mają szans. Teatr ma swoje prawa, stawia warunki, które trzeba spełnić, począwszy od gestu, takiego czy innego, szerszego niż do kamery, czy sposobie mówienia, kiedy tekst musi dotrzeć do ostatniego rzędu. To jest technika. Poza tym w teatrze gram rolę od początku do końca, ona się buduje, ma wstęp, rozwinięcie, zakończenie. W serialu czy w filmie jest zupełnie inaczej. Jutro mogę grać pierwszą scenę, a za trzy dni siedemdziesiątą czwartą.

Do jakiego stopnia widownia wpływa na grę aktora?

Maria Rybarczyk : – To zależy od kondycji, w jakiej tego dnia jesteśmy, ale widownię czuje się zawsze. Przychodzimy czasami chorzy, zmęczeni, z temperaturą. Aktor może nie przyjść na przedstawienie w dwóch przypadkach, kiedy leży na OIOM – ie, albo właśnie wzięła go karetka. I jeżeli jest się w słabej kondycji, a widownia nie reaguje, to oczywiście jest tak, jak by się płynęło pod prąd. Zainteresowanie lub jego brak aktor czuje szóstym zmysłem, nie obserwuje przecież widowni. Atmosfera widowni ma wpływ na temperaturę przedstawienia. Co nie znaczy, że jeśli widownia nie reaguje aktorzy grają gorzej. Bywa i tak, że widownia uskrzydla i pozwala zapomnieć, że jest się chorym. Są też i takie sztuki, gdzie zakłada się, że widzowie będą reagować śmiechem, bo tak już bywało. Tymczasem tym razem panuje kompletna cisza. Możemy przypuszczać, że spektakl nie bardzo się podoba. A, kiedy się kończy – wybuchają brawa i widownia stojąc nie chce nas wypuścić.

Trudno było i nam „wypuścić” Marię Rybarczyk i Witolda Dębickiego z Mosiny, ale nawet gdyby nie wzywały ich do Poznania zawodowe obowiązki, te wszystkie fascynujące rzeczy, które opowiedzieliby nam jeszcze i tak nie zmieściłyby się w jednym wydaniu gazety. W marcu aktorów możemy oglądać w Teatrze Nowym, w sztukach: „Udając ofiary” i „Pamięć wody”, w reżyserii Łukasza Wiśniewskiego.

Elżbieta Bylczyńska

Zdjęcie rodzinne - Maryleczka, mosinianka jedna

Witold Dębicki i Maria Rybarczyk

Witold Dębicki i Maria Rybarczyk


Maria Rybarczyk zaprezentowała Najlepszą Rolę Kobiecą.

Teatr Nowy im. T. Łomnickiego może poszczycić się kolejnymi sukcesami. Jury II Międzynarodowego Festiwalu Jednego Autora – Antoni Czechow 2008 nagrodę za Najlepszą Rolę Kobiecą przyznało Marii Rybarczyk, grającej Helenę Andrejewnę w spektaklu WUJASZEK WANIA”.

Role teatralne, m. in. w : DAMY I HUZARY, GŁOSY, GORZKIE ŻALE W DOZORCÓWCE, KOPCIUCH, WRÓG LUDU, ŚLUBY PANIEŃSKIE, ZBRODNIA I KARA, HAMLET, JEZIORO BODEŃSKIE, WESELE, FERDYDURKE, PIĘKNA LUCYNDA, ANTYGONA W NOWYM JORKU, NIE-BOSKA KOMEDIA, ROMEO I JULIA, NAMIĘTNOŚĆ, WUJASZEK WANIA, PAMIĘĆ WODY.

Filmy:   WYPOŻYCZALNIA LUDZI, NOCNY GOŚĆ, WKRĘT, PAPARAZZI, NIEZNANI SPRAWCY, PASZPORT, SŁOWO HONORU, ODDANY, TWARZĄ W TWARZ, CHLEB, POWRÓT PAWICY, PIERWSZA ROZPRAWA, NA DOBRE I NA ZŁE, CZWARTA WŁADZA, WIECZÓR TRZECIEGO KRÓLA, SAMO ŻYCIE, WIELKA WSYPA, DZIECKO SZCZĘŚCIA, PRÓBA CIŚNIENIA.


Witold Dębicki za tytułową rolę w spektaklu „Ryszard III” Shakespeare`a w Teatrze Nowym w Poznaniu zdobył Grand Prix festiwalu i statuetkę W. Bogusławskiego na XLIV Kaliskich Spotkaniach Teatralnych.

Zagrał m. in. w filmach: FUTRO, FAŁSZERZE. POWRÓT SFORY, TANGO Z ANIOŁEM, PENSJONAT POD RÓŻĄ, WIECZÓR TRZECIEGO KRÓLA, ŁOWCY SKÓR, SAMO ŻYCIE, GORĄCY TEMAT, TAM I Z POWROTEM, OSTATNIA MISJA, EKSTRADYCJA, BOŻA PODSZEWKA, POGRANICZE W OGNIU, MEDIUM, SIEDEM ŻYCZEŃ, ILE JEST ŻYCIA, CZARNE CHMURY, TWARZĄ W TWARZ i w wielu spektaklach, a ostatnio w: WUJASZEK WANIA, HAMLET, KOLACJA NA CZTERY RĘCE, KRÓL RYSZARD III.

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Mosina, Wywiad, reportaż

Tagi:

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Wasze komentarze (3)

  • Gość
    sobota, 28 sty, 2017, 15:29:34 |

    historie znanie i nieznane…oboje aktorzy są mi znani z kontaktów zawodowych….ale tej historii nie znałam

  • Robert
    sobota, 28 sty, 2017, 18:45:48 |

    „amatorzy, którzy grają tylko w serialach i nie mają żadnych doświadczeń z teatrem, w teatrze się nie sprawdzą” święte słowa

  • Gość
    czwartek, 14 mar, 2019, 11:01:33 |

    Poznaliśmy z żoną P. Marysię w Rogach na wczasach a, potem i P. Witolda.
    Ciekawe czy nas pamiętają.
    Zbigniew i Nela

Skomentuj