Elżbieta Bylczyńska | poniedziałek, 17 lis, 2008 | 1 Komentarz

Tomek

Wyszedł po mnie na schody, na półpiętro. Wiedziałam, że jest niepełnosprawny, że maluje lewą ręką, ale do głowy mi nie przyszło, że ma także amputowaną nogę.

Tomek Szabelski z Rogalinka

Na spotkanie z Tomkiem Szabelskim umówiłam się w jego domu, w Rogalinku. Kiedy jechałam tam w sobotnie, słoneczne południe w lesie po obu stronach drogi z Mosiny jesień płonęła już w najlepsze, na żółto, czerwono, pomarańczowo – widok godny pędzla artysty…
Tomek wyszedł po mnie na klatkę schodową, wiedziałam, że jest niepełnosprawny, że pięknie maluje lewą ręką, do głowy mi jednak nie przyszło, że ma także amputowaną nogę. Zaprowadził mnie do pokoju – pracowni, zaparzył kawę i przyniósł ciasto, które upiekła jego siostra Agata. Usiadłam przy oknie, przez które do wnętrza „zaglądał” orzech, dorodne drzewo z kiściami zielonych jeszcze owoców, wiszącymi na wyciągnięcie ręki.

Tomek od urodzenia cierpi na rzadką, nieuleczalną chorobę.

– W szkole chodziłem o kulach, ale radziłem sobie, uśmiecha się. – Mam nawet z podstawówki jakieś stopnie z w-fu, grałem z chłopakami w piłkę, pływałem, jeździłem na nartach. Ale powoli coraz mniej mogę.
A malowanie zaczęło się w szkole podstawowej, początek był niezwykły. Uczył mnie kuzyn, Waldek Bobrowski, podówczas uczeń Liceum Plastycznego w Poznaniu. W pracowni konserwatorskiej jego ojca, wujka Stanisława, uczyłem się jak zrobić i przygotować podobrazie według prawideł starej sztuki. Pod okiem Waldka namalowałem pierwszy obraz olejny, była to kopia obrazu Wojciecha Kossaka. Nie poszedłem do liceum plastycznego, bo nie miałem pewności, czy poradzę sobie z uciążliwymi dojazdami. W Liceum Ogólnokształcącym w Puszczykowie za namową pani od „plastyki” Zofii Sobkowiak zaczął brać udział w plenerach malarskich w Kiszkowie. Tam po raz pierwszy spotkał się z grafiką, rysowaniem piórkiem i tak nowatorskimi happeningami artystycznymi. Plonem tych plenerów była wystawa w Poznańskim Zamku. W czasie Liceum i po jego zakończeniu uczestniczył w zajęciach z rysunku, rzeźby i historii sztuki w Młodzieżowym Domu Kultury na ul. Jarachowskiego w Poznaniu.
– Wspaniałą atmosferę twórczą stworzył nam niepozorny ” pan z teczką” Jan Górski. Spośród  jego ówczesnych wychowanków wywodzi się młodszy brygadier pożarnictwa, historyk sztuki, artysta rzeźbiarz oraz paru cenionych wykładowców Akademii Plastycznej.
Maturę zdawałem w środku stanu wojennego, w 1982 roku. Na jeden z egzaminów napisałem pracę o elementach symbolicznych w twórczości Jacka Malczewskiego. Po raz pierwszy dotarło do mnie, że obraz może nieść w sobie głębokie treści przekazane poprzez kolor, a nie tylko poprzez temat. Malczewski stał się moim mistrzem. Nie czułem się jednak na siłach, żeby startować na studia.

Jak najmniej z siebie stracić

– Był rok 2002, po kolejnej operacji, nastąpił dla mnie moment odprężenia i ulgi, skończyło się cierpienie fizyczne, poczułem w sobie nowe życie. Poczułem, że muszę się podzielić tą radością z innymi.
Jedynym sposobem, w jaki mógł to wyrazić były obrazy. Zaczął malować pod kierunkiem Lucyny Smok, która prowadzi Pracownię Malarską w Rogalinku pod patronatem  Towarzystwa Przyjaciół Dębów Rogalińskich (dzieła członków stowarzyszenia, m. in. Tomasza Szabelskiego, można co roku oglądać na wystawach organizowanych w Miejskim Ośrodku Kultury w Mosinie).
– Każdy, kto idzie do szpitala w takim celu jak ja lub traci zdrowie w wyniku wypadku, jest narażony na coś, co będzie go blokować. Najważniejsze jest, aby ten stan zaakceptować. Nie trzeba tworzyć niepotrzebnych barier, bo momentalnie człowiek skupia się wtedy na swoim ograniczeniu. Nauczyłem się w ciągu swojego życia, że nie ma sensu się blokować, trzeba robić tyle, ile można i nie budować w sobie barier i zahamowań.

Są ludzie, którzy załamują się pod wpływem cierpień…

– Rozumiem to, że są sytuacje, w których człowiek uznaje, że życie mu się zawaliło, że wszystko jest przekreślone. Trzeba swoje odcierpieć, coś musi w człowieku jednak zostać i trzeba to przerobić i poukładać, tyle, że najważniejsze jest, żeby nie tracić zbyt dużo czasu na cierpienie, starać się jak najmniej z siebie stracić. Trzeba jak najszybciej wracać do zajęć właśnie po to, żeby nie skupiać się na sobie i swojej niepełnosprawności.
Pracował jako telefonista w Zakładzie Pracy Chronionej w Poznaniu, przeniesiony na to stanowisko po latach pracy w administracji.

– Malowałem kartki okolicznościowe, żeby nie zwariować, a ludzie je chętnie zabierali. To były fajne emocje. Z biegiem czasu przy malowaniu większych rzeczy (nie zdarza się to z każdym obrazem) pojawiło się coś, co trudno opisać, co trwa kilka minut. Jest to taka satysfakcja, taka radość, pewność… Tego uczucia z niczym nie można porównać. Później nie jest już ważne, jaki obraz będzie, chodzi o ten jeden, niesamowity moment, dla którego warto żyć.

Kiedy zaczyna malować w pokoju, w którym także mieszka pełno jest wszystkiego: farbek, papierków, karteczek, wody, pędzelków
Tomek maluje instynktownie, zawsze miał kompleks braku wykształcenia w tym kierunku (skończył Studium Technik Terapii Uzależnień i Studium Organizacji Reklamy), uważa, że jest czystym, prostym, zwykłym amatorem.
„Wielki artysta, fenomenalny, jego malarstwo jest piękne, szczególnie kredka, która zależy od uścisku dłoni. A dłoń oddaje to, co się ma w sercu i w duszy. W jego ręce kredka jest nie do pokonania”, twierdzi Joanna Olejniczak – poetka, malarka.

Papież Polak

– Obraz Papieża jest bardzo przemyślany, ale będę go malował jeszcze raz. Pracowałem nad nim pod pewną kontrolą, bardzo emocjonalnie, mając na uwadze przede wszystkim to, że niedługo Jan Paweł II zostanie świętym. Czegoś takiego jeszcze nie przeżywałem – to było oddawanie hołdu. Dlatego starałem się trzymać pewnych ram, bałem się popełnić jakiś błąd. Do następnego po prostu usiądę i wprowadzę kolory, bez żadnych zahamowań, bo tego mi zabrakło.
Ale najpierw obraz musi namalować w sobie:
– Musi być moment wyciszenia, uspokojenia, prośby… Bez tego nie ma co nawet zaczynać.

Działa w klubie, UKS „KOTWICA” Rogalinek. Organizuje zawody łodzi turystycznych i spływy czółnem. Kocha dęby rogalińskie i Wartę.
A Warta to spokój, cisza i … bobry skaczące wieczorem do wody.

Elżbieta Bylczyńska

Więcej o Tomku Szabelskim:

Tomek Szabelski

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Wywiad, reportaż

Tagi: ,

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Wasze komentarze (1)

Skomentuj