Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Elżbieta Bylczyńska | środa, 5 paź, 2011 |

Sprawa jest dość oczywista

16 września mieliśmy zaszczyt uczestniczyć w spotkaniu z Bronisławem Wildsteinem w Pałacu Działyńskich w Poznaniu na promocji jego najnowszej książki „Czas niedokonany„. Wielka rzesza ludzi, wspaniała atmosfera, niezwykłe rozmowy, kolejka do autora – każdy z uczestników chciał zadawać mnóstwo pytań pisarzowi. Publiczność oczywiście pozostała nienasycona. A na koniec…Wywiad dla naszej gazety w księgarni Zysk i S-ka na Wielkiej.

Z Bronisławem Wildsteinem rozmawiają Elżbieta Bylczyńska i Wojtek Czeski

Był Pan prezesem Telewizji Polskiej, jako dziennikarz – publicysta prowadził też wiele doskonałych programów. Nie ma już Pana w ogólnopolskich mediach, dlaczego? Co Pan takiego zrobił?

Sprawa jest dość oczywista – moja osoba wyraźnie nie pasuje do koncepcji dominujących w Polsce mediów. Kiedy rezygnowano ze mnie nikt się nie przejmował tym, ilu miałem widzów w telewizji. Tak zresztą jak w wypadku moich przyjaciół, którzy także stracili programy i nie są  zapraszani do TVP, jak: Janek Pośpieszalski, Joanna Lichocka czy Rafał Ziemkiewicz – oni także przyciągali wielką rzeszę odbiorców. Ja jednak funkcjonuję ciągle. Publikuję w „Rzeczpospolitej”, w tygodniku „Uważam Rze”. Chociaż można mieć obawy, że w ciągu kilku miesięcy i to się zmieni, gdyż wiele osób podejrzewa, że ostatni zakup „Rzeczpospolitej” będzie się wiązał z jakąś zmianą…

Gdyby w Polsce istniał normalny rynek medialny – powiem bez fałszywej skromności – taka osoba jak ja znalazłaby miejsce również w mediach elektronicznych, ponieważ przyciąga dużą grupę widzów. Także tych, którzy chcą zobaczyć osobę z oficjalnym stemplem kontrowersyjności. I to jest normalne. Kolega, korespondent medialny, który wrócił z Ameryki zadał mi zabawne pytanie: dlaczego TVN nie zaproponuje ci pracy? Nawet CNN ma paru prorepublikańskich, konserwatywnych komentatorów, tak powinno być. Właśnie, ale tutaj tak nie jest, natomiast istnieje tendencja do wyeliminowania, tych, którzy nie mieszczą się w dominującym nurcie, co ma prowadzić do usunięcia ze sfery publicznej określonych ludzi, punktów widzenia, opinii i postaw. Co więcej – są to postawy wcale nie takie ekscentryczne, gdyż  reprezentuje je ciągle chyba większość mieszkańców Polski.

Jest Internet…

Internet w Polsce ciągle jeszcze nie odgrywa tej roli, zresztą proszę zwrócić uwagę, kto jest właścicielem największych portali i jak one wyglądają. To są ci sami ludzie, którzy nadają ton głównemu medialnemu nurtowi.

Z zakusami, żeby ocenzurować innych autorów

Tak, ale na to jest mała szansa, mała szansa, aby wprowadzić regulacje kontrolujące Internet. Natomiast, gdy ma się w rękach największe portale, to poprzez nie można narzucić większości określoną wizję świata. Niewielu jest odbiorców, którzy posiadają taki stopień niezależności i aktywności, żeby aktywnie poszukiwać innych internetowych przekazów. W większości raczej nie mają ukształtowanych poglądów, może mają słuszne intuicje, ale nie przekładają się one na sprecyzowane polityczne poglądy, nie posiadają do tego wystarczającej wiedzy, nie zajmują się tym i nie mają pojęcia, kto co mówi. Odbierają to, co dostają i dochodzą do wniosku, że widocznie tak należy odbierać świat …

Może Pan ma jakiś pomysł, żeby to zmienić?

Nic innego nie robię, całe życie mam mnóstwo pomysłów, inna sprawa, że nie wszyscy są nimi zachwyceni. Coś próbuję robić, jak widać, pomimo lat. Nie mam zamiaru znikać… Współpracuję teraz z pewną inicjatywą – formą telewizji internetowej, Razem TV.

Podobną do radia WNET, Krzysztofa Skowrońskiego?

Tak, komentuję tam, Mateusz Dzieduszycki i Robert Tekieli są twórcami tej telewizji. Pracuje w niej paru innych znanych dziennikarzy, m. in. Tomek Terlikowski. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W moim wypadku to sprawa przelotna, gdyż mam obowiązki wobec strony internetowej „Rzeczpospolitej”, ale nie wiadomo, co czas przyniesie.

Czy widzi Pan jakieś znaczenie prasy lokalnej, która nie należy do wielkich koncernów, która kiepsko funkcjonuje w sensie finansowym, nie mniej jest chętnie czytana przez małe społeczności?

Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do wszelkiego typu obywatelskich inicjatyw. Im bliżej ludzi, w sensie lokalnym, tym lepiej to odbieram. Pytanie, czy one będą w stanie przetrwać? Właśnie w związku z Internetem. Widzimy przecież zjawisko odchodzenia od czytania gazet, np. dzienników. Rynek dzienników na świecie kurczy się. Nie wydaje mi się, że można by temu zapobiec. Życie dziennika jest bardzo krótkie, trwa parę godzin. W związku z tym, przy takim funkcjonowaniu Internetu, pojawia się pytanie: Po co nam dziennik? Po co nam gazeta?

Żyjemy w czasie przełomu, zmian kulturowych, trudno więc przewidywać, przewidywania są najtrudniejsze w życiu…

Ale optymistą w życiu jest Pan mimo wszystko…

Mamy ogromne szczęście w porównaniu z pokoleniami naszych rodziców i dziadków. Uczestniczyliśmy w upadku komunizmu. I nie ma co marudzić, natomiast nie znaczy to, że jest cudownie. Takie są realia, mamy pewne zadania, obowiązki i trzeba je wykonywać. Nikt nam nie obiecywał, że będzie łatwo. Musimy stawić czoła rzeczywistości takiej, jaka jest.

I ją opisywać, także w literaturze, mam na myśli Pana ostatnią książkę. Nasza literatura współczesna raczej nie podejmuje takich wyzwań, nie sięga głęboko.

Współczesna polska literatura jest bojaźliwa, płytka, mało tego, jest taka… modna. Zajmuje się, np. trudną] sytuacją transseksualistów, którzy walczą o uznanie; czy księżmi, którzy nawracają się na ateizm. Autorzy takich utworów mogą dzisiaj mieć pewność, że znajdą promocje w znaczących ośrodkach. Groteskowe jest to, że rzeczy promowane przez  najbardziej wpływowe ośrodki zyskują etykietę zbuntowanych, nonkonformistycznych, itp. Szkoda mówić. Skorumpowanie tego środowiska jest bardzo znaczące.

Gdzie Pan widzi szanse lub przeszkody w Polsce w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, wiemy, że są już małe wysepki, pojedyncze środowiska. Jak można pomóc tym niedużym ośrodkom?

Państwo już to robicie. Widzę szansę dla takich inicjatyw, one są tym bardziej wartościowe, że rzeczywiście są niezależne, wynikają z potrzeby, głównie potrzeby duchowej, a osoby je tworzące podejmują realne ryzyko. A więc ci ludzie mają dużo więcej motywacji, niż ci, którzy się podczepiają pod główne ośrodki. Te środowiska wydają bardzo interesujące biuletyny i pisma. W Krakowie mamy Ośrodek Myśli Politycznej, pismo „Arkana”, organ Klubu Jagiellońskiego „Pressje”. W Warszawie funkcjonuje Fundacja Republikańska, która wydaje „Rzeczy Wspólne”. Mamy też „Teologię Polityczną”, pismo i wydawnictwo „Fronda”, Stowarzyszenie Solidarni 2010 i inne. Jest to taki archipelag, bardzo interesujący, który może z czasem przekroczyć tą masę krytyczną i znacząco wpłynąć na rzeczywistość. Powstają też rozmaite portale internetowe, robione własnym sumptem, za własne pieniądze, bez niczyjej pomocy. Pojawiają się przecież filmy, które krążą dziwnym obiegiem, co jest niebywałe, bo na Zachodzie wszystkie telewizje by je pokazywały. W Polsce jak widać jest inaczej. Stąd potrzeba istnienia tych małych, lokalnych środowisk, trzeba powalczyć, z takich rzeczy coś się dobrego rodzi…

Dziękujemy za rozmowę.

„Czas niedokonany”

„Mistrzowsko opowiedziane skomplikowane historie poszczególnych postaci, ich wielostronne, wnikliwe portrety psychologiczne, znakomite dialogi, intelektualny rozmach przedstawianych w powieści problemów, a przede wszystkim niecofanie się przed żadnym tabu, czynią z powieści Wildsteina wydarzenie artystyczne i intelektualne, stawiające autora „Czasu niedokonanego” wśród najwybitniejszych współczesnych polskich pisarzy”.

Prof. Włodzimierz Bolecki, krytyk literacki

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Wywiad, reportaż

Tagi:

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj