Salon VW Berdychowski dni otwarte Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Jesienna moda w Starym Browarze w Poznaniu
Magda Krenc | wtorek, 15 mar, 2011 |

PKP – Poczekaj Kiedyś Przyjedzie

Środa, 16 marca. Obojętnie, co się dzieje, środy bez wątpienia należą do tych gorszych dni w ciągu tygodnia.

Zapominamy już wtedy o minionym weekendzie, a do kolejnego jest jeszcze za daleko. Zawieszeni w próżni pomiędzy dobrymi wspomnieniami a płomiennymi nadziejami na najbliższą przyszłość, próbujemy od rana jakoś się trzymać. Nastawiamy wcześniej budzik, żeby przygotować się psychicznie do wyjścia spod kołdry, a on jakimś cudem nas nie budzi w porę. Próbujemy zignorować spalone tosty i potrzebę przebierania się, gdy pod drzwiami domu czyha nasz pies, któremu zebrało się nagle na czułości. Zimny wiatr pomimo obiecywanej wiosennej pogody da się też przeżyć. Wreszcie, po kilkunastominutowym spacerze stajemy dziarsko na peronie i czekamy na pociąg, który według rozkładu ma przed nami otworzyć drzwi za dwie minuty.

Tak. I wtedy właśnie śmiercią tragiczną odszedł w niepamięć mój optymizm. Po pięciu minutach zaczynam nerwowo wyciągać szyję w poszukiwaniu tlącego się światełka gdzieś tam heeen, na horyzoncie. Nic nie widać. Nagle wszyscy zamierają, gdy z głośników wydobywa się dźwięk: „Pociąg osobowy z (niedosłyszalne) jest opóźniony (niedosłyszalne) minut.”. Chóralne pytanie każdego do sąsiada w niedoli obok: ile?! Chyba 20. Nie, 15! Ja słyszałem 40. Po ustaleniu wspólnej wersji czasu opóźnienia (większość twierdzi, że usłyszało dwadzieścia, chociaż i tak nie uwierzyłam) następuje wspólne marudzenie i narzekanie. Po przemarznięciu do granic możliwości łydek i policzków znów zapowiedź z głośników. Nic nie słychać, niczego nie można zrozumieć. Optymiści twierdzą, że jedzie. Realiści, że zwiększył opóźnienie.

Ostatecznie jest! Nadciąga! Sunie delikatnie na torach jak kuna w leśnym gąszczu! Choć godzina już wybiła taka, że spokojnie mogłam spać pół godziny dłużej i przyjść na późniejszy pociąg. Tym bardziej irytują ci, którzy dopiero co się zjawili. Cwaniaki, spali dłużej. I jeszcze są bezczelni na tyle, że narzekają, że tyle ludzi, ojej, jaki tłok, co oni tu robią, ale ludzi, i tym podobne. Ale to wszystko nieważne – jedzie nasza ostatnia nadzieja na zdążenie jedynie z półgodzinnym opóźnieniem na lekcje, wykłady, do pracy, gdziekolwiek!

Nagle tłum ludzi zaczyna przemieszczać się. Ludzie niczym lawa z czynnego wulkanu, najpierw powoli, potem coraz szybciej przelewają się w moją stronę. Już miałam zacząć panikować, ale wtedy zauważyłam przyczynę tego poruszenia. Jeden skład pociągu. Już całkowicie pełny. To wszystko dalej działo się tak szybko! Drzwi się otwierają, ludzie się wysypują na peron, kolejni próbują się upchać, nie idzie, dopychają się łokciami, przepychają masę ludzką wewnątrz wielkimi brzuchami, odpychają staruszki, dzieci nie mają najmniejszych szans, tłum ryczy, gwizdek odjazdu, drzwi się zamykają na trzy razy, bo najpierw wystawała na zewnątrz czyjaś głowa, potem ręka, a tu kawałek buta! Jest! Zamknięte, cudownie! Pociąg rusza! Nareszcie!

Tylko szkoda, że ja wciąż stoję na peronie.

 Magdalena Krenc

Napisano przez Magda Krenc opublikowano w kategorii Felieton

Tagi:

Magda Krenc

Autorem wpisu jest: Magdalena Krenc, dziennikarka Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj