Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Elżbieta Bylczyńska | czwartek, 26 maj, 2011 |

Wygrać dzieci

Do Redakcji naszej gazety takich sygnałów dociera coraz więcej. Niedawno uchwalono w Mosinie „Gminny program przeciwdziałania przemocy w rodzinie oraz ochrony ofiar przemocy”. Może uda się zapewnić tej rodzinie jakąś pomoc?

Pewnie znajdzie się i taka opinia, że tego typu historie są wewnętrzną sprawą rodziny, że nie należy się wtrącać, tym bardziej pisać w gazecie, zwłaszcza w środowisku, w którym wszyscy się znają. Może i tak. Ale, co zrobić, gdy cierpią dzieci? I kiedy nie widać końca tego cierpienia? I kiedy są zdania, że należy o tym mówić, żeby choć trochę zapobiec złu… Rozbita rodzina i walczący ze sobą na śmierć i życie rodzice, to dla nich piekło.

Nie można być już bardziej przegranym

Monika od kilku lat choruje na raka. Mąż odszedł od niej przed dwoma laty zabierając jednego, starszego syna. Z dnia na dzień. Wyszedł z dzieckiem z domu i nie wrócił. Monika z młodszym synem mieszka w rodzinnym domu. Pomaga jej matka.

Mąż stał się agresywny w stosunku do mnie. Odgraża się, że mi dopiero teraz pokaże, że wziął sobie adwokata nie po to, żeby nie wygrać w Sądzie, opowiada Monika. – To ja mam przegrać. Nie można być już bardziej przegranym…Każdy telefon i kontakt to próba zdenerwowania mnie, mąż nie liczy się z moją chorobą. Pani psycholog powiedziała mi, że jestem słabsza, a on ma siłę i wykorzystuje ją w tej walce.

Procesy w sądach trwają od 2009 roku, w tym czasie stan Moniki pogorszył się, w Wielki Piątek rozpoczęła w Poznaniu drugą chemioterapię.

– Wszystko układało się dobrze do momentu, kiedy zaszłam w ciążę z drugim dzieckiem.

Nie chciałam tego dziecka i miałam o to pretensje do męża. Podczas pierwszej ciąży zachorowałam na zakrzepicę, lekarz kazał mi ciążę usunąć. Chcieliśmy bardzo oboje tego dziecka, zdecydowaliśmy, że się urodzi. Całą ciążę mąż opiekował się mną, nie żałował pieniędzy na prywatne leczenie. Syn urodził się zdrowy. Ale były już przeciwwskazania do urodzenia drugiego dziecka. Drugą ciążę chciałam usunąć, mąż podtrzymywał mnie na duchu, mówił: nie martw się, dasz radę. Ale jak drugi syn już się urodził, przywiózł mnie ze szpitala i na tym się skończyło. Młodsze dziecko nie interesowało go wcale, wychodził z domu, miał swoje towarzystwo, zawsze lubił rozrywkowe życie. Ja myślałam, że jeśli zakłada się rodzinę, to robi się to po to, żeby najpierw wychować dzieci. A rozrywka powinna zejść na drugi plan. Nie byłam zachwycona drugą ciążą, ale jak syn się już pojawił na świecie dziękowałam Bogu, że jest zdrowy. Teraz ma cztery lata, rozwija się bardzo dobrze i nie wyobrażam sobie, że mogłabym go stracić.

Zachorowała po drugim dziecku

– Zaniedbałam starszego syna, ale mąż przy drugim wcale mi nie pomagał. Młodszy miał pięć miesięcy, kiedy okazało się, że mam guza, który w szybkim tempie rośnie. Karmiłam dziecko piersią, musiałam je z dnia na dzień z mamą zostawić, bo poszłam do szpitala na kilka miesięcy. Mąż niewiele pomagał przy dzieciach, ale też pracował. Lekarze uznali, że guza nie można wyciąć, tak jest rozległy i splątany, w obrębie miednicy małej, rzadko spotykany nowotwór – jeden przypadek w Polsce. Zaczęła się chemioterapia.

Wróciłam do domu, bardzo źle się po chemii czułam, nie miałam włosów… Mąż zostawiał mnie samą, nie współczuł mi. Myślę, że jak ktoś jest chory, nie ważne są inne sprawy, w małżeństwie raz jest dobrze raz źle, ale powinno być to wsparcie od bliskiej osoby. A mąż, kiedy męczyłam się w nocy i wymiotowałam, potrafił powiedzieć mi, żebym sobie poszła na dół, bo on nie może spać…

Którejś nocy padły słowa o … zdychaniu.

– Wróciliśmy z przyjęcia od rodziny, czułam się bardzo źle, zaczęły się straszne bóle i chciałam, żeby mąż położył dzieci spać, a on zamiast tego wyszedł na piwo. Wrócił o trzeciej nad ranem i głośno się zachowywał. Mama zwróciła mu uwagę, wtedy wykrzyczał jej: „wściekasz się, bo twoja córka zdycha i nie może zdechnąć”. Bardzo mnie to zabolało, nie odzywałam się, bo tak jest lepiej, kiedy człowiek jest pod wpływem alkoholu. Kiedy zasnął poszłam do łazienki żeby się wypłakać

Życie się toczyło, mąż coraz częściej zabierał starszego syna z domu, nawet nie wiem, dokąd, nie miałam nic do powiedzenia, zostawałam z młodszym. W końcu wyprowadził się razem z dzieckiem do swoich rodziców. Bez uprzedzenia. Przyjechał potem po ubranka syna i zabrał je na siłę.

Po jego odejściu pojechałam do teściów do Puszczykowa, namówiła mnie do tego koleżanka. Wzięłam drugie dziecko ze sobą, na podwórku była teściowa, syn się bawił. Dziecko chciało do mnie iść, jednak furtka była zamknięta na klucz. Chciałam syna zabrać, ale nie miałam sił, żeby go wydostać przez płot. Teściowa wezwała przez telefon męża a mnie obrzuciła  wyzwiskami. Krzyczała: ty lalko Barbi, ty masz raka d… Koleżanka próbowała ją pohamować. Przyjechał mąż, Policja…

Opieszałość sądów, znieczulica, czy niemoc?

Od dwóch lat trwa proces w Sądzie, Monika starszego syna widuje raz w tygodniu.

– Mąż twierdzi, że nie nadaję się na matkę, bo jestem złą matką, ponadto jestem chora, a on jest zdrowy, dlatego chce odebrać mi też młodsze dziecko. To, co w Sądzie się dzieje jest dla mnie piekłem. Mąż żąda teraz rozwodu, dzieci i alimentów na dzieci ode mnie…

Przed dwoma laty psycholog biegły sądowy stwierdził, że młodszy syn powinien zostać ze mną a starszy (wówczas pięcioletni) z ojcem, bo jest z nim emocjonalnie związany. Ale przecież dzieci powinny wychowywać się razem, przecież to są bracia.

Bolesne i wzruszające dla Moniki były słowa starszego syna, który ostatnio objął ją za szyję i powiedział:

– Wiesz co, ja cię kocham bardzo, mamo. Chciałbym tu mieszkać, ale tata mi nie pozwala i babcia…

Mąż Moniki nie zgodził się z ani jednym faktem przedstawionym przez żonę. Jego wersja wydarzeń jest zupełnie odmienna, stwierdził, że Monika kłamie i wykorzystuje chorobę do walki z nim. I że gdyby był naprawdę bezwzględny zabrałby dwoje dzieci, nie czekając na wyrok Sądu.

Pozostaje tylko modlić się, aby ludziom, którzy zadecydują o życiu tych dzieci nie zabrakło dobrej woli i rozsądku. I żeby choć trochę potrafili wczuć się w to, co przeżywa człowiek chory na złośliwy nowotwór.

Najbardziej drastyczne informacje nie zostały wykorzystane w tym artykule, pozostały nagrane na taśmach magnetofonowych.

Imię zmieniono.

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Mosina

Tagi:

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj