W oparach bluesa
Alvon Johnson Blues Band to dosyć specyficzna grupa. Składa się z amerykańskiego gitarzysty i wokalisty Alvona Johnsona oraz polskich muzyków: Łukasza Gorczycy (gitara basowa), Jacka Prokopowicza (instrumenty klawiszowe) oraz Pawła Dobrowolskiego na perkusji. To polsko-amerykańskie zgrupowanie muzyków porwało publiczność zgromadzoną w dniu 7 sierpnia w Mosińskim Ośrodku Kultury wspaniałym, bluesowym wieczorem muzycznym.
Alvon Johnson Blues Band
Właściwie prościej i szybciej byłoby napisać, czego szef owej grupy nie robił na scenie (i poza nią). Pozwolę sobie skupić się na paru elementach, które sprawiły, że ten niezwykle pogodny wieczór był tak magiczny i entuzjastycznie przyjęty. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na osobowość Alvona Johnsona: pełen radości i scenicznej charyzmy, dogadujący się z publicznością bez słów. Duży efekt osiągał swoją zabawną i pełną ekspresji mimiką; była ona nawet swego rodzaju ilustracją jednej z jego solówek. Po prostu stroił miny do każdego granego przez siebie dźwięku, tak jakby chciał go „opowiedzieć” swoim wyrazem twarzy. Niewątpliwie gitarzysta posiada też wspaniałe zdolności taneczne, które dodawały uroku jego scenicznej osobowości. Artysta ten był na tyle bezpośredni, że wyszedł za kulisy, dalej grając na swojej gitarze. Nagle pojawił się wśród publiczności, przechadzał się i podchodził do słuchających go fanów, by zagrali razem z nim. Przedstawiciel publiczności szarpał jedną ze strun, a Alvon dopełniał reszty „formalności”, zamieniając to szarpnięcie w krótką solówkę. I tak w kółko, aż nie podszedł do następnego słuchacza. Niektórym pozwolił nawet na potrzymanie swojej gitary – tamci pokazali, że potrafią wydobyć z niej piękne dźwięki.
Muzyka
Ja tutaj o charyzmie scenicznej, a na razie ani słowa o muzyce. Otóż było tam mnóstwo bluesa. Głównie standardy takich sław jak B.B. King, Elvis Presley czy Louis Armstrong. Pełne pasji było wykonanie meksykańskiego hitu „Besame Mucho”. Gitarzysta bardzo zręcznie przebierał palcami, czuć było świeżość i niesamowitą lekkość jego gry, bez pomocy kostki. Dodatkowo nastrój stworzył głęboki i silny wokal amerykańskiego muzyka. Dał on niezwykły popis przy wykonaniu „Hey Joe” Jimiego Hendrixa – było one bardzo żywiołowe, mocno rockowe. Niezwykle udany cover, z którego sam autor byłby zapewne bardzo dumny. To wszystko, połączone z bardzo zgraną grą zespołu, porwało mosińską publiczność. Autor bisował dwa razy, choć widać było, że to zdecydowanie za mało. Wszyscy wstali i tańczyli, gdy zespół wykonywał na bis „Johnny B. Goode” Chucka Berry’ego.
Bardzo szybko skończył się ten niezwykle radosny, bluesowy wieczór. Publiczność wychodziła wyraźnie ukontentowana tą muzyczną ucztą. Przy wyjściu z Mosińskiego Ośrodka Kultury czekał na nich Alvon Johnson, który sam sprzedawał i podpisywał swoje płyty. Otwartość, szczerość i bezpośredniość tego człowieka była równie powalająca, jak jego muzyka.
Wojciech Czeski
Tagi: koncert, Mosiński Ośrodek Kultury