Futerał ważniejszy od skrzypiec
– Problemy i postawy ludzkie są od wieków niezmienne. Tak samo kochamy, tak samo nienawidzimy, intrygujemy i spiskujemy. I wynikają z tego pewne perypetie… – Profesor Jacek Strzelecki.
Salon mistrza to jedna wielka galeria obrazów. I choć dzieła sztuki przyciągają wzrok, nie jest możliwa ich kontemplacja…
Powodem jest Mela, ukochana suczka artysty, znajda i niesamowity „włóczykij” o sarnich oczach, znany chyba wszystkim mieszkańcom mosińskiego Czarnokurza. A, że prof. Jacek Strzelecki jest wielkim miłośnikiem psów rozmowa zaczyna się właśnie od czworonogów.
Mela oczywiście wie, o co chodzi, zasiada z psią radością obok stołu i słucha, przekrzywiając łepek, opowieści swojego pana o tym jak znalazła się w domu malarza lub raczej jak sama sobie wybrała ten dom i pozostała w nim na zawsze. I może będzie przesadą to, co powiem, ale nie wiem, kto ma więcej w oczach miłości – pan czy pies…
Oprócz Meli, obecnie w ogrodzie mieszkają jeszcze dwa psy, Bubu i Leoś syn Meli, każdy o uroczej psiej osobowości. Większość czworonogów, które wcześniej tu zamieszkały, a było ich kilka, wprowadzała się do państwa Doroty i Jacka Strzeleckich nie pytając wcale o zgodę. Wszystkie mają silny związek ze sztuką (wolno im przebywać w pracowni mistrza) – uwielbiają podkradać – wyjadać z garnków żelatynę, klej potrzebny do gruntowania płócien.
Profesor Jacek Strzelecki (ur. w 1959 r.) pochodzi z Gniezna, ukończył z wyróżnieniem Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Poznaniu w 1978 r. W tym samym roku podjął studia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu, uzyskując dyplom z wyróżnieniem w pracowni malarstwa prof. Jana Świtki, w której przez wiele lat był asystentem. Od 1994 roku prowadzi I Pracownię Rysunku na Wydziale Malarstwa PWSSP, a obecnie Uniwersytetu Artystycznego. Swoją żonę Dorotę poznał w Liceum Plastycznym, do którego razem uczęszczali. Córka Zofia, jest również absolwentką poznańskiej ASP, zajmuje się fotografią i animacją.
– Po ślubie przez kilka lat mieszkaliśmy w Puszczykowie w domu rodzinnym Doroty, a kiedy udało nam się kupić kawałek ziemi na Czarnokurzu, wybudowaliśmy dom i w 1986 roku zamieszkaliśmy tutaj. Wsiąkliśmy w Mosinę, Dorotka od 1981 roku jest pracownikiem Mosińskiego Ośrodka Kultury, instruktorem do spraw plastyki a od momentu powstania w 1993 roku Galerii Miejskiej w Mosinie, jest jej kierownikiem artystycznym. Ja jestem członkiem Rady Artystycznej Galerii, która w przyszłym roku będzie obchodziła swoje 20-lecie działalności.
Uprawia malarstwo sztalugowe, rysunek i malarstwo monumentalne. Wykonał polichromie ścienne w korytarzu Uniwersytetu Artystycznego (1982 r.), w kościołach: w Puszczykowie – p.w. Św. Józefa, w Mosinie – p.w. Św. Mikołaja, w Poznaniu na Os. Wichrowe Wzgórza – p.w. Wniebowstąpienia Pańskiego. Ponadto na ścianach Muzeum Armii Poznań i Izby Muzealnej w Mosinie.
„W obrazach Jacka Strzeleckiego wiją się zniekształcone postacie ludzkie, w uścisku, w walce, w zmaganiu. Tematem prac są sceny z mitologii, wypełniają je walczący z sobą herosi, mojry, hydry i boginie. Artysta odwołuje się do odwiecznej metafory walki dobra ze złem, do losów i dramatów ludzkich, a inspiracje znajduje w mitach”.( fragm. tekstu do katalogu Galeria Miejska, 2011 r. D. Strzelecka)
Debiut
Zadebiutował w 1986 roku wystawą w „Galerii Nowa” mieszczącą się w Teatrze Nowym w Poznaniu, po trzech latach od uzyskania dyplomu uczelni.
Dwukrotnie zdobywał nagrody na Ogólnopolskim Konkursie Malarskim im. Jana Spychalskiego w Poznaniu, był też jurorem na Festiwalu Malarstwa Polskiego w Szczecinie.
Miał 15 wystaw indywidualnych.
Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych, począwszy od krajowych, przez Berlin, Sofię, Bratysławę, Budapeszt, Londyn, Hanower. Jego obrazy znajdują się w USA, Szwecji, Austrii, Holandii, Australii, Niemczech. Ma na koncie także imponujący dorobek, jeśli chodzi o realizacje malarstwa sakralnego. Portrety – między innymi rektorów – wiszą w Uniwersytecie Ekonomicznym, UAM, Akademii Wychowania Fizycznego, na Politechnice Poznańskiej. Dwa lata temu namalował portret prezydenta Poznania Wojciecha Szczęsnego Kaczmarka, który w tej chwili jest wyeksponowany przed Salą Białą w Urzędzie Miejskim w Poznaniu.
Minęły czasy, kiedy ludzie ukrywali się ze swoją niepełnosprawnością
Od kilku lat porusza się na wózku inwalidzkim, we wrześniu ubiegłego roku konieczna okazała się amputacja nogi. Był to zwykły wypadek, sześć lat temu, prof. Strzelecki wracał z zajęć na uczelni i poślizgnął się na oblodzonym chodniku…
Teraz czeka na protezę i cieszy się, że już niedługo znowu będzie mógł chodzić.
Nie uważa tego za osobistą tragedię, twierdzi, że minęły czasy, kiedy ludzie ukrywali się ze swoją niepełnosprawnością.
– Było to skomplikowane otwarte złamanie w dwóch miejscach z przemieszczeniem. Ale nie doszłoby do amputacji, gdyby nie błędy lekarskie…
Czy był to szok?
– Tak bym tego nie określił. Nie można wpadać w panikę. Uznałem to za wypadek, taka a nie inna była potem kolej rzeczy… I wziąłem się solidnie do pracy. W czasie tych kilku lat, kiedy jeździłem na wózku zrobiłem największe w życiu – formatowo – realizacje malarskie.
Z inwalidzkiego wózka wykonał freski w poznańskim kościele na Wichrowych Wzgórzach, obraz o szerokości 14 m. wysoki na 7 m. Pracował na podstawie wcześniej wykonanego projektu, który musiała zaakceptować Komisja Kurii Katedralnej, a to nie jest taka prosta sprawa. Aby dostać się na określony poziom rusztowania musiał podciągać się przy pomocy specjalnie skonstruowanej windy, na wysokość drugiego piętra. Każda z postaci 11 apostołów miała wysokość ok. 3 metrów. Była to scena przedstawiająca Wniebowstąpienie Pana Jezusa – jego postać znajdowała się prawie pod sklepieniem świątyni. Tworzył z odległości ok. 50 centymetrów.
– Wszystko musiałem malować z pamięci. Dopiero po zdjęciu rusztowania zobaczyłem jak wyglądała całość.
Jeszcze w czerwcu 2011 roku, przed pójściem do szpitala namalował polichromię ścienną na tynku dla kościoła na Osiedlu Piastowskim w Poznaniu.
Malarstwo sakralne
– Są to konkretne zamówienia do konkretnego tematu. Tak się składa, że przez wiele lat zajmowałem się i technologią malarstwa, i właśnie malarstwem ściennym. Niewielu artystów tym się zajmuje, mam na myśli także dawne techniki. A poza tym za każdym razem jest to wyzwanie, bo jest to trudne, wręcz karkołomne zajęcie, wymagające pracy z rusztowania i objęcia projektu w całości. Niekiedy nie ma nawet możliwości korygowania własnych błędów. Techniką, której używam jest technika enkaustyczna na surowej cegle lub tynku. W malarstwie na płótnie niektóre partie można wymazać czy poprawić. Tutaj każde położenie farby musi już zaistnieć. Niczego cofnąć nie można.
Malowanie niekiedy na pamięć, brak możliwości skorygowania ewentualnego błędu, perfekcja, ogromne dzieło, jako jedna całość…Dla laika jest to niepojęte.
– A dla mnie perfekcjoniści, to ci, którzy potrafią zapamiętać cały utwór muzyczny i zagrać go, śmieje się profesor. – I niektórzy są do tego jeszcze niewidomi.
Twórczość Jacka Strzeleckiego wynika z zainteresowania mitologią, historią i religioznawstwem
– Tymi okresami archetypicznymi, które są podstawą naszej cywilizacji, czyli kulturą Egiptu, Grecji, mitologią celtycką, germańską, mówi profesor. – Stąd jakby wynikają te wszystkie inspiracje do moich projektów. Teatr grecki, który do tej pory, mimo upływu tysięcy lat zachowuje aktualność. Postawy, problemy ludzkie są niezmienne. Zmieniają się tylko scenografie, kostiumy, reszta jest bardzo aktualna. Podobnie jak sztuki Szekspira, bo tak samo kochamy, tak samo nienawidzimy, intrygujemy, spiskujemy. I wynikają z tego pewne perypetie, które wtedy były ważne i są ważne dzisiaj. W swojej pracy nie korzystam z jakiegoś wzoru, który naśladuję, jest to raczej pewien konglomerat wszystkiego, co znam. Inspiracje czerpię z teatru, literatury, z własnych przemyśleń.
W planach artysty jest namalowanie obrazów pasyjnych – Drogi Krzyżowej.
– Nie wolno jednak podchodzić do tego tematu powierzchownie i traktować lekko. Tutaj twórca dotyka największej tajemnicy, dogmatu wiary. Śmierci i Zmartwychwstania. Na tym zbudowana jest nasza wiara i egzystencja, i być może przyszłe życie…I żeby takie dzieło stworzyć potrzeba tej wiary, bo bez niej tworzy się obrazki, ilustracje.
Sztuka i młode pokolenie – „ta dzisiejsza młodzież”
– Zawsze tak się mówiło… Ona jest inna, ta obecnie wychowana w dobie Internetu, przy otwartych granicach, wiele podróżująca, znająca języki, jest jeszcze bardziej ciekawa świata. Nie powiem, żeby kiedyś było lepiej albo gorzej – zawsze jest inaczej. Żyjemy w świecie ciągłych zmian, teraz tak samo jak dawniej pojawiają się młodzi ludzie, którzy są ambitni, chłonni wiedzy, pragnący zmieniać świat na lepsze, realizować swoje marzenia i wprowadzić je w życie. Dysponują innymi narzędziami, poruszają się w obszarze nowych mediów, lecz jest coś, co łączy – chęć ukazania własnego Ja, zaistnienia. Wiadomą rzeczą jest nie od dzisiaj, iż z wielkiego grona absolwentów niewielu tylko ma szansę zaistnieć. Duże znaczenie ma rywalizacja, to poprzez większy dostęp do nauki – bogate oferty uczelni pozwalają na studiowanie wybranych kierunków a także, możliwość ciągłego podnoszenia kwalifikacji. Podobnie jest w branży muzycznej – nie każdy zostaje solistą, wygrywając Konkurs Chopinowski lub Wieniawskiego. Większość skończy szkołę i zajmie się grą w orkiestrach, zespołach symfonicznych lub rozrywkowych, pedagogiką lub pracą przy upowszechnianiu kultury i to też jest wielka wartość. Gros naszych absolwentów nie „uprawia” sztuki, zajmuje się innymi pokrewnymi zajęciami, wynoszą jednak z uczelni duży bagaż umiejętności, wrażliwości świadomości, która pozwala im spełniać się w wybranej przez siebie drodze zawodowej. Wielu moich studentów pracuje już na uczelni. Kontynuują pracę artystyczną, którą wielokrotnie prezentowali w wielu galeriach, m.in. w Galerii Miejskiej w Mosinie.
Trudne czasy dla sztuki
W Polsce rynek sztuki, jako taki nie istnieje. Większość ludzi zwyczajnie nie stać na zakup dzieła – obrazu, rzeźby, grafiki, rysunku – na kolekcjonowanie. Staramy się jakoś przeżyć, spłacamy kredyty, płacimy rachunki, a na zakup obrazu, książki czy nabycie biletu do teatru, opery często zwyczajnie nas nie stać. Telewizyjne media karmią nas sieczką i tandetą, serwując nam do przesytu seriale rodem z latynoskich „oper mydlanych” i dość nie wybredne kabarety, konkursy i quizy na poziomie, o którym lepiej nie wspominać. Wartościowe programy i filmy nadawane są w późnych godzinach nocnych, a takie stacje jak TVP Kultura często przegrywają w rywalizacji z tym całym „szoł”. Telewizja i tabloidy kreują „gwiazdy”. Młode aktoreczki, którym niejednokrotnie brakuje podstawowego warsztatu oraz „celebryci”(czytaj aktualne i upadłe „gwiazdy”, skandaliści i dziwolągi) dyktują nam wzorce zachowań, wyglądu i mody. Nadrzędnym tematem staje się fakt, iż jakaś pani na bardzo wystawnym przyjęciu w ekskluzywnej restauracji pokazała się w bucikach, które nie pasowały do sukienki z torebką, z którą już ją wcześniej widziano. Takie pseudo Hollywood dla ubogich.
Pozory mecenatu stwarzają konkursy dla młodych artystów, wręczanie „Paszportów”, „Medali” „Statuetek” odbywa się w świetle jupiterów na pokaz. Wydaje mi się, że organizatorzy tych imprez bardziej promują siebie, „gwiazdami” są prezenterzy a nagrodzony artysta jest tylko podmiotem i gdy zgasną światła jest pozostawiony samemu sobie. Tak jakby miało się spełnić złowieszcze proroctwo prof. Bardiniego, że „Futerał jest ważniejszy od skrzypiec”.
Wystarczy wziąć do ręki nasze gazety – recenzje teatralne ukazują się raz na pół roku, recenzji z wystaw plastycznych praktycznie nie ma (chyba, że ktoś ma znajomego dziennikarza). Kiedyś czytało się recenzje z każdego koncertu w filharmonii, z każdej premiery w operze, teatrze czy z wystawy. Teraz pisze się o celebrytach. Mam tylko nadzieję, że jest to takie zachłyśnięcie jak się kiedyś zachłysnęliśmy plastikowymi obrusami czy płaszczami ortalionowymi, coca colą i Mc Donaldem. I, że to przejdzie. Ale pociesza fakt, że do Teatru Nowego nadal trudno jest kupić bilet, i że takich małych miejscowościach jak Mosina od prawie 20 lat istnieje Galeria Miejska, działająca pod patronatem poznańskiego Uniwersytetu Artystycznego i Związków Polskich Artystów Plastyków. Dzięki przychylności władz Mosiny, które wspierają działalność Galerii można było stworzyć miejsce dla sztuki współczesnej, która znalazła tutaj licznych odbiorców i jest niewątpliwie jedną z nielicznych enklaw na kulturalnej mapie Wielkopolski, znana daleko poza jej granicami. Mosina może poszczycić się ilością zamieszkałych w obrębie miasta artystów związanych z UAP.
Ale Galeria Miejska w Mosinie to jest odrębny temat na rozmowę chyba raczej z moją małżonką, Dorotą…
Tagi: Galeria Sztuki w Mosinie, malarstwo, Poznań
Wasze komentarze (3)
Fajnie że są profesorowie którzy pomagają człowiekowi posługiwać się dłonią i umysłem, którzy otwierają przed nami nowe horyzonty, i którzy wreszcie swoją twórczością czynią Świat piękniejszym i pełniejszym.
Rzeczowe i trafne określenie naszej rzeczywistości, a szczególnie medialnej. Całkowicie się zgadzam. Tak trzymać Panie Jacku. Pozdrawiam 🙂
Obecnie wyprawa do teatru czy opery to całkiem spore przedsięwzięcie; zarówno pod względem finansowym, jak i znalezieniem odpowiedniej ilości czasu. Często, goniąc za pieniędzmi, co nie zawsze jest sprawą łatwą, zatracamy swoją potrzebę obcowania z kulturą.