Strona główna / Aktualności / „Nóżka sama chodzi”

„Nóżka sama chodzi”

 Joe Bonamassa „Driving Towards the Daylight”. Bardzo niepozorny facet w ciemnych okularach, taki stereotypowy Amerykanin, obok którego nie znająca go osoba przeszłaby obojętnie.

Pod tą maską zwyczajności kryje się jednak istny geniusz. Joe Bonamassa, bo o nim mowa, uważany jest za jednego z najzdolniejszych gitarzystów młodego pokolenia. Cudowne dziecko, które w wieku 12 lat koncertowało przed samym B.B. Kingiem. Swoją pierwszą płytę nagrał w roku 2000, a do dzisiaj wydał ich już dziesięć, nie licząc albumów koncertowych oraz tych nagranych z innymi artystami. Już same te dane świadczą, że obiektywnie mamy do czynienia z nieprzeciętnym muzykiem.

Sprawa staje się jeszcze bardziej oczywista, gdy odsłuchamy jego najważniejszych dokonań. Mnóstwo świeżości, nowych interpretacji klasyków bluesa, prawdziwej miłości do tegoż gatunku, ale z nastawieniem na jego twórcze odkrywanie, a nie odtwarzanie. A przy tym polot rockowej energii, wyczucie solowych popisów i hołd oddawany wielkim muzykom. Nie inaczej jest z jego najnowszą płytą, Driving Towards the Daylight”, która udowadnia klasę muzyka. Bonamassa to nie tylko partie gitarowe najlepszej próby, ale także ciekawy i charyzmatyczny wokal. Tego wszystkiego nie mogło zabraknąć w jego najnowszym dziele.

Amerykański gitarzysta po raz kolejny zaskakuje. Nie daje się on bowiem uwikłać w rutynę grania bluesa, tylko stale odkrywa przed słuchaczami coś nowego. Uderza otwierająca album kompozycja „Dislocated Boy”, stateczna, acz pełna werwy, odrobinę zadziorna wręcz. Dalej artysta nie spuszcza z tonu – razi nas energetycznym utworem „Stones in My Passway”, przy którym, jakby to powiedzieć w slangu, „nóżka sama chodzi”. Pieści uszy słuchacza doskonały utwór tytułowy, świetnie wyważona, nostalgiczna ballada. Mocny, przeciągany blues „A Place in My Heart”, z delikatnymi fragmentami, łkającymi partiami gitary przez dłuższy czas nie dają chwili wytchnienia. Artysta nie spuszcza z tonu i dalej karmi nas dynamicznymi kompozycjami – „Lonely Town Lonely Street” z licznymi popisami gitarowo-klawiszowymi, czy wpadające w ucho „Heavenly Soul”. Całość zamyka soulowy utwór „Too Much Aint Enough Love” z przeszywającym i przejmującym wokalem Jimmy’ego Barnes’a.

Muszę przyznać, że pomału brak mi słów na to, co wyczynia ten niepozorny muzyk zza oceanu. W najnowszym albumie nie ma tych charakterystycznych dla niego niuansów, zmian akcentów, jest za to surowość podana słuchaczowi bez owijania w bawełnę. Wydaje się, że swój niepowtarzalny urok płyta ta mogłaby ukazać podczas beztroskiej podróży po amerykańskich szosach wśród licznych pustkowi. Zarówno dzięki swojej porywającej rytmice, jak i nieokiełznanym, wydobywającym się z dzikiego serca dźwiękom. Wydaje mi się, że kompozycja „Somewhere Trouble Don’t Go” smakowałaby najlepiej, gdyby towarzyszył jej przysłowiowy wiatr we włosach. Intrygujący facet z tego Bonamassy – z płyty na płyty trzyma poziom, a nie wygląda na to, by miał zamiar nagle stracić formę. Najbardziej irytuje on chyba adeptów ciągle szlifujących swój gitarowy warsztat. „To nie jest możliwe, że jest sobie taki Bonamassa i tak gra”, powiedzą. I do tego jak śpiewa!

Joe Bonamassa w Madrycie, 2009
Joe Bonamassa w Madrycie, 2009

 

Autor Wojciech Czeski

Autorem wpisu jest: Wojciech Czeski, dziennikarz Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Sprawdź również

Wybory Prezydenta RP 18 maja 2025

Wybory Prezydenta RP 2025 – najważniejsze informacje dla mieszkańców Mosiny i Puszczykowa

Już w niedzielę, 18 maja 2025 roku, w godzinach 7:00–21:00, odbędzie się głosowanie w wyborach …

34 mln zł - roczny kosz zbioru śmiecu z lasu

Śmieci w lasach – niekończąca się opowieść

Pozostałości z wypalania kabli, tony rybich wnętrzności, góry bułek, martwego drobiu, tysiące opon, litry chemikaliów, …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *