Jest takie gospodarstwo w Pecnej, gdzie powietrze przesycone jest wiejską sielanką, spokojem i ciszą. Tu każdy znajdzie wytchnienie od miejskiego zgiełku i codziennych problemów. Kozy, owce i króliki to tylko nieliczne atrakcje, jakie oferuje właściciel.
Z GRZEGORZEM KOSOWSKIM z Pecnej – autorem i właścicielem „Wiejskiej Zagrody” rozmawia Barbara Czaińska.
– Panie Grzegorzu, jak narodził się pomysł przygotowania „Wiejskiej Zagrody” i jaki był jej cel?
– Pomysł narodził się już wiele lat temu, gdy moje dzieci były jeszcze małe. Wyjechałem w jedną niedzielę z nimi na dożynki do Zbrudzewa. Wtedy odniosłem wrażenie, że dzieci nie były zainteresowane tym, co podziwiali dorośli. Liczyły, że zobaczą na dożynkach jakieś zwierzątka. Chodziło oczywiście o zwierzęta gospodarskie. Nikt ich jednak nie pokazał. Dlatego już w następnym roku to ja zorganizowałem taką wystawę. A głównym jej celem jest zachowanie tradycji wiejskiej. Chciałem pokazać dzieciom prawdziwe zwierzęta, które dotąd znały tylko z ilustracji, a wielu dorosłym przypomnieć lata dzieciństwa i prace wykonywane kiedyś w gospodarstwie rodziców. Poza tym ratuję w ten sposób różne przedmioty przed zniszczeniem.

– Przygotowanie wystawy to mnóstwo pracy. Kto Panu w tym pomaga?
– Właściwie to cała rodzina, a szczególnie córka Magdalena. Objęła ona dział gospodyni domowej. Piecze chleb, ubija masło, smaży placki ziemniaczane i przygotowuje poczęstunek dla zwiedzających wystawę. Syn Daniel pomaga mi w przewożeniu zwierząt, a żona otacza je opieką.
– Gdzie na co dzień można obejrzeć Pana wystawę?
– Na co dzień nie ma obecnie takiej możliwości, ponieważ pracuję zawodowo, a dzieci uczęszczają do szkół. Dlatego postanowiłem brać tylko udział w prezentacjach w terenie. Kiedyś, gdy miałem więcej czasu, udostępniałem mój skansen odwiedzającym.
– Wiem, że prowadził Pan nawet zajęcia z uczniami. Na czym one polegały?
– Uczniowie nie tylko oglądali zwierzęta, ale dowiadywali się o nich wielu ciekawych rzeczy, np. czym się żywią i jakie mają zwyczaje. Mogli wziąć też udział w warsztatach pieczenia chleba, ubijania masła i mielenia ziarna na mąkę. Dużo przyjemności sprawiała im praca prostymi narzędziami rolniczymi.

– Gdzie najczęściej prezentuje Pan swoją „Zagrodę”?
– W Poznaniu podczas festynów osiedlowych, ale także – co szczególnie sobie cenię – w Mosinie na rynku, w Niedzielę Palmową.
Wystawiałem też moją „Zagrodę” na Targach POLAGRA, wprowadzając wiejską atmosferę i umilając zwiedzającym czas, przy stoisku prezentującym Region Wielkopolski.
– W sierpniu tego roku zdobył Pan podczas Dożynek Wielkopolskich pierwszą nagrodę w konkursie na „Najciekawsze stoisko wystawy rolniczej”. Co Pan czuł w chwili ogłoszenia werdyktu?
– Po prostu trudno mi było w to uwierzyć! Jednak ta nagroda zmotywowała mnie do dalszej pracy. Utwierdziła też w przekonaniu, że to, co robię, czym się zajmuję, ma swój sens i jest potrzebne ludziom.
Zapamiętałem słowa wypowiedziane przez jednego ze zwiedzających, iż jestem jedyny
w Wielkopolsce i chyba ostatni w kraju, który pokazuje taki skansen.
– Jakie ma Pan jeszcze inne zainteresowania?
– „Zagroda” pochłonęła mnie w całości i ciągle myślę, co nowego mógłbym jeszcze pokazać. Na ostatniej wystawie w Grzybnie urządziłem prawdziwą wiejską izbę, w której znalazło się wiele zebranych eksponatów, a także drewniany magiel i dzierża do urabiania chleba.
– W przyszłym roku ma powstać w Mosinie „Zielony Rynek” z tradycyjnym piecem do wypiekania dużych bochenków chleba. Co Pan o tym sądzi?
– Bardzo dobry pomysł. Przynajmniej ludzie będą mogli skosztować takiego chleba i przy okazji zobaczyć, jak on powstaje.
– Jakie ma Pan plany i marzenia?
– Chciałbym znaleźć w najbliższej okolicy miejsce, gdzie mógłbym urządzić skansen. Wtedy przyjmowałbym gości, witając tradycyjnym chlebem i solą, i pokazałbym, jak kiedyś pracowało się na wsi. Cały czas też myślę o powiększeniu mojej „Wiejskiej Zagrody”.