Śladami książki „Marianna i Róże” w słowach i obrazach
Od tej książki wszystko się zaczęło.
16 kwietnia Dyskusyjny Klub Książki gościł profesora Kazimierza Zimniewicza.
Książka „Marianna i Róże”
Profesor jest potomkiem Józi Zimniewiczowej, jednej z bohaterek quasi-pamiętnika Janiny Fedorowicz i Joanny Konopińskiej. Książka „Marianna i Róże. Życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1889 – 1914 w tradycji rodzinnej” jest pozycją wyjątkową na liście lektur naszego klubu. Wiąże się z nią cała historia. Bo od tej książki wszystko się zaczęło: półtora roku temu na inauguracyjnym spotkaniu DKK lekturą nadobowiązkową była właśnie „Marianna”. Jako nowa pracownica biblioteki zostałam mile zaskoczona: spotkałam wśród czytelników prawdziwych pasjonatów. Pan Tomasz Jakś na przykład przeprowadził całe śledztwo dotyczące jednej z książkowych postaci i okazało się, że Helcia Thomas (siostrzenica Józi i Marianny) w dwudziestoleciu międzywojennym przeprowadziła się do Mosiny i aktywnie działała na rzecz miasta. Inne panie z naszego klubu: Kamila Grzelczak i Maria Prałat odbyły podróż szlakiem bohaterów pamiętnika, odwiedzając dworki i kościółki wielkopolskie. Relacje z ich wyprawy zainspirowały nas do odbycia dwóch wycieczek: jeżeli pani Maria i pani Kamila mogły wybrać się w „podróż sentymentalną”, to dlaczego nie my?
W czerwcu ponad pół setki osób odwiedziło opuszczoną Polwicę (pierwszy majątek Marianny i Michała, nabyty z pomocą Emilii Szczanieckiej), modrzewiowy kościółek we wsi Śnieciska, stanowiący parafię Jasieckich (przy wysłużonym konfesjonale spowiadali się członkowie rodziny), świątynie w Mądrych (cel dziękczynnej pielgrzymki Marianny i starszych córek). Do przestronnego, pięknie położonego dworku w Ostrowieczku, obsadzonego różami, trafiliśmy jako pierwsza wycieczka i zwiedziliśmy go od piwnic po strych. Na zakończenie wstąpiliśmy na cmentarz w Dolsku, gdzie pochowana została Róża Malinowska, mama Marianny.
Owocem drugiej, październikowej eskapady, było odnalezienie, po wielu perypetiach, grobu Jasieckich, których pochowano na Dębcu w Poznaniu. Rok temu przeniesiono ich szczątki na cmentarz w Dolsku do grobu Róży. Zostaliśmy też oprowadzeni po kościele w Komornikach, którym zarządzał ksiądz Franciszek Malinowski, uczony i społecznik, ukochany stryj Józi Zimniewicz. Na urokliwej plebani, pokrytej winobluszczem dorastało rodzeństwo Malinowskich: najstarsza Józia, Marianna, Anulka i Antoś.
Wystawa szkiców i obrazów Pracowni Plastycznej, przygotowana pod kierunkiem Joanny Janeckiej-Rembowskiej, dotyczyła właśnie Ziemi Komornickiej – plebani i kościoła. Dwa portrety przedstawiały Różę Malinowską, prapraprababcię profesora Zimniewicza, do której szacowny potomek jest uderzająco podobny – jak zgodnie stwierdzono.
Z książki Fedorowicz i Konopińskiej dowiedzieliśmy się, że Józia Malinowska, osoba pulchna i wesoła, słynęła w okolicy jako dobra gospodyni, matka jedenaściorga dzieci. Jej mąż, Ignacy Zimniewicz, był kierownikiem szkoły ludowej w Wolsztynie, utalentowanym nauczycielem muzyki i kierownikiem chóru. Jak było naprawdę, opowiadał profesor. Przede wszystkim dzieci było sześcioro, trzy córki i trzech synów. Mąż Józi miał na imię Konstanty, nie prowadził chóru, ale pięknie grał na pianinie. I na dodatek nie mieszkał w Wolsztynie. W ten sposób na własne oczy zobaczyliśmy, jak fakty mieszają się w z fikcją literacką. Profesor spisał dzieje swego rodu w „Opowieściach rodzinnych”, pozycji, której niestety nie można dostać nawet na czarnym rynku. Może, gdy minie kilkadziesiąt lat, będzie można zagłębić się w losy tej odnogi rodziny Zimniewiczów? Na zakończenie spotkania okazało się, że profesor Zimniewicz, znany ze swej działalności społecznej i naukowej w Towarzystwie Miłośników Ziemi Kościańskiej, jest dobrym znajomym niektórych mieszkańców Mosiny.
Zofia Staniszewska
Wasze komentarze (5)
Jako potomek w prostej linii Jasieckich zamieszczam prośbę od rodziny opiekującej się grobem w Dolsku, aby na grobie Businki nie stawiać świec, ponieważ bardzo trudno było płytę granitową wyczyścić przed tegorocznym Świętem Zmarłych.
Bardzo piękna powieść, czytałam ja z radością, przeniosła mnie w świat ciekawy a zarazem trudny, pokazany w malowniczy sposób. Dziękuję za możliwość poznania Rodziny Marianny.
Czytam Marianna i Róże, traktuję książkę jak pamiętnik jak chciały autorki, książka pełna jest wzruszającej codzienności. Dziękuję.
Boleję nad tym co zostało z dworku i majątku.
Także jestem zachwycona „poezją codziennej prozy”. Marianno, gdziekolwiek jesteś, dziękuję.
Uwielbiam tę książkę. Przeczytałam ją już cztery razy.
Traktuję ją jak odskocznię od codzienności. Zżyłam się z bohaterami i za każdym razem przeżywam ich sprawy i zapisuję to co wiem o Rodzinie.
Ciągle coś mnie dziwi, zachwyca, drażni, ale to jest moja ulubiona lektura