Elżbieta Bylczyńska | sobota, 23 mar, 2013 |

Unikalna opowieść – część 2.

Z Puszczykowem związany jest od 44 lat. Związany, bo kilka lat w ciągu swojego tutaj życia spędził między innymi w Rzymie. Pięknych lat, które na zawsze wpisują się w historię świata i służbę największemu Polakowi – bł. Janowi Pawłowi II…

Jest to historia nigdzie jeszcze nie publikowana, z wyjątkiem kilku wywiadów i dokumentów filmowych, w których brat Marian Markiewicz brał udział razem z ks. Stanisławem Dziwiszem (obecnie kardynałem). Opowieść brata Mariana ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego w Puszczykowie drukujemy na łamach naszej gazety w odcinkach.

Cz. 2 (część pierwsza: Unikalna opowieść cz.1)

Poprzednie części:

„Marianku, a ostrzygłbyś mnie? 
Żebym jakoś wyglądał na tym konklawe.”

Brat Marian z Puszczykowa

Kardynał Albino Luciani zostaje papieżem 26 sierpnia 1978 r. i przyjmuje imię Jan Paweł I. Brat Marian w ciągu tego krótkiego pontyfikatu, trwającego tylko 33 dni bierze udział we wszystkich audiencjach generalnych nowego papieża. Na jednej z pierwszych Jan Paweł I tłumaczy, dlaczego przyjął dwa imiona:
– Jan XXIII słynął z dobroci, Paweł VI – z mądrości, chciałbym mieć coś z dobroci Jana i z mądrości Pawła…
– Nazwano go papieżem uśmiechu, bo często się uśmiechał, opowiada brat Marian. – Przy tym bardzo przeżywał swoje wystąpienia publiczne.

Brat Marian Markiewicz w Mosinie

Brat Marian Markiewicz w Mosinie

Ojciec Święty Jan Paweł I dość szybko mianował ks. biskupa Jerzego Strobę, Ordynariusza Szczecińskiego na Arcybiskupa Metropolii Poznańskiej. Kiedy ks. Arcybiskup przyleciał do Rzymu, odebrałem go z lotniska i przywiozłem do kolegium. Później zawiozłem go do Watykanu na spotkanie z Papieżem. Woziłem wszystkich gości z Polski, którzy mieszkali u nas.

Uczestniczyłem też w ostatniej audiencji Jana Pawła I. Na to spotkanie przybyli z kraju dr Tadeusz Salomon z żoną Krystyną z mojego rodzinnego Sulejowa. Pojechaliśmy do Watykanu 27 września. Gdy wnoszono Ojca Świętego na sedia gestatoria, Tadeusz powiedział do mnie: Papież jest chory, ma kłopoty z sercem…
Jego twarz mimo uśmiechu była sina, ale myślałem, że to gra świateł i fleszy aparatów fotograficznych. Doktor jednak twierdził, że to sprawa nadciśnienia.
Rano 28 września pierwszą wiadomością w mediach była szokująca informacja: Jan Paweł I nie żyje.
– W Rzymie zapanował smutek. Trwała żałoba. W gazetach spekulowano na temat kolejnego następcy św. Piotra. Pojawiało się nazwisko kardynała Wojtyły, ale na dalszych pozycjach.
Tymczasem do Rzymu przybywali kardynałowie.

Kardynał Karol Wojtyła przyleciał 3 października, brat Marian pojechał po Niego na lotnisko. Dzięki znajomości z kapelanem lotniska i karabinierami przeszedł bramki kontroli i podszedł do stanowiska odbioru bagaży z samolotu z Warszawy. Po drodze minął księdza w kapeluszu. Podszedł do ks. Dziwisza i dowiedział się, że kardynał Wojtyła udał się już w kierunku wyjścia.
– Okazało się, że kapłan, którego minąłem to właśnie Kardynał. Był tak bardzo zmieniony, że Go nie poznałem. Zamyślony, skupiony, inny niż zwykle. Pojechaliśmy na długą modlitwę do Bazyliki Św. Piotra, gdzie było wystawione ciało Jana Pawła I.
Kardynał Wojtyła nie był już tym samym człowiekiem. Dawniej, kiedy wchodziliśmy do kaplicy w kolegium, a On się modlił, podnosił głowę, salutował i pozdrawiał nas. Teraz był i zarazem Go nie było…

W następne dni, aż do rozpoczęcia konklawe woziłem Go do Watykanu na spotkania, dłuższe przed południem i krótsze po południu.

W deszczowy dzień, 4 października 1978 roku tysiące ludzi żegnają Jana Pawła I, „Papieża Uśmiechu”, w uroczystości pogrzebowej na Placu Św. Piotra. Żałoba kończy się 12 października Mszą św. w intencji Zmarłego.

– Dzień później, wcześnie rano pojechałem z siostrą Macieją na zakupy. Po powrocie nie zastaliśmy kardynała Wojtyły, okazało się, że udał się do Watykanu. Bardzo ciężko rozchorował się Jego przyjaciel, ks. biskup Andrzej Deskur, (mieszkający w Watykanie). Obaj, jako młodzi księża wyjechali do Rzymu na studia, z tym, że Karol Wojtyła wrócił do Polski przed 1956 r., a ks. Deskur nie zdążył, później już nie mógł…. Pracował tam potem długo, aż doszedł do watykańskich dykasterii, został szefem środków masowego przekazu i mieszkał w Watykanie, w pałacu San Carlo, z lewej strony Bazyliki. Kiedy nieraz przyjeżdżaliśmy za wcześnie na audiencje – szliśmy do biskupa Deskura, żeby nie czekać na placu. Biskup przez wiele lat bardzo pomagał w załatwianiu wszelkich spraw kardynałowi Wojtyle.

Najważniejsze dla Polaków konklawe

Kiedy Kardynał po wizycie u przyjaciela w klinice Gemelli wrócił do kolegium był jeszcze bardziej zamyślony i smutny. O godzinie 10 uczestniczył w ostatniej przed konklawe kongregacji generalnej Kolegium Kardynałów, podczas której wylosowano pokoje. Po południu brat Marian razem z ks. Dziwiszem zawiózł bagaże do pokoju nr 91 Pałacu Apostolskiego, w którym miał mieszkać ks. Kardynał Karol Wojtyła.

– Tym razem Jego pokój mieścił się pod piętrem papieskim z widokiem na bramę św. Anny. Miałem okazję po raz drugi zobaczyć przygotowania kardynalskich pomieszczeń. Nie było żadnych telefonów, zaplombowano wszystkie okna – całkowita izolacja, żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, wyjaśnia b. Marian.
Wieczorem 13 października odbyła się Msza św. do Ducha Świętego o wybór nowego papieża.
– Wróciliśmy z tej Mszy do domu i kardynał Wojtyła mówi do mnie: „Marianku, a ostrzygłbyś mnie? Żebym jakoś wyglądał na tym konklawe”. I ostrzygłem Kardynała. Zachowywał się zupełnie inaczej niż zazwyczaj, był całkowicie odmieniony… Coś mnie tknęło, pozgarniałem wszystkie obcięte włosy i schowałem. Dzisiaj są to relikwie.

Audi 60, którym kard. Wojtyła jechał na Konklawe

Audi 60, którym kard. Wojtyła jechał na Konklawe

Rano 14 października odwiozłem ks. Kardynała na uroczystą Mszę św. w Bazylice Św. Piotra, która była koncelebrowana przez wszystkich kardynałów. Po obiedzie pojechaliśmy do kliniki Gemelli, gdzie przebywał nieprzytomny bp Andrzej Deskur po wylewie. Kardynał Wojtyła rozmawiał z lekarzami. Był bardzo zasmucony. Z kliniki (beżowym Audi 60) udaliśmy już do Watykanu. W mieszkaniu biskupa Andrzeja Kardynał przebrał się w strój kardynalski i stamtąd udaliśmy się na konklawe, które miało zacząć się o godz. 16.

Kard. Wojtyła udaje się na konklawe, z lewej b. Marian, z prawej ks. Dziwisz

Kard. Wojtyła udaje się na konklawe, z lewej b. Marian, z prawej ks. Dziwisz

Drzwi zatrzaskują się …

– Pokazuje ten moment film Zanussiego „Z dalekiego kraju”, kiedy o godz. 15.50 wysiadamy z samochodu. Kardynał Karol Wojtyła żegna się z nami serdecznie, mówi: „trzymajcie się zdrowo” i z teczką pod pachą przechodzi przez bramę konklawe. O 16.00 brama zostaje zamknięta, montuje się w niej obrotową beczkę, jak w klasztorach klauzurowych, by tą drogą podawać kardynałom posiłki. Furtka w bramie zostaje zaplombowana, aż do wyboru nowego papieża.
Następuje wielkie oczekiwanie. Prasa pisze: chcemy drugiego Jana Pawła, „papieża uśmiechu”. O stałych godzinach z kominka na dachu Kaplicy Sykstyńskiej unosi się czarny  dym.

Wreszcie 16 października nadchodzi radosna wieść: Habemus Papam, dla Polaków radosna szczególnie.

Papież zostaje wybrany w ósmym losowaniu.
– Obserwowałem transmisję w telewizji. Kiedy padło imię Carolum, byłem już pewien…Kardynał Felicci po małej pauzie dokończył: Wojtyla.
Brat Marian z radości złapał księdza Ziomka, przerzucił przez ramię i obiegł z nim salę kolegium…
– Za jakiś czas na balkonie bazyliki Św. Piotra ukazał się Papież i przemówił, co nie było w planie. Według protokółu powinien był tylko odmówić modlitwę i udzielić błogosławieństwa. A On z wielkim wzruszeniem powiedział:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Najdrożsi Bracia i Siostry! Jeszcze przeżywamy wielki smutek z powodu śmierci naszego ukochanego papieża Jana Pawła I, a oto Najdostojniejsi Kardynałowie już powołali nowego biskupa Rzymu. Powołali go z dalekiego kraju, z dalekiego, lecz zawsze tak bliskiego przez łączność w wierze i tradycji chrześcijańskiej. Bałem się przyjąć ten wybór, jednak przyjąłem go w duchu posłuszeństwa dla Pana naszego Jezusa Chrystusa i w duchu całkowitego zaufania Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie. Nie wiem, czy potrafię rozmawiać waszym… naszym językiem włoskim. Jeżeli się pomylę, to mnie poprawicie. Przedstawiam się wam wszystkim dzisiaj, by wyznać naszą wspólną wiarę, naszą nadzieję, naszą ufność pokładaną w Matce Chrystusa i Kościoła z pomocą Pana Boga i z pomocą ludzi.

Odpowiedzią była burza oklasków, wielka radość zebranych na placu, cały świat się cieszył oprócz Polski. Polacy dowiedzieli się niestety później – wtedy dopiero, kiedy komunistyczne władze pozwoliły przedostać się tej wiadomości…

Przez głośniki na Placu Św. Piotra i telefonicznie zaczęto poszukiwać ks. Stanisława Dziwisza. Ojciec Święty prosił, aby przyszedł do Niego jak najszybciej. Komisyjnie otwarto furtkę w bramie konklawe i ks. Dziwisz natychmiast udał się do Jana Pawła II.
W kolegium, gdzie przebywał brat Marian i inni domownicy, pół godziny po wyborze zjawili się licznie dziennikarze z całego świata (oprócz Polski).
– Filmowali dosłownie wszystko, co się dało, żeby mieć jakiekolwiek materiały o nowo wybranym Ojcu Świętym.
Na drugi dzień Papież rozwiązał konklawe i odbył pierwszą swoją podróż… Do kliniki Gemelli.
– Było to wielkim zaskoczeniem dla służb, żaden dotąd papież w ten sposób nie opuścił Watykanu…Oprócz bp. Deskura odwiedził też chorych w klinice.

Wieczorem 17 października przyjechał do nas do kolegium ks. Dziwisz z Watykanu, otworzyłem mu drzwi. Powiedział do mnie: „Marian, przygotuj samochód, po kolacji spakujemy rzeczy i pojedziemy do Watykanu, będziesz miał okazję spotkać się z Ojcem Świętym. Podczas posiłku (było nas około dwudziestu księży, braci i sióstr) padło pytanie: „Księże Stasiu, jakie było twoje pierwsze spotkanie z Ojcem Świętym”? Ks. Dziwisz odpowiedział: „Zaprowadzono mnie do pokoju, witam się z Nim, a Ojciec Święty mówi: – Stasiu, koniec z nartami”.
Zawsze miał poczucie humoru – sam kiedyś słyszałem jak kardynał Wojtyła mówił, że 50 procent polskich kardynałów jeździło na nartach, a było ich dwóch…

Po kolacji ks. Dziwisz i b. Marian spakowali wszystkie rzeczy Ojca Świętego.
– Oczywiście nastąpił podział „łupów”, każdy chciał mieć jakiś drobiazg. Dostaliśmy od ks. Dziwisza różne drobiazgi, otwieracze do listów itp.
Około godz. 21 wieczorem ks. Dziwisz, ks. rektor Michalik i b. Marian ruszyli do Watykanu.
– Podjechaliśmy pod windę (zawsze stoi tam straż watykańska), którą ks. Dziwisz specjalnym kluczem uruchomił, wnieśliśmy walizki i wjechaliśmy na piętro papieskie. Przyszły siostry  Włoszki, które służyły Janowi Pawłowi I i powiedziały nam, że Ojciec Święty jest w kaplicy. Ks. Stanisław pokazał nam drogę i obiecał zaraz tam przyjść.
Wędrujemy z ks. rektorem długim korytarzem, nogi nam się trzęsą ze strachu, gdzież nam szarym ludziom chodzić po papieskich komnatach. Wcześniej, wiemy to, nikt taki jak my tam  nie wchodził. W kaplicy Ojciec Święty ubrany w białą szatę klęczy w starym, mosiężnym, wiekowym klęczniku. Padamy na kolana w drzwiach, klęczymy i modlimy się. Przychodzi ks. Dziwisz i po chwili mówi: „Idźcież dalej przywitać się”. Podchodzę pierwszy i zaczynam z góralska (często tak rozmawialiśmy): Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Ojciec Święty też po góralsku odpowiada: „Na wieki wieków”. I mówi do nas: „A cóże się tak po nocach włócycie”?

Ja na to: Przyszliśmy Ojca Świętego odwiedzić. – „Ano jak zeście przyśli, to chodźcie. To może jako razem w tej chałupie nie zginiemy”.
Potem w Jego towarzystwie zwiedzaliśmy piętro papieskie pałacu – jadalnię, gabinet, sypialnię. Weszliśmy do pokoju, z którego papież błogosławi na Anioł Pański, wyjrzałem przez to okno, cudowny widok, cały plac jak na dłoni. Podczas obchodu Jan Paweł II wspominał, jak był przyjmowany przez Jana Pawła I razem z kardynałem Wyszyńskim, przy którym biurku siedział, na którym fotelu. I tak dalej wędrowaliśmy, aż doszliśmy do potężnej sali biblioteki. Ojciec Święty, wskazując ogromny księgozbiór powiedział: „Mój Boże, kiedy ja to wszystko przeczytam”. Stanęliśmy sobie, rozmawiając przy wielkim oknie z długimi firanami. Patrzę na Ojca Świętego i tak mi coś nie pasuje. Papież stoi w luźnej, nie spasowanej jeszcze szacie (przed konklawe szyje się ich trzy rozmiary, tak, żeby któraś pasowała), a na nogach ma zwykłe, siwe papcie z filcu, jakie dawniej sprzedawano na polskich jarmarkach. Pomyślałem: z takimi przyjechał, takie ma…
I wtedy Ojciec Św. mówi do mnie: „Marian, nie pojedziemy już na basen do Werbistów…”.
Odpowiedziałem, że trudno będzie wyjechać, bo za dużo jest strażników, ale gdyby kiedyś powstał basen w Watykanie, moglibyśmy czasami przyjechać i pływać z Papieżem… A pływał znakomicie.

Po wizycie brat Marian z ks. rektorem Michalikiem wrócili do kolegium, tej nocy b. Marian nie spał.
– To było wielkie przeżycie, byłem u Ojca Świętego, polskiego papieża. Czułem przełom dziejowy, bo pochodził z kraju zza żelaznej kurtyny, z kraju komunistycznego, chociaż nie było jeszcze wiadomo, co będzie się działo za Jego pontyfikatu. Stało się coś niesamowitego…

C.D.N.

Pozostałe części:

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Puszczykowo, Wywiad, reportaż

Tagi:

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj