T-Roc Salon VW Berdychowski Łukasz Grabowski radny w sejmiku woj. wielkopolskiego Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wielkanoc w Starym Browarze w Poznaniu - złap zająca w apce
Elżbieta Bylczyńska | poniedziałek, 22 kwi, 2013 |

Winowajca

Z Puszczykowem związany jest od 44 lat. Kilka lat jednak, w ciągu swojego tutaj życia spędził między innymi w Rzymie. Pięknych lat, które na zawsze wpisują się w historię świata i służbę największemu Polakowi – bł. Janowi Pawłowi II…

Jest to historia nigdzie jeszcze nie publikowana, z wyjątkiem kilku wywiadów i dokumentów filmowych, w których brat Marian Markiewicz brał udział razem z ks. Stanisławem Dziwiszem (obecnie kardynałem). Opowieść brata Mariana ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego w Puszczykowie drukujemy na łamach naszej gazety w odcinkach.

Cz. III – Inauguracja pontyfikatu Jana Pawła II

Poprzednie części:

Inauguracja pontyfikatu Jana Pawła II

W niedzielę, 22 października 1978 r. podczas uroczystej Mszy św. na placu Św. Piotra Ojciec Święty mówi między innymi: „Do Was się zwracam, umiłowani moi Rodacy, Pielgrzymi z Polski, Bracia Biskupi z Waszym wspaniałym Prymasem na czele, Kapłani, Siostry i Bracia polskich zakonów – do Was przedstawiciele Polonii z całego świata. A cóż powiedzieć do Was, którzy przybyliście z mojego Krakowa?… Wszystko, co bym mógł powiedzieć będzie blade w stosunku do tego, co czują Wasze serca. Więc oszczędźmy słów. Niech pozostanie tylko wielkie milczenie przed Bogiem, które jest samą modlitwą…”.

Jan Paweł II wypowiada też niezapomniane słowa: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju”.

Inauguracja pontyfikatu Jana Pawła II

– Na inaugurację przybyło mnóstwo ludzi z Polski, opowiada brat Marian. – Papież zabiegał o to, żeby przyjechali też najniżsi rangą – Józef Mucha, Jego kierowca z Krakowa, pani Marysia, która Mu sprzątała, czy pan Franciszek, który podawał do stołu. Każdy człowiek był dla Niego ważny.

Pamiętam jak kiedyś z gośćmi jechaliśmy windą na projekcję filmu Zanussiego na piętro papieskie, gdzie znajdowało się studio. Pracownik obsługujący windę pokazywał nam zdjęcie z Ojcem Świętym i bardzo się nim cieszył. Któryś z biskupów zapytał go, dlaczego to zdjęcie jest dla niego takie ważne. A windziarz odpowiedział: „Księże biskupie, ja już 17 lat pracuję na Watykanie, a to jest pierwszy papież, który się ze mną przywitał i zapytał, jak się czuję, jak czuje się moja żona, ile zarabiam, ile mam dzieci”. To był papież ludzkich spraw.

Od 17 października do świąt Bożego Narodzenia 1978 r. brat Marian był u Ojca Świętego 28 razy.

– Podczas każdego spotkania Papież mówił: „To jest ten winowajca, który mnie tu przywiózł i zostawił”. Odpowiadałem najczęściej: Ojcze Święty, moja wina, ale wcale tego nie żałuję.

Byłem łącznikiem między Papieskim Kolegium Polskim a Watykanem. Ks. Stanisław Dziwisz dał mi zastrzeżony numer telefonu do siebie, mogłem więc bezpośrednio informować go, kto przyjechał z kraju. Ksiądz Dziwisz dzwonił później i prosił, abym gości przywiózł na Mszę świętą do Watykanu, albo na obiad, czy na kolację, co zawsze czyniłem z wielką radością.

Pierwszym biskupem z Polski, którego brat Marian zawiózł na obiad do Ojca Świętego był ks. biskup Ignacy Jeż z Koszalina.

– Biskup miał bardzo wesołe usposobienie, wsiadł do samochodu i w drodze do Watykanu tak podśpiewywał: „Ignac, Ignac, kaj ty jedziesz?”. Odpowiadałem mu: Do Ojca Świętego na obiad. Po obiedzie biskup rozpromieniony i radosny zajął miejsce w samochodzie i kiedy ruszyliśmy przez ogrody watykańskie do domu, bez końca powtarzał: „Ignac, Ignac, kajś ty był”. Nie dziwiłem się wcale zachowaniu biskupa, ponieważ sam podobnie przeżywałem pierwsze spotkanie z Papieżem.

W pierwsze imieniny Ojca Świętego na Watykanie, 4 listopada zawiozłem zaproszonych gości, złożyłem Papieżowi życzenia i zostałem poczęstowany kawą brazylijską i pysznym tortem.

W grudniu 1978 r. do Rzymu przyjechali rodzice brata Mariana, Helena i Franciszek Markiewiczowie.

– Zwiedzaliśmy razem Rzym i okolice. Z Ojcem Świętym rodzice spotkali się na audiencji generalnej. Papież oczywiście żartował mówiąc do nich: „Ładnie tego synka wychowaliście, zawiózł człowieka, zostawił i wcale się nie przejmuje, co się z nim dzieje”. Rodzice bardzo przeżyli to spotkanie, pełne wzruszeń i radości…

Po uroczystości Objawienia Pańskiego mieszkańcy kolegium zostali zaproszeni do Ojca Świętego na wspólne kolędowanie.

– Usiedliśmy dookoła stołu w bibliotece, rozpoczynał Ojciec Święty i śpiewaliśmy do ostatniej zwrotki. Pamiętam wzruszenie, kiedy w pastorałce „Oj Maluśki, Maluśki” skończyły się zwrotki a Papież, śpiewając dalej, na poczekaniu tworzył nowe, płynące z serca i bardzo ciekawe (my śpiewaliśmy już tylko refren). Po kolędowaniu odbyła się loteria, każdy uczestnik wylosował prezent dla siebie.

Pokutuj, pokutuj

– 8 Marca 1979 roku zawiozłem gości (księży biskupów) na obiad do Ojca Świętego. Pełniącego służbę Angelo Gugela, siostry wysłały do żony, żeby świętował z nią Dzień Kobiet. Wjechałem z biskupami na górę, a ks. Dziwisz mówi do mnie: „Jedź jeszcze po biskupa Andrzeja” (Deskura). Wjeżdżam z biskupem (na wózku) na górę po raz drugi i dowiaduję się, że będę posługiwał przy obiedzie, bo ks. Dziwisz dał siostrom wolne. Przebrałem się szybko, nałożyłem białą marynarkę Angelo i stanąłem za drzwiami pokoiku, w którym siostry wszystko przed podaniem przygotowują. Po modlitwie wziąłem wazę i wszedłem. Ojciec Święty siedział tyłem do drzwi. Podchodzę do Niego i mówię po góralsku:

– Niech będzie Pochwalony Jezus Chrystus.

– Na wieki wieków Amen. A co ty tu robisz?

– Przyszedłem pokutować za to, że przywiozłem Ojca Świętego na Watykan i zostawiłem.

– Pokutuj, pokutuj…

Kiedy obsługiwałem dalej gości, Papież nieoczekiwanie powiedział: „Ja też się zdziwiłem, że Angelo nauczył się tak dobrze mówić po polsku”, co wywołało ogólną radość.

Brat Marian z racji swojej funkcji w kolegium często brał udział w papieskich uroczystościach, wożąc do Watykanu różnych gości. Ojciec Święty zawsze jakimś gestem wyrażał, że go dostrzega, czasami z humorem mu groził.

– Któregoś dnia zawiozłem gości do Bazyliki, a ponieważ w tym dniu uczestniczyłem już we Mszy świętej postanowiłem wrócić do samochodu i zdrzemnąć się, tym bardziej, że poprzedniego dnia do późna pracowałem. Miałem na sobie garnitur i koszulę z koloratką. Już chciałem wyjść, kiedy usłyszałem: Mariano! Wołali mnie ludzie z obstawy. Pomyślałem, że pewnie Polacy narozrabiali i będę potrzebny jako tłumacz. Ale oni prowadzą mnie pod samą konfesję – z przodu siedzą kardynałowie i biskupi, po bokach natomiast dyplomacja watykańska, ambasadorowie akredytowani przy Stolicy Apostolskiej. Widzę, że z lewej strony konfesji jedno miejsce jest puste. Obstawa każe mi na nim usiąść, bo nie może być pustego miejsca, kiedy przyjdzie Papież. Tłumaczę, że nie mam sutanny, czyli odpowiedniego stroju. Nic nie szkodzi, mówią, i muszę siadać. Nie rozumiem dokładnie, o czym rozmawiają goście po bokach, bo nie znam jeszcze na tyle języka włoskiego. Wreszcie wychodzi Ojciec Święty, rozlegają się oklaski. Papież przystaje, patrzy na mnie, kiwa głową, (na co wyrażam gest skruchy) i idzie dalej. Wielkie jest zdziwienie siedzących obok mnie gości…

Ojciec Święty widział wszystko, miał dobrą pamięć wzrokową. Często w tłumie kogoś wypatrzył i przez ks. Dziwisza prosił do siebie.

Inny przykład: prowadziłem grupę z Poznania (w późniejszych latach) w Wiedniu, w czasie pielgrzymki Ojca Świętego do Austrii. Nie było tak wielu pielgrzymów jak w Polsce, ale Papież i tak mnie zauważył, choć nie wiedział wcale, że jestem w Wiedniu. Popukał w ramię ks. Dziwisza i obaj mi pomachali. Jego wielkość była w takim właśnie zachowaniu, w tej normalności. Widział każdego człowieka.

Wizyta w kolegium

– Ojciec Święty nie zapomniał o Kolegium Polskim i zapowiedział swoją wizytę. Był jak zwykle naturalny i swobodny. Radość nasza nie miała granic. Podczas kolacji było wiele wspomnień. Niewielu nas wtedy Polaków było w Rzymie. W kolegium przebywali bracia różnych zgromadzeń, dlatego po kolacji (może zbyt śmiało) zaproponowałem Ojcu Świętemu  wspólne z braćmi Polakami zdjęcie… Papież podszedł do mnie, pociągnął mnie za nos żartobliwie i powiedział: „Ty zawsze coś ode mnie chcesz”.

Jaki byłem zły na fotografa, że mi takie zdjęcie zrobił. Nie chciałem fotografii wziąć. A fotograf odpowiedział: „Weź, weź, jeszcze mi za to podziękujesz”.

Zdjęcia Ojca Świętego z braćmi wyszły wspaniale.

Warto dodać, że ks. rektor Michalik wspomniał Ojcu Świętemu o obiecanej przed konklawe windzie dla kolegium. Po niedługim czasie obietnica stała się faktem. Papieska winda jeździ w kolegium do dzisiaj, a o jej pochodzeniu przypomina tabliczka z herbem papieskim i imieniem Ofiarodawcy.

Ludzkie sprawy

Brat Marian często bywał w papieskiej kaplicy na Mszach świętych, podczas których śpiewał i grywał na organach.

– Potem organy wyniesiono, bo było za mało miejsca. Coraz więcej ludzi uczestniczyło w modlitwach z Papieżem.

Ojciec Święty miał zawsze rano na klęczniku w kaplicy taki zeszyt, w którym siostra Eufrozyna wpisywała wszystkie prośby o modlitwę, jakie przychodziły w listach. Jan Paweł II otwierał ten zeszyt, czytał uważnie i modlił się za tych, którzy Go o to prosili. Dla Niego każdy człowiek był ważny, nad każdym problemem się pochylił. Jak On to robił, że Mu na wszystko czasu starczało?

Nieraz stałem ze strażnikami przy windzie i słyszałem ich rozmowy. O tym, jak bardzo by chcieli, żeby Ojciec Święty mógł sobie wyjechać i odpocząć…

Potem na tarasie Pałacu Watykańskiego powstał ogród – miniatura. Po jednej stronie jest w nim Droga Krzyżowa i co ciekawe, przy V Stacji zamiast Szymona Cyrenejczyka Krzyż Jezusowi pomaga nieść Jan Paweł II. Drugą stronę ogrodu zajmują tajemnice Różańca Świętego. Ogród tak skonstruowano, że nawet jak się weszło na kopułę, nie było widać, że tam ktoś jest. W wolnych chwilach Ojciec Święty wychodził sobie do tego ogrodu. Wieczorami, po spacerze przystawał w miejscu, z którego widać było całe miasto. Patrzył, patrzył, błogosławił Rzymowi i wracał do siebie…

Pozostałe części:

Wysłuchała i spisała Elżbieta Bylczyńska

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Puszczykowo, Wywiad, reportaż

Tagi:

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj