Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Wojciech Czeski | wtorek, 7 paź, 2014 |

Elegant

Z kolei panu Janowi z Czempinia trudno było przerwać, kiedy zaczął mówić, a gadane miał jak nie wiem co.

– Panie Romanie, potrzebny mi jest znowu jeden elegant na imieniny do kolegi ze Śremu. Napiszemy mu na podstawce od spodu jakąś dedykację, to będzie miał ładną pamiątkę na długie lata. Bo wie pan, koledze dać flaszkę jakąś nawet i z tych drogich to i tak się wypije i nic po niej, tylko ból głowy, a myślę, że statuetka będzie stała i stała. Tego normalnie nie da się ani ugryźć ani zjeść, bo nawet trudno byłoby czymś popić, ha, ha, ha. Bo między zębami tylko drzazgi by zostały i opiłków od mosiądzu na cały miesiąc, co? Ha, ha, ha. Tak między nami mówiąc, to już wszystko wiem, zaraz panu tutaj wyłożę kawę na ławę, ha, ha. Mianowicie opowiedział mi niedawno jak przedwczoraj kolega Andrzej, który jest mosiniakiem z urodzenia i mieszka tutaj cały czas. Według jego opowieści było tak, że przed wojną na rynku u was w Mosinie mieszkał taki jeden facet, który bardzo lubił się staromodnie ubierać i do tego jeszcze miał niedzisiejsze maniery, ale w pełni pasujące do niego. Panie, normalnie dzisiaj to po pracy człowiek jest albo zupełnie zajechany, albo też leży na czymś wygodnym, na przykład na kanapie i gapi się bezmyślnie na reklamy w telewizji. A on, proszę pana, kończył swoją robotę, ubierał się starannie i spacerował po rynku. Widzisz to pan, fraczek, cylinderek, rękawiczki, buty wypucowane na glanc, spodnie odprasowane w kancik idealnie, jak dandys staromodny, istny elegant z Mosiny. A ta gracja, a ten szyk, ten flegmatyczny, wręcz majestatyczny krok, on, proszę pana, nie kroczył, tylko stąpał, nie szedł, tylko płynął niemalże. Aż miło było patrzeć, zatrzymywał się niby doglądając wystaw w oknach po drodze, wymieniał uprzejmie ukłony ze znajomymi, ludzie mimo, że byli do jego dziwactwa przyzwyczajeni, to nieraz zatrzymywali się, aby sobie na niego popatrzeć, bo jego widok mógł cieszyć oko każdego. Tak to było. Podobno żyją jeszcze tacy, co go pamiętają. Trzeba tylko to jakoś ogłosić, wtedy może się ktoś jeszcze zgłosi, bo mi się wydaje, że trzeba działać szybko, bo to ostatni dzwonek. Nie, proszę pana, to nie był żaden fryzjer, tylko krawiec od męskich ubrań.

Roman Czeski

Napisano przez Wojciech Czeski opublikowano w kategorii Felieton

Tagi:

Wojciech Czeski

Autorem wpisu jest: Wojciech Czeski, dziennikarz Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj