Z Mosiny na Polską Stację Antarktyczną cz. 11 – dobiega końca roczna wyprawa
Mieszkaniec Mosiny – Emil Kasprzyk (rocznik 1985, absolwent Politechniki Poznańskiej – automatyk) jest jednym z uczestników polskiej wyprawy antarktycznej. Od 21 września 2013 r. bierze udział w 38. wyprawie na Antarktydę. Jego głównym zadaniem w Polskiej Stacji Arktycznej im. Henryka Arctowskiego jest utrzymywanie komunikacji stacji z resztą świata.
Dobiega końca roczna wyprawa
Początek października przyniósł nam nowe wątpliwości. Zima zachowywała się tak, jakby dopiero co przyszła i chciała zmrozić dookoła wyspę, a my mieliśmy świadomość, że statek, który ma nas zabrać ze stacji jest już blisko i trzeba codziennie monitorować sytuację lodu na zatoce. Oprócz tego musieliśmy przygotować wszystko na przybycie nowej zmiany. Mieliśmy wrażenie, że pogoda każdego dnia chce nam udowodnić, że zima jest jeszcze w pełni i pokaże pazur, a czas uciekał coraz szybciej. Na szczęście nie daliśmy się pogodzie i prace powoli, ale szły do przodu. W okolicach 10 -go pogoda się trochę uspokoiła, co pozwoliło nam na przygotowanie sprzętu jeżdżącego. W tym samym czasie z przeciwległej strony zatoki przypłynęli do nas goście i udało nam zrealizować z nimi mały plan. Brazylijczycy przetransportowali swoje skutery śnieżne do nas na stację i znaleźliśmy trochę czasu na wspólne wyjazdy na stację argentyńską oraz nieco dłuższy wyjazd na stację chilijską i rosyjską. Po powrocie mieliśmy małe święto, bo nasz kierownik wyprawy obchodził urodziny. Goście, którzy przybyli na tę uroczystość chętnie – niechętnie – zmuszeni zostali przez paskudną pogodę do pozostania u nas znacznie dłużej niż planowali. Ale nie ma tego złego – 19 października obchodziliśmy urodziny Freddiego (komendanta stacji Ferraz) u nas na polskiej stacji. Dopiero następnego dnia udało się gościom wrócić do siebie.
W tym czasie już wiedzieliśmy, że statek Polar Pioneer jest gdzieś na Draku, czyli tuż za rogiem i tylko dni nas dzielą od końca wyprawy…a pracować było trzeba, dlatego już następnego dnia udało nam się wyruszyć na ostatni monitoring na Demey’a. Zrobiliśmy ostatnie porządki w schronie i wykonaliśmy ostatnie liczenie. Kiedy wróciliśmy na stację , kontynuowaliśmy pakowanie, bo każdy już w jakiś sposób zaczął to robic. Pomimo ciągłej niewiadomej na temat biletów powrotnych do domu, trzeba było sobie zaplanować coś, chociaż i tak nie wiedzieliśmy czy się to uda. No i wtedy czas już uciekał bardzo szybko. Po kilku dniach, rankiem zawitał do nas statek. Wiedzieliśmy, że wcześniej byli na LionsRump z nową grupą, która ma spędzić tam prawie pół roku. Niestety, pogoda na początku nie była zbyt dobra i statek krążył sobie od stacji do wyjścia z zatoki. Przeładunek nie był możliwy przez pierwsze dwa dni. Całe szczęście, że później pogoda się trochę uspokoiła. I o dziwo, pojawiły się informacje na temat powrotu, biletów, choć nie wszystko od razu było jasne i zrozumiałe. Jednak po krótkich rozmowach telefonicznych udało się nam dojść z Warszawą do porozumienia. No i przeładunek szedł pełną parą. Umówiliśmy się z nową ekipą, że nasza 38 Wyprawa obsługuje wszystkie sprzęty pływające, czyli amfibie oraz Zodiaka. Mnie trafiło się pływanie w Zodiaku. Prace szły początkowo dość chaotycznie, jednak z każdą godziną na statku było coraz mniej sprzętu do przeładowania. Niestety, nie udało się zakończyć, przyszła noc i trzeba było skończyć. Pływanie w nocy nie było bezpieczne, tym bardziej, że pogoda znowu się psuła. Następnego dnia rano niestety znowu nie było można pracować. Czekaliśmy aż do wieczora i już po ciemku zapadła decyzja, że mamy pływać. Jednak po pierwszym podejściu do statku odwołaliśmy całą akcję. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie i do tego widoczność była bardzo kiepska. Czekaliśmy do rana, a w międzyczasie zaczęliśmy wymieniać się z nową wyprawą obowiązkami.
Ja tego dnia na kilka dni trafiłem na statek razem w większością naszych bagaży. Wraz z ostatnim transportem zszedłem na ląd i wtedy zauważyliśmy płynącą w naszą stronę łódkę ze stacji brazylijskiej. Okazało się, że nie mogli porozumieć się z nami na radiu, bo nikt nie pilnował komunikacji i przypłynęli pożegnać się z nami ostatecznie. Ich statek Ary Rongel ruszył z Punta Arenas, co znaczyło, że w ciągu kilku dni będzie na stacji. Po skończonej pracy usiedliśmy, aby porozmawiać jeszcze z naszymi przyjaciółmi. Niestety, z kierownictwa nowej wyprawy nikt się nie kwapił, żeby chociaż się przywitać z nimi… Zadecydowaliśmy też, że tej nocy śpimy na statku i nazajutrz po południu schodzimy na przekazanie stacji, a później już w drogę. I tak też zrobiliśmy.
Ale pojawił się problem z transportem, ponieważ nikt z nowej wyprawy nie kwapił się, aby odstawić nas na statek. Oczywiście skorzystaliśmy z pomocy sąsiadów z Ameryki Południowej, którzy byli bardzo zadowoleni, że mogą nas podrzucić, a my byliśmy bardzo zadowoleni, że możemy się z nimi w taki sposób pożegnać. Tak też zrobiliśmy. Po wejściu na statek wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni, ale zrobiliśmy sobie szybko małe przyjęcie w naszym gronie, takie na zakończenie wyprawy. Po nocy statek podpłynął bardzo blisko zbiorników paliwa i zaczęło się przetankowanie paliwa, które miało trwać do 1 w nocy. W okolicach godziny 14 zeszliśmy na ląd, aby przekazać stację. Zjedliśmy wspólny obiad, chwilę posiedzieliśmy, w końcu przekazaliśmy symboliczny klucz i w rozpoczynającym się załamaniu pogody popłynęliśmy na statek. Po przeładunku wszyscy byliśmy wymęczeni.
O 1 w nocy, 29 października statek podniósł kotwicę i ruszył. Był to koniec naszego pobytu na stacji. Byliśmy tam dokładnie 364 dni. Spędziliśmy wspaniały rok, w bardzo dobrym towarzystwie. Wszyscy z nowej wyprawy byli zaskoczeni naszymi dobrymi humorami i tym, że nie kłóciliśmy się, że cały czas byliśmy uśmiechnięci, bo przecież ten rok minął nam naprawdę bardzo szybko i bardzo dobrze. Teraz czeka nas jeszcze krótka podróż przez cieśninę Drake’a i małe wakacje w Ameryce Południowej. Spędzimy jeszcze kilka dni razem. Ostatnim punktem wspólnej wycieczki będzie Ushuaia, najdalej wysunięte na południe miasto na świecie, znajdujące się jeszcze w klimacie subpolarnym, ale o tym następnym razem.
Emil Kasprzyk
Wasze komentarze (2)
Super się czyta od początki do końca i świetne zdjęcia. Gratulacje, widzę, że z udanej wyprawy.
Panie Emilu Baaardzo prosimy o zdjęcia również z Ameryki Płd, jestem w niej zakochany a Pan tak pięknie opisuje swoje wojaże 🙂