Elżbieta Bylczyńska | czwartek, 14 maj, 2015 | komentarzy 16

Była to propozycja, o którą specjalnie nie zabiegałem…

Wywiad z doktorem Bartłomiejem Wróblewskim, polskim konstytucjonalistą, radnym Sejmiku Wielkopolskiego, dyrektorem Instytutu Prawa SWPS w Poznaniu, twórcą Archiwum i Muzeum Polskich Korporacji Akademickich w Poznaniu. Rozmawia Elżbieta Bylczyńska.

Jest Pan radnym Sejmiku Wojewódzkiego. Pomaga Pan mieszkańcom powiatu poznańskiego w załatwieniu lokalnych problemów. Poznaliśmy się na sesji Rady Miejskiej w Mosinie, przyznam, że nigdy od kiedy prowadzę gazetę, czyli od roku 2007 nie widziałam na sesji radnego Sejmiku…

doktor Bartłomiej Wróblewski

Bartłomiej Wróblewski

Bartłomiej Wróblewski

– W Sejmiku pracuję w trzech komisjach: Edukacji i Nauki, Prawnej i Budżetowej. Najwięcej energii poświęcam pracy w Komisji Budżetowej, gdyż jest to najważniejsza komisja. Przez nią przechodzą wszystkie sprawy związane z wydatkami samorządu województwa wielkopolskiego. W ostatnich miesiącach, jeśli chodzi o Mosinę i Puszczykowo zajmowałem się dwiema sprawami. Pierwsza to bezpieczne przejście przez drogę w Dymaczewie Nowym.  Druga to wsparcie uchwały Rady Miejskiej w Mosinie w sprawie budowy ze środków europejskich drogi wojewódzkiej Kórnik-Mosina, która ma duże znaczenie dla rozwoju obu gmin. Znaczenie tej drogi jest zresztą większe, bywa ona przecież określana jako „południowa obwodnica Poznania”. Natomiast mieszkańcy Puszczykowa zwrócili się do mnie z prośbą o interwencję w sprawie modernizacji linii kolejowej Poznań-Wrocław. Chodzi o to, aby podczas przebudowy linii dokonać kilku korekt. Na przykład  nie zamykać przejazdu na ul. 3 – Maja i nie doprowadzać tym samym do przecięcia na dwie części miejscowości. Od dziesięcioleci droga ta funkcjonuje i ma swoją historię, jeśli chodzi o połączenie z Mosiną. Chodzi też o to, żeby przy przebudowie, zachować zabytkowy charakter dworca. Jeśli chodzi o niektóre zmiany potrzebna jest przede wszystkim dobra wola, w innych być może konieczne byłyby dodatkowe pieniądze. PKP powinna określić jakie byłyby koszty takich zmian oraz kto miałby je ponieść. Być może trzeba będzie szukać wsparcia poza gminą, w powiecie bądź w województwie.

Na szczycie Everestu Pn, 25.V.14, fot. archiwum B.Wroblewski

Na szczycie Everestu Pn, 25.V.14, fot. archiwum B.Wroblewski

Wracając do Pani uwagi, rzeczywiście było to zaskakujące, ale często słyszałem, że jestem pierwszym radnym Sejmiku na sesji w danej gminie, że radnych wojewódzkich nie interesuje to, co się dzieje w gminach. Nie umiem powiedzieć, czy tak jest. W każdym razie ja od początku kadencji dużo czasu spędzam w terenie. W pierwszych trzech miesiącach po wyborach byłem na sesjach rad miejskich we wszystkich 17 gminach powiatu poznańskiego. Jeśli chodzi o sprawy gminne, staram się współpracować z burmistrzami i radnymi z wszystkich opcji politycznych. Przyjąłem perspektywę nie jednej kadencji, ale raczej dwóch dekad działalności. Mogą zmieniać się formy, ale zakładam, że cały czas będę reprezentantem spraw mieszkańców powiatu poznańskiego. Inna rzecz, że od miesiąca mam także inne obowiązki. Zostałem szefem Prawa i Sprawiedliwości w powiecie poznańskim.

 

Dlaczego wstąpił Pan do tej partii?

PiS jest jednym z dwóch największych ugrupowań, w mojej ocenie na dziś bardziej potrzebnym Polsce niż Platforma Obywatelska. W 2011 r. startowałem w wyborach do Senatu jako kandydat niezależny z poparciem tej partii. Od ponad roku jestem także członkiem Rady Programowej PiS.

 

Zajmuje się Pan też kampanią wyborczą kandydata na prezydenta RP Andrzeja Dudy. Jaką rolę Pan pełni?

Formalnie jestem szefem sztabu wyborczego Andrzeja Dudy na terenie powiatu poznańskiego. Ale w rzeczywistości działamy razem z Tadeuszem Dziubą i sztab na terenie Poznania i powiatu jest jeden – kampanię prowadzimy wspólnie.

 

Jak wygląda kampania na terenie, który nie jest zbyt przyjazny tej partii, choć w ostatnich wyborach na prezydenta Poznania kandydat PIS – Tadeusz Dziuba przegrał z kandydatem PO Jerzym Jaśkowiakiem tylko o 2 procenty.

PIS popiera niemal co czwarty wyborca z naszego regionu. To dużo, ale za mało, żeby w większym stopniu wpływać na sprawy publiczne. Moim zadaniem jest zmiana postrzegania PiS wśród wyborców powiatu poznańskiego. Nie mam ambicji, aby zmieniać to w Polsce, Wielkopolsce, czy w Poznaniu, bo na dziś nie jest to moim zadaniem.

 

W jaki sposób chce Pan to zrobić?

Po pierwsze zamierzam kontynuować to, co robię od 2011 roku. W kampanii wyborczej 2011 objechałem wszystkie niemal 240 sołectw powiatu poznańskiego. Głównym celem, jaki sobie w tamtej kampanii postawiłem było poznanie powiatu. Problemem polskiej polityki jest to, że wyborcy mają poczucie, że politycy należą do wyalienowanej kasty, dla której nie liczą się sprawy zwykłych ludzi. Regularnie wówczas słyszałem: „Wy politycy, nie mówię o panu, ponieważ pan pierwszy raz kandyduje, przyjeżdżacie do nas, ale tylko przed wyborami”. Dlatego, kiedy zostałem radnym Sejmiku Wojewódzkiego nie chciałem zniknąć na cztery lata i rozpocząłem odwiedziny kolejno wszystkich 17 gmin powiatu. Uważałem, że moim obowiązkiem jest najpierw podziękować za oddane głosy, a następnie po wyborach potwierdzić propozycję współpracy i deklarację wsparcia dla mieszkańców powiatu. Drugim celem jest realizacja tych deklaracji, a więc reagowanie, kiedy pojawiają się konkretne potrzeby. O problemach dotyczących Mosiny i Puszczykowa już Pani powiedziałem, ale w ciągu tych miesięcy interweniowałem także w wielu innych sprawach m.in. Tarnowa Podgórnego, Swarzędza, Pobiedzisk, Suchego Lasu. Po trzecie, zależy mi także na tym, żeby w każdej gminie działało lokalne koło PiS. Jego celem powinno być w większym stopniu dbanie o sprawy lokalne, gminne i powiatowe. Tą myślą staram się zarazić naszych zwolenników, rozwijać ugrupowanie wokół idei organicznych i pozytywistycznych. Co do zasady bez ambicji politycznych na poziomie gminy, a z myślą o pracy w samorządzie powiatu i województwa. Chciałbym, aby ta zmiana wpisała się w to, co już obserwujemy tj. w zmianę postrzegania ugrupowania na poziomie ogólnopolskim.

 

Z czego to, Pana zdaniem, wynika?

Z tego, że ludzie rozumieją, że PO nie tyle jest lepszą partią, co była w pewnym okresie bardziej sprawna socjotechnicznie. Jest to związane z tym, że była i wciąż jest partią największych mediów. Jednak dzięki internetowi wszyscy mamy łatwiejszy dostęp do informacji z różnych źródeł, więc przestaje to mieć decydujące znaczenie. Jest jeszcze drugi aspekt, związany z systematyczną pracą polityków prawicy. Na przykład mieszkańcy Poznania coraz bardziej doceniają pracę radnych z PiS w Radzie Miasta. Jeślibyśmy dzisiaj wybrali pięciu najlepszych radnych, to prawie na pewno dwie-trzy osoby byłyby z PiS, wśród nich Szymon Szynkowski, czy Ewa Jemielity, która pomogła tysiącom ludzi w sprawach obniżenia kosztów związanych z użytkowaniem wieczystym ich nieruchomości.

To nie są jednostkowe przykłady. W czasie tej kadencji parlamentarnej poseł Dziuba odbył ponad 80 dyżurów poselskich w sołectwach powiatu poznańskiego. Nie słyszałem o żadnym innym parlamentarzyście, który zadałby sobie tyle trudu. Taka postawa pomaga powoli zmieniać nastawienie i mieszkańców powiatu, i mediów. Bezkrytyczne wspieranie PO nie leży w niczyim interesie. Platforma rządzi od ośmiu lat w Polsce, od kilkunastu lat w Wielkopolsce, w powiecie poznańskim i w wielu gminach. Chyba zaczynamy sobie zdawać sprawę, że długie rządy nie są korzystne i zaczynamy stawiać pytania. Na przykład, dlaczego nowa siedziba Urzędu Marszałkowskiego kosztowała 175 mln złotych, choć miała kosztować pierwotnie 55 mln zł … Każdy, kto w swoim życiu budował dom czy remontował mieszkanie wie, że trudno jest przewidzieć wszystkie wydatki. Niech więc wzrosną 10 czy 20 procent, ale nie o 300 procent.

Innym przykładem jest produkcja filmu „Hiszpanka”. Zarząd Województwa Wielkopolskiego nie ma kompetencji do kręcenia filmów wysokobudżetowych. A ta produkcja kosztowała 24 miliony zł. W tej sprawie mieszkańcy zagłosowali nogami i nie poszli na film, a ci, co się zdecydowali wypowiadali zwykle opinie negatywne. Marnotrawienie środków publicznych dotyczy także mniejszych wydatków, na przykład finansowania przez Marszałka kursów języka japońskiego czy wysyłania kartek świątecznych przez członków Zarządu Wojewódzkiego finansowanych z pieniędzy podatnika. W niektórych przypadkach można stawiać pytanie o zgodność z prawem takich wydatków, w większości o ich racjonalność i gospodarność. Nie chodzi mi o to, aby odmawiać wszystkim politykom Platformy zasług, czy kierowania się dobrymi intencjami. Niemniej rzuca się w oczy nieefektywność wielu działań tej władzy, a nierzadko także poczucie bezkarności.

 

Dlaczego popiera Pan kandydata na prezydenta RP, Andrzeja Dudę?

Poznałem go pięć lat temu, to on podejmował decyzję o zatrudnieniu mnie w Kancelarii Prezydenta RP. Prezydentem był wówczas ś.p. Lech Kaczyński. Ówczesna Kancelaria przez długi czas nie mogła znaleźć prawnika – konstytucjonalisty, bo to jest rzadka specjalizacja. Była to propozycja, o którą nie zabiegałem. Gdy się pojawiła zdecydowałem, że przeprowadzę się do Warszawy. Zakładałem, że będę pracować rok, dwa, ale zdarzyła się katastrofa smoleńska i musiałem odejść po kilku miesiącach. To było mało eleganckie…

 

Dlaczego?

Bo państwo powinno funkcjonować tak, że niezależnie od zmiany rządu jego aparat urzędniczy pracuje normalnie i jest kompletowany w oparciu o kryteria fachowości. Tymczasem po katastrofie zwalniano wszystkich, których można było zwolnić, żeby zatrudnić ludzi ze swojego klucza. Tam, gdzie chodzi o stanowiska polityczne jest to zrozumiałe, ale jeśli chodzi o stanowiska urzędnicze – niewłaściwe. Art. 1 Konstytucji RP mówi, że „Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli”. W takich momentach widać, że bywa kawałem sukna, które wydziera ten, kto w danym momencie jest silniejszy. Tak czy inaczej praca przez sześć miesięcy w Kancelarii Prezydenta RP była dla mnie ważnym doświadczeniem życiowym, także ze względu na osobę Andrzeja Dudy.

Duda jest ciekawą osobą, dobrze wykształconą, znającą języki, w podejściu do świata nowoczesną. Uważałem za cenne to, że potrafił słuchać i realizować cele polityczne z szacunkiem dla przepisów Konstytucji i ustaw. Wykazywał się także instynktem politycznym. Zachował trzeźwość oceny w trudnych godzinach po katastrofie 10 kwietnia 2010 roku. Myślę, że Polsce potrzebna jest zmiana na wielu szczeblach i Andrzej Duda daję na nią szansę. Jeśli postawilibyśmy obok siebie obecnego Prezydenta i Andrzeja Dudę kontrast jest duży. Nie mam wątpliwości, że gdybyśmy nie wiedzieli, który jest z jakiej partii, bez wahania i niezależnie od preferencji partyjnych wybralibyśmy Dudę. Zdecydowałyby kompetencje, młodość, energia, estetyka i obycie.

 

A teraz wejdźmy na inne szczyty… Zdobył Pan Koronę Ziemi. Co Pan widział z Mount Everestu?

Na Mount Everest wszedłem rok temu, a jednocześnie skończyłem Koronę Ziemi. Zacząłem w 1998 roku od wspinaczki na Elbrus, najwyższy szczyt Kaukazu. Byłem wtedy jeszcze na studiach. Stało się to w czasie podróży przez kilkanaście krajów wokół Morza Czarnego. W latach 2011-2014 zdobyłem ostatnie cztery szczyty Korony Ziemi. Tym ostatnim był Mount Everest. Przyszedł mi z trudnością. Próbowałem trzy razy. Za pierwszym zabrakło 1000 metrów do szczytu, bo załamała się pogoda. Za drugim 500 metrów – miałem wówczas problemy z maską tlenową. Do trzech razy sztuka.

B. Wróblewski w górach Himalajach

B. Wróblewski w górach Himalajach

Co Pan czuł tam na górze? Jak to się stało, że dopiął Pan celu?

To było 16 lat podróży i wspinaczki, trzy wyprawy na Mount Everest. Każda wyprawa trwała dwa miesiące, atak szczytowy tydzień, ostatni dzień – 22 godziny wspinaczki, a na samym szczycie jedynie 15 minut… Niemniej to było piękne uczucie. A przecież nawet za trzecim razem wcale nie musiało tak się skończyć. W 2014 r. była najgorsza pogoda w historii wypraw na najwyższy szczyt Ziemi. Od strony południowej, po tej wielkiej tragedii, w której zginęło na Lodospadzie Khumbu kilkunastu szerpów, wszystkie wyprawy zostały zakończone. Ja tego roku wspinałem się na szczęście od północy. Wydawało się już, że w sezonie nie będzie ani jednego dnia, żeby można było zaatakować szczyt. I nagle pojawiła się informacja, że jest szansa na krótkie okno pogodowe około 25 maja. Wtedy ruszyliśmy w górę. W ostatnim dniu wspinaczki, jak na warunki himalajskie, było stosunkowo ciepło, minus 25 st. C, ale wiał wiatr 30 km/h, a wiec już na granicy bezpieczeństwa. Wspinaliśmy się w zespole z Ringim Szerpą. Około godz. 3 nad ranem dotarliśmy na grań. Zaczęło szarzeć, świtać i zrobiła się piękna pogoda, wiatr osłabł. Po przekroczeniu tzw. drugiego progu skalnego na wysokości ok. 8.600 m wiedziałem już, że powinno się udać. Po dziewięciu godzinach wspinaczki o godz. 7.30 byliśmy na szczycie.

 

Ma Pan ciekawy wyraz twarzy, kiedy o tym mówi…

Może dlatego, że dużo mnie to kosztowało, próbowałem przecież trzy razy, do każdej wyprawy przygotowywałem się sześć miesięcy, trenowałem pięć-sześć razy w tygodniu, nierzadko po kilka godzin.

 

Co się czuje, kiedy trzeba wracać nie zdobywając szczytu?

Sytuacja, kiedy się schodzi, tak jak w 2011 roku z wysokości 7700 metrów, bo pogoda zaczyna się psuć, jest trudna do zaakceptowania. Boli, ponieważ taka wyprawa jest związana z olbrzymim wysiłkiem fizycznym, organizacyjnym, finansowym, emocjonalnym. Kolega, z którym przez miesiąc przygotowywaliśmy się w obozie do wejścia na Everest, mieliśmy zupełnie obok siebie rozbite namioty, zdecydował się wtedy mimo wszystko atakować szczyt. Zaginął i został w górach na zawsze. Ja nie miałem wielkich wątpliwości podejmując decyzję o zejściu. Była ona racjonalna, choć niełatwa. Miałem nadzieję, że odpoczniemy i za kilka dni spróbujemy raz jeszcze. Choć jak wiadomo na Evereście jest zwykle jedna szansa w sezonie. Jak się jej nie wykorzysta to koniec, brakuje energii, siły i czasu na drugie podejście.

Dlatego jak wszedłem byłem szczęśliwy… Nie tylko zresztą przez chwilę. Z tym poczuciem budziłem się każdego dnia przez kilka kolejnych miesięcy.

 

Co Pan zrobił i zobaczył na Dachu Świata?

Kiedy wszedłem uklęknąłem i odśpiewałem jedną zwrotkę „Te Deum”. Zrobiłem kilka fotografii na pamiątkę, rozejrzałem się dookoła ze świadomością, że wyżej już nigdy nie będę… Była piękna pogoda, świeciło słońce, widoczność na wiele kilometrów. Widziałem inne ośmiotysięczniki Lhotse, Makalu i Cho-Oyu, które nie wydawały się zresztą już tak duże.

Niektórzy ludzie mówią, że kiedy człowiek dąży przez wiele lat do jakiegoś celu i osiągnie go, następuje uczucie pustki. Nie mam takiego poczucia…

Bartłomiej Wróblewski w Himalajach

Bartłomiej Wróblewski w Himalajach

Dr Bartłomiej Wróblewski – polski konstytucjonalista, dyrektor Instytutu Prawa SWPS w Poznaniu, twórca Archiwum i Muzeum Polskich Korporacji Akademickich w Poznaniu. Radny Sejmiku Wielkopolskiego i członek Rady Programowej Prawa i Sprawiedliwości.

W latach 2001–2009 był pracownikiem naukowym Instytutu Zachodniego w Poznaniu, a następnie od lutego do sierpnia 2010 pracował jako konstytucjonalista w Biurze Prawa i Ustroju Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej w Warszawie. Od 2011 kieruje Instytutem Prawa, a od 2013 także Zakładem Prawa Publicznego, na Wydziale Zamiejscowym Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Poznaniu. Jest członkiem Klubu Wysokogórskiego w Poznaniu. Podróżował po kilkudziesięciu krajach świata. W latach 1998–2014 zdobył Koronę Ziemi.

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Wasze komentarze (16)

  • t-t
    poniedziałek, 11 maj, 2015, 4:20:50 |

    Brawo!
    Na koniec wyborczej niedzieli
    Andrzej Duda pierwszy w tabeli.
    Przyłączam się do gratulacji. Czekamy na zwycięstwo II tury.

  • Roman
    poniedziałek, 11 maj, 2015, 4:40:57 |

    Gratulacje dla Andrzeja Dudy, mam nadzieję naszego przyszłego prezydenta. Jeszcze przed drugą turą i”wezwaniem” (nie mylić z zaproszeniem) Prezydenta Komorowskiego do debaty Andrzej Duda zmiażdżył naszego prezydenta świetnym wystąpieniem i przemówieniem po ogłoszeniu sondażowych wyników. To było najlepsze wystąpienie i z serca płynące słowa. Vivat Polonia

  • wyborca
    poniedziałek, 11 maj, 2015, 9:39:21 |

    Teraz dopiero widać jakie sondaże przedwyborcze nam media serwują, w których Komorowski ma 45% a Duda 20%…

  • t-t
    poniedziałek, 11 maj, 2015, 11:31:27 |

    Niech wżdy Polacy pamiętają
    Że to oni Polską zarządzają.
    Choć połowa z nich w to nie wierzy,
    Że od ich głosu los Polski zależy
    Jakie Jej będzie prezydentowanie,
    To takie Rzeczpospolitą zarządzanie,
    A zachowując się jak niemowy
    Konserwują układ okrągłostołowy.

  • t-t
    poniedziałek, 11 maj, 2015, 13:57:53 |

    Przez noc sztab dokonał analizy
    dlaczego zwyciężają dudy i kukizy
    Rano ogłosił z kartki Bronek
    A oświadczył to bez osłonek
    Jako prezydent jestem gotowy
    Zmienić system podatkowy
    Na referendum też wyrażam zgodę
    Oczywiście JOW-y na osłodę
    Nie dostaną też z budżetu partie pieniędzy
    Niech się samofinansują albo umrą w nędzy
    Czemu teraz trzeba naród wysłuchać
    A tym samym Go udobruchać ???
    A może jak zwykle kogoś …..

  • t-t
    środa, 13 maj, 2015, 16:01:22 |

    A to ci Bronek się wczoraj popisał
    Przed kamerami usiadł i projekt podpisał
    Przy małym elemencie okrągłego stołu
    Przy którym układ podpisywał pospołu
    Z Kwaśniewskim który go teraz popiera
    Dla głosów wszystko zrobi przechera.
    Teraz na wszystko jest się zgoda
    Myśli że tym głosów sobie doda
    A zapytajmy „szarej eminencji”
    Co zrobił podczas całej kadencji?

  • t-t
    piątek, 15 maj, 2015, 10:12:28 |

    Jak twierdzą konstytucjonaliści
    Marzenie o JOW-ach wtedy się ziści
    Gdy zmieni się konstytucję
    By przeprowadzić w wyborach ewolucję
    Podpis prezydenta cóż warty
    Patrz w Konstytucji rozdział czwarty
    JOW-y to pod wybory ściema
    Na razie takiej możliwości nie ma

  • t-t
    poniedziałek, 18 maj, 2015, 22:07:24 |

    Wczoraj kandydaci stanęli w szranki
    By nie suszyło w debacie podano szklanki
    I choć spokojna i interesująca była debata
    Był to dobry miernik odporności kandydata
    Jednemu została szklanka cała
    Widać debata się mu udała
    Drugi szklankę całą osuszył
    Temat debaty mocno go poruszył

  • stary mieszkaniec
    wtorek, 19 maj, 2015, 10:40:05 |
  • t-t
    wtorek, 19 maj, 2015, 13:54:59 |

    Masz prawo wiedzieć tyle ile Ci podamy
    Po co Cię denerwować resztę ukrywamy
    Tyle ma wiedzieć każdy Polak
    Ile Ci przekaże Zosia K i p. Karolak
    To w trosce o Twoje zdrowie
    Gdy ktoś niepotrzebnie prawdy się dowie
    Bo prawda zabić kogoś może
    Gdy ktoś Jej nie pomoże

  • stary mieszkaniec
    wtorek, 19 maj, 2015, 15:17:47 |

    Masz rację t-t że prawda zabić może
    Jak ktoś jej kłamstwem nie pomoże
    Dlatego tak walczą o Nią „podkomorze”

  • t-t
    wtorek, 19 maj, 2015, 20:29:35 |

    I oznajmił na wiecu Bronek
    A zrobił to bez osłonek
    Nade mną prezesa nie ma
    A to jak wiemy wielka ściema
    Bo nad nim WSI służby
    Są jako nieodłączne drużby

  • t-t
    piątek, 22 maj, 2015, 9:08:40 |

    Oświadczenie prezydenta
    Nie zgadzam się na debatę z Dudą, bo to dla mnie tortury.
    Chyba że tak jak podczas matury
    Będę znał pytania z góry.

  • t-t
    piątek, 22 maj, 2015, 15:43:31 |

    Na ulicy prezydent chętnie słucha
    Co podpowie mu do ucha
    Osobista podszeptucha

  • t-t
    niedziela, 24 maj, 2015, 23:15:29 |

    Dziękuję za zwycięstwo !!!

  • Many
    wtorek, 13 paź, 2015, 13:57:00 |

    t-t -> stary mieszkaniec we własnej osobie.

    „Masz rację t-t że prawda zabić może
    Jak ktoś jej kłamstwem nie pomoże”

    I takich mamy właśnie rządzących w Mosinie.

Skomentuj