Połączyły ich konie
Grzybno – stajnia i hodowla koni Ryszarda i Michała Odważnych, ojca i syna. Na podwórku wita nas wnuczka pana Ryszarda, 12 – letnia Agata. Trzyma w objęciach kilka szczeniaków, zachęcając do wzięcia na ręce choćby jednego, bo są takie rozkoszne i piękne…W tle padok, a w nim trzy klacze z młodymi źrebakami. Agata obładowana pieskami prowadzi nas do ukochanego konia. Po chwili odnosi psiaki i siedzi już na Fionie, na oklep, kładzie się i przytula do szyi konia. Nie boi się, że spadnie, bo ufa klaczy. Wokół nich drepcze źrebię.
Nie mogła nie pokochać koni, bo dziadek Rysiek i wujek Michał hodują i ujeżdżają je od wielu lat. Zanim zamieszkali w Grzybnie prowadzili w Żabnie stajnię, znaną w całej okolicy – „Galantówkę”. Kochają konie, opowiadają o nich z pasją i uczuciem. Dla Ryszarda Odważnego – koń to kochany stwór… I Agata ma dwóch instruktorów z tym, że wujek Michał, który wygrał kilka prestiżowych konkursów jest bardziej wymagający niż dziadek. Chciałaby startować w zawodach skokowych, bo bardzo dobrze już skacze. W rodzinnym albumie jest takie zdjęcie: Michał czyści Galantowi kopyta, a na grzbiecie siedzi malutka Agata i czesze koniowi grzywę.
Stajnia Galantówka przez lata uczestniczyła w dożynkach gminnych, uroczystościach, imprezach, organizowała zawody i konkursy dla dzieci i młodzieży. Między innymi „Dzień konia rekreacyjnego” w Sowinkach”. Imprezy cieszyły się dużym powodzeniem.
– Dzisiaj stado mamy pomniejszone, z racji tego, że nie startuję już jako zawodnik, zostały tylko te najważniejsze konie i konie hodowlane, mówi Michał. – Od początku był u nas Galant i będzie do końca…A Agaty nie trzeba było wciągać, zawsze do koni się garnęła, dopasowywaliśmy jej na początku konie, żeby mogła się rozwijać.
Każdy jeździec, który idzie dalej niż rekreacja, ma swojego konia, uprawia na nim sport czy to skoki czy ujeżdżanie, powinien dobrać sobie takiego konia, z którym czuje więź, z którym się uzupełnia i któremu ufa. Ze strony konia jest więcej tego, co chce on uzupełnić w człowieku. Ważne jest, gdy ludzie zaczynają jeździć, znaleźć odpowiednią osobę, która by doradziła wybór konia. Bo konie są różne, tak jak ludzie. I nie każdy koń pasuje do każdego człowieka. Zwłaszcza młode konie potrafią robić głupstwa i broić, i trzeba im to wybaczyć. Czasem są też złośliwe. Taki koń może okazać się odpowiedni dla kogoś, kto ma aspiracje trenować różne dyscypliny i nie boi się go. Natomiast do rekreacji najlepszy jest koń spokojny, nie dominujący.
Oświadczyny na koniu…
– To cudowne uczucie, ludzie między sobą nazywają je czasami chemią, ale ta chemia jest także między koniem a człowiekiem. Jak się to poczuje, to koniec, człowiek przepadł dla konia…, wyjaśnia Beata, żona Michała. – Między mną a koniem jest niesamowita więź i harmonia, przekaz energii. Miałam swoją klacz, mam Nigala od źrebaczka, wychowałam go, ale jak wsiadam na Inwencję to jest coś niesamowitego. Chyba już nie poczuję tego na żadnym innym koniu. To taka wielka jedność. Nie robię nic tylko myślę, a ona to odczytuje. Takie to jest uczucie jakbyśmy były jednością. Jeździłam na niej w ciąży. Dwa miesiące po porodzie pojechałam na zawody z nią i wygrałam. Nie trenowałam przecież kilka miesięcy, wsiadłam i wygrałyśmy. Tak się po prostu rozumiemy.
– Jak starowaliśmy na zawodach i spiker zapowiedział, że Beata Magdziarek, a potem Odważna staruje na Inwencji, to wszyscy wiedzieli, że wygra, wtrąca pan Ryszard.
Michała i Beatę oczywiście połączyły konie.
– Żona najpierw była moją uczennicą, trafiła do mnie na naukę jazdy.
– Nasze konie też się polubiły, a zaręczyny odbyły się na polanie w lesie. Ale MIchał z konia zszedł, kiedy poprosił mnie o rękę. Siedziałam w siodle i byłam w takim szoku, że dopiero po chwili zeskoczyłam. Właściwie to uklęknął nie przede mną, lecz przed koniem…Bardzo mnie to zaskoczyło. Wszyscy w stajni już wiedzieli, co miało nastąpić podczas tej jazdy (oprócz mnie) i kiedy wróciliśmy do „Galantówki” impreza była już przygotowana. Mój mąż bardzo fajnie to zaplanował.
Uważają, że ludzie, którzy kochają zwierzęta są dobrzy i szczęśliwi.
– Świat się zupełnie zmienia, kiedy siedzę na koniu, opowiada Ryszard Odważny. – Kiedyś, kiedy obowiązki i praca tak mnie już przytłaczały, że opadałem z sił – siadałem na Galanta i jechałem w teren. Odrywałem się od całego świata. Nic mnie nie obchodziło. Byłem tylko ja i koń, i to co przyszło na myśl mnie albo jemu…Zawsze mówię, że jak się ktoś koniem zarazi, to jest to już nieuleczalne.
Beata czasami prześcigała Michała, swojego nauczyciela. Jeszcze w narzeczeństwie chciała podczas jego nieobecności nauczyć się skakać na Galancie. W tajemnicy przyszła z tym do mnie i udało się, zdolna dziewczyna. Ale trzeba kochać konie. Przez tyle lat dużo ludzi przewinęło się przez naszą stajnię. Są tacy, którzy nie nadają się, nie mają tego czegoś, ale spotykałem prawdziwe talenty.
Znana w gminie „Galantówka”
Uczestniczyli we wszystkich dożynkach gminnych. W Sowinkach, a dokładnie w Korzonkowie organizowali imprezę pod nazwą „Dzień konia rekreacyjnego”.
– Przyjeżdżał burmistrz, proboszcz, były puchary za wygrane konkursy. Najpierw jechaliśmy na groby, aby przekazać dzieciom pamięć i uczcić 1 września – rocznicę II Wojny Światowej, opowiada pan Ryszard. – Zjeżdżało się 30 – 40 koni, były skoki, zawody, a potem biesiada. Parę razy był z nami Bohdan Smoleń. W tej chwili nic się nie dzieje. Jesteśmy w Grzybnie i logistycznie jest to dla nas trudne do zorganizowania, stajnia jest za daleko. Nikt nie przejął pałeczki…
– To były bardzo fajne imprezy, dodaje Michał. – W Żabnie organizowaliśmy zawody i konkursy z udziałem mojego kolegi klubowego – mistrza Polski i zawodników z kadry polskiej. Dla młodych było to niesamowite przeżycie.
– Wymyślali takie zawody, że niektórym włosy na głowie się jeżyły, mówi pan Ryszard. – Na przykład układali tunel z balotów słomy i przejeżdżali koniem, co wcale nie jest takie proste. Dzisiaj wyrośli, pozakładali rodziny, mają dzieci, ale jesteśmy ze sobą w kontakcie.
„Galantówka” to były konie i ludzie (nie ludzie i konie)…
Być może już w przyszłym sezonie powstanie „Galantówka Bis” z siedzibą w Grzybnie.
Galant
Pięknej maści, o złocistej sierści, jasnej podkręconej na końcach grzywie i wielkich kopytach zrobił ogromne wrażenie na autorce tekstu. Tym bardziej, że namówiona przez właścicieli z duszą na ramieniu, pierwszy raz w życiu wsiadła na konia i… nie spadła.
Galant spokojny i mądry, szedł powoli (to on mnie prowadził, a nie ja jego), jakby chciał mi powiedzieć: wiem, co robię…
Elżbieta Bylczyńska
Tagi: Bohdan Smoleń