Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Justyna Bryske | niedziela, 13 wrz, 2015 | komentarzy 11

Ratujcie!

Państwo Roma Dużewska-Zięba i Szymon Zięba z Puszczykowa szkołę języków obcych „Finch System” prowadzą razem dwudziesty piąty rok, przy ul. Wierzbowej 8. W Puszczykowie zamieszkali w 1981 roku. Dwa lata później, po ukończeniu anglistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza (najlepszej w Polsce), wyjechali do Afryki. Dostali pracę na uniwersytecie w Bengazi, uczyli tam studentów języka angielskiego.

– Pracowaliśmy tam siedem lat. – To był okres, kiedy z północnej Afryki wyjeżdżali Anglicy i Amerykanie. Panował reżim, przed uniwersytetem stali strażnicy z bronią. Wieszano politycznych więźniów przeciwnych Kadafiemu. Jednak jak ktoś się nie mieszał w politykę, był bezpieczny – opowiada pani Roma i dodaje, że w Libii nie było też nędzy i głodu. O swojej szkole językowej myślała jeszcze przed wyjazdem do tego kraju. Jednak w 1981 roku nie można było utworzyć prywatnej szkoły w Polsce. Mimo to wraz z mężem uczyła wtedy dzieci, które dziś przysyłają do ich szkoły swoje dzieci…

– Myśl o założeniu szkoły miałam cały czas z tyłu głowy, ale to było niemożliwe. Wtedy wydawało się nam, że komuna nigdy nie upadnie… – mówi pani Roma.

Od lewej Szymon, Natalia, Roma Ziębowie

Od lewej Szymon, Natalia, Roma Ziębowie

Spotkanie z Nickiem McIverem i początki szkoły języków obcych

W 1990 roku wróciliśmy do Polski. Przyjechałam do kraju, bo w Polsce zostawiłam rodziców. Mieli tylko mnie (jestem jedynaczką). Chcieliśmy gdzieś pojechać na dalszy kontrakt, ale mieliśmy dorastającego syna. Życie w Libii wydawało się fajne, jednak nie było normalne. Dzieci w arabskich szkołach wychowywane były w duchu rewolucji i agresji. Nasz syn, blondynek,  nie mógł się spotykać z kolegami na ulicy pokopać piłkę, gdyż to było niebezpieczne. Wszystko co było inne, wydawało się im podejrzane. Stwierdziliśmy, że syn musi mieć normalne życie i z tego względu wyjechaliśmy z Libii.

Pani Roma rok po przyjeździe do Polski otworzyła szkołę języka angielskiego w Puszczykowie. – Na studiach co roku był obowiązkowy zjazd studentów anglistyki, takie warsztaty językowe, na które przyjeżdżali Brytyjczycy, Amerykanie, Kanadyjczycy, Australijczycy. Wszyscy studenci anglistyk w Polsce mieli obowiązek w tym uczestniczyć. Wtedy jeden z wykładowców, który kilka lat temu zmarł, Nick McIver pokazał nam komunikatywną metodę nauczania języka angielskiego. Nie uczono jej wtedy na studiach. Zauważyłam, że zaczęto ją stosować w Polsce dopiero pod koniec lat 90. Wiele zyskałam dzięki temu spotkaniu. Dowiedziałam się, że trzeba zorganizować zajęcia tak, żeby każdy uczeń mógł wziąć w nich udział. Podam jeden przykład. W szkole siadam z uczniami, na stole kładę trzydzieści pytań, każdy bierze jedno, czyta i szuka kogoś, kto może na nie odpowiedzieć. Później uczniowie, w domu odpowiadają na nie pisemnie. Aby solidnie przygotować lekcje tą metodą trzeba takich zadań bez liku na jednej lekcji. Potrzebne są obrazki, zdjęcia, fiszki, role, pytania, gry itd. Ta metoda wymaga od nauczyciela poświęcenia od 3 do 8 godzin na przygotowanie jednej lekcji.

W 1991r., zanim otworzyłam szkołę poszliśmy z mężem na kurs przygotowany przez Anglików dla lektorów po filologii angielskiej (odpowiednik dzisiejszej CELTY). Chcieliśmy dowiedzieć się po siedmioletnim pobycie w Libii, jak wyglądają obecne metody nauczania. Na kursie siedzieliśmy od rana do wieczora, w domu pisaliśmy zadane prace, byliśmy po nim wykończeni. Ten miesięczny kurs dał mi więcej niż pięć lat studiów na anglistyce. Na pierwszych zajęciach posadzili nas na krzesłach przy stolikach i powiedzieli: „zaczynamy lekcje tureckiego”. Nauczyliśmy się zamawiać sok w języku tureckim. Poprosiliśmy o napój kelnera, który nam odpowiedział… Przypomniano nam wtedy, ile wysiłku wymaga uczenie się języka obcego od podstaw. Jest jak odkrycie Ameryki.

W puszczykowskiej szkole

Do szkoły chodzą dzieci od piątego roku życia, z podstawówki, gimnazjum, liceum i dorośli. Uczą się języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, niemieckiego i włoskiego.

Pani Roma wyciąga segregatory z numerami lekcji po kolei, które na zajęciach wykorzystują lektorzy. W każdym są fiszki z angielskimi słówkami.

– Pokazuję je uczniom, biorę do ręki nowe słówko, które najpierw tłumaczę (po angielsku oczywiście), kiedy widzę, że uczniowie rozumieją znaczenie uczę wymowy, potem pokazuję je, by uczeń zapoznał się z pisownią, ćwiczę wymowę i kładę kartki przed sobą, tak żeby uczniowie nie widzieli słowa. Biorę jedną i mówię: zgadujcie, jakie mam słówko! Dzieciaki wykrzykują wszystkie słówka z prezentacji. W ten sposób w ciągu siedmiu minut można nauczyć dwudziestu słówek. Uczniowie dostają ich gotową listę do domu.

Pani Roma wyciąga kopertę z lektorskiego segregatora z zestawem fiszek, na których są zadania gramatyczne. – Uczniowie siadają w kółku i myślą, jak utworzyć daną strukturę językową. Odpowiadają ustnie, a potem daję im te ćwiczenia wydrukowane na kartce, do wypełnienia lub uzupełnienia w domu.

Na zakończenie roku uczniowie dostają świadectwa, zawsze z informacją dla rodzica o opuszczonych zajęciach, o średniej rocznej z wszystkich testów i sprawdzianów, ilości braku zadania domowego oraz w przypadku uczniów szkół podstawowych, gimnazjalnych i średnich z pisemną, opisową relacją ich postępów w roku szkolnym. Oczywiście dorosłych uczniów nie rozliczam z zadań domowych. Tłumaczę, że są one częścią nauki języka obcego, więc są ważne, ale tylko proszę, by jeśli je odrobili, położyli mi je na biurko. Sprawdzam zawsze wszystkie zdania domowe i często je omawiam z danym słuchaczem lub całą grupą, jeśli widzę, że reszta osób też będzie miała korzyści z moich uwag. Uważam, że powinni odrabiać zadania, ale za lekcje płacą sami za siebie i biorą odpowiedzialność za to, czego się nauczą.

Tak naprawdę nauka języka to przede wszystkim ilość powtórzeń. Dlatego uważam, że w większości – dzieci i dorosłych powinno się uczyć grupowo, a nie indywidualnie. W naszej szkole grupy liczą średnio około siedmiu, ośmiu osób. Zdarzają się też grupy mniejsze (pięcio i sześcioosobowe) i sporadycznie większe, np. dziewięcioosobowe.  W grupie dziecko musi podejść do innych i do lektora, i np. zadać pytanie w języku, którego się uczy: „jak masz na imię”, „jaki jest Twój ulubiony film”, itp. Jeśli dzieci jest w grupie ośmioro, wtedy dane pytanie musi powtórzyć siedmiokrotnie, zadać je każdemu z pozostałych dzieci, za siódmym razem opanuje to pytanie doskonale! Dodatkowa korzyść: za każdym razem uzyskuje inną odpowiedź. W szkole nie ma systemu kar. Są tylko nagrody w postaci stempelków i naklejek na osobnej karcie danego ucznia. Nagradzamy stempelkiem każde dobre zachowanie, każdą odpowiedź, każde zadanie domowe. Na koniec roku dziecko, które zbierze największą liczbę naklejek w swojej grupie, otrzymuje nagrodę.

Pani Roma pokazuje kronikę ze zdjęciami z zajęć w szkole, pierwsze zdjęcia są z 1992 roku. – Przez dwadzieścia cztery lata tylko pięć razy byliśmy zmuszeni odwołać lekcję., gdy np. lektorka jadąca na zajęcia miała wypadek samochodowy, lub któryś z lektorów naprawdę ciężko zachorował.

Nie rzucać czapką…

Na Facebooku będzie można wkrótce zobaczyć opinie o szkole byłych i obecnych uczniów państwa Ziębów, które będą systematycznie zamieszczane (www.facebook.com/finchsystem). To firma rodzinna. Nauczyli języka angielskiego swoje dzieci, ich córka Natalia jest lektorem w szkole. Wychowywali również swoich uczniów. Zwracali uwagę na szacunek wobec inności, kiedy do szkoły przyszedł uczeń, repatriant ze Wschodu, a dzieci rzucały jego czapką…

– Powiedziałam im wtedy, żeby wyobrazili sobie, jak może czuć się ten chłopiec w obcym, wrogim środowisku, sam bez kolegi, który mógłby się za nim wstawić – mówi pani Roma.

Średnia z wyników rozszerzonych  matur uczniów szkoły „Finch” to ponad 90 proc. Bywało, że przychodził uczeń i mówił: ratujcie. – Za rok matura z angielskiego, a chłopak nie znał kompletnie języka – pamięta pan Szymon. – Przyszedł do naszej szkoły na kurs maturalny i… zdał maturę podstawową z angielskiego z dobrym wynikiem. Rozmawiam z uczniami: za was się nie nauczę, ale powiem wam, jak to zrobić i że trzeba mieć zacięcie. W tym roku troje moich uczniów podchodziło do matury. Byli na tyle dobrzy, że w październiku zdecydowałem, że nie będę z nimi robił kursu maturalnego, a przeprowadzę zajęcia na poziomie między Advanced i Proficiency. Jeden z nich zdał maturę rozszerzoną na 100 proc., a pozostałych dwóch na 98 procent.

Justyna Bryske

Napisano przez Justyna Bryske opublikowano w kategorii Aktualności, Lokalni przedsiębiorcy, Wywiad, reportaż

Wasze komentarze (11)

  • Gość
    niedziela, 13 wrz, 2015, 11:58:09 |

    Enigmatyczny tytuł
    Kogo przed czym ratować ???
    A może będzie druga część ???

  • Anonim 2
    niedziela, 13 wrz, 2015, 18:14:12 |

    Przed maturą. Czytanie ze zrozumieniem się kłania.

  • Anonim 3
    niedziela, 13 wrz, 2015, 21:03:44 |

    Przed maturą ? Phi. To wołanie o pomoc ze strachu z powodu niewiedzy.

  • Anonim 4
    poniedziałek, 14 wrz, 2015, 10:21:07 |

    „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy.” A. Einstein

  • Anonim 5
    poniedziałek, 14 wrz, 2015, 14:23:42 |

    Lecz bez odpowiedniej wiedzy wyobraźnia jest bezużyteczna( a może być i niebezpieczna)

  • Anonim 6
    poniedziałek, 14 wrz, 2015, 16:26:01 |

    Praw­dzi­we zło na tym świecie wyrządzają tyl­ko ludzie poz­ba­wieni wyobraźni. A.R

  • Anonim 7
    środa, 16 wrz, 2015, 20:52:17 |

    Wyobraźnia nie może być chora
    Taka na pewno zrodzi potwora.
    Z powodu chorej wyobraźni
    Można też mieć rozdwojenie jaźni
    Zdrowa musi z nauką współdziałać
    Tylko wtedy może wiele zdziałać
    t-t.

  • Many
    środa, 7 paź, 2015, 14:07:00 |

    Teraz zaczynam rozumieć o Ci chodzi z tym rozdwojeniem jaźni stary :)

  • t-t
    środa, 7 paź, 2015, 15:02:11 |

    Lepiej późno niż wcale :)

  • Gość
    środa, 7 paź, 2015, 15:04:46 |

    Lepiej późno niż wcale :)

  • Gość
    piątek, 9 paź, 2015, 10:52:49 |

    Wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Do jednych dociera coś od razu do innych nie, ale nie przejmuj się nie którzy tak mają.

Skomentuj