Redakcja GMP | sobota, 2 kwi, 2016 |

List z Polski – 11 rocznica śmierci św. Jana Pawła II

W 11 rocznicę śmierci św. Jana Pawła II Czytelnikom, dla których odejście polskiego Papieża jest wciąż żywe, dedykujemy reportaż z Wadowic, napisany w konwencji listu.

List z Polski

8 kwietnia 2005 roku

Kochana A.! Dzisiaj rano wróciłam z Wadowic. Żałuję, że nie byłyśmy tam razem, że nie podtrzymałam w Tobie myśli o przyjeździe do Polski, gdy zagubiona pytałaś przez telefon: mamo, czy mam przyjechać? Powinnaś była tu być. Na moje usprawiedliwienie przemawia tylko to, że kiedy dzwoniłaś z Chicago po śmierci Ojca Świętego, wiedziałam, że na wyjazd do Rzymu jest już  za późno. I nie wiedziałam, że sama pojadę do Wadowic. Gdyby można było przewidzieć to, co się z nami wszystkimi potem działo, zabrałabym Cię ze sobą pod dom rodzinny Jana Pawła II. Nie chciałam też, żebyś sama leciała do Rzymu, bo przecież i taką możliwość rozważałaś.

Kiedy w piątek, 2 kwietnia podano wiadomość o złym stanie zdrowia Papieża pomyślałam: On się z nami pożegnał, wtedy w południe, gdy nie udało Mu się już nic powiedzieć do mikrofonu…

Wieczorem, po tej smutnej godzinie, godzinie śmierci – 21.37 – z bólem oglądałam relacje z Rzymu. Wszystkie stacje nadawały programy i filmy o Janie Pawle II. W środę zdecydowałam: jadę do Wadowic, jeśli nie mogę pożegnać Ojca Świętego w Rzymie, chcę w miejscu Jego urodzenia wziąć udział w pogrzebie. Zarezerwowałam nocleg w klasztorze Ojców Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej, położonej niedaleko Wadowic, dokąd Papież już jako mały chłopiec pielgrzymował. Wieczorem wsiadłam do pociągu.

Ulica Franciszkańska

Rano Kraków przywitał mnie słoneczną pogodą. Po nocy spędzonej w kuszetce mocniej poczułam skutki niedawno przebytej grypy. Z dworca poszłam przez Planty na Stary Rynek, a stamtąd pod Papieskie Okno w Kurii Metropolitalnej na Franciszkańskiej. Ulica pod „Oknem Papieża” na długości kilkudziesięciu metrów była zamknięta. Z megafonu dobiegał głos prośby o nie zapalanie zniczy. Przed budynkiem służby porządkowe, spycharki i ciężarówki usuwały tony szkła i wosk  z wypalonych lampek. Tłum wpatrzony w otwarte i udekorowane krzyżem okno, gromadził się na placu. Nikt już jednak nie stawiał zniczy, moja lampka uwierała mnie przez kieszeń kurtki do końca podróży. Uklękłam na wydeptanej do połysku ziemi i razem z dziećmi ze szkoły nr 3 w Myślenicach modliłam się głośno za Ojca Świętego. W drodze powrotnej na dworzec weszłam na chwilę do Kościoła Mariackiego, brakowało miejsca, żeby uklęknąć…

Okno Ojca św. Kuria Metropolitalna Kraków Franciszkańska 3

Okno Ojca św. Kuria Metropolitalna Kraków Franciszkańska 3

Kalwaria

Do Kalwarii Zebrzydowskiej przyjechałam z Krakowa po południu. Z okna pociągu, daleko na górze zobaczyłam jasne mury klasztoru. Mała stacyjka z napisem Kalwaria Lanckorona, smutna, pusta i skąpana w popołudniowym słońcu powitała mnie kolorową mapką na wyłupanej, zniszczonej do gołej cegły ścianie budynku dworca. Kierując się wskazówkami z mapki poszłam, wspinając się wciąż w górę, w kierunku centrum miasta. Klasztor górował majestatycznie i wydawał  się nieosiągalny. Zmęczona pojechałam z rynku taksówką. Okno mojego pokoju, w którym zamieszkałam) wychodziło na dziedziniec, widać było przez nie figurę św. Franciszka z gołębiami, stojącego na środku dziedzińca. Klasztor nosi nazwę Ojców Bernardynów, gdyż od początku jego fundator powierzył opiekę nad Kalwarią Braciom Mniejszym od św. Franciszka z Asyżu, w Polsce nazywa się ich Bernardynami.

Kalwaria Zebrzydowska i Dróżki, którymi Ojciec Święty chodził jako mały chłopiec ze swoim ojcem po śmierci matki i później jako ksiądz, kardynał i Papież

W XVII wieku magnat Zebrzydowski posłał do Ziemi Świętej mnicha z poleceniem zapamiętania topografii Jerozolimy. Po powrocie wysłannik pokazał magnatowi na terenie jego posiadłości malownicze miejsca krajobrazu beskidzkiego między górą Żar i Lankoroną, przypominające Jerozolimę. Tak w Kalwarii Zebrzydowskiej powstało sanktuarium na wzór Drogi Krzyżowej Pana Jezusa, jako kopia Drogi Bolesnej w Ziemi Świętej. Na przestrzeni wielu hektarów górskiego krajobrazu Zebrzydowski wybudował kaplice na pamiątkę takich miejsc, jak Wieczernik, pałac Piłata, Droga Krzyżowa, Golgota. Od tego czasu w Wielki Czwartek i Wielki Piątek ludzie przebywają te „dróżki” uczestnicząc w misterium Męki Pańskiej. Będąc dzieckiem Karol Wojtyła przybywał tu z ojcem, „a potem bez końca przyjeżdżał jako uczeń, ksiądz, biskup, kardynał. Kiedy tylko miał czas i ochotę. Aby chodzić samotnie tymi ścieżkami i modlić się.” Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, tj. bazylika, klasztor bernardynów i dróżki to cenny zabytek wpisany w 1999 roku jako jedyna kalwaria na świecie, na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej, umieszczony w Kościele w 1641 roku uważa się za kopię obrazu Matki Bożej Myślenickiej, namalowanego przez nieznanego artystę włoskiego w XVI wieku. Wcześniej znajdował się w rezydencji Stanisława Paszkowskiego z niedalekiej Kopytówki, gdzie Matka Boża miała zapłakać krwawymi łzami. Z powodu tego zdarzenia przestraszony właściciel oddał obraz do klasztoru. Pątnicy bardzo go czcili, modląc się przed nim otrzymywali wiele łask i uzdrowień, dlatego w roku 1658  władze kościelne uznały go za „łaskami słynący” i zezwoliły na jego publiczną cześć. Obraz sprawił, że obok kultu pasyjnego (Droga Krzyżowa) powstał tu kult maryjny, a wyrazem tego jest ukształtowany w połowie wieku XVII zwyczaj praktykowania nabożeństwa Dróżek Pana Jezusa i Dróżek Matki Bożej przez ludzi świeckich i pod kierunkiem świeckiego przewodnika.

Wadowice 8 kwietnia 2005 r. godz.9.30

Wadowice 8 kwietnia 2005 r. godz.9.30

„To, co tutaj stale pociąga na nowo, to właśnie owa tajemnica zjednoczenia Matki  z Synem i Syna z Matką. Tajemnica ta jest opowiedziana plastycznie i szczodrze przez wszystkie kaplice i kościółki, które rozłożyły się wokół centralnej bazyliki”.

(Jan Paweł II w Kalwarii Zebrzydowskiej- 7 czerwca 1979 roku)

Teraz już wiesz, dlaczego moja droga do Wadowic prowadziła przez Kalwarię.

Okna domu Papieża w dniu pogrzebu

Okna domu Papieża w dniu pogrzebu

Wieczorem w przeddzień pogrzebu Papieża razem z tłumem wiernych odmówiłam różaniec przed obrazem Matki Bożej Kalwaryjskiej, zanosząc Jej swoje własne prośby. Poszłam też Dróżką na górę Żar do kościoła Ukrzyżowania, wspinałam się ścieżką, biegnącą stromym zboczem, tak wydeptaną, że korzenie drzew rosną tam na wierzchu. Na nich w połowie góry usiadłam, żeby odpocząć. Zapadał już zmrok, kiedy ze swojego korzenia patrzyłam w dół na oświetlone uroczyście sanktuarium i położoną u stóp góry Kalwarię.

7 kwietnia o godzinie 20.00 na dziedzińcu, zwanym Placem Rajskim, przed Bazyliką odbywała się uroczysta Msza za Ojca Świętego. Wiał porywisty, lodowaty wiatr, szarpiąc białymi obrusami, którymi przykryty był stół mszalny. Stojący obok mikrofon, na wysokiej nóżce kołysał się na wszystkie strony. Z coraz bardziej obolałym gardłem wróciłam do wnętrza Kościoła przed Obraz Matki Bożej, prosząc o zdrowie na następny dzień, dzień pogrzebu Papieża. Na kolację miałam kremówkę z Wadowic, ulubione ciastko Ojca Świętego.

Karol z papieską flagą   

Nazajutrz 8 kwietnia wstałam o 6.00 zdrowa i wypoczęta. W przyklasztornej restauracji zjadłam piątkowe śniadanie – jajecznica, chleb i kawa (w piątki nie podaje się tu mięsa), spakowałam plecak i wyszłam z klasztoru.

Zejście po stromym zboczu do dworca PKS w Kalwarii zajęło mi kilkanaście minut, spóźniłam się jednak na ostatni autobus. Na ten dzień zmieniono plan jazdy,  nikt nie znał też dokładnych godzin odjazdu prywatnych mikrobusów. Na tablicy ogłoszeń luźno powiewała kartka przypięta pinezką: w dniu 8 kwietnia 2005 r. między godziną 8.00 a 13.00 wszystkie kursy autobusów zostają zawieszone. Pod daszkiem przystanku stała grupa młodzieży bezradnie rozglądającej się dookoła. Co chwilę odrywała się od niej jakaś postać i biegła z podskakującym plecakiem do przejeżdżających samochodów. Postanowiłam jechać autostopem. Po kilku minutach zatrzymał się czarny mercedes. Do Wadowic jechał  Bogdan B. z Warszawy, z mamą i synem. Usiadłam z tyłu,  z przodu siedział 17–letni Karol, który trzymał w ręku papieską flagę. Kilka kilometrów przed Wadowicami zabraliśmy młodego księdza palotyna, mijając po drodze jeszcze parę sporych grup księży w sutannach, próbujących zatrzymać przejeżdżające samochody. Tu Karol otworzył okno, wysunął rękę z biało – żółtą, papieską flagą i trzymał ją powiewającą nad dachem samochodu aż do samych Wadowic.

Centrum Wadowic okazało się zamknięte dla ruchu kołowego. Wymieniliśmy więc numery telefonów komórkowych i poszliśmy w kierunku rynku. Od początku, bez pytania o drogę powoli szłam za tłumem ludzi. Drzwi, okna, ściany domu Ojca Świętego były udekorowane kwiatami, na bruku wzdłuż całego budynku wierni ustawiali kolorowe znicze. Po przeciwnej stronie, na murze Kościoła widniał słynny napis, o którym mówił Ojciec Święty: „Czas ucieka, wieczność czeka”. Dalej pociągnął mnie za sobą tłum. Do  rynku dotarłam uliczką, którą zapewne Ojciec Święty chodził do kościoła i szkoły. Znalazłam się pod ołtarzem, przygotowanym na popołudnie do Mszy świętej z pustym fotelem Papieża, przesłoniętym kirem. Stół i fotel znajdowały się pomiędzy domem Jana Pawła II, a Kościołem. Niżej widniał napis: DOM TO SERCA, KTÓRE BIJĄ DLA CIEBIE. Po prawej stronie ustawiono ekran, gdzie pokazywano już Rzym, przede mną rozciągał się widok na cały rynek. Morze głów, jedna obok drugiej. Staliśmy w milczeniu wpatrzeni w ekran.

Słońce na placu

Kiedy później na prostej, drewnianej trumnie Ojca Świętego powiewały kartki otwartej Ewangelii, kiedy w końcu wiatr zamknął świętą księgę, nad miastem „otworzyło się niebo”. Zza chmur wyszło słońce i mocno rozświetliło plac. A potem, kiedy zaczęto wynosić trumnę w kierunku grobu razem z innymi klaskałam i płakałam… Nad miastem jeden po drugim wolno przelatywały helikoptery na pamiątkę ostatniej pielgrzymki Papieża, gdy nie mógł być w swoim mieście i tylko przelatywał nad nim. Wciąż słyszę wadowickie dzwony i odgłos ludzkich dłoni, przypominający łopot ptasich skrzydeł… Gdy na ekranie trumna Ojca Świętego znikała w drzwiach Groty Watykańskiej dobiegł mnie szept i szloch: nie ma już naszego Ojca…

Odchodziłam stamtąd, ściskając w kieszeni pół mokrej chusteczki higienicznej (jakaś pani, widząc, że nie mam czym wytrzeć twarzy, wyjęła ostatnią chusteczkę, przedarła ją na pół i dała mi podczas uroczystości).

List od Wujka

Z Wadowic wyjechałam razem z rodziną, która mnie przywiozła z Kalwarii. Zatrzymaliśmy się w Zatorze u ich krewnych na obiad. Przy stole, w atmosferze niedawnych smutnych przeżyć, przy żurku z jajkiem (piątek), pan S., młynarz z Zatora powiedział:

  • Kilka lat temu pojechaliśmy z żoną na pielgrzymkę do Lwowa, organizowaną przez naszą parafię. Nocleg przydzielono nam u pani Melnarowicz, lwowianki polskiego pochodzenia. Zaprzyjaźniliśmy się i zaprosiliśmy ją do Polski. Przyjechała z synem w następnym roku. Chciała odszukać swoich krewnych w Krakowie. Pojechaliśmy tam z nią. Okazali się nimi państwo Lidia i Stanisław A., którzy za czasów posługi Ojca Świętego w Krakowie byli mocno z Nim związani.

W tamtych czasach, czasach terroru Służb Bezpieczeństwa i podsłuchów, w rozmowach o naszym Ojcu Świętym mówiono po prostu Wujek i tak się też do Niego zwracano.

W Krakowie okazało się, że państwa A. nie ma w domu, że są w  swoim letnim domku o nazwie Judaszówka pod Krakowem.  W domku tym rodzina A. spotyka się z przyjaciółmi co roku 18 maja, w dzień urodzin Papieża. Młynarz z Zatora zawiózł więc swoich gości ze Lwowa do Judaszówki. W albumie rodzinnym państwa S. w Zatorze widziałam zdjęcie Judaszówki, na którym uczestnicy przyjęcia wznoszą do góry wstęgę z napisem: DZIŚ SĄ WUJKA URODZINY.

Pani Melnarowicz ze Lwowa była Polską zachwycona. Na zakończenie powiedziała do swojego syna: zapamiętaj synku, byłeś pięć dni w niebie. Jej wdzięczność znalazła ujście w liście wysłanym do Watykanu, do Ojca Świętego. Odpowiedź na ten list (kopię), adresowaną do p. Melnarowicz pan S., młynarz z Zatora podarował mi…

Rozdarty buk

Na dworzec w Krakowie dotarłam w ostatniej chwili. Pociąg już stał na peronie. Konduktor wagonu z kuszetkami zaprosił mnie do środka i dowiedziawszy się, że wracam z Wadowic z pogrzebu Ojca Świętego z żalem wyznał:

  • A ja proszę pani mieszkam niedaleko Wadowic w Stryszawie i nigdy nie mogłem być na spotkaniu z Papieżem, kiedy pielgrzymował do Polski. Zawsze wtedy pracowałem, nawet dzisiaj, w dniu pogrzebu.

Gdy pociąg ruszył, konduktor Józef K., powiedział:

  • Jest takie miejsce na ziemi, które Ojciec Święty bardzo kochał.

To osada zwana Siwcówką w mojej wsi Stryszawa. Tam na letnim wypoczynku spotykali się Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński z Janem Pawłem II.

  • Siadali na wzgórzu Miłosierdzia, pod rozłożystym bukiem – wszędzie dookoła pełno było ubeków, a tam nie było ich widać. I podsłuch był niemożliwy. Górale dodatkowo pilnowali wzgórza z bukiem przed niepożądanymi gośćmi. To drzewo rozpołowiło się na dwie części, mieszkańcy uważają, że wygląda jak dwóch braci. Ma splątane konary i pęknięty pień. Drzewo Ojca Świętego i prymasa Stefana Wyszyńskiego,  rozłożysty buk jest z daleka widoczne, majestatyczne – to centralny punkt na tle całego wzgórza Miłosierdzia. Szeroki pień wyrastający z ziemi, na wysokości kilkudziesięciu centymetrów jest pęknięty na dwie części, mocno do siebie przylegające. Dalej każdy z pni rozrasta się w oddzielne konary, żeby w górze splątać się na nowo.

Bułeczki na przeprosiny  (opowieść konduktora)

W lipcu 1960 roku  (spotkanie to dokładnie opisuje ks. Andrzej Walczak w książce  pt. „Beskidzka katedra prymasa tysiąclecia”) do Stryszawy przyjechał biskup Karol Wojtyła, w drodze powrotnej z wycieczki ze studentami na Babią Górę. Był ubrany w strój wędrowca (ustawa o świeckim wychowaniu zabraniała Kościołowi prowadzenia duszpasterstwa – z tym kojarzy się sutanna – poza obiektami sakralnymi). Kiedy stanął przed Prymasem „z gestem synowskiego oddania, usłyszał zaskakujące słowa: drogi Bracie, w takich szatach nie godzi się nawiedzać prymasa Polski” (…kardynał Wyszyński już jako biskup lubelski zobowiązał duchowieństwo do stałego noszenia stroju duchownego, co miało przeciwstawić się komunistycznym planom całkowitego zeświecczenia życia publicznego). Biskup Wojtyła zakłopotany pożegnał swojego Nauczyciela i opuścił Siwcówkę”.

Powrócił w stroju biskupa przywożąc ze sobą kosz krakowskich bułeczek na przeprosiny.

W Siwcówce  prymas Polski, Stefan Wyszyński, „Mojżesz, który przeprowadził Polskę przez Morze Czerwone” spotykał się z Ojcem Świętym w latach 1960 –1967, te spotkania Prymas bardzo sobie cenił, twierdząc, że  stracił dla Niego głowę i dzięki Niemu przestał odczuwać męczące osamotnienie w swoich trudach.

Pod pękniętym bukiem mieszkańcy Siwcówki postawili Pomnik Szczerej Wdzięczności Ojcu Św. Janowi Pawłowi II oraz Prymasowi Tysiąclecia Kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu.

Elżbieta Bylczyńska

Napisano przez Redakcja GMP opublikowano w kategorii Aktualności

Redakcja GMP

Autor: Redakcja Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej.

Skomentuj