Redakcja GMP | niedziela, 14 sie, 2016 |

Chybił czy trafił podróżnego? PKP IC Poznań Główny

Mam 40 minut oczekiwania na pociąg do Warszawy. Postanawiam załatwić w tym czasie bilety grupowe na zaplanowany 13 lipca wyjazd mosińskiej młodzieży do Sejmu RP.

Jest środa 6 lipca, godzina 6.01.

Żeby czytelnik zrozumiał kolejne etapy zdarzenia muszę wyjaśnić, że aby ubiegać się o bilet grupowy należy wyrobić kartę przejazdu. Karta przejazdu to dokument, który uzyskujemy przez Internet w systemie IC bilety grupowe po wcześniejszym zalogowaniu i wypełnieniu odpowiednich formularzy, minimum na 14 dni przed planowanym wyjazdem. Otrzymanie karty jest równoznaczne ze zgodą przewoźnika na zniżki oferowane więcej niż 10 podróżnym. Spełniliśmy oczywiście wszystkie wymogi, a na koncie podróżnego pojawiła się informacja, że bilety są do odbioru w najbliższym punkcie Poznań Główny,  do tygodnia przed wycieczką. Niestety nie ma możliwości ich opłacenia, a tym samym realizacji zamówienia przez Internet. Z wydrukowaną kartą przejazdu wykupuje się je osobiście tylko i wyłącznie na wskazanej stacji.

Wracając do porannej sytuacji – podchodzę do kasy nr 7 . Pani kasjerka z trwogą patrzy na wspomnianą kartę przejazdu, uprzedzając grzecznie, że nie wie, jak mają te bilety wyglądać i potrzebuje ponad 30 minut na ich ewentualne wypisanie. Sugeruje przełożenie  załatwienia sprawy na czas,  gdy będą bardziej kompetentne osoby. Nie mogę czekać, bo nie zdążyłabym na pociąg do Warszawy.

Wracam z Warszawy, jest godz. 18.20, kolejka przy kasie długa, bo to czas wakacyjny, wielu zagranicznych gości, młodzieży itp.  Między ludźmi niecierpliwie przesuwającymi się do okienka  biletowego działa „mobilne centrum pomocy podróżnym”, czyli młody człowiek kierujący tych zdezorientowanych do odpowiednich okienek. Z miłym uśmiechem wskazuje mi znaną już z godzin porannych kasę nr 7. Stoję. Trzeba ćwiczyć się w cierpliwości – myślę słysząc  „zgrzytający” głos kasjerki (innej niż rano).

– Pani idzie do Centrum Obsługi Klienta  piętro wyżej, bo my tu nie obsługujemy tych biletów…

Pokornie szukam Centrum, gdzie oczywiście również stoi „kilometrowa” kolejka zajmująca całą poczekalnię . Aby doprowadzić sprawę do końca rezygnuję z pociągu do Mosiny o godz. 19.01 i postanawiam wracać następnym o 20.25.

Kolejka jak kolejka… Wszystko wygląda na pozór „normalnie”  – wzrok zmęczonych podróżnych, irytacje, mało przychylne PKP komentarze, narzekania itp.  O 19.15 dostaję się przed oblicze najważniejszej osoby, czyli pani z Centrum Obsługi Klienta. Radość jest jednak przedwczesna. O 19.20 wchodzi ochroniarz z miną bardzo poważną. Robi się ciekawie – myślę.

Za chwilę sytuacja wyjaśnia się.

Otóż… O godz.19.34 pani z Centrum Obsługi Klienta informuje, że niestety obsłuży mój przypadek tylko do połowy, bo o 19.35 kończy pracę. „Do połowy” oznacza wydanie  biletów w jedną stronę. Aby nabyć całość mam udać się z powrotem do kasy nr 7. Chyba nie muszę opisywać czytelnikom negatywnych emocji, dezorientacji swojej i czekających w poczekalni klientów. Ochroniarz bez skrupułów wyrzuca wszystkich. Trudno uwierzyć, ale to się niestety dzieje naprawdę.

Wracam znowu na koniec  kolejki przy kasach. Tym razem pani w okienku nie ma problemu z wypisaniem brakujących biletów, sztuk 2 (dla młodzieży i opiekuna). Uff!

Trwa to jakiś czas, bo ledwie udaje mi się zdążyć na pociąg do Mosiny.

Podsumowując całość: straciłam ponad trzy godziny na  załatwienie  tej sprawy i dużo nerwów. Zrodziły się także pytania o sens funkcjonowania Centrum Obsługi Klienta, niesmak, wrażenie braku szacunku do podróżnych oraz niedowierzanie, czy aby żyjemy w XXI wieku?. Nie mam pretensji do pań z najniższego szczebla, bo one wykonują pracę według odpowiednich wytycznych i kompetencji, o które powinien dbać pracodawca. Ale, kto tworzy te idiotyczne regulaminy? Dlaczego ochroniarz na siłę wyrzuca czekających cierpliwie interesantów? Czy nie można wdrożyć dobrych rozwiązań satysfakcjonujących zarówno przewoźnika jak i podróżnych? Kto za to odpowiada?

Jak na ironię, po załatwieniu sprawy system internetowy wysyłał mi jeszcze informacje, że nie zrealizowałam biletów…

Pozostało mi życzyć na przyszłość sobie i innym zniesmaczonym podróżnym, aby na stałe nie zagościła nam na kolei rzeczywistość  znana z filmów Stanisława Barei…

Dorota Lisiak

Napisano przez Redakcja GMP opublikowano w kategorii Aktualności, Felieton, Mosina

Redakcja GMP

Autor: Redakcja Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej.

Skomentuj