Na ostatnie takty mocnego uderzenia publiczność wstała i biła brawa na stojąco
Orkiestra mosińska potrafi wywołać niesamowite emocje, a jej dyrygent daje z siebie wszystko – niemal odrywa się od podłogi, dyrygując i prowadząc graczy po meandrach sztuki grania. Zawsze dynamiczny, wesoły, pełen oddania temu, co robi.
Mieszkańcy Mosiny znają go jeszcze z czasów, kiedy przez osiem lat był organistą w kościele św. Mikołaja. Zatrudnił go ks. proboszcz Kus. Maciej Kubacki przyznaje, że skusiły go wtedy prawdziwe kościelne organy piszczałkowe, jak mówi – te mosińskie organy go „załatwiły”.
Bardzo pięknie wspomina go mosiński chór św. Cecylii, a pani prezes Bronisława Dawidziuk mówi o świetnej współpracy z nim jako dyrygentem chóru w latach 2007 – 2011.
Koncert muzyki świątecznej zorganizowany w lutym, w MOK –u z okazji 10 lecia istnienia stowarzyszenia Nowoczesna Rzeczpospolita Mosińska został przyjęty niezwykle serdecznie. Zagrała w nim m. in. Mosińska Orkiestra Dęta im. Antoniego Jerzaka, którą dyryguje od kilku lat Maciej Kubacki. I właśnie po tym koncercie poprosiłam pana Macieja o spotkanie i rozmowę na łamach naszej gazety.
Elżbieta Bylczyńska:
– Jest Pan nauczycielem i zastępcą dyrektora szkoły nr 2 w Puszczykowie. Muzyka jest z pewnością wszystkim dla Pana. Od lat słyszę same dobre opinie na temat Pańskiej pracy i zaangażowania. Czym jest dla Pana muzyka? Dlaczego związał się Pan z nią na całe życie?
Maciej Kubacki:
– Nastąpiło to, kiedy byłem już kilkunastoletnim chłopakiem i wiedziałem, że nie będę artystą wirtuozem, czy organistą z plakatów. Gdybym miał pewne nawyki z dzieciństwa mógłbym kształtować tzw. miomechanikę, która jest pożądana, a stosowana daje efekty. Ja zainteresowałem i zająłem się muzyką jako starszy chłopak i pewne rzeczy mnie ominęły, właśnie ta fizjologia muzyki, którą się wdraża (w sensie rozwojowym) już u maluszków. Jednak postanowiłem pracować z muzyką zawodowo. Skończyłem Akademię Muzyczną w Poznaniu w klasie dyrygentury chóralnej i muzyki kościelnej.
– Wybrać tą drogę w naszym kraju i związać się z muzyką zawodowo… – trzeba ją chyba kochać, bo to perspektywa, jeśli chodzi o ekonomię raczej słaba.
– Tak, wydaje mi się, że taką decyzję można podjąć tylko i wyłącznie z miłości… Ale też dzięki muzyce mogłem zwiedzić Europę, co dla młodego chłopaka, żądnego przygody było pociągające. Jeździłem jako pianista i wspomagałem wtedy Chór Nauczycieli m. Poznania. Grałem też z chórem Polskie Słowiki pod batutą Wojciecha Krolopa.
Co to Panu dało, patrząc z perspektywy czasu?
– Bardzo dużo… Pamiętam śpiew pewnego chłopca we fragmencie opery Mascaniego (to rodzaj modlitwy), on tak śpiewał… a ja po raz pierwszy grałem i płakałem… Bo zazwyczaj, kiedy się angażuje człowiek w muzykę, kiedy gra, to świat przestaje istnieć. A tutaj przeżywałem, to było coś niesamowitego. Coś, co daje głębię przeżycia i człowiek spełnia się od środka.
Dzięki pani profesor Karolak, która wlała we mnie wiarę w to, co robię i powiedziała, że nie muszę grać utworów skomplikowanych, które są dla przeciętnej osoby nawet za trudne do słuchania, zacząłem ćwiczyć i tak grać, abym sam był poruszony, a przez to był poruszony także słuchacz. I przyznam szczerze, że moje credo brzmi (może za dużo powiedziane) – zawsze staram się tak pracować z muzyką, żeby był efekt i nie marnować swojego czasu i ludzi.
– Jest Pan na scenie jak dynamit… Dyryguje Pan „na całego”. Do tego gra na pianinie i organach.
– Wiem, że członkowie naszej orkiestry mówią, że gdybym tak nie dyrygował, oni by tak nie grali. Z drugiej strony nie odkrywam Ameryki i też im to mówię, bo nie nauczyłem ich przecież techniki palcowej czy oddechowej – nie jestem w żaden sposób związany z instrumentami dętymi. Po prostu wydobyłem z nich to, co w nich było…
– Pan mocno dyryguje, a oni mocno grają.
– W 2009 roku „spadła” na mnie ta orkiestra – zaproponowano mi funkcję kapelmistrza na trzy miesiące, bo nikt nie wierzył, że człowiek wykształcony w zupełnie innej dziedzinie, skończyłem przecież dyrygenturę chóralną i muzykę kościelną, da sobie radę z orkiestrą dętą.
Orkiestra mosińska liczy 31 osób, chciałby Pan powiększyć skład, ale wiem, że nie ma na to pieniędzy…
– Ubolewam nad tym, że zgłaszają się dzieciaki i w związku z brakiem perspektywy finansowej nie możemy ich szkolić, bo nie stać nas na instruktora. Obecny prezes pan Tadziu Matusiak , dla którego orkiestra jest całym życiem, szkoli dzieci charytatywnie, ale już więcej nie może.
– Jest w orkiestrach dętych jakaś siła?
– Każdy instrument ma swoją specyfikę. Gitara jest subtelna, fortepian sentymentalny…
– A mosińska orkiestra jak trzeba, potrafi „przywalić”…
– Można to tak określić (śmiech).

Mosińska Orkiestra Dęta w kościele
– Jesteście zapraszani na różne koncerty, coraz więcej tych zaproszeń. Stanowicie od lat – w tym roku przypada 70 rocznica powstania Orkiestry – oprawę do każdej gminnej uroczystości. Wszyscy Was znają. Warto jeździć i rozsławiać Mosinę.
– Ale często nie mamy za co wyjeżdżać, wiele koncertów nie dochodzi do skutku… Marzy nam się sponsor…
– Jak więc sobie radzicie?
– W ubiegłym roku nagraliśmy płytę z utworami m.in. Beatelsów, jednak oficjalnie na rynku muzycznym nie możemy jej sprzedawać, bo nie stać nas na opłatę w ZAIKS… Jedyną formą rekompensaty jest przyjmowanie darowizny na rzecz stowarzyszenia.
– Co na tej płycie jest?
– Muzyka filmowa i rozrywkowa, utwory, które najbardziej mi się podobają. I powiem, że z wiązanki melodii filmowych, napisanych przez Mariana Frankowskiego…
– Orkiestra w Mosinie robi z tego perłę…
– Między innymi jest tam najpiękniejsza chyba muzyka, jaka powstała do filmu, mianowicie „Stawka większa niż życie” i „Polskie drogi”.
– Podejrzewam, że ci, co kupili są zachwyceni. Gra Pan też muzykę kościelną, od niej Pan zaczął. Jaki jest Pana stosunek do wiary, religii?
– Chyba modlę się w ten sposób… Rodzajem intymnej wypowiedzi była dla mnie improwizacja w czasach, kiedy grałem do Mszy św. w kościele. Na ten moment zawsze czekałem. Część ludzi o tym wiedziała i nie wychodziła. I wtedy serce mi podpowiadało utwór, palce nadążały lub nie, ale dla mnie to był najważniejszy moment. Sam na sam… I mogłem się wyżyć. Co tu dużo mówić – czekałem, aż Msza się skończy…
Tagi: Mosińska Orkiestra Dęta