Wojtek Fajfer z Borkowic, trzynastoletni żużlowiec Gorzowskiego Uczniowskiego Klubu Sportowego „Speedway Wawrów”, osiąga coraz większe sukcesy. Sport, który uprawia od 2007 roku, jest jego pasją, ale jednocześnie podchodzi do niego z pokorą i dojrzałością, jakiej pozazdrościć mógłby mu niejeden dorosły człowiek. Przy wielkim wysiłku i zaangażowaniu wkładanym w treningi i starty w zawodach pozostaje wciąż pełnym energii i radości życia chłopcem, godzącym pasję z nauką, czasem z kolegami i innymi zajęciami. Z wielką przyjemnością przedstawiamy rozmowę z młodym zawodnikiem.
M.M. Skąd wzięło się zainteresowanie żużlem?
Tata zabrał mnie kiedyś na zawody do Gorzowa i tam, z tego klubu, gdzie potem i ja zaczynałem trenować, jeździli chłopcy na takich małych motorkach i wyprowadzali dorosłych zawodników do prezentacji. Powiedziałem wtedy, że kiedyś też chciałbym spróbować – wkrótce tata kupił mi na urodziny motorek. Później zapisał mnie do klubu w Wawrowie koło Gorzowa Wlkp. i tam zacząłem treningi. Najpierw jeździłem ja, ale spodobało się to też mojemu bratu i teraz trenujemy już razem.
M.M. Co takiego jest w żużlu, że tak Ci się to spodobało?
Najbardziej – adrenalina 🙂 I prędkość podczas jazdy. To jest coś, co bardzo wciąga; zimą, kiedy jest przerwa w jeździe, zaczyna tej adrenaliny brakować i dlatego z niecierpliwością czekamy na rozpoczęcie każdego sezonu. Myślę że ktoś, kto nigdy nie jechał w uślizgu, nie jest w stanie tego poczuć. Można to porównać trochę do szybkiej jazdy samochodem, wyścigów, gdzie na pełnej prędkości trzeba wejść w zakręt. Dlatego też zawodnicy, nawet tacy, którzy odnieśli poważne kontuzje na torze, marzą o tym, żeby jak najszybciej wrócić do jazdy i treningów.
M.M. A jak wyglądają Twoje treningi?
Pierwsze dwie sesje jeździmy sami, później przez kilka następnych ścigamy się z kolegami. Na treningach są też różne ćwiczenia, na przykład wejście w łuk, starty, różne ataki na przeciwnika itp.

M.M. Masz już sporo osiągnięć na swoim koncie. Które z nich są dla Ciebie najważniejsze?
Na pewno brązowy medal w Indywidualnych Mistrzostwach Polski oraz występ w Mistrzostwach świata w Szwecji i Mistrzostwach Europy w Danii. Oprócz tego rok i dwa lata temu – złoty i srebrny medal w rozgrywkach o Mistrzostwo Polski Par Klubowych oraz dwa srebrne medale w Drużynowych Mistrzostwach Polski.
M.M. Jak żużel wpłynął na Twoje życie – czy coś w Tobie zmienił? Czego Cię nauczył?
Na pewno jestem bardziej odważny, mniej rzeczy się boję, stawiam czoła wyzwaniom – nie tylko sportowym – i nigdy się nie poddaję. Przekłada się to na inne dziedziny, na przykład mam dużo lepsze wyniki w nauce. Jestem odważniejszy we wszystkim, co robię. Minusem jest to, że w sezonie treningi odbywają się dwa razy w tygodniu i wówczas ciężko to pogodzić z nauką i spotkaniami z kolegami. Czas mam wypełniony po brzegi.

M.M. Jak wygląda Twój dzień w sezonie treningów i zawodów?
Treningi zazwyczaj mam we wtorki i czwartki i za każdym razem jadę na nie od razu po lekcjach. Dojazd do Gorzowa zajmuje dwie godziny, potem dwie godziny treningu i powrót – wszystko to sprawia, że do domu wracam między 22.00 a 23.00, a na drugi dzień muszę wstać do szkoły. A jeszcze niekiedy trzeba jechać do mechanika, a to oznacza, że zaraz po treningu musimy umyć i przygotować sprzęt i wówczas wracam do domu o wiele później. Praktycznie w każdy weekend odbywają się zawody – w sobotę indywidualne, a w niedzielę parowe lub drużynowe. Planowanie czasu wolnego także podporządkowane jest startom – wszystko trzeba zaplanować tak, żeby móc wziąć udział w zawodach. Zazwyczaj lipiec jest wolny, ale już w sierpniu ponownie zaczynają się zawody. Jednak od czasu, kiedy jestem w kadrze narodowej, w lipcu także mamy przygotowania, zawody – zatem lipiec też mam już zajęty 🙂
M.M. A jak jest z dbałością o sprzęt, naprawami itp.? Kto się tym zajmuje?
Ja sam dbam o strój, myję sprzęt, umiem zmienić koło, zębatki, a tata zajmuje się mechaniką. Właściwie większość rzeczy naprawia tata, oprócz ingerencji we wnętrze silnika. Tym już musi zajmować się tylko nasz mechanik w Gorzowie.
M.M. Czy wybierasz sobie, w których zawodach będziesz startował w sezonie?
Terminarz jest ustalony przed sezonem przez Polski Związek Motorowy – jest to tak, że określonych jest na przykład trzynaście rund Indywidualnych Mistrzostw Polski i uczestnicząc w nich zdobywa się punkty; te punkty się później sumują i w zależności od tego, ile się ich zdobędzie, takie zajmuje się miejsce w klasyfikacji końcowej. A zatem, jeśli nie wystartuję w jakichś zawodach, to będzie to moja strata.
M.M. A co robisz poza sezonem?
Dużo gram w piłkę nożną; ogólnie lubię sporty i aktywne spędzanie czasu. Zimą jeżdżę na nartach, więc już teraz czekam na tę porę.
M.M. Czy masz swoich idoli w żużlu, osoby, które podziwiasz?
Tak, moim idolem jest Darcy Ward, Australijczyk – miał jednak niebezpieczny wypadek i już nie jeździ. Złamał kręgosłup. Imponował mi jego styl jazdy – wjeżdżał w ścieżki kilka centymetrów od bandy i wyprzedzał w ten sposób innych zawodników, jechał zawsze tam, gdzie było ciasno, gdzie inni bali się wjeżdżać; nie bał się kontaktu z innym zawodnikiem, przez to wygrywał.
M.M. Co chciałbyś osiągnąć w kolejnym sezonie?
Na pewno będę walczył o Indywidualne Mistrzostwo Polski i wejście do finału w Mistrzostwach Świata.
M.M. A plany dalekosiężne, na przyszłość, za parę lat?
Tak daleko jeszcze nie planuję – na razie chcę ukończyć miniżużel, bo tam się jeździ tylko do 15 lat. Potem będę myślał dalej. W sporcie jest tak, że może się zdarzyć wszystko: jakaś poważna kontuzja na przykład może spowodować, że już nie będę mógł jeździć dalej – dlatego chcę też mieć inne plany. Przeszkodą może być też brak pieniędzy, bo na razie tylko tata wszystko finansuje i różnie to może wyglądać w przyszłości. Sponsorów jest niewielu; finansowany jest udział w rozgrywkach, na przykład wyjazdy do Szwecji i Danii finansowane były przez Polski Związek Motorowy, ale wszystko pozostałe finansuje tata. Mile widziani są zatem sponsorzy. I nie chodzi tylko o pomoc finansową – jeśli potrzebny nam będzie np. gaźnik czy cylinder i ktoś zechce nam je kupić, to już będzie dla nas duże wsparcie. Użyczenie dla nas busa na wyjazdy, to też duża pomoc. Większość mojego kieszonkowego też przeznaczam na rzeczy potrzebne w tym sporcie. Jeden trening, to koszt około 250 zł, a takich treningów jest około 8 w miesiącu. Same treningi to zatem już wielki koszt.

M.M. Jakiś czas temu w naszej gminie głośna była kradzież busa, którym jeździliście na treningi i zawody, razem z motorami. Jak zareagowaliście na to wydarzenie z bratem, co sobie wtedy pomyślałeś?
Zrobiło mi się bardzo przykro, w jednej chwili stało się niepewne, czy będę mógł jeszcze kiedyś jeździć. Kilka tygodni później okazało się, że motory i zawartość bagażnika busa się odnalazły – to dało mi nadzieję, że nadal będę trenować. W innej sytuacji musielibyśmy zawiesić treningi przynajmniej na rok, a wiadomo, że jest to bardzo dużo czasu dla sportowego rozwoju.
M.M. Wojtku, życzę Ci, żeby Twoja droga była zawsze pełna pasji i dalszych sukcesów. Cieszę się, że mogłam Cię poznać – tak młodego człowieka z wielką pasją i sukcesami.
Ja również bardzo dziękuję.
(rozmawiała: Marta Mrowińska)
Gratulacje Wojtek, życzymy dalszych sukcesów.