Jesteśmy wdzięczni za to, co z nas wykrzesał
– Nie sądziłam, że będę na tak wspaniałym spotkaniu, jestem bardzo wdzięczna i bardzo, bardzo wzruszona.
– Z tych lekcji nie chciało się iść do domu.
– Bo to nie tylko były próby i występy, ale i wycieczki – do Kórnika końmi, do Czempinia starem pod plandeką…
– Słoń mi na ucho nadepnął, ale towarzyszyłam wszystkim imprezom i traciłam dech słuchając.
Te wzruszające słowa (i o wiele więcej), ze łzami w oczach wypowiedziane zostały 8 stycznia 2016 roku w Izbie Muzealnej w Mosinie, na wystawie poświęconej śp. Antoniemu Nadolnemu. Odbyła się ona z inspiracji Włodzimierza Gabrielskiego.
Kierownik Izby – Józefa Roszak Rosic przywitała rodzinę profesora oraz gości:
– Włodek Gabrielski przekazał nam do zbioru Izby Muzealnej kopię kroniki Dziecięcego Zespołu Muzycznego z lat 1957 – 1963. Przeczytanie tej kroniki stało się inspiracją do zorganizowania wystawy, która jest rodzajem podziękowania i uznania zasług, jakie dla mosińskiego, muzycznego ruchu położył pan Antoni Nadolny – dyrygent, kierownik zespołu. Absolwent Konserwatorium Poznańskiego w klasie skrzypiec, lata wojny, (a był kurierem Armii Krajowej) spędził na Podlasiu, w Międzyrzeczu Podlaskim. Przebywał tam pod przybranym nazwiskiem jako Antoni Nowak. Pracował w zespole szkół ekonomicznych, ucząc stenografii i maszynopisania, jednocześnie z dużym powodzeniem prowadził szkolny chór. Na Podlasiu założył rodzinę, z którą w roku 1956 wrócił w rodzinne strony do Mosiny, do Krosinka. W Mosinie zorganizował zespół, oczywiście wcześniej wyłaniając spośród uczniów mosińskich szkół muzyczne talenty. I tak oto we wrześniu 1957 r. powstał Dziecięcy Zespół Muzyczny pod dyrekcją Antoniego Nadolnego.
I właśnie ten zespół i jego historia jest tematem naszej dzisiejszej wystawy. Autorem kroniki jest Antoni Nadolny, który okazało się, był nie tylko wspaniałym nauczycielem, pedagogiem i dyrygentem, ale także jawi się poprzez tą kronikę jako świetny rysownik i kaligraf.
Osobne podziękowanie kieruję do pana Antoniego Nadolnego – syna, bo myślę, że to za jego sprawą i jego najbliższych mieliśmy możliwość zrobić tą wystawę, gdyż zespół przestał istnieć 50 lat temu, a on tą kronikę pieczołowicie przechowywał.
Zwracając się do zaproszonych gości pani kierownik wyraziła nadzieję, że historię tego dziecięcego zespołu oni sami opowiedzą. I rzeczywiście, wśród łez i wzruszeń, przyglądania się dzieciom na zdjęciach i rozpoznawania się na nich, wspominania pięknych chwil z dzieciństwa dorośli dziś członkowie zespołu, często na emeryturze z radością wrócili do przeszłości.
– Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy tu przybyli, mówił Włodzimierz Gabrielski, członek zespołu, który zadał sobie trud poszukania kolegów i koleżanek z dzieciństwa. – W środę 6 stycznia minęła 30 rocznica śmierci profesora. Zamówiliśmy Mszę św., złożyliśmy kwiaty i zapaliliśmy znicze na grobie profesora, wdzięczni za to, co z nas wykrzesał.
Są wśród nas osoby, które przyjechały z daleka – to Iwona Krajewska Tomczak z Gdyni i Wojciech Gielnik, skrzypek z Frankfurtu, który jest w Niemczech czynnym muzykiem.
Pani Iwona tak wyraziła swoją wdzięczność:
– Chciałabym podziękować Włodkowi, bo tylko dzięki jego telefonowi tu przyjechałam. Nie sądziłam, że mogliśmy jeszcze liczyć na tak wspaniałe spotkanie. Jestem bardzo wdzięczna i bardzo, bardzo wzruszona.
Posypały się wspomnienia konkretnych zdarzeń z dzieciństwa i historii zespołu:
– Oprócz tego, że uczyliśmy się na lekcjach to profesor tak nas do siebie przyciągał, że nie chciało się iść do domu.
– Trud, jaki profesor podjął był niezwykły. Ten, kto miał bardzo dobry słuch był kierowany na skrzypce, kto miał nieco słabszy – na inne instrumenty. Ale na skrzypce trzeba było mieć super słuch.
– Atmosfera była wspaniała, rodzice, którzy wspierali profesora brali udział w wyjazdach. Bo to nie tylko były próby i występy, ale i wycieczki do muzeów, do Poznania, do Kórnika -końmi na wozie.
– Patrząc po latach doceniam trud, żeby coś takiego stworzyć. Mamy wspaniałe wspomnienia.
– A ja powiem z punktu widzenia dziecka, które też chciało być w zespole, zazdrościło, bo nie mogło (słoń mi na ucho nadepnął) – towarzyszyłam wszystkim imprezom i traciłam dech słuchając.
Pół niedzieli tam rzępoliłem
– Mieliśmy ogromne poparcie naszych rodziców, mówił pan Wojciech z Frankfurtu. – Dzisiaj chyba by się to nie zdarzyło. To był okres trudny, pochodziliśmy z biednych rodzin, chcieliśmy się z tej szarzyzny wyrwać. Grałem w zespole trzy lata, potem była Szkoła Muzyczna w Poznaniu. Profesor mnie w tej szkole uczył. I chodziłem na naukę do Krosinka, co niedzielę miałem u niego w domu lekcje. Pół niedzieli tam rzępoliłem. Nie wiem jak pani Nadolna to wytrzymała, ale to była wspaniała kobieta.
Jak tylko mi Włodek powiedział, że będzie to spotkanie, wsiadłem w samochód i przyjechałem.
Skakaliśmy z jego pleców do wody
– Uczył nas muzyki, ale i organizował świetne wycieczki, na przykład starem pod plandeką do Czempinia, wspominała Bronisława Dawidziuk, prezes Mosińskiego Chóru Świętej Cecylii.
– Zabierał też nas nad Jezioro Góreckie, prowadził rower, jedno najmłodsze dziecko jechało na siodełku, drugie na bagażniku. A w wodzie uczył nas pływać i służył nam za trampolinę – skakaliśmy z jego pleców do wody.
Oprócz tego pożyczał nam książki, miał niesamowitą jak na tamte czasy bibliotekę. W naszych domach jeszcze tylu książek wtedy nie było. Mnie zaraził historią i przeczytałam cały 29 – tomowy cykl Krasickiego – pożyczał mi systematycznie kolejne tomy.
– Mówimy o profesorze, ale należy wspomnieć jego żonę. Pani Gabriela Nadolna była także wyjątkową osobą. Tak jak chórzyści chóru Stuligrosza w osobie pani Stuligroszowej mieli swoją drugą matkę, tak my w pani Gabrieli mieliśmy swoją, która wszędzie z nami jeździła.
Kiedyś się nie zjawiła i jako mali strajkowicze powiedzieliśmy, że bez niej na koncert nie pojedziemy. I musiał pan Nadolny żonę przywieźć. To piękne i dobre wspomnienia.
E.B.
Tagi: Jezioro Góreckie
Wasze komentarze (4)
Pamiętam i dziękuję Włodkowi i innym za zorganizowanie tych wspomnień o tak Wspaniałym Człowieku.
To był bardzo miły wieczór,Spotkałem wielu moich znajomych po prawie kilkudziesięciu latach.
Przychodząc do tego zespołu jako 8-letni chłopak nie wiedziałem,że zostałem „naznaczony” nim na całe moje życie.Skończyłem studia muzyczne i pracuję do dziś w zawodzie skrzypka.Dziekuję
Tak bardzo mi przykro,że nie mogłam przyjechać na spotkanie pomimo otrzymanego zaproszenia. Dopiero dzisiaj obejrzałam materiał dotyczący zespołu. Niewielu ludzi poznałam na zdjęciach. Ale mimo wszystko chwała Ci Włodku za zebranie materiału i trud włożony w zorganizowanie tej chwili wspomnień.
To był niezapomniany dzień.Dzień wspomnień o naszym Drogim Profesorze.To zaszczyt i pzyjemność być członkiem zespołu, który stworzył. Dziękuję organizatorom wystawy. Pozdrawiam serdecznie.