Ludzie, rzeki i kajaki
Dzwoni telefon. Na wyświetlaczu telefonu pokazuje się napis; Kajaki na 15 sierpnia. To dzwoni Marek. Minął właśnie rok odkąd się znamy. W zeszłym roku Marek zamówił w naszej wypożyczalni pierwszy raz kajaki na spływ, właśnie na dzień 15 sierpnia. W tym roku już piąty, lub szósty raz chce umówić spływ. Tym razem ma być to spływ charytatywny, z którego środki mają być przekazane na leczenie małej Tosi. Co w tym dziwnego, można zapytać? Niby nic, ale przez ten rok przy okazji niemal dziesięciu spływów miałem okazję poznać ich bliżej i uważam, że są wyjątkowi.
Ekipa rogalinkowa
Nazywamy ich „Ekipą rogalinkową”, bo większość mieszka w Rogalinku. Pozostali mieszkają w sąsiednim Sasinowie. Trudo ich scharakteryzować, bo wymykają się spoza wszelkich ram i norm. Są w różnym wieku, mają różne wykształcenie, wykonują różne zawody i różnią się statusem majątkowym. Część z nich jest ze sobą spokrewniona, a niektórzy znają się ze szkolnej ławki. Jak widać łatwiej wymienić co ich różni, niż to co ich łączy. Jednak coś jest co powoduje, że chętnie spędzają ze sobą czas i pomimo tak wielu różnic tworzą zwartą drużynę. Nie tylko kajaki, często gramy razem w piłkę na sali, organizujemy wyjazdy na bunkry np. do Międzyrzeckiego Rejonu Umocnień lub wspólne wyprawy rowerowe. W zeszłym roku pojechaliśmy z Rogalinka nad morze rowerami szosowymi – opowiada Marek, który jest niepisanym liderem grupy. Staramy się realizować wszystko jak najmniejszym kosztem, aby pieniądze nie były dla nikogo ograniczeniem.
Pierwszy spływ z piratami
Mówi się, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze, lecz ta reguła trafia tu na wyjątek. Gdy przypominam sobie pierwszy spływ z ich udziałem teraz chce mi się śmiać, choć rok temu nie było mi do śmiechu. Płynęli Wartą ze Śremu do Rogalinka. Zazwyczaj płynie się tą trasę w pięć godzin. Oni płynęli prawie osiem. Kiedy stopniowo dopływali do Rogalinka, gdzie na nich czekałem, zorientowałem się, co było przyczyną takiego opóźnienia. Generalnie dobrze się bawili (jak zawsze zresztą). Wyglądali jak banda piratów, która po opróżnieniu kilku beczek rumu lądowała na bezludnej wyspie. Później przystąpili do rytualnego niemal chrztu. Polegało to na tym, że wybrańca chwytano za ręce i nogi i „w ciuchach” lądował w rzece. Wybrańcem co rusz okazywał się ktoś inny, aż do momentu, gdy każdy, mniej lub bardziej dobrowolnie, poddał się temu obrzędowi. Obserwując to towarzystwo zastanawiałem się kiedy przyjdzie moja kolej. Oszczędzili mnie, widząc chyba, że lekko jestem przerażony.
A Szefuniu nie płynie?
Podczas kolejnych spływów było już łatwiej. Wiedziałem czego mniej więcej można się spodziewać. Opływali wszystkie trasy w dzień i w nocy, latem i zimą. Dla tych co mają mniejszą styczność z kajakarstwem małe wyjaśnienie, że kajakarstwo nie jest wcale sezonowe i można pływać także zimą. Podobnie jak pora dnia nie stanowi problemu, gdyż spływać można również nocą. Zresztą dla „ekipy rogalikowej” mało co jest problemem. Gdy wiozłem ich na kolejny spływ ktoś zadał pytanie „…a Szefuniu nie płynie z nami?”. I tak kolejnym raz popłynąłem z nimi. Płynęliśmy z Kościana do Mosiny jakoś na przełomie lutego i marca. Jest to trasa bardzo spokojna, składająca się z wielu prostych odcinków, więc jej przepłynięcie przy wysokim stanie wody, jaki jest zimą, nie stanowi większej trudności. Podczas takiego leniwego spływu jest czas żeby porozmawiać i przy tej okazji lepiej się poznać. Wtedy podczas rozmów, gdy każdy opowiedział trochę o sobie zacząłem dostrzegać ich wyjątkowość. Urzekła mnie ich prosta i szczera natura. U nich tak znaczy tak, a nie oznacza nie. Taki sposób przedstawiania sprawy, konkretny i rzeczowy, chociaż czasami wypowiadany żołnierskim językiem, osobiście lubię i pewnie nie tylko ja. Ten spływ był bardzo udany i miło go do dzisiaj wspominam. „Rum” oczywiście zabrali ze sobą jednak kąpieli z racji na chłodniejszą aurę nie było.
Zaklinacze pogody
Jeśli jesteśmy już przy pogodzie, to potrafią ją zaklinać. Nie wiem jak to robią, ale zawsze mają ładną pogodę podczas spływu. Nie polega to na tym, że tak po prostu trafiają na ładną pogodę. Podczas gdy jeszcze na dzień przed spływem pogoda jest kiepska, a deszczowe chmury i prognozy nie wróżą dobrej pogody na następny dzień, Marek jest przekonany, że pogoda będzie. Jest rzeczywiście, za każdym razem. Zrzucamy kajaki na wodę i po chwili wychodzi słońce. Jadąc wspólnie samochodem na ostatni spływ, postanowiłem ich o to zapytać. Powiedzcie mi jak to jest, że gdy ja rozpalam grilla to zaczyna padać, a gdy wy idziecie na kajaki zawsze się wypogadza? Po prostu Bóg nas kocha – odpowiada z uśmiechem Dominik. To chyba jest jedyne sensowne wytłumaczenie tego ponadnaturalnego fenomenu. Zresztą takie miałem podejrzenia co do Boskiej ingerencji, które Dominik jedynie potwierdził. Bo rozumiem raz, może dwa. Ale taka sytuacja jest za każdym razem, gdy płyną. Teraz było podobnie. Jadąc samochodem, za oknami padał deszcz.
Rozpoczęcie spływu rz. Głuszynką – pogoda pochmurna.
W trakcie spływu rz. Głuszynką – pełne słońce.
Na czym polega ich wyjątkowość?
Do Mosiny przeprowadziłem się z Poznania. Pamiętam, że na osiedlu, na którym mieszkałem też mieliśmy podobną ekipę. Niestety każdy poszedł we własną stronę goniąc za lepszym życiem. Dlatego z podziwem i zazdrością patrzę na nich i zastanawiam się nad tym, jak to jest możliwe, że przetrwali? Zachowali jedność, pomimo tylu różnic występujących między nimi. Potrafią zapełnić każdą ilość kajaków i znaleźć czas na wspólne przebywanie razem. Czas, którego tak bardzo nam wszystkim brakuje. Jeśli komuś trudno to docenić, to niech spróbuje skrzyknąć kilkunastu swoich znajomych na spływ kajakowy lub namówić do jakiejś innej aktywności. Jeśli potrafisz to zrobić skutecznie, to masz ogromne szczęście i doceń to, bo to rzadkość. Oprócz tego, że wspólnie spędzają czas na przyjemnościach, to pomagają sobie również w życiu codziennym. W takiej grupie każdy kogoś zna i przysłowiowe „załatwienie czegoś” zajmuje chwilę. Jeden ma traktor, drugi koparkę, kolejny warsztat samochodowy, a jeszcze inny spawa plastik. I każdy pomoże, gdy zajdzie taka potrzeba. Nie tylko sobie pomagają, ale są wrażliwi na ludzi z zewnątrz, o czym świadczy chociażby cel ostatniego spływu PomóżTosi (nazwa profilu facebook’owego za pośrednictwem, którego można przekazywać pomoc na rehabilitację małej Tosi).
Poznając ich, czułem się nieco jak bohater filmu „Jeszcze dalej niż północ”. To francuska komedia z 2008 roku opowiadająca o urzędniku pocztowym, któremu została przydzielona placówka pocztowa na północy Francji. Region ten jest biedniejszy i ma chłodniejszy klimat. Jego mieszkańcy natomiast uważani są przez resztę Francuzów za ludzi nieokrzesanych, niemal barbarzyńców. Ów główny bohater musi tam przeprowadzić się z gorącego Lazurowego Wybrzeża, gdzie wiódł do tej pory wygodne życie. Swój przydział odbiera niemal jak zsyłkę na Sybir. Jego powierzchowna i stereotypowa ocena powoli, ale nie bez bólu, ulega zmianie.
Dzisiaj znowu zadzwonił Marek. We wrześniu zamierzają popłynąć Koplą. Małą rzeczką będącą dopływem Głuszynki. Tej rzeki nie znam. Nigdy nią jeszcze nie płynąłem. Wcześniej też nie znałem Głuszynki, aż do ostatniego spływu zorganizowanego przez Marka. Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony i zauroczony pięknem tej rzeczki. Płynąc z Kamionek, pierwsze zabudowania pojawiły się dopiero w Czapurach. Odnosiłem wrażenie, że płyniemy przez tereny niezamieszkałe przez człowieka. Mamy w naszej okolicy tyle pięknych rzek, których nie znamy i jeszcze więcej wspaniałych ludzi. Nie ulegajmy złudzeniu pierwszego wrażenia oraz unikajmy pułapek zastawianych przez mylne wyobrażenia i stereotypy. Zarówno rzeki jak i ludzie zasługują na lepsze poznanie. Wystarczy tylko uważnie patrzeć i słuchać.
Tomasz Kaczmarek
Tagi: kajaki, Rogalinek, spływ kajakowy, turystyka
Wasze komentarze (1)
Kajaki to na prawdę super sprawa i są też uzależniające. Przede wszystkim warto spróbować dla tego spokoju podczas spływu i dla tej ciszy natury, która jest przepiękna i zadziwiająca.