„Popatrzcie jak kocha się Polskę”
„Wy, Dzieci Polskie przypatrzcie się dobrze tym trumnom. Popatrzcie jak kocha się Polskę”
„Matka podbiegła do samochodu, w którym siedział już ojciec. Niemiecki żandarm na jej pytanie, dokąd go zabierają, odpowiedział: na spacer…”
W akcji likwidacji Polaków, a zwłaszcza inteligencji polskiej i polskich patriotów w 1939 roku, na początku II Wojny Światowej Niemcy działali z premedytacją i świadomością, według list sporządzonych kilka miesięcy wcześniej przez specjalne komórki SS we współpracy z lokalną mniejszością. Była to tzw. Operacja Tannenberg, mająca na celu unicestwienie najlepszych synów narodu polskiego. Przykładem tej akcji jest rozstrzelanie m.in. na rynku mosińskim, 20 października 1939 roku 15 obywateli polskich. Na listach znaleźli się: duchowni, politycy, pedagodzy, ludzie kultury, nauki i sztuki, przedsiębiorcy.
Upiorne poczucie humoru
Wojciech Szlagowski, 88 – letni mieszkaniec Mosiny był świadkiem zabrania jego ojca na… spacer.
Widział scenę pożegnania matki z ojcem i słyszał odpowiedź Niemca, schowany za drzewem w parku przy niewysokim murze. To on, wówczas dziewięcioletni chłopiec, zawiadomił matkę, że Niemcy zatrzymali ojca, kiedy ten skręcał już na podwórze, wracając z pracy późnym popołudniem.
– Wyszedłem ojcu na spotkanie i zobaczyłem go idącego do domu, opowiada pan Wojciech. – Wtedy podjechał do niego niemiecki samochód i ojciec wsiadł do środka. Samochód ruszył, zatrzymał się niedaleko, pod plebanią. Wróciłem biegiem do domu i zapytałem mamę, gdzie tata się wybiera. Odpowiedziała, że nigdzie, że czeka z obiadem. Wybiegła zaraz z domu i pod plebanią, podeszła do samochodu. Zapytała Niemców, dokąd ojca zabierają. Odpowiedź brzmiała: na spacer…
Niemcy w tym czasie poszli po proboszcza Joachimowskiego. Potem ruszyli po kierownika szkoły pana Karolewskiego (imienia nie pamiętam). Całą trójkę zabrali do więzienia w Ostrowie, na ul. Limanowskiego. Był to grudzień 1939 roku.
Rodzina Szlagowskich mieszkała wówczas w Rososzycy. Ojciec pana Wojciecha pracował jako urzędnik w majątku Niemca Deutshmana.
– Wkrótce po aresztowaniu ojca wysiedlono nas, ok. 12 grudnia, do Tomaszowa Mazowieckiego, zamieszkaliśmy w budynku gospodarczym, zimno było tak, że przez zamarznięte okna świata nie było widać. Tam odnalazł nas matki brat i pojechaliśmy do Puław, do pracy, ja zacząłem od pasienia krowy. Były tam też matki siostry, pracowały w tzw. syndykacie, (można tam było kupić wszystko, od nafty po sznurówki), było to coś w rodzaju dawnych GS-ów.
Niedaleko nas znajdowała się łaźnia miejska, Niemcy zlokalizowali w niej przyjezdną ludność żydowską. Żydzi często przychodzili do nas pod okno prosić o żywność, a mama dawała im w garnuszku jedzenie. Baliśmy się, bo groziła za to kara. Zadaniem mieszkańców tego getta było sprzątanie miasta, odśnieżanie.
Okropną panikę na ulicach Puław siał żandarm niemiecki o nazwisku Groeder. Był to wielki człowiek, mocno zbudowany i bardzo okrutny. Chodził po chodnikach i strzelał do ludzi… Tak sobie, bez powodu. Zadawanie śmierci było dla niego jak machnięcie ręką.
Któregoś dnia, tego nie potrafię zapomnieć, poszedłem po wodę i słyszę straszliwe jęki. Boże, myślę, co się dzieje? Patrzę w kierunku łaźni, a tam na placu Goeder zrobił Żydom apel, ustawił ich na goło w dwóch rzędach i szedł między nimi, i ciął ich pejczem, aż skóra pękała. Mróz był straszliwy. Jęczeli okropnie…
Mówiono, że byli to Żydzi z Rumunii i Węgier.
Innym razem patrzyłem, jak mieszkańcy łaźni odgarniają śnieg. Jeden z nich podszedł do mnie i poprosił o cokolwiek do jedzenia. Powiedziałem mu, żeby przyniósł garnuszek, to mu zostawię na słupku zupę od mamy. Zapytał mnie, czy wiem, kto to jest ten Goeder. Odpowiedziałem: Niemiec. A on na to: nie, nie Niemiec. Goeder będzie zlikwidowany…
W niedługim czasie Goedera aresztowało Gestapo. Okazało się, że jeden z przywiezionych Żydów z Rumunii rozpoznał go i wystąpił na apelu, mówiąc, że Goeder jest Żydem.
Oprawca został powieszony publicznie po krótkim procesie.
– Wtedy zrobiło się spokojniej, Goeder nie chodził już po ulicach i nie strzelał do ludzi.
Musiał patrzeć na egzekucje
Niemcy siłą zapędzali ludność miasta w miejsca kaźni, zmuszając do patrzenia na egzekucje. Jednym z takich wydarzeń była śmierć kilkunastu osób, mieszkańców łaźni na prowizorycznych szubienicach, którym bracia w wierze, również mieszkańcy łaźni założyli pętle na szyje (zostali do tego zmuszeni).
– Musieliśmy stać i patrzeć na to wszystko. Potem ze strachu uciekaliśmy do domu.
Wiadomość o śmierci Stanisława Szlagowskiego dotarła do rodziny po wojnie. W czasie egzekucji w pobliskim lesie, koło wsi Winiary przebywała jakaś kobieta zbierająca chrust, która widziała rozstrzelanie Polaków. Trzeba pamiętać, że poczta w czasie wojny nie funkcjonowała normalnie. Eugenia Szlagowska, żona zamordowanego przez całą wojnę poszukiwała męża, śląc listy, gdzie tylko mogła. Bez skutku.
Pochówkiem rozstrzelanych i ekshumacją zajął się proboszcz Joachimowski, aresztowany ze Stanisławem Szlagowskim i kierownikiem szkoły Karolewskim. Jak się okazało z więzienia został wypuszczony, bo uczynił jakieś dobro pewnemu Niemcowi i ten w zamian uratował mu życie.
Jak rozpoznano ojca pana Wojciecha?
– W mogile spoczywały 32 rozstrzelane osoby, mojego ojca rozpoznał proboszcz po ubiorze (pamiętał ojca ubranie), wyjaśnia Wojciech Szlagowski. Wiadomość dotarła do nas już po pochówku. Kiedy pojechaliśmy na cmentarz, ks. Joachimowski przekazał nam mowę pożegnalną, którą wygłosił nad wspólnym grobem:
„Pamiętam ten mroźny, ciemny poranek 14 grudnia 1939 roku. Godzinę wcześniej niż zwykle pobudka. Na korytarzach więzienia ruch. Nerwowo podsłuchuję pod drzwiami mej celi. Wtem pukanie w ścianę, to sąsiad mój, dziś śp. Szlagowski, umówionym znakiem woła mnie do okna. Wspinam się do kraty. „Wyjeżdżamy stąd”, mówi. Dokąd, pytam. „nie wiem”, odpowiada. Za chwilę zawarkotały motory i pod osłoną nocy wywożą zbóje hitlerowskie tych oto kolegów wspólnej niedoli.
Godzinę później odbył się sąd nad nimi w więzieniu w Kaliszu, 45 minut trwała rozprawa. Odczytano tzw. wyrok. Za chwilę salwa z karabinów maszynowych, w lasku w Winiarach. „Sprawiedliwości” niemieckiej stało się zadość. Biały śnieg zarumienił się krwią serdeczną. Przyroda, jedyny świadek tej zbrodni otuliła ciała bohaterów Polski całunem śnieżno krwawym, całunem biało czerwonym. Wschodzące grudniowe słońce jak gromnica zajaśniało nad umarłymi, a drzewa polskie zadrżały z bólu nad nimi.
Mijał rok za rokiem, sześć długich lat, jak wieczność tak długich, jak piekło okropnych. Mogiły winiarskie porosły trawą. Zaroiło się od mogił takich w Rzeczypospolitej. Mogiły pomordowanych w bestialski sposób dzieci swych tuliła spłakana Matka Ziemia polska pod płaszcz swój szkarłatny. Popiół ów święty, popiół zniszczonych w mękach powolnych i w krematoriach hitlerowskich spalonych męczenników, wiatr rozniósł po świecie. Aż wreszcie nadszedł oczekiwany, wymodlony dzień Boskiej sprawiedliwości.
Runęła pychą rozdymana potęga krzyżacka.
Odwieczny wróg zionący nienawiścią do wszystkiego, co słowiańskie pokonany został mieczem słowiańskim. Bo nie ujmując w niczym zasług sprzymierzeńcom z zachodu, przecież przyznać należy, że bestii hitlerowskiej ostatni cios śmiertelny zadały wojska Armii Czerwonej razem z walecznymi hufcami polskich żołnierzy.
Że ten dzień nastąpi, w to wierzył każdy, kto wierzył w sprawiedliwość dziejową. A gdy nadszedł ten dzień odetchnął świat cały jak po okropnym śnie upiornym. Jak po kataklizmie w przyrodzie pozostali przy życiu, ochłonąwszy z przerażenia, spod zgliszcz i popiołu wygrzebują swych najdroższych, tak i my pozostali przy życiu wbrew woli najeźdźcy, spod ruin Ojczyzny wygrzebujemy najdroższe Ziemi naszej Relikwie.
Dzięki pracy Komitetu i pomocy władz państwowych i samorządowych wróciły do grodu naszego szczątki najlepszych miasta naszego i powiatu synów, pomordowanych 14 grudnia 1939 roku w lasku winiarskim.
Miłość i wdzięczność odnalazła je, miłość i wdzięczność w hołdzie najwyższym, aczkolwiek w bólu najgłębszym dziś niesie je do grobu.
W czasie okupacji z tego tu miejsca siepach hitlerowski wmawiał pijanym od zwycięstw tłumom i bękartom niemieckim, że Ostrów był, jest i będzie niemiecki. Dziś w ten pamiętny i największy dla Ostrowa Wielkopolskiego dzień te 27 trumien zadaje kłam słowom.
Te trumny zamykające śmiertelne szczątki nieśmiertelnych synów tej ziemi, poległych w nierównych walkach, zabitych ślepą zawiścią za to jedynie, że kochali ziemie praojców, za to jedynie, że w obronie polskości Ostrowa Wlkp. w 1918 roku chwycili za oręż, za to jedynie, że mimo próśb i gróźb nie zaparli się Matki Polski, wołają głosem potężnym, że Ostrów był, jest i będzie polskim.
Ale nie po tośmy tu przyszli, by jak płaczki cmentarne wylewać ból swój nad nimi. Wy szczególnie młodzi, wy Dzieci Polskie przypatrzcie się dobrze tym trumnom. Popatrzcie jak kocha się Polskę. Tylko do tego, do śmierci może nas zmusić wróg. Niech trumny te ołtarzem się staną, przed którym świętą złożymy przysięgę miłości Ojczyzny. Do dni naszych dodajmy zapal, młodość i siły wszystkich za Polskę poległych. To wszystko, co z nich być mogło, a co z nich już nigdy nie będzie, my chwyćmy w dłonie. Żyjmy za nich i za nas w zdwojonym twórczym rozpędzie. Słyszcie, co mówią za Polskę umarli.
Jeżeli śmierć poślubicie w podłości i zbrodni chorej, my was będziemy krwi szkarłat z serca wysysać nocami, i w grób wilgotny was wciągać jako zachłanne upiory i wasze gody weselne bladością przestrachem plamić.
Za dużo nas jest umarłych, byśmy się łatwo poddali w tej walce z ludzką słabością, co trud nasz rzuca na marne. Przyjdziemy wasze zagrody płomieniem czyśćcowym spalić, jeżeli ich nie ujrzymy spęczniałych miłości ziarnem.
Za dużo nas jest umarłych, byście nas mogli omamić, podeptać zbielałe kości w glebie ukryte, więc zginie, kto się nam oprze, zwycięży, kto pójdzie z nami powiązać uroki tej ziemi z płonącym w niebiosach świtem”.
——————————————————————————————————–
Trzymam w ręku pismo – uchylenie wyroku śmierci wykonanego na Stanisławie Szlagowskim. Prokuratura w Cotbus (to chyba miasto położone na terenie Niemiec, ale może się mylę…), zawiadamia, że ustawa o uchyleniu NARODOWO SOCJALISTYCZNYCH WYROKÓW SĄDOWYCH w zakresie prawa karnego doprowadziła do prawnej rehabilitacji Stanisława Szlagowskiego.
Narodowosocjalistycznych – to znaczy jakich? Nazistowskich. W tym piśmie ani razu nie występuje słowo Niemcy. Nawet w adresie prokuratury w Cottbus, jako miasta położonego na terenie państwa niemieckiego. Jakby miasto Cottbus leżało gdzieś w Europie, Azji, a może nawet w kosmosie.
Prawnuki Szlagowskich, trafiając na ten dokument nie dowiedzą się, kto zabił ich przodka. No chyba, że domyślą się po brzmiącym z niemiecka nazwisku prokuratora Cramera – Krahforsta, który podpisał pismo…
Tagi: miejsce pamięci
Wasze komentarze (5)
Smutny i trudny to tekst, szkoda, że tak bardzo zapomniany jest ten temat zarówno przez tych młodych ale i starszych mieszkańców. Wystarczy spojrzeć na zmniejszającą się z roku na rok liczbę uczestników rocznicy rozstrzelania na rynku. Mimo, że żyjemy w czasach, w których istnieją świadkowie tego przerażającego okresu historii.
Jak to czytam, to wychodzi na to, że naziści istnieli naprawdę
Ostatnie zdania w tym artykule doskonale pokazują podejście samych Niemców do tego ludobójstwa. Tutaj właśnie leży problem. Naziści to byli Niemcy. I tyle.
Narodowosocjalistyczna lawina w Niemczech pociągnęła za sobą tłumy po kryzysie gospodarczym. Niewielu Niemców odważyło się na sprzeciw.
Musimy o tym mówić, pisać i przekazywać relacje świadków potomnym, ku przestrodze.
Urodziłem się w Rososzycy.Zmam miejsca opisane w artykule.w Rososzycy na skrzyżowaniu dróg znajduje sie obelisk z tablicą upamiętniająca ofiary faszystów.widnieje na nim nazwisko Ślagowski nn.wykonujący tablicę nie znalidobrze historii. Ślagowski tak wielu mówiło. Wydałem w 2020 r książkę Zaginieni w naszej pamięci prostując nazwisko i imię Szlagowskiegi.