Zygmunt Szczęsny Feliński – Zapomniany bohater Rzeczypospolitej Mosińskiej
Minął niemal rok od kulminacji obchodów 170-lecia Rzeczypospolitej Mosińskiej. Pamiętamy o postaci Jakuba Krauthofera Krotowskiego, jednak do szerszej świadomości mieszkańców nadal nie przebiła się wieść o innym z bohaterów tamtych ważnych dni. Mowa tutaj o świętym arcybiskupie Zygmuncie Szczęsnym Felińskim (1822-1895).
Zygmunt Szczęsny Feliński
Ta nietuzinkowa postać na trwale związana jest z Rzeczpospolitą Mosińską, ponieważ sam był kronikarzem tego krótkiego, historycznego epizodu. Napisał „Pamiętniki”, w których opisuje swoje barwne życie: od dzieciństwa na Wołyniu, przez studia w Moskwie i Paryżu, gdzie dowiedział się o patriotycznym zrywie Polaków w 1848 roku. Wraz z kolegami (między innymi z Juliuszem Słowackim) podjął się podróży do Poznania, by walczyć za swoją Ojczyznę. Trafił do Konarzewa, a następnie do Stęszewa i Rogalina. Jemu to zawdzięczamy obszerne i barwne opisy wydarzeń 1848 roku, które miały miejsce na mosińskiej ziemi. Po nieudanej próbie insurekcyjnej podjął decyzję o wstąpienia do stanu duchownego. Następnie pełnił posługę arcybiskupa warszawskiego w bardzo trudnym momencie historycznym – przed wybuchem powstania styczniowego. Za swoją postawę został na prawie 20 lat zesłany do Jarosławia nad Wołgą. Zajął się pracą pisarską, stale troszczył się o ubogich, zainicjował także założenie Zakonu Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi. Zmarł 17 września 1895 roku w Krakowie.
Spod pióra arcybiskupa, który w 1848 roku ze Stęszewa trafił do Rogalina, wyszedł opis miejscowego pałacu: „Wspaniała ta rezydencya hr. Raczyńskich wznosi się na szczycie płaskiego wzgórza, ogrodami opiera się o koryto rzeki, z obu stron ma fosy i wały, od frontu zaś zabezpieczona jest wysoką żelazną sztachetą i takąż wjazdową bramą, przy której umieszczone były dwie armatki, używane zapewne w czasie uczt do strzelania na wiwat. Zamek ten tak blizko otoczony był ze wszech stron lasami, że wysyłane zeń oddziały tonęły wnet w gęstwinie, nie zdradzając swej obecności, co ułatwiało niezmiernie urządzaniu zasadzek”. Autor wspomnień trafił pod Stęszewem pod komendę kapitana Cypriana Celińskiego, a w rogalińskiej posiadłości jego odziały zastały Włodzimierza Wilczyńskiego. Doszło tam do ciekawych zdarzeń: „Polskim też zwyczajem braterstwo broni poczęło się od uczty wyprawionej kosztem Wilczyńskiego dla obu oddziałów, do czego dobrze zaopatrzona piwnica rogalińska skutecznie dopomogła; gdy zaś, po rzęsistych kielichach, obaj wodzowie zgodzili się na połączenie oddziałów i powierzenie dowództwa temu, kogo sami ochotnicy wybiorą, nie dziw, że okrzyknięty został ten, co fundował i poił, pomimo, że kilku doświadczeńszych wolałoby mieć na czele starego wojskowego. Wprawdzie i Wilczyński służył w pruskiem wojsku i miał rangę oficerską, ale zbyt młody i żadnej nie odbywszy kampanii, nie mógł równać się wytrawnością z Celińskim, co na wojaczce posiwiał. Ale rzecz była skończona, nie było więc co dłużej się nad tym przedmiotem zastanawiać.”.
Arcybiskup zwrócił uwagę na jeden z czynników niepowodzenia epizodu Rzeczypospolitej Mosińskiej: „(…) Głównym niedostatkiem ówczesnej organizacyi powstańczych oddziałów, był brak obeznanych z wojskowością oficerów. Wszyscy niemal dawni żołnierze, na emigracyi przebywający, weszli w skład polskich legionów i zostali internowani w drodze; mała zaledwie cząstka oficerów dostała się do Poznania i tych zatrzymano w głównym obozie; wyjątkowo więc chyba zabłąkał się który, jak nasz Celiński, do nowoformującego się oddziału i naczelne dowództwo zwykle obejmował. Ów brak ludzi fachowych zmuszał naczelników do posuwania na oficerów tych wszystkich, co choć umysłowem wykształceniem nad ludem górowali, i z tego właśnie powodu i ja też porucznikiem strzelców zamianowany zostałem (…)”. Z kolei charakterystyka Jakuba Krauthofera-Krotowskiego przedstawiona została w następujący sposób: „(…) Niemiec z urodzenia, ale wychowany wśród Polaków, tak przywiązał się do naszej narodowości i tak pokochał naszą sprawę, że został gorącym polskim patryotą; gdy zaś wybuchło powstanie, został powołany do Komitetu narodowego, następnie wstąpił do szeregów, a dla zupełnego zerwania z przeszłością, przezwał się Krotowskim i pod tym nazwiskiem znany był w obozie”.
Arcybiskup Feliński opisał również epizod walk w okolicach Rogalina, wspomina trzy bezsenne noce poświęcone na czuwaniu oraz klęskę dnia 8 maja 1848 roku. Udało mu się później uciec, co zauważył Włodzimierz Trąmpczyński w swoich „Epizodach historycznych”: „z pola bitwy Feliński uciekł w mundurku ucznia gimnazjalnego, typu, przyjętego w Kr. Polskiem. Spostrzegł to inny uczeń poznański, Leon Bukowiecki i postarał się o ubranie, gdyż inaczej przyszły dostojnik Kościoła byłby stanowczo schwytany i bardzo surowo ukarany”.
Postać tej rangi powinna być w Mosinie szerzej znana i bez cienia wątpliwości zasługuje na uhonorowanie. W końcu dzięki jego wspomnieniom możemy odtworzyć ciekawe szczegóły walk pod Stęszewem czy Rogalinem roku 1848. Jego poświęcenie dla sprawy Ojczyzny jest godne podziwu. Wreszcie był to człowiek, który po latach został kanonizowany – Kościół daje go nam za przykład do naśladowania w heroiczności jego cnót: pokorze, pomocy najuboższym, odwadze w obronie Wiary. Trudno znaleźć drugiego człowieka tego formatu, który, wprawdzie na krótko, związał swoje losy z naszą Małą Ojczyzną.
Tekst jest zmodyfikowaną wersją artykułu „Postać godna uhonorowania”, który ukazał się w wydaniu czerwcowym 2018 roku Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej.
Wojciech Czeski
- Dwa oblicza Jakuba Krauthofera-Krotowskiego
- Zygmunt Szczęsny Feliński – Zapomniany bohater Rzeczypospolitej Mosińskiej
- Jakub Krauthofer-Krotowski jako rewolucjonista
- Niewielkopolski etos
- Szpieg w przebraniu partyzanta?
- Spreparowany życiorys Jakuba Krauthofera-Krotowskiego
- Węzeł gordyjski „Rzeczpospolitej Mosińskiej”
Tagi: historia, Jakub Krauthofer-Krotowski, Rogalin, Stęszew, Zygmunt Szczęsny Feliński