Salon VW Berdychowski Łukasz Grabowski radny w sejmiku woj. wielkopolskiego Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wielkanoc w Starym Browarze w Poznaniu - złap zająca w apce
Wojtek Pierzchalski | czwartek, 3 wrz, 2020 | komentarze 3

Od lat zmaga się z przemocą domową. Teraz opowiada o swoim koszmarze i prosi o pomoc

Joanna od sześciu lat walczy o spokój dla siebie i córki. Uciekła przed partnerem, który stosował wobec nich przemoc. – On wie, gdzie mieszkam, obserwuje nas. Boję się, co może nam zrobić – mówi Joanna i prosi o pomoc mieszkańców naszego regionu.

– Poszukuję mieszkania dla siebie i córki, chętnie za opiekę lub opłatę. Trwa sądowa batalia o wolność i spokój dla nas. Obie już jesteśmy bardzo zmęczone – tak brzmiał poruszający apel Joanny w mediach społecznościowych. Zdecydowała się porozmawiać z prasą, bo jak mówi, o przemocy domowej trzeba mówić głośno i wprost.

Według policyjnych statystyk, w 2019 roku w Polsce ofiarami przemocy domowej padło ponad 88 tysięcy osób. Jest to jednak wierzchołek góry lodowej, bo świadomość o tym, czym jest przemoc, rośnie powoli. Joanna chce opowiedzieć swoją historię, bo uważa, że obraz hasła „przemoc domowa” jest w świadomości społeczeństwa zniekształcony.

– Przemoc to nie tylko bicie, ona ma różne oblicza. Ofiary mogą doznawać także znęcania się psychicznego czy przemocy ekonomicznej – opowiada Joanna. Dziś jest w stanie rozmawiać o tym, co ją spotkało, bo od sześciu lat jest pod opieką terapeuty. – Dopiero niedawno uporałam się ze wstydem po tym, co przeszłam. Dzisiaj też umiem prosić o pomoc, potrafię ją przyjąć. Mogę o tym wszystkim mówić po przepracowaniu tego, że byłam ofiarą. To dzięki terapii i ludziom, którzy mnie ciągle wspierają. Rozmowa o szczegółach tego, co mnie spotkało jest jednak nadal okupiona wysiłkiem – mówi kobieta.

Zamknięte koło agresji

Joanna wraz z córką doświadczają przemocy od wielu lat. Na początku było normalnie. Osoby, które później stosują przemoc, często wydają się wiarygodne i czarujące. Z czasem jednak wspólne życie stawało się piekłem. – Przemoc domowa to odbieranie różnych aspektów wolności po kawałku. Trudno się zorientować, kiedy ją całkowicie tracimy, ja sama długo nie zdawałam sobie sprawy, że jestem ofiarą w tej sytuacji. Dlatego dużo osób tkwi w tym wiele lat. Niektórym nie udaje się odejść od partnera lub partnerki przez całe życie – mówi Joanna.

– Zaczęło się od przemocy ekonomicznej, systematycznie byłam odcinana od pieniędzy. Nie mogłam wejść na nasze wspólne konto. Prowadziłam swoją działalność, gdy zaczynałam protestować, były partner jeździł do moich klientów i kłamał na mój temat. Po to, abym nie otrzymywała zleceń i była zdana na niego, a co za tym idzie, żebym była posłuszna – opowiada Joanna. – Nieposłuszeństwo równało się z karą – odcinaniem mnie od kolejnych przywilejów, od normalności – dodaje.

Odważniejsze protesty czy plany wyprowadzki kończyły się awanturami i groźbami. – Groził mi, że wywiezie córkę. Mówił, że będę mogła ją oglądać tylko na zdjęciach, gdy będę w zakładzie psychiatrycznym albo w więzieniu. To było paraliżujące – opowiada Joanna. Jak mówi, był to dopiero początek regularnego znęcania się nad nią i jej córką. – Z czasem ja i dziecko, stałyśmy się także ofiarami przemocy fizycznej. Im dłużej trwa przemoc, jej spektrum się powiększa – mówi.

Opowiada, że przemoc domowa to pewien proces. – Najpierw jest „miesiąc miodowy”: kwiaty, miłość, wydawałoby się, że jest normalnie. Później jest etap, w którym w oprawcy rośnie napięcie. W końcu to napięcie musi rozładować i przychodzi etap agresji i przemocy. Gdy mija, u kata pojawia się skrucha, obietnice, że tym razem będzie inaczej, wracamy do etapu „miesiąca miodowego”. I tak w kółko, łatwo w tym stracić rachubę i siebie samego – opowiada.

Odejście niczego nie rozwiązuje

Według analiz Rzecznika Praw Obywatelskich, średni czas rozpatrzenia przez sąd wniosku o opuszczenie mieszkania przez sprawcę przemocy to 153 dni. To prawie pół roku, podczas którego ofiara jest zdana zupełnie na siebie. Nie zawsze nawet wyprowadzka jest końcem dramatu ofiary przemocy domowej.

– Wraz z wyprowadzką nasz koszmar wcale się nie skończył. Przez sześć lat, odkąd uciekłyśmy z córką, musiałam się przeprowadzać dziewięć razy – mówi Joanna. Opowiada, że były partner zawsze ją znajdywał, śledził i utrudniał codzienną egzystencję. – Przyjeżdżał pod miejsce, gdzie mieszkałyśmy i wyrzucał przed wejściem moje rzeczy. Wydzwaniał do przyjaciół i współpracowników. Tak, żebym się czuła ciągle obserwowana – opowiada. – Teraz też wie, gdzie mieszkamy. Jeździ nam pod oknami, obserwował z samochodu rozpoczęcie roku szkolnego u mojej córki w szkole. Tak naprawdę cały czas się boimy, bo nie wiemy, co może nam zrobić – mówi kobieta.

Joanna uważa, że obecne prawo jest bezduszne dla ofiar przemocy domowej. To najczęściej one zostają z niczym: muszą same szukać mieszkania, prawników, terapeuty. – Na początku udało mi się wynająć mieszkanie, które wcześniej było po prostu meliną. Nie stać mnie było na inne. Remontowałam je z pomocą przyjaciół. Nauczyłam się szpachlować i malować. Teraz wynajmuję mieszkanie i ponoszę wszystkie koszty związane z nim, jednak po prostu zaczyna mi brakować pieniędzy. Toczące się przed sądem sprawy wymagają niemałych pieniędzy. Po pandemii Covid-19, nie mam takich możliwości jak wcześniej, żeby zarobić więcej. A te sprawy trzeba doprowadzić do końca. Coraz częściej zastanawiam się jak – mówi Joanna.

Jak mówi, aparat pomocy społecznej w jej sprawie również zawiódł. – Zgłaszałam swoją sytuację do ośrodka pomocy społecznej. Chciałam uzyskać pomoc finansową, bo przez te lata walki o spokój, nie znalazłam sposobu na uregulowanie tej sytuacji. Nie mam metody, jak w niej bezpiecznie funkcjonować finansowo. Od pomocy społecznej dowiedziałam się, że jeśli kiedyś zarabiałam, to przecież muszę mieć jakieś oszczędności – mówi Joanna. – Odrzucono wszystkie moje wnioski choć wykazywałam jasno że balansuję na krawędzi, a pandemia Covid-19 tylko pogorszyła sytuację – dodaje.

„Teraz muszę przeżyć”

Teraz Joanna o sprawiedliwość walczy przed sądem i w prokuraturze. Chce, żeby jej były partner w końcu dostał zakaz zbliżania się do niej i do córki. Jej refleksja na temat wymiaru sprawiedliwości również nie jest pozytywna. – Całe swoje oszczędności wydałam na prawnika, który wypunktował błędy w postępowaniu w mojej sprawie. Sądy długo mi nie wierzyły. Dopiero jak przedstawiłam nagrania awantur, sms, rozmowy z córką gdzie jasno mówi o tym co się działo za zamkniętymi drzwiami coś się zaczęło zmieniać – mówi Joanna. – Tak długo jak moja sprawa nie zostanie rozwiązana przed sądem, co zajmie miesiące, nie mogę się czuć bezpieczna – mówi.

Dlatego postanowiła zwrócić się o pomoc w znalezieniu mieszkania. – Chcę znaleźć bezpieczne miejsce, gdzie razem z córką będziemy mogły stanąć na nogi. Z czasem chcę zorganizować inicjatywy, które zaktywizują inne kobiety – planuje Joanna. – Mnie się udało odejść od swojego oprawcy, ale nie każdy wie, jak to zrobić i kiedy granice zostają przekroczone. Dlatego chcę mówić o tym, co mnie spotkało. Żeby jednak dalej nagłaśniać problem przemocy domowej, najpierw muszę przeżyć – mówi Joanna – nie chcę już litości ani żalu, tylko pomocy – dodaje.

Osoby, które chcą pomóc Joannie, prosimy o kontakt z redakcją. Imię rozmówczyni zostało zmienione na jej prośbę.

Napisano przez Wojtek Pierzchalski opublikowano w kategorii Aktualności, Mosina, Puszczykowo

Tagi: ,

Wasze komentarze (3)

  • xyz
    piątek, 4 wrz, 2020, 1:59:08 |

    Tak, zdecydowanie uważam, że im szybciej ofiara zaczyna mówić o przemocy, co może być niebywale trudne, tym większe ma szanse na „przeżycie” i lepsze życie. Szczerze podziwiam za odwagę opowiedzenia swojej historii i walkę o siebie i córkę. Ale najtrudniejsza musiała być prośba, czy raczej „wołanie o pomoc”. Na razie nie wiem, jak mogę pomóc, ale zacznę o tym intensywnie mysleć. Czyżby to był dopiero pierwszy komentarz do tak ważnego materaiłu. Dlaczego, jak jest mowa o przemocy (w jakiejkolwiek postaci) wszyscy milczą?!? Halo, odwagi. Dodajcie czytelnicy kobiecie otuchy, czy po prostu zainteresujcie tematem. Może dodacie odwagi innym.

  • Jadwiga
    poniedziałek, 7 wrz, 2020, 19:40:32 |

    Wszyscy milczą, bo każdy ma coś na sumieniu…

  • Ewa
    poniedziałek, 7 wrz, 2020, 22:15:17 |

    Od profesjonalnej pomocy są odpowiednie służby

Skomentuj