Sołtys-rekordzista! Pomaga mieszkańcom już pół wieku
Erazm Walkowiak sołtysem Drużyny i Nowinek został w 1970 roku. Jest jednym z najdłużej piastujących tę funkcję w Polsce. Jak mówi, pomoc mieszkańcom jest dla niego naturalna.
Pasją Erazma Walkowiaka są podróże. Najlepiej wspomina wycieczkę do Jerozolimy i marzy, by jeszcze tam kiedyś wrócić. Drugą wielką pasją pana Erazma jest właśnie bycie sołtysem. Właśnie o piastowaniu tej funkcji przez pół wieku porozmawialiśmy z sołtysem – rekordzistą.
Pamięta Pan dzień, kiedy został Pan sołtysem?
Erazm Walkowiak: Tak, to był listopad 1970 roku. Dotychczasowy sołtys opuścił sołectwo i poprosił mnie, żebym go zastąpił. Pojechaliśmy do Rady Gromadzkiej w Pecnej [odpowiednik dzisiejszej gminy przed 1973 r. – red.] załatwiliśmy wszystkie formalności i tak zostałem sołtysem. Na początku w zastępstwie, później w styczniu 1971 roku już mnie wybrali mieszkańcy.
Dlaczego dotychczasowy sołtys akurat Pana wybrał na swojego następcę?
EW: Trudno powiedzieć, to było dla mnie duże zaskoczenie. Przyjechał do mnie o 9 rano motorem i mówi „jedziemy do Rady Gromadzkiej”, więc pytam się „po co, o co chodzi?”, on tylko „ wszystkiego się dowiesz” (śmiech). Tam załatwiliśmy wszystkie formalności i zacząłem pełnić obowiązki sołtysa.
Już pierwszego dnia miał Pan jakieś obowiązki?
EW: Tak, tego samego dnia było zebranie z przedstawicielami śremskiej spółdzielni mleczarskiej. Przyszło nas około 12-13 rolników. To był wieczór, okolice godziny 18. Poszedłem tam z kolegą, 3 lata starszym ode mnie. Usiedliśmy i czekaliśmy, co się będzie działo. Każdy siedzi, rozgląda się no i zdziwienie, bo sołtysa nie ma (śmiech). W końcu po kilku minutach przedstawiciel spółdzielni pyta się, kto jest sołtysem. Zgłosiłem, że jestem od dzisiaj. Pamiętam, że na twarzach wszystkich rysowało się ogromne zaskoczenie (śmiech). Po chwili kazali mi odczytać program spotkania i tyle, tak się zaczęło wszystko.
Czym się różni bycie sołtysem teraz od pełnienia tej funkcji 50 lat temu?
EW: Kiedyś było spokojniej. Sołtys, co prawda, wypisywał np. świadectwa pochodzenia zwierząt hodowlanych, pobierał podatki, roznosił nakazy płatnicze. Ogólnie było dużo spokojniej na takich wsiach jak Drużyna i Nowinki niż dzisiaj. Teraz moja rola polega przede wszystkim na kontakcie z mieszkańcami i przekazywaniu ich problemów do urzędników gminnych. To powoduje, że obowiązków jest czasami więcej niż kiedyś.
Ale chyba jakieś trudności się pojawiały w przeszłości?
EW: Oczywiście! Chociażby ze stróżowaniem: mieszkańcy na zmianę w nocy pilnowali swoich domostw. W pewnym momencie ludzie się zbuntowali, bo mieli stróżować od 22 do 6 rano, a na 7:00 musieli jechać do pracy, no to kiedy się wtedy wyspać? W końcu ktoś powiedział „jak chcesz, to sobie sam stróżuj” – trąbkę powiesili na drzwiach i się skończyło (śmiech)
Jak zmieniło się sołectwo przez tyle lat? Pół wieku to szmat czasu.
EW: Sołectwo bardzo się powiększyło. Jak zaczynałem, to było nas około 200 osób, dzisiaj cztery razy więcej. Kiedyś wsie na pewno były bardziej zintegrowane – wszyscy się znali, ja też znałem mieszkańców lepiej. Teraz, gdy liczba mieszkańców mocno wzrosła, ta integracja jest na pewno trochę mniejsza. Dawniej też pobierałem podatki: to też powodowało że do każdego od czasu do czasu musiałem pójść, teraz już tak nie jest. Dzisiaj miejscowości takie jak Drużyna, Nowinki czy Krosno, tracą ten wiejski charakter, teraz to bardziej miasteczka niż wsie.
Co trzeba mieć w sobie, żeby przez tyle lat być sołtysem?
EW: Powiem krótko: trzeba być otwartym na innych i kontaktowym. Ja jestem dla mieszkańców 24 godziny na dobę. Jeśli ktoś się zamyka w czterech ścianach i nie ma kontaktu z mieszkańcami, to skąd ma wiedzieć jakie są ich potrzeby?
Zapadły Panu w pamięć jakieś szczególne wydarzenia z tych lat?
EW: Na pewno było kilka takich przełomowych momentów: budowa kanalizacji, wodociągów albo jak założyli u mnie telefon. Zdarzyło mi się dopłacać za rozmowy, bo niektórzy przychodzili porozmawiać ze znajomymi, potem już musiałem pilnować czasu! Jak ktoś się uwiesił na słuchawce, to było ciężko czasami go odciągnąć (śmiech). Ale ten telefon pozwolił kilka razy komuś uratować życie nawet, kiedy trzeba było szybko wezwać pomoc. Zajmowałem się też wydawaniem kartek na różne produkty: czasami dochodziło do zabawnych sytuacji, wiadomo, wszyscy się wymieniali między sobą np. kartka na papierosy na kartki żywieniowe. To też miało swój urok.
Czym jest dla Pana bycie sołtysem? To bardziej zawód czy pasja?
EW: Zawsze było dla mnie ważne, żeby być blisko ludzi, po prostu lubię mieć kontakt z innymi. Poza tym, to też pewne urozmaicenie dla mnie: codziennie może zdarzyć się coś innego. Dla mnie bycie sołtysem jest czymś naturalnym. Dziś nawet już nie odczuwam, że pełnię tę funkcję, tak mi to weszło w nawyk.
Jakie cele sobie Pan stawia jako opiekun tej społeczności?
EW: Przede wszystkim chciałbym, żeby udało się oświetlić ulice, przy których nie ma latarni. Przydałoby się na pewno też utwardzić te drogi albo chociaż chodniki wybudować.
Potrafi pan wskazać swój największy sukces jako sołtysa?
EW: Nigdy nie patrzyłem na bycie sołtysem w takich kategoriach. Dla mnie sukcesem jest wszystko co się uda zrobić dla ludzi. Jeśli mieszkańcy są zadowoleni po prostu z tego jak im się żyje w sołectwie, to jest wtedy mój sukces. To by jednak nie było możliwe bez wsparcia najbliższych: żony i córki, ale także mieszkańców sołectwa, kolejnych burmistrzów, radnych, członków rad sołeckich czy dyrekcji szkół w Krośnie i w Pecnej.
Rozmawiał Wojciech Pierzchalski
Tagi: Drużyna, Erazm Walkowiak, Mosina, Nowinki, sołtys
Wasze komentarze (2)
Pozdrawiam Samorządowców!
Gratuluję wytrwałości i podziwiam Twoją hardość pewność cierpliwość. Dziękuję opatrzności Bożej że mogliśmy się spotkać na Opolskiej ziemi kiedy skorzystałeś z zaproszenia w pielgrzymce Sołtysów i Rad Sołeckich na Górze św Anny.Zycze dalszego zdrowia korzystaj z owoców Twojej o 20 lat dłuższej ode mnie służby na rzecz Waszej Małej Ojczyzny.Szczesc Ci Boże