Ta znajomość „otwierała horyzonty, pokazywała złożoność świata, jego piękno i brak jednoznaczności”
Na pomysł kolejnego odcinka wspomnień o Zygmuncie Pniewskim wpadliśmy właściwie jednocześnie z jego synem, Sławomirem. Od jakiegoś czasu byłam ciekawa, jak wspominają Pniewskiego ludzie, z którymi współpracował, przyjaźnił się, kontaktował. Jakim według nich był człowiekiem? Co było w nim najbardziej interesującego? Jak zapamiętali tę relację?
Dzięki pomocy syna, który przekazał mi kontakty, udało się zebrać kilka wspomnień. Dzisiaj chcę podzielić się trzema z nich – opowiedziane lub napisane, zebrałam i ze wzruszeniem przekazuję Wam, Drodzy Czytelnicy. Mam nadzieję, że zainspirują Was one choć w części tak, jak osoba Zygmunta Pniewskiego inspirowała tych, którzy mieli okazję go poznać.
Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim (1931 – 2019)
Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim cz. 1
Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim cz. 2
Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim cz. 3
Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim cz. 4
Bardzo dowcipny, przyjazny, ciepły, uczynny – Zygmunt Pniewski we wspomnieniach Doroty Strzeleckiej, dyrektor Galerii Sztuki w Mosinie
Dorota Strzelecka, dyrektor Galerii Sztuki w Mosinie, z wielkim sentymentem i wzruszeniem zaczyna swą opowieść od pierwszych wystaw. Początki znajomości pani Doroty z Zygmuntem Pniewskim to rok 1981, kiedy w Mosińskim Ośrodku Kultury miała miejsce inauguracja roku kulturalnego. Zgromadzili się wówczas zaprzyjaźnieni kolekcjonerzy i rzemieślnicy, wśród nich między innymi Jarosław Kubiak, Leszek Pawlak, Henryk Pruchniewski, Kornel Białobłocki, Mieczysław Janik, Jacek Jędrkowiak i Zygmunt Pniewski. W tamtym czasie organizowano pierwsze wystawy kolekcjonerów, ale działania te przerwane zostały poprzez wprowadzenie stanu wojennego. Wszystko zmieniło się trzy lata później, w 1984 r. – powstał wówczas Klub Kolekcjonerów, zapoczątkowując tym samym cykliczne, wspólne wystawy. Kolekcjonerzy prezentowali na nich swoje zbiory: stare kufle, lampy naftowe, żelazka, zdjęcia, stare telefony. Czasem były to naprawdę dziwne przedmioty. Któregoś razu jeden z kolekcjonerów przyniósł tajemniczo wyglądające narzędzie. Okazało się, że… służyło ono do wyrywania koniom zębów!
W 1993 burmistrz Mosiny, Jan Kałuziński, na wniosek prof. Bogdana Wegnera, ówczesnego prorektora WSSP i Jacka Strzeleckiego, otworzył Galerię Miejską w Mosinie. Na stanowisko kierownika artystycznego tej Galerii powołana została Dorota Strzelecka. Jak wspomina, Zygmunt Pniewski bywał w Galerii co niedzielę. Był osobą, która w pewnym sensie łączyła mosińskich kolekcjonerów. Obecny na każdej wystawie, nie ominął żadnego wernisażu. Pierwsze zdjęcia z wernisaży do kronik Galerii to fotografie Pniewskiego. Zawsze aktywny, zainteresowany światem, przyrodą. Dorota Strzelecka podkreśla, że to właśnie Pniewski zaraził ją pasją do rogalińskich dębów – do tego stopnia, że bywa tam do dzisiaj i zawsze chętnie odwiedza nadwarciańskie łąki. Komentował wydarzenia, dokumentował je, sam wywoływał fotografie i przywiązywał ogromną wagę do tego, by były właściwie wyeksponowane. Zawsze precyzyjnie opisywał wszystkie zdjęcia. Doradzał w wyborze oświetlenia.
W pewnym momencie swojej działalności Pniewski nawiązał kontakt z dyrektorami muzeów w Kościanie i Lesznie. Znajomości te zaowocowały wystawami jego fotografii w tych miastach. Wystawy te trafiały potem do Mosiny. W Galerii znajdują się kroniki dokładnie dokumentujące minione wydarzenia – przy okazji gorąco zachęcam do obejrzenia ich i wspomnień – prawdziwa uczta dla emocji i ducha!
Zygmunt Pniewski dokumentował ważne dla Mosiny wydarzenia, wśród nich obchody Dni Rzeczypospolitej Mosińskiej. Jako jedyny zrobił pełną dokumentację z poszczególnych etapów budowy i powstawania nowego Mosińskiego Ośrodka Kultury.
Jak wspomina Dorota Strzelecka, Pniewski był człowiekiem bardzo dowcipnym – potrafił powiedzieć coś uszczypliwego, czasem spuentować, nigdy jednak nie było w tym złośliwości. Zawsze był życzliwy dla innych. Potrafił też śmiać się z samego siebie. Był wszędobylski, wszystkiego ciekawy, dociekliwy. Miał bardzo dobry kontakt z dziećmi (prowadził zresztą kółko fotograficzne w mosińskiej szkole). Przyjazny, sympatyczny, ciepły. Zaangażowany maksymalnie we wszystko, co go zainteresowało.
Tak właśnie, ciepło i ze wzruszeniem, wspomina osobę Zygmunta Pniewskiego Dorota Strzelecka. Ich relacje określa jako rodzinne, przyjazne. Z jej opowieści odnoszę wrażenie, że Galeria była dla Pniewskiego miejscem niezwykle ważnym, gdzie lubił spędzać czas i często przebywał. Widzę go jako osobę otoczoną ludźmi i sztuką, spełniającą się w tym całkowicie. Pozostały po nim zdjęcia – dokument tamtych wydarzeń, jakże ważny dla życia i historii Mosiny.
„Każda dziedzina, która go pochłaniała, była poznana przez niego w sposób doskonały” – Zygmunt Pniewski w relacji Marka Dudka, dyrektora MOK
Marek Dudek, dyrektor Mosińskiego Ośrodka Kultury tak pisze o współpracy z Pniewskim:
Zygmunt Pniewski to wyjątkowa osoba, jedna z najciekawszych postaci z dziejów naszego miasta. Był przepojony różnorodnymi pasjami, potrzebą dzielenia się swoją wiedzą z innymi i niezmiernie zaangażowany. Pan Zygmunt był bardzo miły, życzliwy, doceniał szczególnie tych wszystkich, którzy podobnie jak on byli ciekawi i otwarci na otaczającą nas przyrodę, różnorodne zjawiska, historię i codzienność naszego życia. Był przede wszystkim bardzo interesującą postacią o ogromnie bogatym wnętrzu. Wystarczyło się po prostu zasłuchać, a wówczas spotykała nas niesamowita nagroda – różnorodna wiedza.
Najciekawsze u pana Pniewskiego było bogate spektrum zainteresowań i potrzeba dzielenia się z innymi swoim doświadczeniem. Każda dziedzina, która go pochłaniała, była poznana przez niego w sposób doskonały. Był prawdziwym kronikarzem dębów rogalińskich: bez wątpienia nikt inny w taki sposób nie przyczynił się do propagowania wartości miejsca, jakim są łęgi nadwarciańskie w Rogalinie. Natura i człowiek wpływają często negatywnie na to miejsce. Pan Zygmunt zadbał o dokumentację i naszą pamięć o tych ciekawych terenach, a jednocześnie stale wskazywał na czyhające niebezpieczeństwa.
Kolejna ważna jego pasja to minerały. Pomimo, że nie posiadał kierunkowego wykształcenia w tej dziedzinie, jego opracowania posiadały wartość naukową.
Nasza znajomość to przede wszystkim liczne rozmowy, ale również współpraca przy przygotowaniu wystaw autorskich pana Zygmunta w ówczesnej Izbie Muzealnej oraz prezentacji podczas „Szeroko na Wąskiej”. Był wówczas wyjątkowo pedantyczny, dokładny, każdy najdrobniejszy szczegół był dla niego najważniejszy. Często trudno było nam sprostać wszystkim jego oczekiwaniom. A wszystko to było to spowodowane wyjątkowym profesjonalizmem i ogromnym doświadczeniem pana Pniewskiego.
Myślę, że sam jestem pod wielkim wpływem Pana Zygmunta. Wiele się nauczyłem, zdobyłem ważne doświadczenia. Znajomość z panem Pniewskim otwierała horyzonty, pokazywała złożoność świata, jego piękno i brak jednoznaczności. Otwarcie się na takie doświadczenie mogło jedynie być pożyteczne, rozwijać, dawać motywację powodować ciekawość świata.
„To musi być ciekawy Pan…” – Zygmunt Pniewski we wspomnieniach Huberta Kubiaka
Hubert Kubiak, uczeń, mieszkaniec Mosiny, miał okazję poznać Zygmunta Pniewskiego w szczególny sposób. tak wspomina tę znajomość:
M.M.: Jak wspomina Pan osobę p. Zygmunta Pniewskiego?
H.K.: Pan Zygmunt Pniewski zawsze był uśmiechnięty. Często widywałem go latem na spacerach po Mosinie. Ubrany był w kamizelkę z mnóstwem kieszeni, a pod spodem zawsze miał elegancką koszulę. Myślałem sobie: „To musi być ciekawy Pan…”. Byłem wtedy w szkole podstawowej, wiedziałem tylko, że to mój sąsiad. Zapytałem mojego tatę, kim jest ten Pan, który mieszka niedaleko? Okazało się, że Pan Zygmunt to przyjaciel moich dziadków i kiedy mój tata był mały, często przychodził do nich na rozmowę przy kawie. Tata pokazał mi, co dostał przy jednym z takich spotkań. Ogromny krzemień pasiasty, który był dla mnie prawie tak ciężki, jak mój tornister 🙂
Moja ciocia opowiedziała mi, że Pan Zygmunt pokazywał jej, gdzie można znaleźć skamieliny na gliniankach. Zapytałem, czy wspólnie ich szukali. „Razem nie, ale pan Pniewski nam opowiedział, jak i gdzie ich szukać, i chodziliśmy dłubać. Do dzisiaj z każdego miejsca gdzie jadę, targam do domu kamienie”. W domu moich dziadków nadal jest jeden z okazów, który dostała ciocia: odcisk sporawej muszli amonita na glinianej bryłce. Ciocia Dominika do teraz ma u siebie podarowaną różę pustyni. Do tego sporo znalezionych krzemieni i innych skandynawskich gości… Wiedziałem już, że „ten Pan w kamizelce” faktycznie jest ciekawym człowiekiem.
Ta wiadomość bardzo mi się przydała. Któregoś dnia w mojej szkole nadarzyła się okazja do zrobienia projektu o ciekawych osobach z Wielkopolski. Pierwsze pytanie dotyczyło wyboru osoby. Wiedziałem od razu, że możemy dowiedzieć się więcej o Panu Zygmuncie. Jako „mały redaktor” dostałem pierwsze zadanie: tego samego dnia poszedłem zapytać, czy Pan Zygmunt chciałby nam opowiedzieć trochę o sobie. Od razu zaprosił mnie na herbatę i całe popołudnie rozmawialiśmy wspólnie o podróżach. Dostałem wtedy książkę: „Piękna, straszna Amazonia”. W domu Pana Zygmunta było pełno książek. Na ścianach nie było miejsca: wszędzie były zdjęcia, obrazy, gablotki lub półki z eksponatami. Zobaczyłem koralowce, kryształy i kamienie znalezione na spacerach. Kilka dni później Pan Zygmunt był u nas w szkole i przeprowadziliśmy wspólny wywiad.
M.M.: Jakim według Pana był człowiekiem?
H.K.: Innym niż ludzie, których widywałem na co dzień. Chodził spokojnie, rozglądał się dookoła i cały czas się uśmiechał. Najbardziej podobał mi się ten spokój… Na pewno był człowiekiem ciekawym świata. Zacząłem sobie zdawać sprawę, jak wieloma pięknymi rzeczami się zajmował. Odkrywałem zdjęcia Dębów Rogalińskich, kamieni, które otwierał, fotografie egzotycznych miejsc, do których podróżował.
Mój tata i moja ciocia powiedzieli mi, że kiedy Pan Zygmunt przychodził w gości, to nie chcieli go wypuścić, bo mogli słuchać jego opowieści całymi godzinami. Ciocia wspomniała też, że chodziła na kółko fotograficzne, które prowadził Pan Zygmunt. Powiedziała: „Pan Zygmunt mówił do mnie o rzeczach, o których wcześniej nie miałam pojęcia, a mówił w tak ciekawy sposób, że zawsze zostawaliśmy do wieczora. To była inspiracja na całe życie”. Pan Zygmunt był nie tylko ciekaw świata. Potrafił swoją wiedzę w umiejętny sposób przekazać.
M.M.: Co według Pana było najciekawsze w kontakcie z nim?
H.K.: Miałem tę przyjemność, że kiedy go poznałem, byłem w wieku, w którym wszystko jest ciekawe. Zadawałem setki pytań, a Pan Zygmunt cierpliwie na nie odpowiadał. To według mnie była najciekawsza rzecz. Cierpliwość, spokój i zapał, żeby przekazać wszystko, co mnie i rówieśników interesowało.
Pan Zygmunt nie był nauczycielem biologii, ale po jednym spotkaniu w domu i drugim w szkole, wiedziałem więcej o przyrodzie, niż po całym roku w szkolnej ławce. To również mi zaimponowało. Wiedzieć, jak działają tylko z pozoru proste rzeczy dookoła, bo można o nich mówić cały dzień.
M.M.: Czy według Pana osoba Zygmunta Pniewskiego może być inspiracją dla innych? Jeśli tak, co dokładnie może w nim inspirować?
H.K.: Otwarta głowa i uśmiech. Reszta się wtedy sama układa.
Pochylając się nad tymi relacjami myślę, że ci, którzy go znali, mieli dużo szczęścia. Pojawia się we mnie wzruszenie i wdzięczność. W mojej wyobraźni portret Zygmunta Pniewskiego nabiera coraz bardziej soczystych barw, jest coraz piękniejszy i wiecznie żywy. Bo też Zygmunt Pniewski wciąż żyje we wspomnieniach ludzi, którzy mieli szczęście go poznać, żyje w swoich fotografiach i naszej pamięci. Już dzisiaj zapraszam do lektury kolejnych wspomnień. Zdaję sobie sprawę, że nie uda mi się zebrać ich wszystkich, więc jeśli ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, zechce podzielić się swoimi refleksjami, serdecznie zapraszam, a z pewnością wzbogacimy się nimi nawzajem!
Tagi: Dorota Strzelecka, Rogaliński Park Krajobrazowy, Zygmunt Pniewski
Wasze komentarze (1)
Bardzo interesujący artykuł i niesamowita postać Zygmunta Pniewskiego. Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki.