Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Jesienna moda w Starym Browarze w Poznaniu Wielkopolska Akademia Społeczno-Ekonomiczna w Środzie Wielkopolskiej - Akademia Nauk Stosowanych
Weronika Zwierzchowska | piątek, 17 cze, 2022 | komentarzy 7

„Nie wszyscy umrzemy, ktoś musi przeżyć i wrócić”

Janina Juchacz – Sroczyńska była mieszkanką Rogalina. Należała do grupy konspiracyjnej „Dla Ciebie Polsko” Konrada Latanowicza, który był jej komendantem. Pomoc Anglikowi G. J. Pritchardowi kosztowała ją ponad 3,5 roczny pobyt w obozach. Wróciła do domu w 1945 roku.

Wojenna historia Janiny Juchacz – Sroczyńskiej przeplata się z dziejami rodziny Hoffów z Rogalinka. Przedstawione przez redakcję Gazety Mosińsko – Puszczykowskiej w kwietniowym numerze wspomnienia o Rozalii, Ignacym, Łucjanie i Stefanie są związane z pomocą jeńcom angielskim. Wydarzenia znad Warty w Rogalinku rozpoczynają się od znalezienia przez synów Rozalii i Ignacego Hoffów trójki Anglików w tataraku.

Prosili oni o pomoc, jedzenie i odzież, bo jedyne, co mieli, to zarzucone na siebie ubrania, czyli angielskie mundury. Chcieli odpocząć parę dni, najeść się, wyspać i ruszyć dalej. Jednak zaostrzenie i zwiększenie kontroli wywołanej wojną niemiecko – rosyjską spowodowało, że przemieszczanie się na własną rękę stało się niemożliwe. W wyniku tego trójka zbiegłych jeńców została u rodziny Hoffów przez całe lato i jesień. Ciasnotę można przetrwać przez jakiś czas. Kiedy zbliżała się zima, Ignacy postanowił zgłosić się do ruchu oporu, by rozdzielić angielskich gości po innych domach. Jeden z Anglików udał się pod osłoną nocy do Poznania, do obozu jeńców wojennych. Dwóch pozostałych w kolejnych miesiącach zmieniało miejsca pobytu pomiędzy wspomnianymi rodzinami Juchaczów i Jabłeckich z Rogalina – tak było bezpieczniej zarówno dla gospodarzy, jak i ukrywających się mężczyzn.

Dom rodziny Juchaczów zawsze był otwarty dla potrzebujących. Władysława Juchacz, matka Janiny, nikomu nie odmawiała pomocy. Zakupione gospodarstwo przez Walentego Juchacza w 1926 roku przy ulicy Prezydialnej w Rogalinie dało możliwość przetrwania wojny i produkowania pożywienia, którym dzielili się z najuboższymi. Zapewniali także schronienie przed okupantem.

Pozostawiony adres przez G. J. Pritcharda

Zabytkowy dom, w którym mieszkała Janina Juchacz-Sroczyńska

W tym miejscu znajdowała się stodoła, gdzie ukrywany był angielski jeniec

Janina Juchacz urodziła się 7 grudnia 1922 roku w Poznaniu. Uczyła się w szkole powszechnej i gimnazjum w Poznaniu, którego ukończenie potwierdza Mała matura. Należała do harcerstwa, które przygotowało ją do trudu, z jakim musiała zmagać się w obozach koncentracyjnych. Wrzesień 1939 roku rozpoczął się dla niej 3-tygodniową tułaczką. Uciekając przed nacierającymi wojskami niemieckimi opiekowała się dwutygodniowym synem kierownika szkoły w Rogalinku – obecnym prof. dr. hab. Andrzejem Kostrzewskim. Jak można przeczytać w wywiadzie sprzed lat, Janina wmawiała sobie, że z małym dzieckiem na ręku nie może stać się jej krzywda. Nie odczuwała wtedy nawet strachu. Po powrocie do Rogalina, jako członkini grupy konspiracyjnej „Dla Ciebie Polsko” kolportowała nielegalne – podziemne gazety.

Janina Juchacz-Sroczyńska

Jesienią 1941 roku Janina wraz ze swoim ojcem Walentym i przedstawicielami rodziny Jabłeckich oraz Konradem Latanowiczem udała się do Rogalinka nad Wartę po angielskich jeńców wojennych. Do swojego domu przyjęli G. J. Pritcharda zwanego Jakubem. Ukrywali go w stodole w ziemiance, gdzie Walenty trzymał konie, wykorzystywane do pracy w gospodarstwie.

Niestety, działania rodzin Hoffa, Juchaczów i Jabłeckich wydały się. W sierpniu 1942 roku aresztowano rodzinę znad Warty, a w październiku Janinę i Walentego. Fort VII w Poznaniu był miejscem kaźni wielu Wielkopolan. Janina spędziła tam 6 miesięcy uznana za zdrajczynię państwa niemieckiego. Z tego czasu zachowała się korespondencja, która była cenzurowana przez hitlerowców. Janina wymieniała krótkie listy z celi 19 Fortu VII, opatrzone znaczkiem pocztowym z wizerunkiem Adolfa Hitlera, z matką Władysławą, która czekała na jej powrót w Rogalinie.

List od Janiny dla jej matki Władysławy

Po masowej egzekucji w Forcie VII, kiedy powieszono 40 więźniów i na nich miejsce przywożono kolejnych członków ich rodzin, Janina została wsadzona do pociągu i wywieziona w nieznane. Wtedy po raz ostatni widziała swojego ojca Walentego Juchacza, który zginął w 15 kwietnia 1943 roku w Gross Rosen.

Towarowe wagony i obstawa żandarmerii nie przygnębiły Janiny. Czuła zmianę, ruch powietrza i łagodniejsze traktowanie, w porównaniu do Fortu VII. Więźniowie martwili się, dokąd są przewożeni, jednak Janina była pełna wiary w swój powrót do domu, wspierała innych, mówiąc „nie wszyscy umrzemy, ktoś musi przeżyć”. Wysiadła w Oświęcimiu, a wśród makabrycznej scenerii – wzdłuż drogi prowadzącej do Brzezinki, wiszących lamp i fosforyzujących drutów – szła wraz z innymi w eskorcie służby obozowej i psów. Otrzymała numer 41 349 i została umieszczona w Bloku 16a. Pobyt w obozie Auschwitz-Birkenau, to czas wypełniony eksperymentami medycznymi, selekcjami i chorobami – 4 miesięcznym tyfusem plamistym i brzusznym. Janina miała w sobie niezwykłą siłę, która pozwoliła jej po długiej i wycieńczającej chorobie przed oczami nazistów – selekcjonerów przebrnąć kilkoro schodów w górę i w dół.

Janina Juchacz w obozie koncentracyjnym została przydzielona do opieki nad dziećmi, które przywieziono w sierpniu 1944 roku, po wybuchu powstania warszawskiego. Mali więźniowie byli oddzieleni od matek podwójnymi drutami i przeznaczeni do zgermanizowania. Dzieci nie były bite i katowane, nie musiały wychodzić na apele i dostawały trochę lepsze pożywienie.

W październiku 1944 roku została przewieziona z Auschwitz-Birkenau do Drezna. Tam Janina pracowała w fabryce Zeiss-Icon Werk. Podczas bombardowania – dywanowych nalotów alianckich – udało się jej uciec. Droga do domu nie była łatwa, trwała tygodniami. Janina wracała na dachu pociągu, korzystała z podwózki mężczyzny śpiewającego piosenkę „Serce w plecaku”, musiała uważać na wojska radzieckie, które gwałciły kobiety. Ostatnie 7 kilometrów do domu w Rogalinie przeszła pieszo. Córka Janiny – Ewa – podczas opowieści o swojej mamie przywołała wspomnienie babci Władysławy. – Kiedy babcia zobaczyła kobietę zbliżającą się w kierunku ich domu pomyślała, że to kolejna żebraczka i zmartwiła się, że nie będzie mogła jej pomóc. Dopiero kiedy Janina była bliżej domu jej matka ją rozpoznała.

Po wojnie Janina Juchacz – Sroczyńska uczęszczała do liceum pedagogicznego i uczyła w szkole, a potem zajmowała się gospodarstwem. Była osobą, która poświęcała swój czas innym, angażowała się społecznie, a wśród mieszkańców i znajomych cieszyła się dużym uznaniem i posłuchem. Pani Ewa wspomina, że jej mama niechętnie opowiadała o wojennych przeżyciach i pobytach w obozach, ale z biegiem lat otwierała się. Podczas takich wspomnień towarzyszył jej smutek oraz wzruszenie.

W 1974 roku do Rogalina do domu Janiny Juchacz – Sroczyńskiej przyjechał angielski jeniec G. J. Pritchard. Jak relacjonuje Pani Ewa ukląkł on przed jej mamą i podziękował za uratowanie mu życia.

Napisano przez Weronika Zwierzchowska opublikowano w kategorii Aktualności, Wywiad, reportaż

Tagi:

Wasze komentarze (7)

  • orient
    piątek, 17 cze, 2022, 22:02:05 |

    Czytam z zapartym tchem. Ogólnie bardzo ciekawa historia, może scenariusz na film?

  • Gefir
    sobota, 18 cze, 2022, 20:49:56 |

    Siedzą za Odra butni i pyszni. Nadludzie. Zniszczyli Polskę, wymordowali miliony Polaków. Nie znają prawa,które mówi jasno i wyraźnie :

    Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia. Osoba prawna jest obowiązana do naprawienia szkody wyrządzonej z winy jej organu.
    Znowu pluja na Polskę dogadujac się zakulisowo z kacapem…

  • karp
    sobota, 18 cze, 2022, 21:03:43 |

    Kiedy kacap napadnie, to przyślą 5 tysięcy hełmów.
    Tym bardziej niesamowite, że w Warthegau jeden z samorządów robił dla nich ciągłe zmiany w planach miejscowych, a Polakom nie robił tak dobrze.Żeby nie musieli budować na swoim terenie,zrobił im parking przy Lema…Mentalność wiernopoddańcza.

  • karp
    sobota, 18 cze, 2022, 22:31:52 |

    Zanim Mosina nawiązała przyjacielskie stosunki z Seelze, to jeśli nie naród panów, to koncern Zeissa powinien przysłać kogoś z przeprosinami dla dzielnej bohaterki artykułu i zaoferować odszkodowanie za niewolniczą pracę.Jeden z członków mojej rodziny został zamęczony w Auschwitz.Wiem,że jest dawno po II wojnie, ale gdy ktoś z żyjących członków rodziny i powiedział mi,że przy okazji wizyty w Berlinie nakupił sobie proszku, bo Henkel na rynek polski sprzedaje gorszy, to szlag mnie trafił i spytałem czy Cyklon-B mają na półkach?Najnowsza historia pokazuje, że w mentalności narodu ponoć o najwyższej
    kulturze niewiele się zmieniło, a kształt hełmów też podobny.

  • Płotka
    niedziela, 19 cze, 2022, 10:08:46 |

    Już raz pytałem, po co nam współpraca z Seelze ?
    Żadnych wymiernych efektów, poza oczywiście uroczystą kolacją. Dosyć tego darmozjadstwa !
    Poszukajcie gminy w Polsce, od której można się czegoś nauczyć.

    • Gość
      niedziela, 19 cze, 2022, 10:57:03 |

      Do kogo apelujesz? Nasz nauczyciel historii umie wszystko i potrafi już tylko pouczać.

  • Płotka
    niedziela, 19 cze, 2022, 12:49:44 |

    Apeluję do radnych !

Skomentuj