Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Redakcja GMP | środa, 2 mar, 2022 |

Wspomnienia o Zygmuncie (Pniewskim)

Zygmunta poznałem w 1962 roku. Będąc uczniem 9 klasy I Liceum Ogólnokształcącego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu często przychodziłem do ówczesnego oddziału Instytutu Zoologicznego PAN.

Zajmował on budynek przy ul. Świerczewskiego 19 (obecnie ul. Bukowska) na tyłach Ogrodu Zoologicznego, do którego wejście było od ul. Zwierzynieckiej. Budynek znajdował się po drugiej stronie ulicy, przy której było także moje Liceum. Aż do rozpoczęcia studiów biologicznych w 1965 roku na ówczesnym Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza spędzałem w Instytucie w ciągu roku wiele dni, niekiedy nawet całe letnie wakacje. Początkowo interesowałem się głównie ekspozycją fauny krajowej w znajdującym się przy Instytucie Muzeum Przyrodniczym, m.in. kolekcją krajowych gatunków ptaków i ich jaj, różnych owadów, ślimaków, niektórych gatunków ssaków, a także niewielką wystawą zbiorów paleontologicznych.

W Muzeum wykonałem swoje pierwsze notatki dotyczące oglądanych eksponatów, które następnie weryfikowałem w domu wykorzystując encyklopedię. Moje pierwsze zainteresowania szybko poszerzyły się pod wpływem Profesora Leszka Bergera (ówcześnie dr), który zaczął się mną opiekować i uczyć, głównie znajomości płazów, mięczaków, a także podstaw prowadzenia obserwacji naukowych w terenie i pracowni, a przy okazji także wielu zasad postępowania w życiu. Nauka ta okazała się niezwykle pomocna w latach studiów i podczas późniejszej pracy zawodowej. To właśnie w pracowni Profesora poznałem Zygmunta, z którym Profesor ściśle współpracował. Szybko zorientowałem się, że Zygmunt nie był tylko pomocnikiem Profesora, jakby jego laborantem, czy asystentem technicznym, ale przede wszystkim dobrym Kolegą i Przyjacielem. Sposób w jaki ze sobą codziennie pracowali był dla mnie dobrym przykładem poznania zasad pracy zespołowej, co bardzo przydało mi się po wielu latach, kiedy sam kierowałem różnymi zespołami. Zygmunt natychmiast włączył się do pogłębiania mojej edukacji. Robił to z wdziękiem, i niezwykle skutecznie, traktując mnie jako młodszego Kolegę o podobnych zainteresowaniach. Po pół wieku nadal dobrze pamiętam, jakby to było kilka dni temu, Jego wskazówki, wyjaśnienia, a także życiowe rady. Miał ogromne umiejętności dydaktyczne do pracy z dziećmi i młodzieżą, starając się zawsze czegoś ich nauczyć. Praktycznie różnego typu kontakty z młodzieżą, którą uczył np. fotografii, kolekcjonerstwa, czy patrzenia na przyrodę społecznie realizował przez całe swoje życie. Jak mało kto został za tego rodzaju działalność wyróżniony. Dzięki inicjatywie uczniów Szkoły Podstawowej Nr 2 w Mosinie Zygmunt został wpisany do Cyfrowej Dziecięcej Encyklopedii Wielkopolan, prezentującej wybitne postacie naszego regionu.

W 1967 roku nasze kontakty urwały się na co najmniej pół roku bowiem Zygmunt wyjechał razem z Arkadym Fiedlerem do Brazylii. Przed Jego wyjazdem widziałem jak starannie się do niego przygotowywał kompletując sprzęt fotograficzny i robiąc zakupy dużej ilości filmów. Wrócił opromieniony sławą podróżnika do egzotycznych krajów – towarzysza wyprawy sławnego pisarza. Bardzo interesująco opowiadał o tym wyjeździe, o swojej pracy fotografika i o miejscach, które zobaczył. Rezultatem udziału Zygmunta w tej wyprawie były setki zdjęć oraz kilkadziesiąt gablot z wypreparowanymi owadami, głównie motylami, które były darem Arkadego Fiedlera dla wielkopolskich szkół. Wiele fotografii autorstwa Zygmunta wykonanych w czasie tej podróży znajduje się w archiwum Muzeum-Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie.

Jeszcze jako uczeń Liceum jak tylko mogłem i potrafiłem pomagałem w rozmaitych pracach technicznych w hodowli żab zielonych, będącej poligonem badawczym Profesora Leszka Bergera, a którą głównie opiekował się Zygmunt. Brałem nawet udział w budowie tej hodowli, robieniu wykopów pod pierwsze stawki i założeniu dość prymitywnego ogrodzenia; wszystko wykonywaliśmy wspólnie tj. Profesor, Zygmunt i ja. Czyszczenie niezliczonych akwariów z hodowanymi kijankami i ich karmienie było codzienną poranną pracą, wręcz rytuałem, przez wiele dni i lat. A po wyczyszczeniu akwariów często z Zygmuntem chodziliśmy z wiaderkami do Ogrodu Zoologicznego, gdzie od pielęgniarzy w pawilonie dużych drapieżników z lwami dostawaliśmy niezjedzone kości po ich posiłku. Kości (codziennie „świeże”) wykładało się następnie przy stawkach w hodowli. Przylatywały do nich muchy, na które polowały żaby. Przynoszenie wiader z kośćmi było tak „odpowiedzialną” pracą, że często wykonywał ją osobiście Profesor. Uważał, że kości, które On przynosi były jakby lepszej jakości z punktu widzenia much, niż kości przynoszone przez Zygmunta i mnie. Braliśmy także razem udział w licznych wspólnych wyjazdach terenowych z Profesorem, nosząc na przemian plecaki, siatki i słoiki. Przez lata widziałem jak Zygmunt dokumentował tysiącami fotografii wyniki prac Profesora, który odkrył nowy typu dziedziczenia podczas rozmnażania z udziałem mieszańca i jednego z jego gatunków rodzicielskich (zjawisko hybrydogenezy). Byłem wręcz świadkiem dokonania wyjątkowego odkrycia, co nieczęsto się komuś może zdarzyć.

W końcu lat 60. XX wieku Zygmunt pokazał mi terasę zalewową Warty ze skupiskiem dębów szypułkowych, które fotografował całe swoje życie, a zwłaszcza niektóre miejsca w Wielkopolskim Parku Narodowym. Razem chodziliśmy po Morenie Pożegowskiej, nad glinianki, do Studni Napoleona i leśniczówki leśnictwa Osowa Góra (obecnie Obwód Ochronny Osowa Góra, gdzie Zygmunt mieszkał wtedy ze swoją rodziną żoną Wandą i dwoma synami Przemkiem i Sławkiem. Pokazał mi źródła na morenie, Świńskie Obórki, grąd w obwodzie ochronnym „Grabina”, jeziora Skrzynka, Budzyńskie i Góreckie. Niektóre z tych miejsc stały się po kilku latach obiektami moich badań naukowych. Po skończonych w 1970 roku studiach z wolontariusza stałem się pracownikiem ówczesnego poznańskiego oddziału Instytutu Zoologicznego PAN, a Zygmunt moim Kolegą z pracy, z którym przez kilka lat pracowałem w jednym pokoju. Zdobyte dzięki Profesorowi i Zygmuntowi doświadczenie w pracy terenowej i w pracowni bardzo przydało mi się w początkach pierwszej pracy zawodowej, a jeszcze wcześniej podczas studiów. Zygmunt pokazał mi także miejsce upadku meteorytu na Morasku razem z niewielkimi kraterami. Bardzo aktywnie współdziałał On w realizacji inicjatywy prof. Andrzeja Dzięczkowskiego, prof. Bohdana Kiełczewskiego oraz Franciszka Jaśkowiaka mającej na celu objęcie tego miejsca ochroną rezerwatową. Stało się to w 1976 roku kiedy utworzony został krajobrazowo-leśny rezerwat przyrody „Meteoryt Morasko”.

Zygmunt nauczył mnie także podstaw fotografii przyrodniczej. Dzięki Jego pomocy i wskazówkom jakość opanowałem umiejętność posługiwania się prostymi aparatami fotograficznymi (lustrzanki dwuobiektywowe Start typu Rolleicord i wcześniejszy radziecki Lubitiel, Smena, następnie Beirette Meritar oraz mieszkowy aparat Meopta Milona, który nawet odkupiłem od Zygmunta) i wykonywania na filmach ORWO w miarę poprawnych czarnobiałych fotografii wnętrza lasu liściastego latem (był to grąd „Grabina” nad Jeziorem Góreckim), płynącej wody w rzece i potoku, niektórych zbiorowisk roślinnych (np. w dolinie rzeki Wełny, w Pieninach, nad jeziorami konińskimi). Niektóre z moich fotografii okazały się nawet na tyle dobre, że zostały opublikowane z dopiskiem „ Foto. K. Kasprzak ”. Dzisiaj dodałbym jeszcze nieskromnie „ uczeń Zygmunta Pniewskiego ”!

W 1974 roku dzięki Zygmuntowi poznałem red. Eugeniusza Rożdżyńskiego, który był wtedy redaktorem naczelnym „Poradnika Gospodarskiego”. Było to czasopismo rolnicze, którego tytuł wymyślił i wydawanie zainicjował 5 lipca 1889 r. sam Maksymilian Jackowski. W tym okresie czasopismo, wydawane przez Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne Oddział w Poznaniu (redakcja mieściła się przy ul. Franciszka Ratajczaka 33) było organem Związku Kółek Rolniczych dla Wielkopolski, Pomorza i Ziemi Lubuskiej. Mottem czasopismo umieszczonym na okładce było przysłowie: Czego dziś nie zrobisz, jutro nie dogonisz – a szkoda, jeżeli dzień jeden uronisz! ; pojawiło się ono już na okładce w 1903 roku w XIV wydaniu. Zygmunt przez wiele lat współpracował z redakcją wykonując dla różnych potrzeb wydawniczych liczne fotografie, w tym fotografie na okładki, a nawet samemu pisząc krótkie notatki. W latach 1974-1984 na łamach „Poradnika Gospodarskiego” opublikowałem kilkadziesiąt popularnych artykułów, dotyczących m.in. wpływów rolnictwa na środowisko przyrodnicze terenów rolniczych, fauny glebowej, ochrony gleb, stawów wiejskich i zasobów przyrody w krajobrazie rolniczym. Większość z nich była ilustrowana fotografiami wykonanymi przez Zygmunta.

Razem z Zygmuntem interesowaliśmy się także obiektami przyrodniczymi, które można by objąć ochroną prawną, co w latach 1978-1981 sprecyzowaliśmy w naszych artykułach. Dotyczyło to zwłaszcza terasy zalewowej Warty koło Rogalina1 oraz krasu gipsowego na Ponidziu2 . Krajobraz doliny Warty z dębami został formalnie objęty ochroną dopiero 19 lat później (!), kiedy utworzono Rogaliński Park Krajobrazowy (wcześniej w 1994 r. Zespół Przyrodniczo-Krajobrazowy Łęgi Rogalińskie). Rozważane w latach 1976-1987 włączenie części doliny Warty pod Rogalinem w granice rozszerzonego, znacznie rozszerzonego Wielkopolskiego Parku Narodowego nigdy nie doszło do skutku3 . Położone w obrębie Niecki Nidziańskiej Nadnidziański Park Krajobrazowy i Szaniecki Park Krajobrazowe, chroniące m.in. wychodnie gipsu, utworzone zostały w 1986 roku.

Ogromną zasługą Zygmunta była Jego pomoc w wykonaniu dla potrzeb moich prac fotografii żywych drobnych bezkręgowców (skąposzczety) w „kropli wody” oraz preparatów mikroskopowych. Zygmunt zestawił niezbędną aparaturę sprzężoną z mikroskopem i jako pierwszy na świecie wykonał fotografie żywego skąposzczeta pasożytującego na rakach żyjących w Jeziorze Skrzynka. Fotografie mikroskopowe wykonane przez Zygmunta wykorzystywałem także podczas przygotowywania rycin dla potrzeb różnych opracowań. W czasach braku dostępu do kserografów Zygmunt wykonywał także tysiące stron fotokopii różnych publikacji, do których dostęp był ograniczony, a które były niezwykle pomocne w pracy. Znacznym osiągnięciem Zygmunta było wypracowanie metody wykonywania fotografii obrazujących morfologiczne i anatomiczne różnice mikoryz w zależności od tworzącego je gatunku grzyba w hodowli na agarze dla potrzeb prac badawczych prowadzonych w Stacji Bioekologii Instytutu Badawczego Leśnictwa w Warszawie, która znajdowała się w Jeziorach. Opracowana przez Zygmunta metoda wykonywania tych fotografii przyniosła mu w 1979 roku dyplom mistrza fotografii.

Praca z Zygmuntem w jednym pokoju była jeszcze interesująca pod jednym względem. Otóż Zygmunta w pracy odwiedzali chyba wszyscy, których znał. Z konieczności więc ich poznawałem i chcąc nie chcąc przysłuchiwałem się rozmową, czasem w nich uczestniczyłem. Byli profesorowie, studenci, uczniowie, kolekcjonerzy, hobbyści, artyści malarz, graficy i muzycy, starzy i młodzi, profesjonaliści i entuzjaści, gawędziarze i osoby rzeczowe, miłośnicy astronomii, geologii, znaczków pocztowych, kolekcjonerzy monet, fotograficy, terenowcy, przyszli maturzyści, magistrowie i doktorzy, emerytowani nauczyciele, krajoznawcy, wielu dziwaków, zarówno osoby spokojne, jak i żywego usposobienia. Na ogół każdy coś chciał, albo porady, albo najczęściej to takiej, czy innej fotografii. Pamiętam prof. Andrzeja Dzięczkowskiego, który zaprzyjaźniony był także z Profesorem, prof. Jana Rafalskiego, mojego promotora pracy magisterskiej i późniejszego recenzenta mojej rozprawy doktorskiej i habilitacji, świetnego grafika i karykaturzystę Stanisława Mrowińskiego, grafika i malarza Andrzeja Kandziorę, pracującego nad plakatem reklamującym Ogród Zoologiczny (były na nim żyrafy), red. Adama Kochanowskiego, nie tylko świetnego dziennikarza i twórcę wielu interesujących programów radiowych i telewizyjnych, ale i dobrego entomologa. Przychodził prof. Jarosław Urbański i dr Adam Taborski, dyrektor Ogrodu Zoologicznego, którzy pracowali nad monografią (przedmowę napisał wspomniany wcześniej red. Adam Kochanowski) obrazującą dzieje i rozwój tej placówki, w której także znajdują się fotografie Zygmunta 4 . Pamiętam wiolonczelistę Józefa Klonowskiego, koncertmistrza Filharmonii Poznańskiej, który był jednocześnie uznanym entomologiem-amatorem zajmującym się motylami i Arkadego Fiedlera, niezwykle barwnie opowiadającego o swoich przygodach na całym świecie. Najbardziej ceniłem te, które niekoniecznie mogłyby znaleźć się w książkach dla młodzieży. Niesamowite, że jedna osoba mogła wokół siebie skupiać tylu ludzi!

Żegnając Zygmunta 10 marca 2019 roku na cmentarzu w Puszczykowie wiedziałem, że odszedł człowiek niezwykły. I nie jestem w tej opinii odosobniony! Jego twórczego życia nie mogą oddać żadne biograficzne artykuły5 , bowiem często pozbawione są one osobistej nuty, którą wyrażają wspomnienia. W moich wspomnieniach o Zygmuncie poza pracą są także nasze poranne rozmowy, np. przy śniadaniu. Barwne opowieści, a nawet skąpe informacje o sprawach, które Zygmunt zapewne chciał wyprzeć z pamięci i o nich zapomnieć. To okres okupacji, Jego przejścia w szkole niemieckiej, gdzie jako dziecko polskie poddawany był presji zniemczenia, następnie aresztowanie i pobyt w obozie karno-śledczym w Żabikowie. Zygmunt niezwykle rzadko o tym mówił, a jeżeli już wspominał to tylko osobom, do których miał zaufanie. Do dzisiaj czuję się wręcz zaszczycony, że byłem powiernikiem niektórych Jego przykrych wspomnień. Nasze śniadania w pracy miały niekiedy pewne cechy nawiązujące jakby do gospodarki towarowej. W poniedziałki często bowiem wymienialiśmy się przygotowanymi w domu kanapkami. Powodem było to, że w soboty, jak Zygmunt i jego żona wracali późnym popołudniem z pracy do domu, to w sklepach w Mosinie nie było już chleba. Pani Wanda wieczorem piekła więc wysoki placek drożdżowy, który zastępował chleb. Wspaniały smak kanapek zrobionych z placka drożdżowego z wędliną utrwalił mi się na zawsze. Ale miałem to tylko w niektóre poniedziałki.

Po 1983 roku kiedy zmieniłem pracę moje kontakty z Zygmuntem stały się rzadsze. W 1991 roku prosiłem go o konsultację tekstu dotyczącego pomników przyrody w Mosinie6 . W 1992 roku jako Wojewódzki Konserwator Przyrody musiałem zając stanowisko w sprawie rekultywacji lub ewentualnej ochrony nieczynnego wyrobiska kruszywa żwirowiska w Puszczykowie, gdzie odnaleziono interesujące obiekty geologiczne. Nasze zdania na temat tej ochrony zdecydowanie się różniły, co spowodowała zlecona przeze mnie opinia geologiczna7 . Przez lata śledziłem Jego osiągnięcia jako fotografika, liczne wystawy pokazujące piękno wielkopolskiego krajobrazu, dębów i kamieni. Podobnie jak wielu innych osób także mój podziw wzbudziła wystawa Zygmunta „Otwieram kamienie …”. Ostatni raz nieco dłużej rozmawiałem z Zygmuntem w 2008 roku w Fundacji Biblioteki Ekologicznej w Poznaniu podczas promocji książki Profesora o badaniach żab zielonych8 . Z tego spotkania została mi poza wspomnieniami także ostatnia wspólna fotografia.

Krzysztof Kasprzak

Zygmunt Pniewski i Krzysztof Kasprzak

Z. Pniewski i K. Kasprzak podczas przyjacielskiej dyskusji w Bibliotece Fundacji Ekologicznej w Poznaniu; fot. Sławomir Pniewski

Krzysztof Kasprzak, 1972 r. Instytut Zoologiczny PAN w Poznaniu

Krzysztof Kasprzak, 1972 r. Instytut Zoologiczny PAN w Poznaniu

Zygmunt Pniewski przy pracy

Zygmunt Pniewski, 1972 r. Instytut Zoologiczny PAN w Poznaniu

1  K. Kasprzak, Z. Pniewski: O ochronę terasy zalewowej rzeki Warty koło Rogalina. Chrońmy Przyrodę Ojczystą, Kraków, 1978, 34, 4: 33-41.

2  K. Kasprzak, Z. Pniewski: Siesławicki kras. Przyroda Polska, Warszawa, 1979, 2: 22; K. Kasprzak, Z. Pniewski: Godny zachowania zespół form krasu gipsowego w Siesławicach koło Buska Zdroju. Chrońmy Przyrodę Ojczystą, Warszawa-Kraków, 1979, 35, 4: 68-74; K. Kasprzak, Z. Pniewski: Gipsy i kras gipsowy nad Nidą. Wszechświat, Kraków, 1981, 7-8 (2211-2212): 165-167.

3  K. Kasprzak, B. Raszka: Rogaliński Park Krajobrazowy. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury, Wielkopolska Biblioteka Krajoznawcza, 2011, 42, 300 s.

4  J. Urbański, A. Taborski: Ogród Zoologiczny w Poznaniu. Dzieje i perspektywy rozwoju. Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa-Poznań, 1975, 299 s.

5  K. Kasprzak, M. Rybacki: Zygmunt Pniewski – przyrodnik, fotografik, kolekcjoner. Kronika Wielkopolski, Poznań, 2021, 2 (176): 30-38.

6  B. Raszka, K. Kasprzak: Pomnikowe drzewa na terenie naszego miasta i gminy. Mosiński Merkuriusz Ekologiczny [dodatek do nr 8/9 (80/81) „Ziemi Mosińskiej], Mosina, 1992, 1: 1-2.

7  K. Kasprzak: Wyrobisko kruszywa w Puszczykowie – chronić czy rekultywować? Gazeta Puszczykowska, Puszczykowo,1.09.1992, 33: 1 i 6-7 (polemika z artykułem – A. Dzięczkowski: Sensacja geologiczna w Puszczykowie. Jaskinia piaskowa. Gazeta Puszczykowska, Puszczykowo, 1992, 31: 1 i 8-9).

8  L. Berger: Chrońmy europejskie żaby zielone. Fundacja Biblioteki Ekologicznej, Poznań, 2008, 77 s.


Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim (1931 – 2019) cz.1 („Wypędzony z raju” – z Mosiny do Brazylii)

Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim (1931 – 2019) cz.2  (O miłości do rogalińskich dębów i egzotycznych motyli)

Wspomnienie o Zygmuncie Pniewskim (1931 – 2019) cz.3 („Kamienie, które mają duszę”)

Redakcja GMP

Autor: Redakcja Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej.

Skomentuj