Małgorzata Sobczak | poniedziałek, 22 maj, 2023 | 1 Komentarz

Nieważne gdzie, ważne jak…

Aga i Bartek, czyli Calluna Trip to para podróżników, którzy mieszkają w Mosinie. „Nie liczy się to, dokąd zmierzamy, ale droga sama w sobie” – to ich motto. Zapraszam na rozmowę o sposobach na przełamanie lęku przed podróżą bez szczegółowego planu, o życiu i… starym „Ogórku”, którym przemierzają świat.

Skąd wziął się projekt Calluna Trip? Jakie są początki Waszych podróży?

Bartek: Poznaliśmy się w szkole średniej i od tego czasu jesteśmy parą. Często razem wyjeżdżaliśmy. Chcieliśmy pokazać ludziom to, co robimy. Pokazać, że się da podróżować i nie trzeba wiele, że wystarczą chęci i dobra organizacja. I tak to się nakręcało z każdym rokiem.

Kiedy pojawiliście się w przestrzeni Internetu?

Aga: Wszystko zaczęło się w erze blogowania, które było wtedy bardziej popularne niż media społecznościowe. To był 2011 rok i pierwsze, sporadyczne wpisy. Kiedy wyjechaliśmy w 2013 roku do Stanów Zjednoczonych, to pisaliśmy coś w rodzaju dziennika. Teraz już tego nie robimy, bo są media społecznościowe. Wtedy tego nie było i codziennie pisaliśmy na blogu, na zmianę. Zamieszczaliśmy wpisy po to, aby nie musieć wszystkim opowiadać, co się działo. Chcieliśmy mieć komfort, żeby nie przytaczać ciągle tego samego. Ale też chcieliśmy poprzez pisanie lepiej zapamiętać nasze przygody z podróży. Ludziom się to spodobało. Z czasem zaczęło pojawiać się więcej treści w mediach społecznościowych, naturalnie wtedy blog zubożał.

Bartek: Ale formuła spojrzenia z dwóch stron została. W takiej formie pisaliśmy też książkę.

Co Wami kieruje, kiedy wyruszacie w podróż? Co decyduje o wyborze kierunku?

Aga: Ciekawość przede wszystkim. U nas jest to wiele czynników, często są to też smaki, bo chcemy pojechać w jakieś miejsca, popróbować lokalnych rzeczy. Iran wybraliśmy ze względu na cudowną historię, usłyszaną od ludzi, którzy tam byli. Do Iranu i do Turcji wyruszyliśmy głównie dla ludzi, bo to dzięki nim poznajemy kulturę i każdy kraj, który zwiedzamy. Pierwsza podróż do Stanów Zjednoczonych była związana z muzyką.

Bartek: My nigdy nie byliśmy jakoś szczególnie zafascynowani Stanami, były one daleko na liście naszych priorytetów. Ale pojechaliśmy do Kalifornii ze względu na muzykę. Zakochaliśmy się w tych miejscach i pomyśleliśmy, że byłoby fajnie wrócić tu naszym Ogórkiem, którego już wtedy mieliśmy. Plan zakiełkował i 6 lat później wróciliśmy tam na niemal rok.

Calluna Trip - Aga, Bartek i Ogórek - Zielony VW Transporter I

Calluna Trip – Aga, Bartek i Ogórek

Kiedy jedziecie w dłuższą podróż, to jest ona ściśle zaplanowana czy macie jakiś szkic, a reszta już dzieje się w drodze? Podkreślacie, że nie cel jest ważny, tylko właśnie droga. Jak to wygląda w praktyce?

Bartek: Wiadomo, że część logistyczna musi być zaplanowana. Wysyłka samochodu, ubezpieczenia, itd. Ale jeśli chodzi o samą podróż, to mamy zaznaczone punkty, na których skręcimy albo zawrócimy. Takim punktem była na przykład Alaska, z której mieliśmy zawrócić na południe – wszystko to, co działo się pomiędzy, było planowane na dzień, dwa, trzy dni do przodu. Bardzo często zmienialiśmy trasy, pod wpływem sugestii ludzi poznanych na drodze. I to zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych sugestii.

Aga: My możemy sobie pozwolić na nieplanowanie przy tak długiej podróży. Często jak ludzie jeżdżą na krótkie wakacje, to mają konkretny plan, jak na wycieczce z biura podróży – musimy zobaczyć to, to i to. Ja rozumiem, że ktoś chce zobaczyć wiele, tylko czasem trzeba sobie zadać pytanie czy warto? My też czasami mieliśmy takie miejsca, które chcieliśmy zobaczyć. Na przykład chcieliśmy dojechać do Tuktoyaktuk, to jest miejscowość na kole podbiegunowym. Ale poznaliśmy Kanadyjczyka, który kiedyś też tam był i opowiedział nam o swojej podróży rowerem sprzed 30 lat i stwierdził, że tam nie ma nic – i po co tam pojechać? Po to tylko, żeby „odhaczyć”, że się było na kole podbiegunowym? Bez sensu, to nie jest ważne w życiu, w podróżowaniu. Więc czasem nie warto planować i tego się trzymamy.

Czasami na bieżąco pewne rzeczy wynikają. Czasami tak trochę na przekór nie chce się iść ścieżką, która jest przewodnikowa, tylko pojechać tam, gdzie polecają lokalni mieszkańcy albo spodoba nam się nazwa miejscowości mijanej po drodze. Jednak nadal, przy takiej dużej podróży jakiś szkic i plan należy określić, bo trzeba mieć na nią budżet. I właśnie o niego chciałam zapytać. W jaki sposób ogarniacie finanse na takie wyjazdy?

Bartek: Wygląda to tak, że mamy jakiś określony budżet, który musimy uzbierać przed wyjazdem. W podróży po Ameryce Północnej mieliśmy wyliczone miesięczne fundusze na paliwo, naprawy i tak zwane „życie”. Prawdziwe życie jest jednak inne i jak mieliśmy awarię samochodu, której koszt naprawy pochłonął sporą część naszego budżetu to stanęliśmy przed dylematem, co zrobić dalej? Jedziemy czy wracamy? I stwierdziliśmy: ok, jedziemy, dopóki starczy nam pieniędzy.

Aga: Strach jest zawsze bardzo dużą częścią nas i w wielu rzeczach nas hamuje. My się zawsze wszystkiego baliśmy przez całe życie. Bardzo mocno baliśmy się przed naszą podróżą do Stanów, właśnie tego, jak sobie poradzimy, czy starczy nam pieniędzy, czy damy sobie radę z językiem. Co będzie, jak wrócimy, bo przecież rzuciliśmy pracę. Podróż ta nam pokazała, że człowiek zawsze da radę, poradzi sobie w każdej sytuacji i tylko my projektujemy sobie, że nie damy rady. Ale każdą sytuację można rozwiązać.

Bartek: Różni ludzie mają różne potrzeby. Ja tego nie oceniam. Jeśli ktoś chce spędzić czas na leżaku i tak odpoczywa, to ok. Dla nas ważne jest sprawdzenie siebie, samochodu, naszych możliwości. Mamy priorytety ustalone w ten sposób, że naszym głównym wydatkiem jest paliwo i jedzenie. Reszta nie jest ważna. Śpimy na dziko, gotujemy sobie sami. W skali roku to się wydają duże kwoty, ale jak się przeliczy na tygodnie, to nie są to duże pieniądze. Ten ostatni trzymiesięczny wyjazd do Iranu zamknęliśmy w kwocie dwutygodniowego pobytu w Meksyku z biurem podróży, więc to naprawdę się da.

Pytam o to, bo myślę, że właśnie Wy oraz inni podróżnicy pokazujecie swoim przykładem, że można. Nie trzeba odkładać pół życia, kolejne pół się przygotowywać, żeby wyjechać w podróż. Natomiast Wy podróżujecie specyficznie, bo starym „Ogórkiem” i tu kolejne pytanie – dlaczego tak?

Aga: My jesteśmy przede wszystkim pasjonatami starych Volkswagenów, a później dopiero można nas nazwać podróżnikami. Przez wiele lat uczestniczymy w życiu starych Volkswagenów, organizujemy zloty samochodowe, rajdy, wycieczki, itd. Mamy Garbusa, mamy Ogórka. Od razu poczuliśmy, że chcemy nim podróżować.

Bartek: Łóżko, szafki, mikro wyposażenie jest. I dla nas jest to wystarczające. Stawiamy na minimalizm. Jeździmy jak osobówką, ale mamy sypialnię. Nie musimy stawiać namiotu.

To daje Wam też możliwość bycia blisko natury. Nie oddzielacie tych światów – nocleg w hotelu i luksusach, a później przyroda.

Bartek: W Kapadocji spaliśmy na przykład w samym sercu wąwozów. Nie musimy zjeżdżać do hotelu, tylko stajemy i budzimy się rano w samym centrum wydarzeń.

Aga: Są i plusy i minusy takiego podróżowania. Nie każdy nocleg jest rewelacyjny, nie zawsze budzimy się w Kapadocji i widzimy, jak startują balony. Spaliśmy też na śmierdzącej stacji benzynowej w Stanach, w czyimś sadzie lub na ulicach miast. My nikogo nie namawiamy do takiego sposobu podróżowania. Jednak wiemy z opowieści naszych znajomych, że ich czasami stresuje to, że wszystko jest zaplanowane z góry, a na obiad trzeba być na 14. Może więc warto zrobić sobie kiedyś taki weekend wyjazdowy zupełnie bez planu, nawet gdzieś w Polsce. Zobaczyć, jak to jest.

Bartek: Wybierając taki sposób nie musimy przejechać dziś 218 km, bo nie zdążymy na czas, czy na nocleg, tylko możemy przejechać 100 km i zmienić kolejny raz plan…

Calluna Trip w Kapadocji - Zielony VW Transporter I i balony w tle

Calluna Trip w Kapadocji

To może być wyzwalające. Nadal dla wielu bardzo trudne, by się przełamać. Sama pamiętam siebie z czasów, kiedy wyjeżdżałam z biurem podróży na tzw. nicnierobienie. Niestety, często jest tak, że nasza praca lub charakter mocno wpływają na sposób, w jaki spędzamy nasz urlop.

Bartek: Nie można się też dziwić, że jeśli ktoś planuje podróż np. do Meksyku czy Australii na dwa tygodnie, to chce zobaczyć jak najwięcej, bo samo siedzenie powiedzmy przez tydzień w lesie wydaje się w tym kontekście stratą pieniędzy. A nam jest łatwiej o tyle, że jeśli pojedziemy do Australii, to będziemy siedzieć tam pół roku i wtedy możemy sobie na to pozwolić i też zobaczyć miejsca, które chcemy.

Podróżnik czy turysta, prawda? Dużo już za Wami, ale ciekawa jestem co przed Wami? Nawet w sferze marzeń. Macie jakąś podróż życia? Czy jest w ogóle taka? Czy każda jest wartościowa sama w sobie?

Bartek: Mamy nadzieję, że sporo jeszcze przed nami. Gdzieś tam w sferze największych marzeń jest Ameryka Południowa, Ogórkiem oczywiście. Jest to przedsięwzięcie bardzo trudne. Przygotowujemy się do tego wyjazdu, ale jednocześnie chcemy organizować mniejsze wyprawy. W tym roku jedziemy na Nordkapp, w przyszłym może zobaczymy chociaż kawałek Afryki.

Aga: Dość realnym planem jest też Bliski Wschód szerzej. W ostatniej podróży była to tylko Turcja i Iran, ale przed nami Irak, Arabia Saudyjska, Oman, Liban. Tereny Bliskiego Wschodu są nam bliskie. Zarówno jeśli chodzi o kuchnię, jak i ludzi.

Bartek: Najciekawsze opowieści z naszych podróży są zawsze związane z ludźmi, a nie miejscami.

Różowy meczet w Iranie

Różowy meczet w Iranie

Zostają oni na dłużej w Waszym życiu?

Aga: Trochę tak. Z podróży amerykańskiej mamy sporo przyjaciół. Zostają.

Bartek: I są też takie znajomości, które zaczęły się od pomocy w pchaniu Ogórka na stacji benzynowej, na odludziu Kolumbii Brytyjskiej. I trwają. Z Olą i Arkiem spotykaliśmy się później na festiwalach podróżniczych i zaprosiliśmy ich teraz na nasz Festiwal Podróżniczy w Mosinie.

I właśnie Bartek zahaczyłeś o moje kolejne pytanie. Festiwal Podróżniczy w Mosinie! Cudowna inicjatywa… I teraz, jaki jest jej cel? Przybliżyć mieszkańcom taki sposób podróżowania, pokazać, że można, zmotywować? Zdradźcie trochę.

Bartek: No i odpowiedziałaś na pytanie! Dokładnie taki jest cel. Zależało nam na opowieściach podróżniczych, z naciskiem na opowieściach. Chcemy pokazać inny sposób podróżowania, bliski nam. Chcemy pokazać, że niewiele trzeba, że wystarczy się odważyć. Każdy może znaleźć swoją drogę. Determinacją można realizować swoje marzenia. Chcemy pokazać, że ci wszyscy ludzie, to są zwykli ludzie.

Aga: Tak, chcemy pokazać, że Ty też możesz. Pamiętam jak było z nami, kiedy pojechaliśmy na poznański festiwal podróżniczy, jako słuchacze. I usłyszeliśmy historię chłopaków, którzy pojechali do Ameryki Południowej. Po tej historii powiedziałam do Bartka: skoro oni mogą, to dlaczego my nie możemy? I właśnie o to chodzi, żeby ktoś przyszedł na nasz festiwal, wysłuchał opowieści, wrócił do domu i sobie wieczorem pomyślał – może przejdziemy pieszo główny szlak beskidzki, na przykład? Albo idźmy od morza do Tatr. Najważniejszy jest sposób, nie trzeba od razu daleko i drogo.

A co ze strachem, lękiem? Jest przecież mnóstwo rzeczy, których się boimy przy tego typu podróżowaniu? Czy to jednak tylko nasz umysł nagle wszystkie potencjalne sytuacje kumuluje i blokuje nas przed wyjazdem?

Bartek: Nie trzeba się bać. Podróże są dla każdego. Nie można myśleć w stylu – jak sobie poradzę?, gdzie będę spać?, a co jak popsuje mi się samochód?, okradną mnie!. My też mieliśmy wielkie głowy w Stanach, bo kolejnym miejscem był Meksyk. I też wszyscy dookoła mówili: – Po co Wy do tego Meksyku jedziecie? Przecież tam Was zabiją, zgwałcą, etc. Wpadniecie w narkomanię. Wszystko, co najgorsze! – słyszeliśmy. A my spędziliśmy tam trzy miesiące i nie mieliśmy żadnej groźnej sytuacji. To nie jest tak, że ja twierdzę, że takie sytuacje się tam nie dzieją, bo statystyki pokazują, że tak jest. Ale statystyki pokazują też, że w Chicago ginie tyle samo osób. Trzeba podejść z rozsądkiem. Jeśli gdzieś się źle czujemy, zmieniamy to miejsce, ale to bardzo rzadko się zdarza.

Aga: Ludzie generalnie się boją. Łatwiej przyswajamy wiadomości, które wywołują w nas strach niż radość.

A jak rodzina i znajomi reagują na Wasze wyjazdy? Jest ten lęk o Was?

Aga: Im bliższa jest relacja, tym większe są troski o nas. Ale to nie jest tak, że nam się odradza. Znajomi cieszą się z naszych wyjazdów.

Bartek: Raczej nas wspierają.

Jakie są zatem najbliższe plany? Wspomniałaś, że będzie druga książka.

Aga: Tak, ale póki co kwestie festiwalu pochłaniają mnóstwo czasu. Jest dużo rzeczy do przygotowania. Z pisaniem jest tak, że trzeba mieć chwilę, moment i wtedy zaczyna się pisać. Mamy fragmenty i później łączymy to w całość. Część pisze Bartek, część piszę ja, i tak zostanie. Książka, którą chcemy napisać, to nie jest książka będąca tylko relacją z podróży. Tym razem nie nazwiemy jej jak ostatnio książką przygodową. Opisujemy nasze przygody, wrażenia, odczucia, ale w tej książce o Iranie skupimy się także na opowieściach ludzi, bo ten wyjazd był dla nas dość emocjonalny. Trafiliśmy do Iranu w momencie trudnym, kiedy zaczęły się protesty i zmarła Mahsa Amini. To był dokładnie ten dzień. Większość naszych spotkań z ludźmi miała w tle protesty, otwierali się oni bardziej. Rozmawiali o tym, o czym marzą, czego by chcieli, czego nie mogą robić. Jak te ich dążenia do wolności wyglądają.

Rockies Canada - Podróż Volkswagenem Transporterem pierwszej generacji

Rockies Canada

Festiwal to Opowieści Podróżnicze, rozwiń proszę wątek.

Aga: Jest wiele sposobów przekazywania przygód z podróży. I my wiele takich sposobów doświadczyliśmy, na festiwalach podróżniczych czy prelekcjach. Dlaczego opowieści tutaj? Zależy nam na powrocie do starego sposobu opowiadania. Coś w stylu baśni, budowania nastroju, a nie przekazywania faktów.

Bartek: Masz się przez chwilę poczuć jak w kinie, w teatrze, a nie zobaczyć, jak wygląda dane miejsce, bo to można sobie „wygooglować’.

Aga: Festiwal to nie będzie slajdowisko, oczywiście będą pojawiały się obrazy, które gdzieś stanowią tło do opowieści. Zamyka festiwal cudowna opowieść Michała Kiełbasińskiego, który jest sportowcem ekstremalnym i przebiegł trasę psich zaprzęgów na Jukonie zimą. Ekstremalna trasa, bardzo niskie temperatury. Ale on opowiada historię biegu i napotkanych ludzi. My słyszeliśmy ją na innym festiwalu podróżniczym i byliśmy oczarowani. Ten człowiek ma dla nas duże znaczenie. Gdy go usłyszeliśmy, wiedzieliśmy, że chcemy właśnie tak opowiadać o podróżach. Taka opowieść przenosi cię w dane miejsce, słuchasz i czujesz się dokładnie, jak bohater opowieści. I może właśnie to uczucie spowoduje, że ktoś będzie chciał taką opowieść samemu stworzyć.

Bartek: To akurat jest wyczynowa wyprawa. Ale sam sposób opowiadania o niej jest na tyle wciągający, że będzie to super zwieńczenie festiwalu. Trzy pierwsze opowieści to będą opowieści, które naprawdę każdy sam mógłby napisać.

Aga: Festiwal będzie odbywał się w kilku miejscach. Zaczynamy od spaceru z wolontariatem WPN, potem o 14:00 jest otwarcie festiwalu w MOK, będą cztery prelekcje. Po opowieściach w MOK-u przenosimy się do Zielonego Przylądka, tam jest piknik, i tam będzie jeszcze jedna prelekcja „Widok na Nepal”. Będziemy mogli się spotkać, porozmawiać.

Bartek: Festiwal organizujemy razem z Jadłodzielnią, która ma duże doświadczenie w organizowaniu wydarzeń lokalnych w Mosinie, mamy też wsparcie MOK. Wstęp jest bezpłatny w tym roku, ale będzie system rejestracji miejscówek. Już teraz widzimy, że zainteresowanie jest spore, więc wierzymy, że to nie ostatni festiwal. Czujemy bardzo dobre wibracje wokół tego festiwalu. Serdecznie zapraszamy!

Dziękuję bardzo za rozmowę. Życzę kolejnych cudownych podróży i do zobaczenia na Festiwalu.

Małgorzata Sobczak

Wasze komentarze (1)

  • Gość
    poniedziałek, 22 maj, 2023, 19:46:42 |

    Aga..jest..sliczna.

Skomentuj