Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Elżbieta Bylczyńska | niedziela, 6 wrz, 2009 |

Człowiek umiera, napisana historia pozostaje

– Pierwszego września w nasz dom na Jasnej w Krośnie uderzyła bomba, dach i szczątki rozleciały się w promieniu 100 metrów. To, że moja rodzina wyszła z tego żywa można potraktować jako cud. Wszyscy jednak zostali ranni.

Okupacja w Mosinie

Zginęlibyśmy, gdyby nie fakt, że eksplozja bomby nastąpiła na strychu, trafiając na opór stojącej tam maglownicy z kamieniami. Spadające z sufitu i dachu deski utworzyły rodzaj zadaszenia chroniąc rodzinę przed przygnieceniem. Matka, jakby wiedziona przeczuciem położyła najmłodszego brata tego dnia w południe nie do wózka, jak zwykle, ale na łóżku przy nośnej ścianie. Wózek został całkowicie zmiażdżony.

Później widziałem, jak Niemcy wjeżdżali na motocyklach z przyczepami, w Rynku stały wtedy dwie pompy, tam zrobili sobie posiłek, jedli konserwy, a potem palili cygara. Po dwóch godzinach wkroczył zwarty oddział niemiecki i tak zaczęła się okupacja w Mosinie.

– Mija 70 rocznica wybuchu drugiej wojny światowej, chciałbym przekazać jak to było w Mosinie, może niedługo już będę żył, niech chociaż pamięć o tym przetrwa, bo człowiek umiera, napisana historia pozostaje, opowiada Józef Wójciak z Mosiny.

–  Lato było piękne 1939 roku, Pan Bóg pobłogosławił rolnikom dużymi zbiorami, tyle snopów zboża, ile było w tym roku, nie widzieliśmy nigdy. Rozpoczęła się budowa mostu na Warcie między Rogalinkiem a Mosiną, gdzie kursował prom. 1 września zaatakowali Niemcy a 17 –go nastąpił atak wojsk radzieckich na terytorium Polski.

Mogiła, o której wiadomo, że leżą w niej nieznani ludzie

– Mój ojciec, Wincenty pracował w lesie pod Drużyną. W 1943 roku, jesienią został wysłany przez leśniczego, Stanisława Pawickiego do lasu znaczyć drzewa do ścięcia. Usłyszał w pewnym momencie warkot samochodu i schował się w jałowcach. Zadrżał, kiedy niedaleko od niego zatrzymał się niemiecki samochód osobowy. Wysiedli gestapowcy, wyciągnęli pistolety i rozeszli się w różnych kierunkach. Nie widzieli ojca, choć sprawdzali, czy nikogo nie ma, celem było oczywiście ukrycie zbrodni. Po chwili nadjechały kolejne samochody, jeden, furgon – żółty z napisem Kaffe Haus. W tym furgonie byli żywi ludzie, ale za nim nadjechała ciężarówka z ciałami nieboszczyków. Ojciec widział to dokładnie. Miał szczęście, że nikt go nie zobaczył, bo byśmy nawet nie wiedzieli jak zginął. Z furgonu wyszli ludzie, którym Niemcy kazali wynieść zwłoki z drugiego samochodu. Część z nich kopała grób, a część rozbierała nieboszczyków i układała w dole. Ojciec widział ich około pięćdziesięciu (grobów jest osiem pod Drużyną). Na koniec Niemcy kazali odzież zdjętą z nieboszczyków wrzucić do ciężarówki, ustawili tych ludzi nad grobem, oddali strzały, a ich ciała same wpadły do dołu. Niemcy grób zakopali i obłożyli mchem tak dokładnie, że nie było najmniejszego śladu.

Tego dnia wieczorem ojciec wyprowadził mnie do ogrodu i powiedział: słuchaj powiem ci coś, ale pamiętaj, żebyś słowem nikomu o tym nie mówił (trwała wojna). I opowiedział mi o tym wydarzeniu. Był to pierwszy akt tej zbrodni.

W 1944 roku na wiosnę mój ojciec widział, jak Niemcy na dwóch koniach, jeden z mapnikiem, drugi z palikami znaczyli te miejsca w lesie. Potem odkrywano groby, posypywano białym proszkiem, polewano wodą i zasypywano z powrotem bez śladu. Ta grupa Niemców, która odkrywała groby kwaterowała w szkole przy kościele. Przez 13 dni tak jeździli z tym proszkiem i wodą do lasu.

Po wojnie nie można już było zidentyfikować zamordowanych, ponieważ zwłoki były spalone.

Józef Wójciak całe życie spędził w Mosinie, ma 87 lat. Był społecznikiem zaangażowanym w rozwój miasta, siedem kadencji pełnił funkcję radnego. Uważa, że są sprawy z przeszłości, które mogą nigdy nie ujrzeć światła dziennego, historię tworzą ludzie. Jeśli zabraknie tych, którzy byli świadkami zdarzeń nieopisanych w podręcznikach i publikacjach historycznych, młode pokolenie nigdy nie dowie się prawdy o tamtych czasach. Według pana Wójciaka „roztropni karmią się historią, ale prawdziwą”. Dlatego nie zgadza się m.in. z Eryką Steinbach, głoszącą światu, że Polacy wypędzili Niemców.

– Byłem naocznym świadkiem, jak po wojnie Polacy pomagali mieszkającym tu na stałe przed wojną Niemcom. Sam pakowałem na wozy ich dobytek, a jeden z mieszkańców Mosiny powoził wozem, którym wyjeżdżali. Tutejsi przedwojenni Niemcy byli lepsi i gorsi. Z wieloma kolegowaliśmy się, ale okupacja ich zmieniła. Byli tacy, którzy w bezpośredni sposób nam szkodzili, m.in. Koch, Mayer, Preis, Bresel.

25 stycznia 1945 roku poszliśmy z narzeczoną przez most na Niezłomnych do kościoła. Dowiedzieliśmy się, że tam można dostać odzież. Byliśmy w zakrystii, kiedy zobaczyliśmy nad głowami lufy niemieckich karabinów i usłyszeliśmy: raus, raus. Powiedziałem do narzeczonej: uciekajmy, bo wojnę przeżyliśmy, a teraz mogą nas zabić. Odeszliśmy kawałek, kiedy usłyszeliśmy jak Niemcy wysadzają most. Kościół też podpalili.

Tak nas żegnali Niemcy szanowna pani Steinbach. Dodam jeszcze, że kiedy na początku wojny hitlerowcy weszli do Mosiny wyrzucili około 50 rodzin. W ciągu pięciu minut Polacy musieli opuścić mieszkania. Robert Koch wyrzucał ich i pakował do wagonów, które wywiozły mosinian do Rzeszy. Klucze musiały pozostać w drzwiach mieszkań, Niemcy je zaraz zajęli i sami zamieszkali.

Dziś na świecie o nas Polakach mówi się źle. Jesteśmy sami sobie winni, że tak jest, bo nasza historia jest świadectwem męstwa i odwagi. Już pod Wiedniem Jan III Sobieski dał odpór Turkom, ratując chrześcijańską Europę. Gdyby Polacy nie przyszli wówczas z odsieczą, być może zamiast Europy chrześcijańskiej mielibyśmy muzułmańską. W 1920 roku Józef Piłsudski zatrzymał pod Warszawą bolszewików przed niechybną ekspansją. Poza Polską zagrożona była cała Europa. Gdyby nie dzielna postawa polskiego żołnierza i opieka Matki Najświętszej całą Europę mógłby zalać bezbożny, nieludzki, zbrodniczy system komunistyczny. To tylko dwa przykłady, do których przywiązuje się dzisiaj zbyt mało wagi.

Prawdy byłem uczony w domu, Kościele i w szkole, i taką do dziś żyję. Finałem dobrego wychowania jest dekalog, który na prostą, dobrą drogę prowadzi. Za to Bogu i wszystkim moim nauczycielom serdeczne dzięki składam i życzę tego ludziom młodym.

Elżbieta Bylczyńska

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Mosina, Wywiad, reportaż

Tagi: ,

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Skomentuj