Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Jacek Sobota | piątek, 28 mar, 2014 | 1 Komentarz

Różne państwa, podobne scenariusze

Wśród wielu publikacji i komunikatów na temat sytuacji na Ukrainie i na Półwyspie Krymskim moją uwagę zwrócił wywiad z ukraińskim podpułkownikiem Dmitry Tymczukiem. Pozwolę sobie zacytować fragmenty wypowiedzi podpułkownika, gdyż na podstawie tych cytatów chciałbym zaprezentować pewną myśl przewodnią mojego tekstu.

Sytuacja polityczno – wojskowa na Ukrainie

Na pytanie, jak ocenia obecną sytuację polityczno – wojskową. Ukrainy, ppłk Tymczuk odpowiedział, że na obecną sytuację ma wpływ szereg czynników. Między innymi stwierdził, że „od 2004 do 2014 roku siły zbrojne Ukrainy nie znajdowały się w centrum zainteresowania kolejnych ekip rządzących.” Dalej ukraiński ekspert rozwijając swoją myśl powiedział, że „kiedy w 2004 roku do władzy doszedł Wiktor Juszczenko, zadeklarował, że Ukraina ma zamiar wstąpić do NATO i odpowiednio do tej deklaracji układano także wszystkie plany dotyczące armii – zakładały one redukcję sił zbrojnych, gdyż stwierdzono, że w systemie kolektywnej obrony, nie ma potrzeby posiadania licznej armii.” Należy dodać, że przy okazji przeprowadzono profesjonalizację armii ukraińskiej, która powodowała dalszą redukcję stanu osobowego sił zbrojnych. Powód był prosty, państwa ukraińskiego, choć większego obszarowo i ludnościowo od Polski, ale jednak słabszego ekonomicznie, nie stać było na utrzymanie licznej armii zawodowej. Dlatego też, pomimo, że liczba ludności Ukrainy jest o kilka milionów większa od liczby ludności Polski, siły zbrojne Ukrainy w 2012 roku liczyły około 139 tysięcy, a więc stosunkowo niewiele więcej niż w Polsce.

ukraiński żołnierz

ukraiński żołnierz

Dalej ppłk Tymczuk powiedział, że gdy urząd prezydenta objął Wiktor Janukowycz, zadeklarował on, że Ukraina pozostanie krajem poza blokowym. Oznaczało to, że „nie ma mowy o jakichkolwiek gwarancjach międzynarodowych dla bezpieczeństwa Ukrainy.” Mimo to, kontynuowano dalszą redukcję sił zbrojnych, gdyż twierdzono, że „Ukrainie nie grozi agresja wojskowa.” Tymczuk nie pozostawia złudzeń, co do oceny takiego postępowania, mówiąc, że „to faktycznie zbrodnia nie tylko Janukowycza, ale i ówczesnego kierownictwa Ministerstwa Obrony i szefa sztabu generalnego, którzy nie sprzeciwili się takim działaniom.” W dalszej części wywiadu, ppłk Tymczuk mówiąc o dynamice zmian w armii ukraińskiej, powiedział, że „dochodziło do rozwiązywania jednostek, obniżenia poziomu gotowości bojowej, zmniejszenia wydatków”, doprowadziło to takiego obecnego stanu sił zbrojnych, że „gdy powstał problem obrony granicy, sytuacja jest katastrofalna. Nie ma możliwości zabezpieczenia wojskami wschodniej rubieży obrony, nie ma rezerw, przygotowanych do obrony kraju. Nie ma czym ani kim uzupełniać i kompletować jednostek w razie stanu wojennego.” Wprawdzie pułkownik Tymczuk twierdzi, że „oczywiście możemy teraz ogłosić mobilizację i powołać ludzi pod broń – choćby milion ludzi i rozdać im automaty, mamy ich na tyle”, ale od razu pyta – po co, skoro ci ludzie nie mają „przygotowania wojskowego i to faktycznie mięso armatnie.”

siły zbrojne Ukrainy - czołg

siły zbrojne Ukrainy – czołg

Czytając te słowa odniosłem nieodparte wrażenie, że są one dziwnie znajome. Gdyby armia ukraińska była na tyle silna, że gwarantowałaby każdemu agresorowi poniesienie znacznych strat, jej odstraszająca rola byłaby nie do przecenienia. Jeżeli natomiast na początku kryzysu same kierownictwo ministerstwa obrony Ukrainy przyznało, że na 41 tysięcy żołnierzy wojsk lądowych, natychmiast zdolnych do walki jest tylko około 6 tysięcy, to o jakim odstraszaniu mówimy? Trudno się, zatem dziwić, że w tej sytuacji ukraińskie siły zbrojne nie przeciwstawiły się w żaden poważny sposób działaniom wojsk rosyjskich. Dowództwu ukraińskiemu zapewne chodzi już tylko o uniknięcie strat własnych, a nie o zadawanie jakichkolwiek strat przeciwnikowi. Jednym słowem, klęska na całej linii. Zatem pytam, czy taka degrengolada sił zbrojnych Ukrainy i jej tragiczny skutek oraz wyraźne podobieństwa do sytuacji polskich sił zbrojnych nie powinny być ostatnią przestrogą dla naszych najwyższych politycznych i wojskowych decydentów? Powinny, ale nie są i chyba nie będą. Z zażenowaniem oglądałem sceny, gdy nasi najwyżsi politycy pokazywali się w obiektywach kamer na tle samolotów lub wyrzutni rakietowych i wygłaszali buńczuczne hasła i słowa. Nasze wojsko i wojsko ukraińskie różni jeszcze jedno, w Polsce na wydatki zbrojeniowe przeznacza się większe pieniądze, niż na Ukrainie, ale to nie oznacza, że znacznie przewyższamy armię ukraińską pod względem jakości i nowoczesności uzbrojenia. Ostatnie zapowiedzi przyspieszenia modernizacji naszych sił zbrojnych są, moim zdaniem, bez pokrycia. Społeczeństwo i tak z trudem godzi się na wydatkowanie gigantycznych pieniędzy na zakupy uzbrojenia i sprzętu, a pewnych procedur w zakupach sprzętu przyspieszyć się nie da, no chyba, że zostaną gruntownie zmienione regulujące te procedury przepisy. Jednak działanie „na skróty” zawsze rodzi możliwość nadużyć lub marnotrawstwa, a tego podatnik może już nie wytrzymać. Tym bardziej, że mamy szereg innych, niecierpiących zwłoki potrzeb społecznych. Przyglądając się naszym szerokim planom zakupów nietrudno dostrzec, że końcowe terminy zakończenia realizacji większości programów modernizacyjnych sięgają daleko poza termin najbliższych wyborów do naszego Sejmu. Po wyborach zaś, może ulec radykalnej zmianie sytuacja polityczna, a wraz z nią i zamierzenia modernizacyjne. Zatem, wszystko jest jeszcze możliwe.

Obok uzbrojenia i sprzętu, równie ważnym czynnikiem determinującym zdolność bojową armii są jej żołnierze. Biorąc pod uwagę stan wyszkolenia naszych sił zbrojnych, morale i zdyscyplinowanie, aż strach pomyśleć jak w naszych warunkach wypadłaby ocena, ilu naszych zawodowych żołnierzy jest w tej chwili zdolnych do walki. Niech nikogo nie zmylą pełne optymizmu relacje z naszych poligonów zamieszczane w oficjalnych monowskich mediach o tym, że na tym i innym poligonie strzela jakaś bateria artylerii lub ćwiczy jakaś kompania czy nawet batalion. Gdyby i takiego szkolenia nie było, oznaczałoby to, że w ogóle szkolenia nie ma. Szkolenia bojowego jest zdecydowanie za mało, nie tylko w obliczu kryzysu za naszą wschodnią granicą, ale nawet wobec codziennych potrzeb i wymagań w zakresie zdolności bojowej wojsk. Czym tak naprawdę żyje znaczna część naszych zawodowych obrońców granic, można się dowiedzieć odwiedzając różne tzw. niezależne portale i strony internetowe. Trwa tam w najlepsze dyskusja o zmianach w udzielaniu zwolnień lekarskich, o braku podwyżek uposażenia, o rzekomo planowanych zmianach w odprawach mieszkaniowych oraz o zamiarach szybkiego odejścia do cywila. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jedyne, co tak naprawdę motywuje większość naszych zawodowych żołnierzy nowego typu, to pieniądz i kasa. Gdy tego zabraknie, to czy może zabraknąć również zapału do walki i obrony Ojczyzny?

Scenariusz demontażu sił zbrojnych Ukrainy jest w wielu momentach podobny lub taki sam jak scenariusz redukcji i degrengolady polskiej armii. Ukraina już odczuwa straszliwe tego skutki. Mam nadzieję, że u nas będzie inaczej, choć pewności nie mam.

Jacek Sobota.

Napisano przez Jacek Sobota opublikowano w kategorii Aktualności

Jacek Sobota

Kapitan żeglugi wielkiej zawsze "pochłonięty" morzem i wszystkim co z tym związane. Autor wielu publikacji związanych z polską żeglugą morską oraz ekspert w dziedzinie prognozowania pogody.

Wasze komentarze (1)

  • takitam
    środa, 9 kwi, 2014, 22:00:42 |

    O ile dobrze zrozumiałem jest pewna różnica. To tak jak w przypadku 2 drużyn piłkarskich. Jedna oddaje mecz walkowerem a druga z braku zawodników zwiera szeregi z tym, że do tego niezbędny jest szereg no i….zwieracz. Nieprawdaż ?

Skomentuj