„Dziadek był twardym człowiekiem i wzorem dla mnie, że warto walczyć”
Przy kościele w Rogalinku odbyło się poświęcenie odnowionego obelisku, który upamiętnia poległych parafian podczas I i II wojny światowej oraz powstańców wielkopolskich. Była to podniosła chwila dla potomków bohaterów. W artykule przedstawiamy historię jednego z powstańców.
Podczas całej uroczystości wartę trzymali członkowie Ochotniczej Kompanii Wielkopolskiej. Tablice zawierają wiele nazwisk mieszkańców Rogalinka, Sasinowa, Rogalina, którzy zasłużyli się dla ojczyzny. Niektórzy z nich walczyli na froncie, inni pomagali potrzebującym. Poświęcaniu głazu przez biskupa Grzegorza Balcerka towarzyszyła wyjątkowa atmosfera, ze względu na pamięć o lokalnych bohaterach – ludziach, którzy nie mieli wiele, ale oddali najcenniejsze co posiadali, niejednokrotnie swoje życie.
Bogdan Anioła współautor „Kroniki Rogalinka” i książki „Nasze matki i ojcowie. Żyli tutaj przed nami” napisał wiersz, upamiętniający powstańców wielkopolskich, którzy wcześniej nie byli wypisani na tablicy znajdującej się na głazie.
Powstańcy Wielkopolscy
Na kamieniu zrodzony
Z matki Wielkopolski
Syn jej nieodżałowany
Chłopak z naszej wioski
Nieśmiały lecz odważny
W walce niezłomny
Wolnością ambitny
Poszedł z bronią w ręku
Na ojczyzny zawołanie
– „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” –
Ruszyła wiara do powstania
Chłopcy z parafii naszej
Mężni synowie
Nadwarciańskiej krainy
O wolność toczyli bój
Ojczyźnie swej bez reszty oddani
Pełni nadziei z ufnością wpatrzeni
W jutra wolny kraj
Nie zapomnimy krwi przelanej|
Jesteśmy wolni dzięki Wam
– Powstańcy Wielkopolscy –
Barbara Stachowska – wnuczka powstańca Stanisława Mikołajczaka, opowiedziała nam o przeżyciach swojego dziadka podczas I i II wojny światowej oraz Powstania Wielkopolskiego.
Stanisław Mikołajczak urodził się w 1893 roku w Czerlejnie, a następnie wraz z rodzicami przeprowadził się do Kórnika. Ukończył szkołę powszechną i gimnazjum, co oznaczało, że w tamtym czasie był wykształconym człowiekiem. Nauka w szkołach pod zaborami wymogła w nim znajomość języka niemieckiego. Jak opowiada Pani Barbara, ten język nie zawsze mu pomagał, a po zakończeniu II wojny światowej był utrudnieniem.
W 1914 roku, jako młody 21 – letni chłopak wraz z bratem otrzymał powołanie do armii pruskiej jako poddany Cesarza Wilhelma. Nie mogli się odwołać, bo mieli jeszcze 4 siostry, które zostały w domu i musiały zajmować się gospodarstwem. Wysłano go na górski, bałkański front. Podczas walk pełnił rolę nie tylko żołnierza, lecz także sanitariusza. W bitwie koło Salonik poniósł obrażenia, które miały wpływ na jego dalsze życie. Stanisław Mikołajczak został uderzony kolbą karabinu w łopatkę. Nie mógł już walczyć na froncie, pełnił służbę pomocniczą. Uraz kręgosłupa i wzroku utwierdziły go w przekonaniu, że po kapitulacji państw centralnych powinien wracać do domu. Droga z Salonik do Kórnika to 2000 kilometrów, które musiał pokonać. Pani Barbara mówi, że dziadek niewiele opowiadał o drodze powrotnej do domu. Wspomnienia z wojny na froncie Bałkańskim, którymi czasem się dzielił dotyczyły sytuacji społecznej – „Bieda, bieda, tam wszy spacerują po stołach. U nas to jest złoto, mamy w stosunku do nich dobrze” – przypominał sobie o tym, co widział na Bałkanach w czasie I wojny światowej.
Po długiej i trudnej drodze do domu w Kórniku nie osiadł na laurach. Kiedy nastąpiła szansa wyzwolenia Polski spod zaboru już 27 grudnia 1918 roku zapisał się do Kompanii Kórnickiej sformułowanej przez adwokata Stanisława Celińskiego. Liczyła ona 180 ochotników. W dniu wybuchu powstania wielkopolskiego wyzwolili okoliczne miejscowości, a przez lasy dotarli do Poznania i zajęli się obroną Hotelu Bazar. Kórnickich powstańców przyłączono do Baonu Śremskiego – zajęli Śrem, Zbąszyń, Łomnicę, Leszno, Rawicz i Kępno.
Stanisław Mikołajczak po powstaniu zawarł związek z Marianną Rozmiarek i osiedlił się w Rogalinie. Jak podkreśla pani Barbara, kiedyś małżeństwa były aranżowane, tak jak jej dziadków. Zwracano uwagę na korzyści wynikające z ożenku – najczęściej finansowe. Marianna Rozmiarek była wcześniej zaręczona, ale do małżeństwa nie doszło, ponieważ jej narzeczony oraz jej brat zginęli pod Verdun. Marianna miała dobrze prosperujące gospodarstwo, a Stanisław wiedzę jak dobrze zarządzać ziemią.
– Dziadek wziął udział w powstaniu wielkopolskim z potrzeby serca i oddania ojczyźnie. Pójście na front I wojny światowej było rozkazem, a dołączenie do powstańców dobrowolne. Nie był to jego obowiązek, tak samo jak działalność w Kółku Rolniczym – opowiada pani Barbara.
W 20 – leciu międzywojennym Stanisław Mikołajczak był protokolantem Kółka Rolniczego. Wówczas przewodniczył mu ksiądz Walenty Dwornicki, który był wykształcony w kierunku rolniczym. Sporządzane protokoły świadczyły o podwyższaniu świadomości kultury uprawy ziemi. Od 19.04.1936 r. do 10.04.1939 r. Stanisław Mikołajczak objął funkcję sekretarza Kółka Rolniczego. Dzięki zdobytemu wykształceniu mógł przysłużyć się społeczności poprzez pisanie różnych pism i wniosków. Pomagał osobom, które były niepiśmienne lub nie znały języka niemieckiego. Za swoją pracę w Kółku Rolniczym dostał odznaczenie ustanowione przez Józefa Piłsudskiego – Wielkopolskiego Towarzystwa Kółek Rolniczych „Za ofiarną pracę 09.12.1931 r.”.
– Nie traćmy ani chwili. Czytajmy, uczmy się, róbmy coś, byle nie siedzieć z założonymi rękami – dla niego priorytetem było nauczyć się czytać i pisać i pomóc osobom, które tego nie potrafiły – wspomina pani Barbara. – Ziemia nie mogła leżeć odłogiem, dlatego angażował się w pracę w Kółku Rolniczym, wygłaszał prelekcje, jeździł na pokazy. Nie chciałam w to wierzyć, ale widziałam zachowane dokumenty, że gospodarstwo dziadka było wzorcowe i z III Rzeszy sprowadzono odmianę trzody chlewnej, która była hodowana przez dziadka – dodaje.
Stanisław Mikołajczak wykorzystywał swoją wiedzę i znajomość języka niemieckiego, żeby pomagać okolicznym rolnikom posiadającym swoje pola i łąki nad Wartą. Ze względu na teren zalewowy i często długo utrzymujący się wysoki poziom rzeki nie uzyskiwali takich plonów jak inni. Pan Mikołajczak sporządzał protokoły opisujące sytuację oraz brak możliwości realizacji wymaganych dostaw przez gospodarzy.
Uznanie lokalnej społeczności, znajomość języka niemieckiego i przepisów sprawiła, że w czasie II wojny światowej otrzymał funkcję sołtysa Rogalina. Kolejna wojna była trudnym czasem, wiele rodzin ma związane z nią tragiczne historie swoich przodków. Stanisław Mikołajczak, dzięki swojej odwadze zdołał uratować kilka osób przed wywózką na roboty przymusowe do III Rzeszy. Niemiec, będący zarządcą w Rogalinie przygotował listę mieszkańców, którzy mieli zostać wywiezieni.
– Dziadek nie mógł tego przeżyć, sam miał wówczas córki w wieku 18 i 20 lat i był zatrwożony wywózkami. Jako sołtys zabrał zarządcę do miejscowej knajpy. Upił go i kiedy trafiła mu się okazja nieświadomości Niemca, a lista zwisała z kieszeni zabrał ją i spalił w piecu, który się znajdował w szynku – tłumaczy pani Barbara.
Za taki czyn przeciwko okupantowi groziła jedna z najsurowszych kar. Stanisław Mikołajczak ostrzegł osoby, których nazwiska znajdowały się na liście. Jedna z kobiet, która miała zostać zabrana do obozu koncentracyjnego była ukrywana przez Stanisława w oborze pod stertą słomy i mierzwy. Pani Barbara wspomina sytuację, kiedy miała 7 lat. Pewnego dnia, gdy wracała ze szkoły została zaczepiona przez kobietę i dostała od niej cukierki. Nie rozumiała, dlaczego została nimi obdarowana, a wiedziała jedynie, że to od osoby mającej czarne kózki. Sytuacja powtórzyła się, jednak małej dziewczynce nikt nie chciał powiedzieć z jakiego powodu dostaje cukierki od obcej osoby. Kiedy pani Barbara dorosła, dowiedziała się, że słodycze otrzymywała od kobiety, którą jej dziadek ukrywał w swoim gospodarstwie przed wywózką do obozu koncentracyjnego.
W czasie II wojny światowej wiele spraw załatwiało się bez słów, między wierszami. Stanisław Mikołajczak jako sołtys miał duży posłuch u Niemców. W czasie okupacji bywali oni w jego domu. – Dziadek nigdy nie dał im odczuć, że ich oszukuje czy poniża, mówiąc, że są to „szkopy” – opowiada pani Barbara. –Zawsze z nimi rozmawiał otwarcie – dodaje. W gospodarstwie Stanisława były trzy pary koni, klacz i źrebięta, potrzebne, żeby udało się obrobić całą ziemię. Dziadek pani Barbary zadecydował, że jego syn, który cierpiał na chorobę Heinego-Medina będzie wraz z dwoma końmi w domu do dyspozycji żony komendanta, którą zawiezie na zakupy lub w określone miejsce. – Wydawałoby się, że to była służalczość, jakaś zależność – możliwe, jednak w relacji mojego dziadka i pana Lama było dużo przyjaźni i zrozumienia – mówi pani Barbara. – Państwo Lam, kiedy wyjeżdżali, informowali dziadka jak długo ich nie będzie oraz ostrzegali przed „chłystkami” z Hitlerjugend stacjonującymi w Pałacu. Kazali zasłaniać okna i nigdzie nie wychodzić. Który Niemiec w tamtym czasie ostrzegłby Polaków? – retorycznie pyta pani Barbara.
Żywność w czasie II wojny była reglamentowana. W trudnej sytuacji byli mieszkańcy miast, a w trochę lepszej wiejscy gospodarze. Po napisaniu specjalnego wniosku do komendanta, na rok można była zabić jedną świnię. Rodzina Stanisława i Marianny była liczna, wiele z tych osób mieszkało w mieście. Trudno było obdarować ich mięsem z jednego zwierzęcia. Stanisław nigdy nie okłamywał komendanta Lama. Niemiec zgadzał się, by pan Mikołajczak zabił cztery świnie, choć na wniosku zapisana była tylko jedna.
Inna historia, którą opowiedziała pani Barbara dotyczyła pomocy komendanta Lama w odnowieniu pieca do wypiekania chleba. Dawniej dobra gospodyni kupowała tylko sól. Dziadek zwrócił się z prośbą o pomoc do komendanta. Ich dom wówczas miał 70 lat, wybudowany został w 1875 roku. Piec dymił, a chleb się nie dopiekał. Komendant zorganizował cegłę szamotową i piec został nią wylepiony. Mama pani Barbary, która w czasie wojny była dzieckiem chorowała na krwawe anginy. Konieczna była operacja. Komendant Lam wystawił przepustkę i dziewczynka została zoperowana przez niemieckiego lekarza, mieszkającego w Kórniku. Należy podkreślić, że w czasie wojny było to niezwykle rzadkie, żeby niemiecki lekarz operował polskie dziecko.
Pewnego dnia jeden z mieszkańców Rogalina napisał donos, że niemieckie dziecko komendanta bawi się z polskim – córką sołtysa. Pani Lam, która miała czworo dzieci stwierdziła, że nie może ich wszystkich upilnować z kim się bawią, a przy takiej liczbie potomstwa potrzebuje pomocy domowej. Dzięki takiemu wytłumaczeniu bezpieczna była jedna z córek Stanisława, która pomagała państwu Lam w obowiązkach domowych.
Kiedy wojska niemieckie traciły przewagę pod Stalingradem na front powoływano większość Niemców. Wezwano także komendanta Lama. Jego żona została sama z czwórką dzieci, a wojska rosyjskie były coraz bliżej. Syn pana Stanisława zaprzęg dwa konie i wóz. Zawiózł kobietę daleko za Wartę, zostawił jej jednego konia, a na drugim wrócił do domu. Niemka dotarła bezpiecznie w okolice Bawarii, a jej mąż zginął w walkach pod Stalingradem.
Po wojnie życie Stanisława Mikołajczaka było okupione pracą. Musiał uważać o czym i z kim rozmawiał. Czytał gazety, słuchał radia, ale był przeciwny komunistom. Nadal chętnie pomagał ludziom w potrzebie – zawsze powtarzał „A dlaczego nie pomóc?”. Nie chciał podejmować stanowisk w urzędzie gminy ani zarządach. Nie ze wszystkimi relacje sąsiedzkie dobrze się układały, niektórzy donosili na Stanisława, że dostawy wobec Państwa spłaca starym, spleśniałym zbożem.
Władza komunistyczna przychodziła nocą liczyć inwentarz gospodarski. Po sąsiedzku z państwem Mikołajczak mieszkał brat Marianny, więc na czas nocy zwierzęta były przeprowadzane do pana Rozmiarka, a rano z powrotem. Takie działanie było podjęte ze względu na przymusowe kontrakty względem PRL. Z areału należało oddać określoną liczbę zboża lub zwierząt. Żądania władzy były tak wysokie, że gospodarze nie mogli ich zrealizować.
Znajomość języka niemieckiego po roku 1945 nie była mile widziana, tak samo jak używanie wielu germanizmów. Stanisław Mikołajczak po wojnie trafił do więzienia w Strzelcach Opolskich. Dziś ten zakład karny charakteryzuje się oddziałem dla recydywistów. W latach 50. ubiegłego wieku Stanisław Mikołajczak został skazany za kułactwo, czyli niedostarczenie odpowiedniej ilości zboża dla PRL-u. W więzieniu spędził 167 dni. Dziadek pani Barbary opowiadał o okrutnych działaniach strażników. Więźniowie stali w grudniu przy otwartych oknach w lodowatej wodzie, sięgającej im do kolan. Żołnierze Armii Krajowej byli dodatkowo polewani zimną wodą – wywoływano u nich zapalenie płuc, na które umierali w więzieniu. Pobyt w Strzelcach Opolskich odbił się na zdrowiu Stanisława Mikołajczaka, tak samo jak uraz z I wojny światowej. Zmarł w 1974 roku w wieku 80 lat.
Rodzina Stanisława Mikołajczaka od wielu pokoleń była związana z Kórnikiem. Po wojnie na froncie bałkańskim właśnie do tego miasteczka chciał wracać. Ślub z Marianną Rozmiarek sprawił, że 60 lat swojego życia spędził w Rogalinie, pomagając mieszkańcom, pełniąc funkcję sołtysa i przewodniczącego Kółka Rolniczego. Pani Barbara wspomina swojego dziadka, jako człowieka twardego, który był dla niej wzorem i pokazywał, że warto walczyć za wolną ojczyznę.
Tagi: Powstańcy Wielkopolscy, Powstaniec, Rogalin, Rogalinek
Wasze komentarze (8)
Pamięć o takich ludziach powinna być cały czas żywa, zwłaszcza w Rogalinie.
Często zapominamy co nasi dziadkowie czy pradziadkowie musieli przejść, abyśmy mogli cieszyć się dzisiaj lepszym życiem. Mam nadzieję, że takie historie będą nadal publikowane, abyśmy mogli czerpać z nich siłę i motywację w obecnym czasie.
Cztery pory cyklu cywilizacyjnego :
Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy.
Odpowiedzmy samo sobie na pytanie w którym cyklu my się znajdujemy …
Cztery cykle cywilizacji człowieka :
Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy.
Odpowiedzmy samo sobie na pytanie w którym cyklu my się znajdujemy …
Proponuję jeszcze uhonorować wielkopolskich bohaterów bitwy pod Cedynią, pod Grunwaldem, Odsieczy Wiedeńskiej… – nie możemy o nich zapomnieć!!!
Tak, tylko pomniki, kamienie, itp.
Niektórym się wydaje, że to kamienie i pomniki są najważniejsze. Tyle tylko, że bardzo często ta „mania” pozbawiona jest prawdziwego, głębokiego szacunku.
I o czym ten wykaz ma świadczyć ? Poczytajcie sobie lepiej na temat jego autora.