Zamiatanie sprawy pod dywan – elektrownia wodna na Kanale Mosińskim
Czy jest szansa na to, żeby trwający wiele lat konflikt związany z elektrownią wodną na Kanale Mosińskim został nareszcie rozwiązany?
W latach dziewięćdziesiątych we wsi Borkowice na Kanale Mosińskim zbudowano małą elektrownię wodną. Od tego momentu, twierdzą rolnicy (nie tylko z gminy Mosina), uprawiający ziemię wzdłuż kanału oraz mieszkańcy okolicznych wiosek, bardzo wzrósł poziom wód gruntowych, a na polach stoi woda. Od wielu lat rolnicy ponoszą w związku z tym straty. Skarżą się, że nikt ich poważnie nie traktuje, piszą pisma do urzędów, proszą o interwencję, zgłaszają szkody, sprawa ciągnie się latami i nic się nie zmienia.
Elektrownia wodna
Przewodniczący komisji ochrony środowiska RM w Mosinie, Waldemar Wiązek, zapytany o możliwości rozwiązania tego problemu, odpowiada:
– Właścicielami elektrowni, wskutek różnych kolei losów byli różni ludzie. Obecnie należy ona do pana Lazarka, mieszkańca Śląska. Od początku powstanie jazu na kanale wzbudzało kontrowersje wśród nie tylko mieszkańców naszej gminy z Dymaczewa Nowego i Starego, Bolesławca i Borkowic, ale także gmin ościennych. Elektrownia wodna zaczęła nadmiernie piętrzyć wodę. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby ta elektrownia powstała niżej, 300 – 400 metrów dalej w kierunku Krosinka na starym miejscu, gdzie robili to Niemcy. Tajemnicą poliszynela jest jak to wszystko zostało załatwione… Do momentu powstania elektrowni rolnicy dobrze sobie radzili, gleba nie była mokra, na polach nie stała woda. Ale przez nadmierne piętrzenie nastąpiło cofnięcie wody aż do miasta Kościan (potwierdziły to badania, które zleciła nasza gmina). Wskutek tego bardzo wysoko podniosły się wody gruntowe, oddziaływanie jest nie tylko wzdłuż kanału, jest to strefa piasków i żwirów, dlatego następuje bardzo łatwe przenikanie wody. Skutek jest taki, że ziemia jest nasączona wodą jak gąbka. Jeśli do tego dojdą opady deszczu teren staje się nieuprawny, rolnicy, którzy chcą zbierać siano nie mogą wjechać na łąki, bo jest grząsko. Niejeden rolnik utopił już tam swój sprzęt i maszyny. U nas nie ma jeszcze takiego dramatu jak w gminie Czempiń. Dochodzi do tego, że tam rolnicy w ogóle nie mogą wjechać na pola. Straty są ogromne.
Jeden z rolników – pan Baraniak niedaleko tego jazu uprawia ziemię, od momentu powstania elektrowni przestał zbierać pożytek z połowy swoich gruntów, bo ciągle stoi tam woda. Nie zbiera siana, traci kilka tysięcy zł rocznie. Do Starostwa pisaliśmy o tym wielokrotnie, a od sześciu lat na komisjach ochrony środowiska podnosimy ten problem. Krzysztof Kaczmarek z Urzędu Miejskiego w Mosinie od lat walczy o tych ludzi. W ubiegłym roku na spotkanie przy jazie z mieszkańcami, właścicielem i urzędnikami Starostwa Poznańskiego, (wpłynęły na to różne pisma sołtysów, urzędu, rolników) przybyło kilkadziesiąt osób, byli także pracownicy Spółek Wodnych. Właściciel śmiał nam się w oczy, pokazywał pismo, które pozwala mu piętrzyć wodę, a jak mieszkańcom się to nie podoba, mówił, to niech go zaskarżą. Energię wyprodukowaną w tej elektrowni sprzedaje do ENEI.
Oddziaływanie tego jazu jest potężne, dotyczy kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych ziemi. Dzwonią ludzie, sołtysi, od lat proszą o reakcję. Starostwo długo nie reagowało. Na szczęście wyszła już decyzja w tej sprawie, która z dniem 31 kwietnia nakazała zaprzestanie piętrzenia wody. Ale właściciel nic sobie z tego nie robił, w pierwszych dniach maja woda była nadal piętrzona. Dla mnie kuriozalne jest to, że także Wielkopolski Zarząd Melioracji i Spółek Wodnych tyle lat zamiata sprawę pod dywan…
Z pisma Starosty Poznańskiego skierowanego do przewodniczącego komisji ochrony środowiska Rady Miejskiej w Mosinie, W. Wiązka wynika, że toczy się postępowanie w sprawie cofnięcia pozwolenia na piętrzenie wód Kanału Mosińskiego. Do Starostwa wpłynęły także wnioski „o ustalenie wysokości odszkodowań w związku z występującymi podtopieniami oraz, że w przedmiotowej sprawie prowadzone są postępowania administracyjne”.
Rolnicy po latach walki nie wierzą jednak w skuteczność działań służb administracji państwowej i twierdzą, że z tego pisma nic jeszcze nie wynika. Uważają, że w dalszym ciągu nikt na szczeblu powiatowym nie stanął w obronie ich interesów. Doceniają i są wdzięczni natomiast za zaangażowanie w tej sprawie Krzysztofa Kaczmarka z UM w Mosinie. Twierdzą, że szef referatu Gotowości Cywilnej, Spraw Wojskowych i Obronnych naprawdę zrobił wszystko, co możliwe, żeby konflikt rozwiązać. (eb)
Tagi: Bolesławiec, Borkowice, Czempiń, Dymaczewo Nowe, gmina Mosina, Kanał Mosiński, władze Mosiny
Wasze komentarze (4)
Czy elektrownia wodna na kanale mosińskim jest warta zobaczenia?
jaki jest adres tej elektrowni, jak dojechać tam samochodem?
w dymaczewie za krosnem w lewo, dojeżdzasz do kanału i po prawej stronie
Przyjedzcie teraz na kanał mosinski na wysokosci mostu miedzy Głuchowem a Piotrowem zobaczycie jakie straty sa teraz po spuszczeniu wody. Ile milionów martwych ślimaków leży na brzegach ile ikry złożonej na brzegach przez ryby sie zmarnowało i schnie teraz na gałązkach. Tak małego stanu wody na kanale to ja nie pamietam od lat. Jestem tylko marnym wędkarzem który teraz jeżdzi nie na ryby tylko opłakiwać co sie stało z kanałem. Przecież można pójść na jakis kompromis i utrzymać taki poziom wody który zadowoli wszystkich a nie tylko gospodarzy którym teraz woda przeszkadza a jak przyjdzie suche lato to sie będą o nią prosić. Pozdrawiam wszystkich gospodarzy i życzę suszy w tym roku.