Nowy Tiguan Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Marta Mrowińska | piątek, 2 lis, 2018 | komentarze 3

Stworzyć przestrzeń dla młodzieży – Grupa Inicjatywna Baranówko

Nieszablonowe projekty, które prowadzone i koordynowane są w coraz większej części przez młodzież. Za każdym z tych działań stoją, jak mówi moja rozmówczyni „ zwykli, ale niezwykli” nastolatkowie. Z Dorotą Lisiak, prezes Stowarzyszenia Grupa Inicjatywna Baranówko rozmawia Marta Mrowińska.

M.M.: Jak kreować przestrzeń, która pozwoli młodym rozwinąć skrzydła? W jaki sposób to robicie?

D.L.: Opowiem zdarzenie. Podczas jednego ze spotkań grupy młodzieży odbywa się debata. Towarzyszą jej głośne wyrazy sprzeciwu, aprobaty, delikatne śmiechy, nawet niemiłe docinki i wreszcie zapada jednych mniej a drugich bardziej satysfakcjonująca decyzja. Dzisiaj to działanie to Młodzieżowy Sejm Rzeczpospolitej Mosińskiej….

M.M.: Jaka jest Pani rola w tym procesie?

D.L.: Dobre pytanie – tak, to jest proces, gdzie młodzi ludzie mający w sobie ogromny potencjał, kreatywność, energię, nieograniczone możliwości tworzenia i wyobraźnię wychodzą poza schematy. My, dorośli, w starciu z ich „ bigosem” emocjonalnym często zasługujemy na czerwoną kartkę.

M.M.: Trudne słowa!

D.L.: Zapraszając młodzież do projektu spotykałam się wielokrotnie ze stałym koncertem uwag. „Po co to robisz, nie wychylaj się, siedź w domu, co będziesz z tego miał itd..”. Rozumiem to, sama jestem matką i wrogiem marnowania czasu, dlatego żelazną zasadą jest, że ponad misję przedkładamy obowiązki szkolne. Najpierw nauka, potem grupa.

Młodzież przychodząc do nas dużo zyskuje. Wybiera lub wyznacza zadania, przez które nabywa konkretnych umiejętności poznawczych, społecznych i oczywiście integruje się.

M.M.: Stowarzyszenie prowadzi wiele różnorodnych działań. Jak to wszystko się zaczęło?

D.L.: Na początku próbowaliśmy po prostu zaktywizować dzieci z naszej okolicy. Organizowaliśmy z nimi kolędników, główkowałam kogo sprowadzić, jakie przeprowadzić zajęcia. Zaczęłam interesować się świetlicą w Sowinkach i Krajkowie. Krok po kroku przecieraliśmy szlaki.

Dorota Lisiak (fot. Anna Kołeczek-Berczyńska)

Dorota Lisiak (fot. Anna Kołeczek-Berczyńska)

M.M.: To był wstęp do kolejnych etapów?

D.L.: Pewnego rodzaju próba, poznawanie potrzeb ludzi , ponieważ tak na poważnie działalność moja – nasza rozpoczęła się, kiedy założyliśmy organizację pozarządową, czyli 28 listopada 2011 roku. Nasza ponieważ niczego nie zdziałałabym bez najwspanialszych ludzi, czyli członków stowarzyszenia. Motorem i olbrzymim bodźcem do jej zawiązania była choroba naszego sąsiada.

M.M.: Przemka Częścika?

D.L.: Tak, włączyliśmy się wtedy w konkretną organizację pomocy dla niego. Mnóstwo fantastycznych ludzi potrafiło się wówczas zmobilizować i co najważniejsze wygraliśmy bitwę o jego życie! Dzisiaj Przemek, choć nadal niepełnosprawny, dzięki rehabilitacji zaczyna chodzić.

M.M.: Nie sposób nie zapytać o nazwę stowarzyszenia – skąd się wzięła?

D.L.: Podkreśla lokalny patriotyzm. Wymyślił ją Andrzej Kasprzyk podczas jednej ze zbiórek nazywając nas grupą inicjatywną z Baranówka w skrócie GIB. Nazwa pozostała i musi pani przyznać, że jest dość charakterystyczna. Nic nie szkodzi, że członkowie organizacji to mieszkańcy nie tyko gminy, że działamy szeroko i nie tylko w obrębie wsi. Promujemy nasz piękny region w całej Polsce.

M.M.: Jaki jest Wasz patent na sukces?

D.L.: Miałam to szczęście, że trafiliśmy z Aleksandrem (skarbnik) na najlepsze szkolenia dotyczące organizacji pozarządowych w Polsce. Moja dociekliwość i czysty przypadek. Uczyliśmy się od „tytanów” w tej dziedzinie. Proszę sobie wyobrazić nas z pierwszą dotacją 500 zł od gminy na rajd rowerowy w konfrontacji z ludźmi realizującymi milionowe projekty. Byliśmy organizacją – eksperymentem. Na koniec usłyszeliśmy wtedy od Doroty Pieńkowskiej: „Jestem ciekawa, co będzie z wami za pięć lat”. Sądzę, że nie zmarnowaliśmy danej szansy.

M.M.: Czy takie są początki każdej organizacji?

D.L.: W większości przypadków społecznicy idą za impulsem. W euforii zakłada się organizację bez zastanowienia nad tą prawdziwą stroną rzeczywistości, tym co będzie potem. Tak działo się i w naszym przypadku, z tą różnicą, że my na starcie dostaliśmy mocne wsparcie. Podczas 19 miesięcznych wykładów z w Warszawie uświadomiono nam prawną odpowiedzialność, jak ważna jest dobra księgowość i transparentność itp. Pozostaje też kwestia członków. U nas działa to w ten sposób, że poszczególni członkowie raz w roku włączają się w wybrane projekty – na przykład coroczne „Gibanie po kanale”, warsztaty dla dzieci „Przystań wyobraźni” itp. Wspólnie organizujemy wyjazdy, spotkania integracyjne. Zarząd natomiast scala i ogarnia całość.

M.M.: Nie było łatwo, mimo to nie poddaliście się…

D.L.: Prowadzenie organizacji, jeśli che się to zrobić dobrze od strony „technicznej” potrafi wygłuszyć nie jedno zaangażowanie, dlatego też nigdy nie odmawiam pomocy innym podmiotom. Co do GIB-u, nie było łatwo, ale mimo zaawansowanego leksykonu „złych duchów” odkryłam coś co dało nam „powera” do rozszerzenia pierwotnego celu. Dowiedziałam się, że spełniając odpowiednie wymogi mogę działać mocniej, szerzej, nie tylko na rzecz osób chorych, ale na każdym polu, od kultury, przez sport, rehabilitację po narodowe siły zbrojne. Wspierać najbardziej szalone pomysły i pomagać w różnych problemach. W 2014 roku uzyskaliśmy status OPP, czyli możliwość ubiegania się o 1 %. Doszło do tego, że robiliśmy dwanaście różnych działań w ciągu roku, co było dość sporym wyczynem.

M.M.: Latem dane mi było uczestniczyć w wyjątkowym spektaklu.

D.L.: Tak, to był projekt „Twoje i Moje Podwórko”, jedna z inicjatyw realizowana w ramach programu „Lato w teatrze” Instytutu Teatralnego. Jest to przykład działań jak można pracować z dziećmi twórczo, zrobić spektakl bez stresowania ich, uczenia się ról, z morałem, gdzie dzieci po prostu się tym bawią. Odkąd poznałam metodę pracy, jaką prezentuje Grażyna Wydrowska, jestem przeciwniczką ról odtwórczych, recytowanych gotowych tekstów, które często są dla dzieci niezrozumiałe.

kadr z "Lata w teatrze"

kadr z „Lata w teatrze”

M.M.: Skoro wyróżniała Was działalność charytatywna to skąd pomysł na młodzież?

D.L.: Sądzę, że do tego musiałam dorosnąć razem z dziećmi nie tyko moimi ale i wioskowymi. Zawsze zastanawiałam się nad tym, co mogłoby je zainspirować, wesprzeć w rozwoju, czego potrzebują. Tak zaczęły rodzić się pomysły, które przez lata są coraz bardziej wymagające. W swoim działaniu jestem po prostu matką, która stara się spełniać marzenia wszystkich, zarówno małych jak i dużych dzieci.

M.M.: Jak zaczęła się Pani współpraca z młodzieżą?

D.L.: Takim porządnym „kopem” był nasz pierwszy poważny projekt, który wygraliśmy w ogólnopolskim konkursie z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności. Zaczęły się spotkania z młodzieżą, przeszliśmy etapy procesu grupowego. Spojrzenie na młodych ludzi ze strony odmiennej niż szkoła. W cenę urosły inspiracje, oryginalność itd.

M.M.: Czego dotyczył projekt?

D.L.: Młodzież zapraszała artystów do czytania wybranych fragmentów powieści w różnych, ciekawych miejscach. Pamiętam, że przyjechał wtedy na zaproszenie młodzieży Rafał Ziemkiewicz, była Małgorzata Ostrowska, Michał Kowalonek, Aleksander Machalica, poza tym lokalne autorytety i znane osoby z naszej okolicy, jak Bogumiła Woroch czy Marianna Janik. Wszyscy zaangażowali się bezinteresownie. Nawiązaliśmy wówczas dużo ciekawych znajomości, szczególnie z Kancelarią Prezydenta oraz dbaliśmy o korespondencję z Księdzem Arcybiskupem, z Janem Miodkiem..

M.M.: Co było dalej? W jaki sposób młodzież angażuje się w działania?

D.L.: Pierwszy projekt zaostrzył apetyt. Pamiętam, jak kiedyś odebrałam telefon: „Tu Wiktor Zborowski, chciałbym usprawiedliwić się …”. Odbyły się potem jeszcze dwa kolejne edycje Dni literatury. Chcieliśmy zrobić z tego działanie stałe. Może z czasem wrócimy do pomysłu.

M.M.. Dlaczego tak ważna jest przestrzeń dla młodzieży?

D.L.: To jest wolność wyboru i odpowiedzialność. Zaangażowanie w przemyślany wolontariat, który pokazuje im szerszą stronę życia, możliwości. Umocowałam w statucie tzw. Młodzieżówkę, gdzie młody człowiek do 26 roku życia może zgłosić się i szeroko działać. W ten sposób funkcjonuje przy stowarzyszeniu już piąty rok grupa w wieku od 13 do 19 lat. Dzięki temu wybijają się jednostki, których nieraz nie widać w szkołach, ujawniają talenty, ogromny potencjał młodych ludzi. Mają u nas pewnego rodzaju przystań. Przychodzą , rozmawiamy, nieraz nocują, wspólnie tworzymy! To oni dzisiaj zaczynają decydować o tym, co robimy dla innych młodych ludzi. Od początku brali udział w projektach, uczyli się potrzebnych umiejętności i dzisiaj potrafią bardzo dużo zrobić sami. Doszliśmy do etapu, gdzie możemy pochwalić się czterema młodzieżowymi liderami, po ogólnopolskich szkoleniach z doświadczeniem w projektach. Za chwilę będą zarządzać młodszymi od siebie.

Dorota Lisiak

Dorota Lisiak

M.M.: Jakie jest największe osiągnięcie grupy?

D.L.: Bezsprzecznie Młodzieżowy Sejm Rzeczpospolitej Mosińskiej, którego pomysłodawcą był Wojtek. Nasz Sejm ma korzenie historyczne, dla upamiętnienia Rzeczypospolitej Mosińskiej. Co istotne, jest bezpolityczny! Ważny jest tu młody człowiek i staramy się robić wszystko, żeby to on był na pierwszym miejscu. Są tego efekty. Sejm się mocno rozwija, rozrasta i pęcznieje od pomysłów. Muszę zaznaczyć, że ostatnia inicjatywa, jaką był Elegant Show, została przygotowana przez nich naprawdę profesjonalnie.

M.M.: Co jest głównym celem pracy z młodzieżą?

D.L.: Sama jako dziecko byłam bardzo aktywna. W szkole miałam przezwisko „kobieta pracująca” (film „Czterdziestolatek”), co wiązało się z tym, że byłam zaangażowana w wiele aktywności: balet, szkoła muzyczna, chóry, języki obce, mnóstwo dodatkowych zajęć. Nigdy nikt mnie do niczego nie zmuszał, lubiłam wyzwania. Zaangażowanie wynikało nie z siedzenia, ale myślenia, jak to wszystko zorganizować, zaplanować. To dało mi ogromną siłę, poza tym nauczyłam się przezwyciężać swoje zahamowania. Teraz, kiedy młody człowiek przychodzi do mnie i mówi: „Pani Doroto, pani dużo zmieniła w moim życiu” – to ogromnie motywuje i jest największą nagrodą, jaką można sobie tylko wymarzyć!

M.M.: Jakie jest Pani motto życiowe?

D.L.: Często nie umiemy doceniać tego, co posiadamy, co znajduje się wokół nas. Nie lubię narzekania i bezczynności, dlatego też chcę, żeby młodzi ludzie nie siedzieli, nie tkwili w miejscu, bo szkoda życia i mijającego czasu – a to jest przecież ich najpiękniejszy moment. Młodzież ma ogromny potencjał, tylko my dorośli ich szufladkujemy. Zamykamy ich w myślowych klatkach, zamiast dać możliwość nieograniczonego wyjścia poza granice, schematy, uruchomienia wyobraźni i podążania za nią. Młodzi ludzie, jeśli dostają wyposażenie w zdecydowanie, aktywność, będą zmieniać swoją rzeczywistość i mieć na nią realny wpływ. Uważam, że dana szansa na ważne „pięć minut”, ułatwi start w dorosłe życie, sprawi, że będzie on potem tworzył w innych kategoriach. Podejmując działania w projektach stowarzyszenia młodzi ludzie zyskują nie wartości materialne, ale satysfakcję, siłę, nowe umiejętności, odkrycie, że jeśli cel jest dobry to nie ma rzeczy nie możliwych! Poza tym… Młodych ludzi trzeba po prostu kochać!

M.M: Czy ma Pani jakieś życzenie?

D.L.: Przyjść do mnie może każdy, kto ma pomysły i chciałby coś zrobić. Wspólnie zastanowimy się, czy to się da i co zrobić, żeby się udało. To właśnie lubię i życzę sobie jeszcze większej otwartości młodych ludzi.

Wasze komentarze (3)

  • Paweł
    niedziela, 4 lis, 2018, 8:15:20 |

    Artykuł w sam raz na czas ciszy wyborczej. Pokazuje jacy ludzie powinni być w Radzie i na kogo powinniśmy głosować. Wielka szkoda, że pani Dorota nie startowała bo dla mnie taki człowiek mógłby zostać nawet burmistrzem. Ludzie którzy prowadzą tak stowarzyszenie i są takimi społecznikami to rzadkość. Na tą kobietę to nie byłby głos zmarnowany.

  • mieszkaniec
    poniedziałek, 5 lis, 2018, 13:04:59 |
  • gość
    poniedziałek, 5 lis, 2018, 23:57:00 |

    Ciekawa osoba, może Mieloch zacznie otaczać się w końcu takimi ludźmi.Czeka nas pięć lat sztywniactwa aż umrzemy z nudów.

Skomentuj