Ksawery Mielcarek: „Na pierwszym biegu można silnik wysadzić w powietrze”
Ksawerego Mielcarka poznałam na mosińskim Rynku w jego wyścigowym samochodzie, w dniu grania Wielkiej Orkiestry Pomocy Świątecznej. Z ramienia Automobilklub Wielkopolski, wspomagając zbiórkę do puszek, były mistrz Polski wystawił w Mosinie swojego wyścigowego Opla Astrę, który po drogach nie jeździ w ogóle. O samochodach, wyścigach, mistrzostwach i niezwykłej pasji rozmawialiśmy już w siedzibie jego firmy w Puszczykowie.
Oczywiście, jako mały chłopak samochody prowadził już z kolan swojego ojca.
– To było w domu zawsze, w rajdach, później w wyścigach jeździł mój ojciec, jeździł dziadek, jeździła mama, opowiada Ksawery Mielcarek. – Nie znam bliższych szczegółów na temat osiągnięć rajdowych dziadka, wiem, że uczestniczył w rajdach i wyścigach motocyklowych jeszcze przed drugą wojną światową.
Ojciec zaczął się ścigać w latach sześćdziesiątych. Na Wartburgach, Syrenach, Zastawach, w czasach kariery Variselli legendy polskich rajdowców.
Andrzej Mielcarek, ojciec Ksawerego w rajdach i wyścigach zdobył sześć tytułów mistrza Polski. Przestał jeździć na początku lat dziewięćdziesiątych.
Zamiłowanie do tego sportu, rodzinne hobby, istniało obok normalnej pracy. Ksawery Mielcarek, inżynier mechanik w Puszczykowie przy ulicy Poznańskiej prowadzi stację kontroli pojazdów, warsztat samochodowy.
– Wcześniej w rodzinie było ogrodnictwo, uśmiecha się.
Genetycznie zaprogramowany na wyścigowca
Małego Ksawerego rodzice musieli wozić autem, dopiero wtedy zasypiał.
– Poważny kontakt ze sportem zaczął się na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy zacząłem sam jeździć, wcześniej uczestniczyłem w wyścigach ojca i pomagałem przygotowywać mu samochody.
Młodszy brat Ksawerego, Sebastian był także kierowcą wyścigowym, przestał się ścigać w 2000 roku.
Największe przeżycie
– Generalnie każdy sezon jest to duże przeżycie, wysiłek i praca, chodzi o to, żeby w ogóle jeździć i kończyć wyścigi.
Polega to na zbieraniu doświadczeń i wykonywaniu wielu czynności na zapas. Na wymianie np. różnych części zanim nastąpi awaria. Umiejętności kierowcy to jedno, drugie, to samochód.
Na początku były popularne imprezy sportowe dostępne dla kierowców nie posiadających licencji zawodniczych.
– Jeśli osiąga się sukcesy w tych zawodach, można ubiegać się o licencję kierowcy rajdowego czy wyścigowego.
Nie jest to bardzo trudne wyzwanie, trzeba się wówczas wykazać znajomością regulaminu, który obowiązuje w czasie wyścigu, przepisów bezpieczeństwa, znajomością flag, sygnałów sędziowskich, kulturą jazdy, opanowaniem auta, toru jazdy i zachowaniem się na torze. Weryfikuje to później praktyka.
W pierwszym swoim sezonie w 1993 roku Ksawery Mielcarek zdobył wicemistrzostwo Polski. Był to pierwszy start samochodem marki Volkswagen Scirocco.
– Przez wiele lat poprzedzających start wsiadałem do tego auta (ojca), byłem na wszystkich wyścigach, wiedziałem, jakie czasy robią zawodnicy w klasie, do której zgłosiłem się – porównywałem je do swoich wyników treningowych.
Przez trzy lata startował razem z bratem. Raz wygrywał jeden, raz drugi, innym razem jeszcze inny zawodnik.
Mistrzostwo Polski zdobywał dziesięć razy na różnych samochodach i w różnych kategoriach. Pięć razy był mistrzem Polski w wyścigach torowych i pięć razy w wyścigach na ćwierć mili (402 m, ze startu zatrzymanego).
– W tej ostatniej kategorii bardzo ważny jest sam moment reakcji na światło startowe i sama technika startu. Jeśli zbyt ostro się ruszy koła buksują w miejscu, a auto nie przyspiesza efektywnie. Jest to widowiskowe, ale efektu nie daje. Startuje się tak, żeby koła były cały czas na granicy poślizgu.
Pobił rekord Skandynawii
Wygrywał na Węgrzech i Słowacji. Zdobył także rekord Europy. W Szwecji dwukrotnie pobił rekord Skandynawii, w roku 2006 i 2007. Jeździł w klasie samochodów napędzanych na przednie koła, których silniki, tzw. nie doładowane, nie mogły być wspomagane żadnymi turbinami ani wtryskiem podtlenku azotu. Obecnie nie jeździ, ponieważ nie ma już mistrzostw Polski, a Polski Związek Motorowy nie wykazuje chęci do organizowania mistrzostw.
– Do tej pory mistrzostwa były organizowane przez prywatne stowarzyszenie i to ono płaciło za wszystko, załatwiało sponsorów, przygotowywało obiekt, działając społecznie i nie biorąc za to ani złotówki. A ponieważ działacze stowarzyszenia często byli krytykowani, powiedzieli dość.
W 2008 roku mistrzostwa już się nie odbyły, bo nikt palcem w tej sprawie nie kiwnął, prawdopodobnie nie będzie ich także w roku 2009. Polski Związek Motorowy mistrzostw nie organizuje, może jedynie nakłaniać do tego przedsięwzięcia Automobilkluby. Żeby uzupełnić obraz sytuacji w tym sporcie, możemy dodać, że za pierwsze miejsca Ksawery Mielcarek otrzymywał nagrodę w wys. 1200 zł (1litr paliwa kosztuje prawie 30 zł).
Auto wyścigowe Mielcarka
Po drogach nie jeździ w ogóle, na zawody zabiera się go lawetą lub ciężarówką.
– Samochód jest przygotowany tylko do sportu, silnik jest tak skonstruowany, że do normalnego użytkowania się nie nadaje. Tym autem nie można jechać 50 km na godzinę, ponieważ silnik dławi się i szarpie, nie lubi takiej jazdy, konstrukcyjnie przygotowany jest do wyczynu. W wyścigach na ćwierć mili nie osiąga się wielkich prędkości, bo to jest krótki dystans. Ja na mecie mam niecałe 210 km na godzinę. Cały samochód jest tak przygotowany, żeby jak największą prędkość uzyskać na końcu tego dystansu, a nie pod kątem tego, żeby była jak największa prędkość maksymalna. W skrzyni biegów przełożenia dobiera się w taki sposób, żeby wykorzystać wszystkie biegi na tym krótkim dystansie. Mógłbym ustawić auto tak, żeby jechało 300 km/godz., ale nie mam szans osiągnąć takiej prędkości na 400 metrach, to po pierwsze, a po drugie auto przyspieszałoby znacznie gorzej. Łatwiej jest przyspieszać (jak w rowerze) na wolniejszych przełożeniach, później zmieniając na to najszybsze.
Fabryki nie produkują takiego auta
Samochód Ksawerego Mielcarka został „zrobiony” w warsztacie w Puszczykowie. Z Opla Astry ma tylko karoserię, silnik jest trzy litrowy, z jedną tylko oryginalną fabryczną częścią. Pozostałe części były projektowane, rysunki wysyłano do fabryki, które realizowały zamówienie. Sam silnik kosztował kilkadziesiąt tys. zł, nie licząc kosztów pracy właściciela, drugiego mechanika i wydatnej pomocy Andrzeja Mielcarka, ojca Ksawerego.
Samochód osiąga 100 km/h w 4,4 sekundy, a 200 km/h w 11 sekund.
Na czym polega umiejętność prawidłowego startu?
– Jest to praktyka i wyczucie, można zdać się na elektronikę, która steruje uślizgiem kół na starcie. To po prostu się czuje, za wiele nie zastanawiam się nad tym.
Właściwie musi pan z samochodem zgrać się w jedną całość, jak w jeden organizm. Jest to sztuka…
– To chyba coś takiego jest.
Wszystko odbywa się błyskawicznie. A przecież bardzo dużo dzieje się w ciągu tych kilku sekund.
– Tak, w tym czasie zmieniam pięć biegów, spokój przychodzi po włączeniu trzeciego, jest to taki krytyczny moment, bo trzeci bieg może nie wejść przy bardzo szybkich zmianach biegów.
Dlaczego?
– Dlatego, że trzeba wykonać ruch dźwignią w prawo i do przodu, i jeśli nie zrobi się tego idealnie precyzyjnie, można wbić pierwszy lub piąty bieg. Przy pierwszym można silnik wysadzić w powietrze, a kiedy się wbije piąty ma się stratę już nie do odrobienia. Jest to taki krytyczny moment – start i później włączenie trzeciego biegu.
Jaki cel postawił pan sobie w tym sporcie?
– Chciałbym przełamać barierę 11 sekund, czyli zrobić czas, który zaczyna się od 10,99 s. Mój rekord wynosi 11,44. Chciałbym, ale ponieważ nie ma mistrzostw Polski zrezygnowałem z przygotowywania innego auta. Musiałbym zmienić samochód, ponieważ Astra jest zbyt ciężka. Jest bardzo mocna, ma 400 koni, ale niestety jest za ciężka. Waży aż 860 kg.
Prowadzenie firmy i sport wymaga dużo pracy i wyrzeczeń, ale Ksawery Mielcarek nie odpuściłby, gdyby były mistrzostwa. Tym bardziej, że miał sponsora firmy „Platinum Oil Wielkopolskie Centrum Dystrybucji ” z Baranowa i śmiało mógł dalej tą współpracę realizować. Żadna firma jednak nie będzie zainteresowana sponsoringiem bez mistrzostw, prasy, telewizji. Czy nie daje to do myślenia działaczom PZM? Na ćwierć mili w Polsce mamy świetne, szybkie auta, które jeżdżą po Europie, wygrywają i pokonują wszystkich. Nasi zawodnicy muszą wyjeżdżać z Polski, żeby startować w przyzwoitych zawodach, a dysponują sprzętem, którego wszyscy im zazdroszczą. Ksawery Mielcarek uważa, że można byłoby na tym sporo zarobić. Na wyścigi przyjeżdża bardzo dużo ludzi. Ale od ludzi także zależy, czy sport ten będzie mógł dalej się rozwijać.
Tagi: Automobilklub Wielkopolski Delegatura Mosina, Puszczykowo, sport