Magdalena Zgrzeba | wtorek, 8 mar, 2022 |

Mosińska społeczność stworzyła magazyn realnej pomocy dla Ukrainy

– Tymon, skąd Ci ludzie się tu wzięli? Skąd ten tłum?
– Nie mam pojęcia. Ale się przydadzą!

Niedzielne popołudnie, godzina 15. Pod siedzibą firmy Foodmania przy ulicy Krasickiego w Mosinie ruch jak w popołudniowym szczycie komunikacyjnym. Podjeżdżają auta osobowe, niektóre z przyczepkami. Inni maszerują z siatkami lub skrzynkami, pojawiając się znikąd. Większość w dresach, bo przyszli do pracy. Pomóc. Mogą, bo mieli to ogromne szczęście, że obudzili się dziś rano w swoich ciepłych łóżkach, z dachem nad głową. Czyli mieli dużo więcej niż ci, dla których tu przyszli.

Kiedy pierwszy raz trafiłam na teren firmy Foodmania (dawna firma Limaro), był 6 dzień inwazji Rosji na Ukrainę. Tymon Michalski, koordynator pomocy na Krasickiego, oprowadził mnie po pomieszczeniach, przygotowanych dla uchodźców. Jeden z nich to dom w ogrodzie, otoczony wysokimi, starymi iglakami, który niedawno został pomalowany i wyremontowano w nim łazienki, bo plan zakładał wystawienie go do wynajmu. – Wstrzymamy się z tym na parę tygodni, czy nawet miesięcy, przecież nas to nie zbawi, a wiele osób może tu trochę pomieszkać – tłumaczy Tymon, otwierając kolejne pomieszczenia w domu. Wewnątrz bardzo prosto i surowo – pojedyncze łożka, materace. Ale na nich nowe prześcieradła, kołdry ubrane w nowe, pachnące pościele, ręczniki, zestawy kosmetyków. Drugi budynek, stojący za nim, jest już zamieszkały: od 6 lat mieszka tam Marina, Ukrainka, pracująca w tutejszej firmie. – Tu też przygotowujemy miejsca, pokoje, łóżka, pościele – tłumaczy Tymon. – Mamy jeszcze pomieszczenie biurowe, w którym wystarczy naprawić grzejnik i wejdą kolejne łóżka. Wygodna, duża, ciepła przestrzeń. Jak myślisz, będzie im tu dobrze? – pyta, mam wrażenie, że szukając potwierdzenia w kimś „z zewnątrz”. Kiepsko mi kłamstwa przechodzą przez gardło, więc odpowiadam zgodnie z prawdą, że brakuje tu przytulności. Ale mówię to ja, która właśnie wyszła z własnego domu, wytuliła jak zwykle dzieci przed pójściem do przedszkola, zjadła śniadanie, popiła kawką z ekspresu i wsiadła we własne auto, żeby tu przyjechać. – Myślę, że skoro jest ciepło, dach, łóżko, jedzenie i ciepła woda, to naprawdę bardzo dużo – podkreślam z pełną mocą.

Wracając przez zarośnięty ogród, pełen połamanych gałęzi drzew, rozmawiamy, że dobrze byłoby to ogarnąć. – To jest nic, pokażę Ci gdzie dopiero jest dużo pracy! – mówi i zaprowadza mnie do hali z paczkami, reklamówkami i kartonami. – Ludzie przynoszą nam to wszystko, informacja sama rozeszła się w zaskakującym tempie. Co chwilę ktoś się pojawia i zostawia kolejne rzeczy. To czysta magia, to co się dzieje – dodaje ze szczerym wzruszeniem.

Kiedy wróciłam w to samo miejsce trzy dni później, nie mogłam uwierzyć w ogrom zmian, który tu nastąpił. Ogród wysprzątany do gołej ziemi: połamane drzewa pocięte, wytyczona szeroka ścieżka prowadząca do budynków mieszkalnych. Pytam, kto to posprzątał? – Przyszła grupa Ukraińców, powiedzieli, że mieszkają od paru lat w Polsce i pracują niedaleko i chcieliby jakoś pomóc. Wpadli, posprzątali, zabezpieczyli wszystkie miejsca na tym terenie, które mogłyby być niebezpieczne dla dzieci bawiących się w ogrodzie.

– Marina, Ukrainka, która pracuje i mieszka na miejscu, pomaga tu wszystkim, którzy do nas przyjechali w ostatnich dniach – podkreśla Tymon. – Mamy już 31 osób, jadą kolejne. Dla tych zmęczonych ludzi to ogromna ulga, że jest na miejscu ktoś, z kim mogą porozmawiać w swoim języku, pomóc z pewnymi sprawami, wytłumaczyć, poprowadzić. Złota kobieta!

Kiedy działania firmy Foodmania zaczęły zataczać szersze kręgi, rozdzwoniły się telefony. – Zadzwoniła pani dyrektor z jednej ze szkół podstawowych, że mają ogrom zebranych rzeczy, a nie mają gdzie tego przechowywać czy sortować. Tego samego dnia z tą samą sprawą odezwał się ktoś z Jadłodzielni, bo odbijają się od wszystkich drzwi, nie mogą liczyć na pomoc. Mają ludzi, nie mają na to miejsca. My mieliśmy miejsce, mnóstwo pracy, ale brakowało rąk: mieliśmy wolontariuszki, które siedziały po nocach i sortowały, ale to wciąż za mało. Jadłodzielnia zaczęła zwozić to, co zebrali, do tego znikąd pojawił się Marcin Zawartowski, człowiek – instytucja. Brakuje rąk do pracy? Dobra, już załatwiam. Zaraz kilka osób stało pod wejściem i pytali, co mogą robić. Niesamowite przedsięwzięcie!

Magazyn, który powstał na Krasickiego, stał się społecznym magazynem, realnie wspierającym bieżące potrzeby uchodźców. – Nikt nie przewidział tej wojny miesiąc temu, żeby idealnie odmalować wszystkie ściany i położyć nowe płytki na wejściu, zorganizować magazyn oraz zaplanować punkt po punkcie całe jego funkcjonowanie – podkreśla Tymon.

Twórcą tego miejsca jest mosińska społeczność, to oddolna inicjatywa, z potrzeby serca. Setki cudownych osób, które przyniosły paczki, pomogły sprzątać, poświęciły swój czas, dały serce i pełne zaangażowanie. Przekroczenie progu magazynu powoduje ugięcie się kolan. Ale nie z żalu czy smutku, ale z bijącego z tego miejsca DOBRA.

Ważne: Jeśli przyjąłeś gości z Ukrainy pod swój dach i mają realne potrzeby: kosmetyki, ubrania, produkty gospodarstwa domowego, zabawki dla dzieci, jedzenie: na Facebooku powstała grupa, gdzie codziennie pod postem można zgłaszać takie potrzeby:

MOSINA POMAGA UKRAINIE
https://www.facebook.com/groups/515578183649874

Paczka zostanie przygotowana jeszcze tego samego dnia i wydana przy portierni na ulicy Krasickiego 19 w Mosinie, o godzinie 19.

Dla niekorzystających z Facebooka, zapraszamy do kontaktu telefonicznego – można wysłać SMS, wymieniając potrzeby, np. „kurtka chłopięca rozmiar 146; bluza damska rozmiar M” pod numer:

Marcin Zawartowski: 604 713 507

Tymon Michalski: 511 341 123

Paleta wystawiona na ulicy Krasickiego co chwilę znów się zapełnia nowymi produktami.

Paleta wystawiona na ulicy Krasickiego co chwilę znów się zapełnia nowymi produktami.

Społeczny magazyn na ulicy Krasickiego w Mosinie to efekt współpracy firmy Foodmania, Jadłodzielni, harcerzy, społeczności szkolnych oraz dziesiątek pracujących tu wolontariuszy

Społeczny magazyn na ulicy Krasickiego w Mosinie to efekt współpracy firmy Foodmania, Jadłodzielni, harcerzy, społeczności szkolnych oraz dziesiątek pracujących tu wolontariuszy.

Wszystkie dostarczone ubrania, jeśli nie były dziurawe lub poplamione, zostały posortowane.

Wszystkie dostarczone ubrania, jeśli nie były dziurawe lub poplamione, zostały posortowane.

Buty dziecięce podzielone na rozmiary

Buty dziecięce podzielone na rozmiary

2 pełne kartony gotowych posiłków dla małych dzieci

Dwa pełne kartony gotowych posiłków dla małych dzieci

Pasty do zębów w hurtowych ilościach

Pasty do zębów w hurtowych ilościach

Skomentuj