Sztuka w złocie zaklęta
Kocha swój zawód, jest jedną z nielicznych osób – mistrzów w tym fachu – w Polsce, mieszka w Mosinie i od lat tworzy w niedużym domu z ogrodem, niedaleko centrum miasta. Kiedyś przypadkowo usłyszała o sobie na ulicy: O! Idzie zabytek. Opowiada o tym z humorem. Niewielu z nas wie, że odnowione barokowe wnętrze Kościoła – poznańskiej Fary, zabytku klasy zero – miało swój epizod właśnie w domu artystki, w Mosinie.
Zawód – pozłotnik
– Większość sądzi, że odnawianie złotych elementów zabytków, to po prostu malowanie pędzelkiem, mówi Maria Jaśkiewicz (z.d. Łoza), pozłotnik – tak nazywa się ten zawód.
– Żeby uzyskać taki efekt, jaki dzisiaj możemy podziwiać w Farze, trzeba wykonać 23 czynności. W Farze jest dosyć ciemno, maty w złoceniach giną, bo mat nie świeci, wygląda jak muśnięcie pędzlem. Natomiast złocenia na poler? Wystarczy, żeby gdzieś na kulce załamało się światło – daje to taką siłę wyrazu i ciepło i jasność, rozświetla całe dzieło. Kiedy pracowałam nad tą rzeźbą, wiedziałam, że wieki temu artysta tworzył ją pod złocenie na poler. I kiedy już ją polerowałam i zaczęłam wydobywać z poszczególnych elementów dzieła te bliki, załamania światła… A ile jest kolorów złota! Aż do platyny, dla mnie jest to niesamowite.
Pani Maria odnowiła w Farze barokowe rzeźby – ołtarze Męczenników Jezuickich i św. Rozalii.
Na jak długo złocenie wystarczy?
– Na 100 lat najmniej, a nawet 200. Rzeźby znajdują się wysoko, więc nie są narażone na uszkodzenia mechaniczne, nie ma wpływu czynnik atmosferyczny. Nigdy tak trudnej pracy nie wykonywałam.
Maria Jaśkiewicz była jednym z podwykonawców – w Farze pracowało sześć zespołów konserwatorów, na renowację zaciągnięto ogromny kredyt, całość kosztowała 10 mln zł. Część sfinansowała Unia Europejska. Dzięki oddanej pracy proboszcza i Towarzystwa Przyjaciół Fary w tym roku konserwację zakończono.
– Wczoraj widziałam wnętrze w świetle zachodzącego słońca, dopiero teraz jest efekt, dodano więcej złoceń, Fara robi wielkie wrażenie.
Pani Maria odnowiła także w katedrze poznańskiej nagrobek Górków (7.5 na 4.5 m.) z okresu renesansu.
Zaproszenie do Petersburga
Do konserwacji kopuł barokowej cerkwi Wniebowstąpienia Pańskiego w Petersburgu szukano pozłotników w całej Polsce. Nadeszły wówczas złe czasy dla osób wykonujących ten zawód, po zmianach ustrojowych, już w roku 1990 w Polsce zabrakło dla nich pracy. Nie było nie tylko funduszy, ale i woli zajmowania się zabytkami. Wszystko nagle się skończyło.
– Skrobaliśmy stare okna do szpitali, żeby jakoś przeżyć. Ale na normalne życie pieniędzy nie starczało. I kiedy zaproponowano mi wyjazd do Petersburga i godziwe pieniądze – zdecydowałam się.
Uporządkowała sprawy rodzinne, wzięła na drogę dwa jajka i wsiadła do pociągu.
– Była bieda, jechałam z panem Marianem Drobnym z Warszawy, świetnym i chyba jedynym tak dobrym fachowcem w Polsce. Nikogo oprócz nas nie znaleziono do tej pracy. Złocenie kopuły na dużej wysokości i na wolnym powietrzu, to samo w sobie trudne zadanie. Do tego dochodzi wiedza i fach, złocenie musi być idealne, głównym wrogiem jest tutaj wpływ atmosfery i rdza.
W pociągu okazało się, że do dwóch jajek podczas dwudniowej podróży do Petersburga pozłotnik z Krakowa zaserwował upieczone przez żonę kurczaki, wzmacniając dodatkowo menu odpowiednim, cieszącym się uznaniem „napojem” polskim, dzięki czemu od razu zapanowała rodzinna atmosfera.
Przyjechali do Rosji:
– Wychodzę z dworca i mam przed sobą taki widok: zarośnięta mchem i zielskiem cerkiew. Nagle do drzwi świątyni podchodzi stary człowiek i przybija do nich młotkiem prosty, drewniany – prawosławny krzyż. Była to cerkiew, przerobiona na muzeum jakiegoś komunisty.
Przez następne pół roku uczestniczyłam w przeobrażeniu i odnowie barokowej cerkwi Wniebowstąpienia Pańskiego przy Newskim Prospekcie, byłam świadkiem początków pieriestrojki za rządów Gorbaczowa, co znamienne – kilka miesięcy wcześniej, podczas mojego pobytu w Berlinie runął Mur Berliński. Myślę, że widok cerkwi i krzyża był właśnie symbolem tej zmiany.
Wielka tajemnica
Nasi konserwatorzy podbili serca Rosjan, którzy interesowali się nie tylko odpowiedzialną pracą Polaków, ale także ich wielomiesięcznym życiem poza ojczyzną, starając się umilić im pobyt i okazując wielką sympatię.
– Codziennie rano czekali pod rusztowaniem ze słodyczami i owocami, które zabieraliśmy na górę. W Rosji także zaczynał się czas kartek na żywność i podobnie jak w Polsce mieszkańcy borykali się z problemami.
Marian Drobny pozłotnik starej daty, za to, że przekazał szczegóły tajemnicy zawodu – złocenia zewnętrze – mosiniance, czyli Poznaniowi, spotkał się tu w Polsce z wielką dezaprobatą swojego środowiska.
– Pojechałam do Petersburga także po to, żeby się sprawdzić i oczywiście wiele nauczyć od mistrza Mariana. Miałam ogromną satysfakcję, że mogłam pracować z takim człowiekiem, na naszą pracę nigdy potem nie było reklamacji, minęło 18 lat, przed nami nikt kopuły nie odnawiał, od czasu jej powstania przed 250 laty.
W tym zawodzie, jak w każdym jest taki knyf, jeśli się go nie zna – efektu nie będzie. To właśnie przekazał mi mistrz. Powiedział do mnie tam w Petersburgu: „przekazałem ci wielką tajemnicę”.
W Polsce Maria Jaśkiewicz nie miała jeszcze okazji wykorzystać tej wiedzy.
– Dużo jest u nas złoceń w zabytkowych obiektach, wymagających odnowy.
Zapewne jest i tak, że niewiele osób w Polsce wie, że jest w Mosinie pozłotnik, artystka, która posiada tą cenną, tajemną wiedzę o złoceniach na zewnątrz. Nie zagłębiając się w szczegóły – tajemnic się nie zdradza – można powiedzieć, że ta umiejętność, która jest tak istotna polega na:
– Jest to właściwie kilka rzeczy, ale jedna jest podstawowa, która na początku ma największe znaczenie, wyjaśnia artystka. – Tą tajemnicę przekazuje się z pokolenia na pokolenie. I co jest także bardzo ważne w konserwacji – zawsze należy pracować tymi samymi metodami, jakimi posługiwano się przed wiekami, ta zasada obowiązuje konserwatorów. Owszem są już nowe technologie i wprowadza się je, ale one się nie sprawdzają, tak było w przypadku Fary. Można to robić na nowych elementach, jak w Licheniu, nie na starych. Tajemnica dotyczy starych złoceń zewnętrznych. W Polsce złotem jest pokryta kaplica Zygmuntowska na Wawelu, ale nie wiem, czy wymaga renowacji. Kiedy jeszcze uczyłam się zawodu przygotowywałam do złocenia orła z Ratusza w Poznaniu, jest ogromny, ma ponad dwa i pół metra wysokości, złoconą koronę, dziób i pazury.
– Co w Pani życiu zawodowym i artystycznym było najbardziej znamienne, co Panią najbardziej poruszyło, czy była taka praca – może to jest poznańska Fara, a może było coś, przy czym doznała Pani uczucia … Nie chciałabym banalizować, ale artysta, kiedy tworzy, wie, że to jest to. Przeżycie mistyczne…?
– Jest, jeśli chodzi o Farę było to swoistego rodzaju uwieńczenie moich doświadczeń. Pracy dla Fary towarzyszył niesamowity przypływ energii i siły. Robiłam to całą sobą, jakbym była napędzana z zewnątrz, jakby mi Ktoś pomagał. Był ustalony termin rozbioru rusztowania, kilkakrotnie przesuwany, gdyby te prace nie zostały ukończone bardzo dotkliwe byłyby konsekwencje. Rzeźby były bardzo ciężkie, nie byłoby możliwości zamontowania ich z powrotem na górze, przywieziono je do mnie do Mosiny i tu je odnawiałam.
Mistycznym przeżyciem stały się też wystawy obrazów, do których wykonywałam ramy, był to czas, kiedy czułam, że mi się głowa z pomysłami otwiera i jak gorący strumień wpadają koncepcje, które natychmiast musiałam realizować.
Mosina
Działa tu poczta pantoflowa, artystka nigdzie się nie reklamuje, ludzie nawzajem przekazują sobie informacje. Jest mistrzem w dorabianiu ram do obrazów, luster i odnawianiu starych, projektowaniu wnętrz, renowacji mebli; rzeźbi i maluje. Impresja zawarta w tworzonych przez nią ramach jest przedłużeniem artystycznej wizji twórcy obrazu czy dzieła. Pani Maria tworzy całość w harmonii z wnętrzem, o ile to możliwe, w którym sztuka ostatecznie zagości. Efekt jest fascynujący. Jest oczarowana secesją i impresjonizmem, są to kierunki w sztuce, które właściwie przetwarza.
Równie wymowna jest jej grafika, na jednej, oprawionej w piękną ramkę, zatytułowanej „Źródło” widać dziewczynę pijącą z dłoni wodę, która przelewa jej się, przez ręce kryształowym strumieniem. Temat ten autorka odnosi do siebie, do momentu stworzenia, uważa, że nic nie zdarza się przypadkiem.
-Wszyscy ludzie, których spotykam mają wpływ na to, kim się staję i kim w efekcie jestem. Wracają do mnie, przyprowadzają przyjaciół. Dzielą się pomysłami, oczekiwaniami.
Pracownia mieści się w domu, latem większość prac wykonuje w ogrodzie. Od dwóch lat uczestniczy w wystawie „Szeroko na Wąskiej” w Mosinie, którą Andrzej Kasprzyk (MOK) nazwał „Złoto inaczej”; 14 września br. dzieła Marii Jaśkiewicz będzie można oglądać na wystawie z okazji 80 – lecia Kościoła p.w. NMP w Puszczykowie.
Elżbieta Bylczyńska
„Kochana Mario!
Moje serce wdzięczne Ci jest za to, że jest coś w nas, co łączy nasze dusze barwą myśli, muzyką słowa, oprawą, w której współczesny człowiek nie zawsze chce zająć swoje miejsce…” (Joanna Olejniczak).
Mistrz pozłotnik (zawód zanikający w Polsce i Europie), którym jest mosinianka Maria Jaśkiewicz zaoferowała również swój udział. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, ile dzieło zyskuje we właściwej oprawie. Pani Maria jest w tym doskonała. W lokalnym środowisku znana jest ze swoich umiejętności odnawiania wnętrz i mebli, pięknie rzeźbi, maluje i rysuje. Jest też mistrzem w dorabianiu i odnawianiu starych ram do obrazów i luster. W latach 90. ub. stulecia zaproszono ją do Petersburga, (razem z mistrzem pozłotnikiem z Krakowa – Marianem Drobnym) do odnowienia i konserwacji kopuły cerkwi Wniebowstąpienia Pańskiego przy Newskim Prospekcie, z okresu baroku. Od czasu powstania cerkwi przed 250 laty nikt kopuły nie odnawiał. Polscy pozłotnicy zrobili to jako pierwsi. Pani Maria odrestaurowała też m. in. barokowe rzeźby poznańskiej Fary, odnowiła boczne ołtarze bazyliki w Świętej Lipce – zabytek klasy zerowej.
Tagi: Andrzej Kasprzyk