Nowy Tiguan Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Marta Mrowińska | wtorek, 9 paź, 2018 |

„Śpiewanie daje radość i energię” – o pasji, która trwa całe życie

W najbliższą sobotę, 13 października br., w Mosińskim Ośrodku Kultury odbędzie się uroczysty koncert z okazji 170-lecia proklamacji Rzeczypospolitej Mosińskiej. Wystąpi Mosiński Chór Kościelny pw. Świętej Cecylii oraz Orkiestra Dęta im. hm. Antoniego Jerzaka. Tymczasem zapraszamy do lektury rozmowy z Prezes Mosińskiego Chóru Kościelnego pw. Świętej Cecylii, Bronisławą Dawidziuk, która obchodzi w tym roku 35-lecie swojej służby i kierowania zespołem.

Postanawiam zapytać panią Prezes o podsumowanie tych wielu lat pracy – kiedy się spotykamy, siadam przed kobietą pełną pasji, energii i radości, która wspomina chóralne wydarzenia wywołując we mnie wzruszenie, szacunek i podziw.

M.M.: Serdecznie gratuluję jubileuszu – trzydzieści pięć lat to wiele pracy i zasług.

B.D.: Muszę przyznać, że moi śpiewacy mnie zaskoczyli – nie wiedziałam, że coś na tę okazję przygotowują. Rzeczywiście, jubileusz wypada we wrześniu. Zamówili Mszę Świętą, zaprosili ks. Majkę – z reguły dwa razy w miesiącu śpiewamy na Mszy więc myślałam, że będzie to taka normalna Msza, okazała się jednak bardzo uroczysta :)

Mosiński Chór Kościelny pw. Świętej Cecylii podczas uroczystej Mszy św. z okazji jubileuszu p. Bronisławy Dawidziuk

podczas uroczystej Mszy św. z okazji jubileuszu p. Bronisławy Dawidziuk

M.M.: Jak wyglądały Pani początki – czy śpiewa Pani od zawsze?

B.D.: Śpiewam właściwie całe życie – moi rodzice śpiewali w chórze i zabierali mnie ze sobą, a już od szkoły podstawowej grałam w zespole muzycznym, który prowadził w Mosinie pan profesor Antonii Nadolny. Potem równocześnie chodziłam do technikum ekonomicznego i kończyłam klasę śpiewu w szkole muzycznej. Śpiewałam w Mosinie w zespole NONA, razem z siostrą Barbarą i Andrzejem Kasprzykiem, a mój mąż prowadził ten zespół. I tak całe życie muzyka mi towarzyszy. Dobre podstawy dał nam prof. Nadolny, bardzo dużo osób, które uczyły się u niego, ma cały czas styczność z muzyką – na przykład pan Tadeusz Matusiak prezes Mosińskiej Orkiestry, Wojtek Gielnik – skrzypek, Włodek Gabrielski… Na początku uczyliśmy się indywidualnie gry na instrumentach, a potem zostaliśmy połączeni w zespół. Wtedy dużo jeździliśmy z koncertami, nie tylko do okolicznych miejscowości, ale i tych bardziej oddalonych, do Słupska, Wrześni… Potem, oprócz grania na instrumentach, zaczęliśmy też śpiewać – to był właśnie czas mojej podstawówki i pierwsze „złapanie bakcyla”.

M.M.: Kiedy zaczęła Pani śpiewać w chórze?

B.D.: Zespół NONA trwał piętnaście lat. Pewnego razu namówiono mnie, żebym przyszła na próbę chóru i zaczął się kolejny etap mojego śpiewania. Kiedy obejmowałam prezesurę, byliśmy w dość trudnym momencie, mieliśmy wtedy wciąż problemy z dyrygentami – zostawali nimi studenci Akademii Muzycznej, którzy byli z nami przez rok, dwa, czasem trzy lata, po czym odchodzili. Szukanie kolejnych było trudne, ale mieliśmy szczęście – naszym dyrygentem był Jan Sołtysiak, który później był przez wiele lat dyrektorem Szkoły Muzycznej w Zielonej Górze – śpiewaliśmy na jego dyplomie w Akademii Muzycznej. Następnie wspaniale grający na organach Mirek Szarek – później przez wiele lat grał w Kanadzie. Kolejnym dyrygentem był Jacek Pawełczak, przez lata dyrektor artystyczny Operetki Poznańskiej i Lipskiej. Prowadzący obecnie zespół Leszek Marciniak przez dwa lata był naszym dyrygentem – wtedy jako student. Pewnego razu Jacek Pawełczak skierował do mnie pana Janusza Walczaka, który śpiewał w chórze Politechniki Poznańskiej i pan Janusz Walczak został z nami przez dwadzieścia lat – wprowadził dużo nowych utworów, a dodatkowo był też przewodnikiem turystycznym, więc przy okazji wyjazdów sporo zwiedzaliśmy. Po jego odejściu mieliśmy pana Michała Grzybulskiego, śpiewaliśmy na jego dyplomie w Auli Nowej Akademii Muzycznej – w tej chwili gra na ul. Kościelnej w Poznaniu. Nadszedł moment kolejnych poszukiwań dyrygenta – zadzwoniłam do Leszka Marciniaka z prośbą o pomoc. Obiecał się zastanowić, a po kilku dniach zadzwonił z pytaniem: „A gdybym to był ja…?” I tak jest z nami do dzisiaj.

p. Bronisława Dawidziuk w dniu uroczystości jubileuszowych

p. Bronisława Dawidziuk w dniu uroczystości jubileuszowych

M.M.: Które wydarzenia z tych trzydziestu pięciu lat szczególnie zapadły Pani w pamięć, były wyjątkowe, ważne?

B.D.: Sporo jest takich momentów. Pamiętam, jak śpiewaliśmy w Poznaniu podczas wizyty Jana Pawła II – było to dla mnie niesamowite przeżycie, śpiewaliśmy pośród dwóch tysięcy osób, chórem dyrygował ksiądz Bernard i pan Stuligrosz. Leszek Marciniak był wówczas z nami jako student, śpiewał wtedy u pana Stuligrosza, a my byliśmy bardzo dobrze przygotowani, bo znał p. Stuligrosza i jego sposób dyrygowania. Był to piękny występ.

Innym niesamowitym przeżyciem, którego nie potrafię wytłumaczyć po ludzku, był moment, kiedy połączone chóry śpiewały „Alleluja” Haendla. Jest to piękny, lecz naprawdę trudny utwór. Wszyscy patrzyliśmy wtedy na przejeżdżającego papieża, nie skupiając się na dyrygencie (on zresztą też patrzył na Ojca Świętego), a ja do dzisiaj nie wiem, jak to wszystko się nie posypało :)

Wspominamy wiele niesamowitych wyjazdów – koncert w domu Szopena w Żelazowej Woli i śpiewanie w podziemnej kaplicy w klasztorze pocysterskim w Lądzie, z którego wywodziło się kilku papieży. Śpiewaliśmy też w Koszalinie podczas wizyty Ojca Świętego, jako jedyny chór spoza tej okolicy. Pamiętam, że zapowiadali wtedy ładną pogodę, ale zrobiło się zimno, w przeddzień występu lało na próbie, wszyscy strasznie zmarzliśmy. Tymczasem podczas wjazdu papieża i samej Mszy wyszło słońce! Tego dnia wieczorem śpiewaliśmy też na Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Chorałowej i Polifonicznej, co było niespodzianką dla reszty chórzystów – zajęliśmy wtedy pierwsze miejsce w chórach amatorskich. Śpiewaliśmy też w Gostyniu na koronacji cudownego obrazu, koronacji dokonywał kardynał Wojtyła. Pamiętam, jak po koronacji grał z naszymi chłopakami w piłkę. To było w czerwcu, a w październiku został wybrany papieżem – to też było niesamowite…

Śpiew w połączonych chórach na Ogólnopolskim Zlocie Chórów i Orkiestr w Licheniu – śpiewało nas 3500 chórzystów i 1500 instrumentalistów…

Szczególnych momentów jest całe mnóstwo. Przez lata wytworzyły się między nami głębokie więzi, jesteśmy sobie bardzo bliscy. W chórze śpiewali moi rodzice, obydwie siostry, dwóch synów. Do tej pory jest u nas sporo członków rodzin – w tej jednej, dużej, chóralnej rodzinie są jeszcze mniejsze rodziny :)

podziękowanie z okazji jubileuszu (Bronisławie Dawidziuk)

podziękowanie z okazji jubileuszu

M.M.: Co Pani daje śpiewanie?

B.D.: Podczas śpiewania wytwarzają się endorfiny, daje ono ogromną satysfakcję. Ja jestem w tym całe swoje życie – jak mówiłam, nasi mężowie grali w tym samym zespole, co ja z siostrą. Wspólne śpiewanie i granie łączy, jednoczy, daje wrażliwość w stosunku do innych ludzi – przez tyle lat śpiewania nie wyobrażam sobie, żeby się z kimkolwiek kłócić. Samo śpiewanie, nie tylko w czasie koncertów, ale różnych spotkań, daje też dużo radości i energii.

M.M.: Czy każdy może nauczyć się śpiewać?

B.D.: Jeżeli ma się słuch, resztę można wypracować. Trzeba jednak pracy, co innego bowiem jest śpiewać solowo, a inaczej w chórze, trzeba umieć wtopić się w chór. My ćwiczymy na próbach i co roku na warsztatach śpiewaczych w Sarbinowie – zaczęło się w 2000 roku, teraz jeździmy już z rodzinami, wypoczywamy, a jednocześnie codziennie mamy próby.

M.M.: Jakie ma Pani plany, marzenia?

B.D.: Moim marzeniem jest, żeby pojechać na warsztaty śpiewacze do Zakopanego. Kocham góry, z mężem często tam jeździmy, naszym zdaniem najpiękniej jest tam pod koniec września, kiedy góry są pięknie ubarwione, a jeszcze można wyjść wysoko, bo warunki są zazwyczaj dobre. Marzą mi się zatem warsztaty śpiewacze w Tatrach – one mają w sobie majestat, kocham te góry najbardziej. A drugim marzeniem jest, by więcej ludzi dołączyło do naszego chóru, zwłaszcza młodych.

M.M.: Życzę zatem spełnienia wszelkich marzeń, nieustannej pasji i energii – i bardzo dziękuję za rozmowę.

(Żegnam się i wychodzę – mimo wieczornej pory i całodziennego natłoku obowiązków, jakoś nie czuję zmęczenia, za to napełnia mnie radość i podziw dla pasji, miłości do śpiewu, muzyki i życia. Pani Bronisława zaprasza w odwiedziny zimową porą, kiedy świat wokół pokryty jest śnieżną szatą – postanawiam koniecznie tu wrócić. To dobre miejsce i niesamowita osoba).

zaproszenie na uroczysty koncert

(zdjęcia pochodzą z archiwum B. Dawidziuk)

Skomentuj