Salon VW Berdychowski Osa Nieruchomości Mosina - działki, mieszkania, domy Wiosenny repertuar trendów w Starym Browarze
Elżbieta Bylczyńska | piątek, 1 lis, 2013 | komentarze 4

To my jesteśmy tymi żywymi kamieniami

Z Puszczykowem związany jest od 44 lat. Kilka lat jednak, w ciągu swojego tutaj życia spędził między innymi w Rzymie. Pięknych lat, które na zawsze wpisują się w historię świata i służbę największemu Polakowi – bł. Janowi Pawłowi II…

Jest to historia nigdzie jeszcze nie publikowana, z wyjątkiem kilku wywiadów i dokumentów filmowych, w których brat Marian Markiewicz brał udział razem z ks. Stanisławem Dziwiszem (obecnie kardynałem). Opowieść brata Mariana ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego w Puszczykowie drukujemy na łamach naszej gazety w odcinkach.

Cz. VII


Poprzednie części:

Zakopane

W środę rano, 4 czerwca 1997 roku brat Marian wraz z innymi osobami obsługującymi papieską pielgrzymkę spakowali bagaże Ojca Świętego i ruszyli do Zakopanego. Podróż była daleka, wiodła okrężną drogą przez Konin, Rawę Mazowiecką, Piotrków, Sulejów, Kielce, Kraków.

– Bliżej by było przez Kalisz i Częstochowę, ale do tych miast właśnie udawał się Ojciec Święty. Do Zakopanego dojechaliśmy około godz. 18. Bagaże rozpakowaliśmy w Księżówce, szczęśliwi, że spędzimy tam aż trzy dni. Jan Paweł II przyleciał ok. godz. 20 helikopterem razem ze swoim orszakiem. Z lądowiska przyjechał samochodem do Księżówki.

Przy powitaniu Ojciec Święty jak zwykle wypatrzył brata Mariana i „trzepnął” go lekko po ramieniu, przypominając wszystkim, że jest on tym winowajcą, który go zawiózł na Konklawe i zostawił.

„W Wadowicach, w rodzinnym mieście Papieża rozświetlono wszystkie ulice i krzyże na kościołach. Helikopter z Janem Pawłem II lecący z Częstochowy zatoczył duże koło nad lasem ludzkich rąk wyciągniętych w Wadowicach w stronę Papieża i odleciał dalej w kierunku Tatr.

Na Podhalu górale rozpalili watry, ludzie wyczekiwali Papieża na stokach gór, przed domami i kościołami. Po przyjeździe Ojca Świętego do Zakopanego na zakończenie dnia górale śpiewali Ojcu Świętemu: „Szczęśliwa godzina Jan Paweł II jest z nami, w Ojczyźnie pod Tatrami”.

W czwartek, 5 czerwca Papież nie miał wystąpień publicznych i dla orszaku papieskiego przewidziano wycieczkę, opowiada brat Marian.

Ojciec Święty wypoczywał w górach, gdzie poleciał śmigłowcem, po południu samochodem pojechał nad Morskie Oko.

– Następnego dnia, w piątek przed godz. 9 wyjechaliśmy z kolumną papieską z Księżówki do kościoła Św. Krzyża, na spotkanie Ojca Świętego z ludźmi chorymi, opowiada brat Marian. –  Potem w kolumnie pojechaliśmy na Wielką Krokiew. O godz. 10 rozpoczęła się Msza św., podczas której Papież ogłosił błogosławionymi matkę Bernardę Marię Jabłońską i matkę Marię Karłowską. Wspaniały i bardzo wzruszający był hołd górali, kapele góralskie pięknie przygrywały. W tym dniu przypadało święto Najświętszego Serca Jezusowego, dlatego do Serca Jezusowego miało odbyć się nabożeństwo. W pewnej chwili okazało się, że zapomniano o klęczniku dla Ojca Świętego. Żeby ratować sytuację jeden z pracowników BOR polecił przywieźć klęcznik z kościoła Świętego Krzyża. Klęcznik ustawiono, a proboszcz parafii tego kościoła popatrzył zdziwiony, nie mając pojęcia, że to z jego kościoła i powiedział: „O, kto to mnie podpatrzył i zrobił taki sam, jak mój klęcznik?”.

Jan Paweł II

Jan Paweł II

To my jesteśmy tymi żywymi kamieniami

W sobotę rano Papież udał się do kościoła Niepokalanego Serca Jezusowego na Krzeptówkach, odprawił tam Mszę św. i konsekrował sanktuarium wybudowane przez górali jako wotum wdzięczności Matce Bożej Fatimskiej za uratowanie życia w zamachu 13 maja 1981 roku.

„Kościół to nie tylko budynek sakralny, mówił Papież. – Pan Jezus mówił do Piotra, że zbuduje go na skale… Wy drodzy, jesteście cząstką tego Kościoła, zbudowanego na skale, na Piotrze. Wasze sanktuarium na Krzeptówkach, które dzisiaj jest poświęcone Bogu ma służyć wspólnocie…To budowla z kamieni, ale żywych, to my jesteśmy tymi żywymi kamieniami, a jej kamieniem węgielnym jest Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały…

Piękno tych wszystkich podhalańskich świątyń oddaje całe to piękno tatrzańskiego krajobrazu, o czym świadczą słowa Wincentego Pola, wypisane na Krzyżu w Dolinie Kościeliskiej: Nic nad Boga.”.

„Cała Polska była zachwycona pięknem, jakie nadali liturgii górale. Podhalanie złożyli Janowi Pawłowi II uroczysty hołd. – Na was zawsze można liczyć – skomentował papież. Kończąc mszę św. Jan Paweł II mówił: – Trzeba, ażeby cała Polska, od Bałtyku aż po Tatry, patrząc w stronę krzyża na Giewoncie, słyszała i powtarzała: Sursum corda – W górę serca!

Po południu Jan Paweł II odwiedził pustelnię brata Alberta na Kalatówkach, a także wjechał kolejką linową na Kasprowy Wierch”.

– Papież nawiedził jeszcze kościół Św. Rodziny, gdzie czekały na niego dzieci pierwszokomunijne i katecheci. Proboszcz parafii poczęstował Ojca Świętego i cały orszak obiadem, po którym wróciliśmy na Księżówkę.

Późnym popołudniem pojechaliśmy do Ludźmierza – najstarszej osady na Podhalu, nad Czarnym Dunajcem, gdzie Papież przewodniczył modlitwie różańcowej i wygłosił przemówienie. Potem Ojciec Święty udał się na lotnisko, skąd helikopterem odleciał do Krakowa. Około godz. 19 helikopter wylądował na terenie byłych zakładów „Solvay”, gdzie Karol Wojtyła pracował w czasie II Wojny Światowej jako robotnik. Stamtąd samochodem panoramicznym udał się do pobliskiego sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Tam najpierw modlił się długo przy grobie błogosławionej siostry Faustyny, a następnie spotkał się z siostrami ze zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, do którego przez 13 lat należała s. Faustyna. Papież oglądał także makietę mającej powstać bazyliki Miłosierdzia Bożego i poświęcił kamień węgielny pod budowę tej świątyni. W czasie podróży z Łagiewnik do Pałacu Arcybiskupów przy Franciszkańskiej Papieża pozdrawiały tysiące ludzi czekających na trasie przejazdu.

siostry

siostry

8 czerwca, w niedzielę Papież spotkał się rano z premierem Polski, a 0 godz. 10.30 udaliśmy się na Błonia Krakowskie, na Mszę św. kanonizacyjną błogosławionej Jadwigi.

Była to data historyczna dla Kościoła polskiego. Ojciec Święty ogłosił świętość jadwigi, królowej Polski, Rusi i Litwy. „Umiłowana przez naród cały, ty, która stoisz u początku czasów jagiellońskich (…) Gaude Mater Polonia! – mówił papież. Dla Jana Pawła II była to uroczystość, która „dopełnia millenium chrztu Polski”.

– W czasie Mszy św. kanonizacyjnej znowu dostąpiłem szczęścia przyjęcia Komunii św. z rąk Papieża. Po Mszy razem z moim bratem Włodkiem i siostrami karmelitankami z Oświęcimia mogliśmy podejść do Jana Pawła II.

Obiad spożyto w rezydencji arcybiskupiej i po krótkim odpoczynku Ojciec Święty udał się samochodem panoramicznym do kościoła św. Anny na spotkanie z okazji 600 –lecia Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Uchwycił go Bóg

W poniedziałek, 9 czerwca o godz. 8 Ojciec Święty udał się do Katedry Wawelskiej, gdzie celebrował Mszę św. z kardynałami A. Sodano i F. Macharskim w krypcie. W tym samym miejscu, przed 50 laty ks. Karol Wojtyła odprawił swoją Mszę ś. prymicyjną. Po śniadaniu w domu kanoników, gdzie Papież mieszkał przez 9 lat jako biskup pomocniczy Krakowa, udał się na cmentarz Rakowicki, na grób swoich rodziców i brata. Z cmentarza pojechał do Kliniki Kardiochirurgicznej, aby ją poświęcić i spotkać się z pacjentami i dobroczyńcami szpitala. Potem nawiedził jeszcze kościół św. Jadwigi i pozdrowił zebranych tam pielgrzymów.

My w tym czasie spakowaliśmy bagaże i udaliśmy się z kolumną BOR do Dukli, aby przygotować bazę noclegową. Ojciec Święty zamieszkał w klasztorze Ojców Bernardynów, orszak papieski w klasztorze Ojców Michaelitów, w Miejscu Piastowym. Po przybyciu do Dukli Ojciec Święty pomodlił się przy grobie błogosławionego Jana z Dukli, którego nazajutrz miał ogłosić świętym, po czym udał się na kolację i nocleg do klasztoru.

Niespodzianką było nawiedzenie przez Jana Pawła II Miejsca Piastowego i modlitwa przy grobie sługi bożego – ks. Bronisława Markiewicza, a także wspólna fotografia z jego duchowymi córkami i synami. O wizytę tą poprosił ks. biskup Jan Chrapek, pochodzący z tej rodziny zakonnej.

Ostatniego dnia pielgrzymki, 10 czerwca 1997 roku Ojciec Święty udał się do Krosna na Mszę św. Kanonizacyjną, aby ogłosić świętym Jana z Dukli.

„Jakże bliski wydaje się nam błogosławiony Jan w tej świątyni, w której przechowuje się jego relikwie! Bardzo chciałem tu przybyć, aby w ciszy klasztoru wsłuchać się w głos jego serca i wspólnie z wami wgłębić się w tajemnicę jego życia i świętości. A było to życie całkowicie oddane Bogu. Zaczęło się w pobliskiej pustelni. To właśnie tam, wśród ciszy i duchowej walki uchwycił go Bóg i tak już pozostali razem do końca”, mówił Papież.

W homilii przemawiał także do rolników:

Twórzcie kulturę wsi, której obok nowych wymiarów, jakie niosą czasy, pozostanie jak u dobrego gospodarza, miejsce na rzeczy dawne, uświęcone tradycją, potwierdzone przez prawdę wieków”.

Ze wzruszenia głos mu się łamał: „Moje lata pobytu w Rzymie nie wygasiły we mnie miłości do tej ziemi. Z całego serca błogosławię”.

My w tym czasie pakowaliśmy bagaże i prezenty, i z kolumną BOR pojechaliśmy na lotnisko w Balicach. Załadowaliśmy rzeczy Ojca Świętego i orszaku, a te, które nie zmieściły się do samolotu zabezpieczyliśmy, miały być później wysłane do Watykanu drogą lądową, razem z papieskim samochodem „papamoblie”. Z Krosna ojciec Święty z orszakiem przyleciał na lotnisko w Balicach helikopterem. Podczas ceremonii pożegnalnej przemawiał prezydent Aleksander Kwaśniewski i prymas Polski Józef Glemp. Potem podchodzili pożegnać się biskupi, premier, członkowie rządu, a także grupa osób obsługujących pielgrzymkę, w której i ja byłem. O godz. 18.30 Ojciec Święty jako ostatni wszedł do samolotu, błogosławiąc jeszcze raz zebranych i maszyna ruszyła na pas startowy, a po chwili wystartowała do Rzymu. Staliśmy na lotnisku do czasu, aż samolot przekroczy granicę państwa. Kiedy to nastąpiło, szef BOR z ulgą powiedział: – No, i tym razem udało się. Chodziło o to, że udało się zapewnić Ojcu Świętemu bezpieczeństwo.

papamobile

papamobile

Utrudzony, ale szczęśliwy wracałem przez Gniezno do Warszawy, razem z ceremoniarzem z Gniezna, ks. Stefańskim i siostrami z sekretariatu Episkopatu Polski.

Pozostałe części:

Wysłuchała i spisała Elżbieta Bylczyńska

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Puszczykowo, Wywiad, reportaż

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Wasze komentarze (4)

  • Małgosia
    niedziela, 3 lis, 2013, 20:54:04 |

    Wspomnienia piękne i równie pięknie spisane.
    Mimo upływu lat, tęskno mi za Naszym Papieżem…

  • zenek z profila
    sobota, 31 paź, 2015, 20:27:11 |

    Oczywiście,że pamiętam te wydarzenia z transmisji telewizyjnych i relacji radiowych których słuchałem w czasie pracy bo miałem taką możliwość.Z bratem Marianem miałem styczność w Puszczykowie i pamiętam go jako potężnego chłopa, przerastającego o głowę wszystkich braci.Był gorący letni dzień i wybraliśmy się razem z przełożonym Władysławem Hołubem nad pobliskie jezioro.Poustawialiśmy krzesła na platformie konnej i powoził brat Stanisław Pizoń.W domu generalnym został tylko jakiś nowicjusz ,przybyły może dwa dni przed tą wyprawą, miał pilnować obejście.Oczywiście zabraliśmy dmuchane paterace i wielką dentkę, chyba od jakiegoś ciągnika.Nad jeziorem, wziąłem dentkę i zaczęłem na niej pływać ale brat Marjan akurat miał taki sam zamiar i ostro zarządał żeby oddać mi ją.Jakoś nie mieściło mi się w głowie że można tak sobie ni z tego ni z owego wysówać wobec mnie takie żądanie, więc je zignorowałem.No i wtedy przewielebny brat Marian puścił się w pogoń za mną usiłując postawić na swoim.Oczywiście że nie uległem przemocy i z trudem wybroniłem się kopiąc nogami wodę i wszysko co usiłowało mię zatrzymać.Postanowiłem wdrapać się na tą dentkę i widziałem z oddali jak brat Hołub wstał , przypatrując się czy nie tonę.Opłynąłem jeziorko i wruciwszy chciałem oddać dentkę bratu Marianu ale on za nic nie chciał jej przyjąć.Tak sem myślem że był zbyt dumny żeby ją przyjąć z mojej woli a nie ze swego zaboru.Po powrocie do zgromadzenia okazało się że nowicjusza nie było a wraz z nim znikł świąteczny habit brata Petrygi, wiszący na wieszaku przy wejściu do kaplicy, w który wielebny brat Petryga Przebierał się , wracając z karmienia świnek i udawał się na modlitwę do kaplicy.Może starczy tych wypominek na dzień dzisiejszy s poważaniem.

  • Gość
    poniedziałek, 2 lis, 2015, 12:18:28 |

    Miałeś szczenście że ta dentka ci nie penkła. Wypominki odczytuje się na cmentarzu.

  • Gość
    poniedziałek, 2 lis, 2015, 13:28:34 |

    zenku Dobrze że ta dentka nie penkła, a wypominki to na cmentarzu.

Skomentuj