Protest na mosińskim targowisku – c.d.
Sprzedaż terenów rekreacji nad Wartą. Rozmowa z radnymi opozycji – Janem Marciniakiem i Piotrem Wilanowskim.
Protest przeciwko sprzedaży terenów rekreacji nad Wartą
E. Bylczyńska: – Co Panowie chcecie osiągnąć przez ten protest?
J. Marciniak: – Zgodnie z ustawą o gospodarce nieruchomościami burmistrz ma prawo odwołać przetarg, jeżeli są ku temu pewne przesłanki. Może się tu wypowiedzieć kolega Wilanowski, który jest przyrodnikiem, jaka to jest bezcenna wartość, tereny nad Wartą. Nie tylko dla wędkarzy, ale dla wszystkich mieszkańców. Przeznaczenie tego terenu na pole golfowe, czy coś innego nie związanego z przyrodą jest zbrodnią na tej przyrodzie.
– Jakie są argumenty przeciwko sprzedaży tego terenu?
P. Wilanowski: – Pozostawienie tego terenu w rękach gminy to gwarancja, że nie zmieni on swojego charakteru. A charakter jest absolutnie wyjątkowy, co docenione zostało choćby przez to, że wchodzi w zakres Rogalińskiego Parku Narodowego. Są tam siedliska ptaków a walory krajobrazowe są nie do przecenienia. Jeżeli sprzedajemy, to liczymy się z tym, że nastąpią zmiany, bo jeżeli ktoś wyda półtora miliona złotych, to po pierwsze będzie się sam czuł właścicielem, a po drugie, najistotniejsze jest to, że będzie chciał zmienić ten obszar w jakiś sposób. Podejrzewamy, że będzie to pole golfowe, a jeżeli tak, to niesie ze sobą szereg zagrożeń istotnych i dla ujęcia wody, i dla rejonu. Zmieni te siedliska nieodwracalnie. Chronione zbiorniki wody ulegną degradacji, są zresztą wskazane jako źródło zasilania wody dla tego pola golfowego. Sam zakres prac potrzebny do wykonania pola, zbieranie dużych warstw ziemi, wprowadzenie kolejnych warstw drenowałoby przyrodę a ptaki uciekłyby bezpowrotnie. Tam gniazdują kanie czarne, żurawie, kania ruda, w pobliżu jest gniazdo orła bielika, bezcenne dla nas. Musimy to chronić.
– Ale jest jeszcze druga, ekonomiczna strona medalu, mianowicie to, że na samorządy w Polsce została scedowana całkowita odpowiedzialność finansowa za dany region i trudno się dziwić włodarzom, że szukają pieniędzy wszędzie. To jest taka sytuacja, gdzie burmistrzowie na siłę szukają możliwości sprzedaży terenów, żeby móc wybrnąć z kłopotów i realizować inwestycje, których oczekują mieszkańcy.
P. Wilanowski: – Potraktowanie tego obszaru jako atrakcji turystycznej może przynieść budżetowi gminy korzyści.
– Bez inwestycji nic się nie zwróci. Nie mówię tylko o naszej gminie, ale o sytuacji w kraju, która zmusza do rabunku poszczególne samorządy. Bo, jeżeli zostały one pozostawione same sobie, gdzieś muszą szukać wyjścia. Jest to zamykanie szkół w Polsce, to jest bezprecedensowa sprzedaż w naszych dziejach majątku państwa, np. stoczni.
P. Wilanowski: – Ale z drugiej strony, my jako Koalicja Samorządowa wskazaliśmy do aktualnego budżetu ileś tam poprawek, które miały dać sumę oszczędności około 1,6 miliona zł. Można było poszukać tych pieniędzy.
M. Marciniak: – Powiem tak, nasz budżet gminny jest bardzo duży, wynosi 80 milionów złotych. To są bardzo duże pieniądze. Ale budżetu w jednym roku nie da się zmienić. Jest to praca, która musiałby się rozłożyć na kilka lat. Ani jedna poprawka z naszej strony do budżetu nie przeszła, nawet najmniejsza, która dawała oszczędności rzędu 500 zł nie zyskała poparcia. Ten milion sześćset chcieliśmy przeznaczyć na rozpoczęcie rozbudowy szkoły podstawowej na ul. Krasickiego. Można było znaleźć oszczędności na coś, co jest rozsądne, a więc poprawienie bazy oświaty, tam, gdzie należy oraz na drogi. Odpowiadając na Pani pytanie, że wszystkie samorządy są w takiej samej sytuacji. Każdy samorząd powinien być dokładnie prześwietlony, czy pieniądze wydaje rozsądnie. I w Mosinie my staramy się to czynić od lat.
– Nie możecie Państwo usiąść przy jednym stole, dogadać się i powiedzieć: ratujmy naszą gminę?…
JM: Nie możemy…
… Zostawić te wszystkie spory, nieprzyjaźń i razem ratować sytuację? Z pewnością obróciłoby się to na wielką korzyść i dla radnych, i dla władz, i dla mieszkańców. Byłby to zysk polityczny i ekonomiczny, bo z pewnością mieszkańcy przyjęliby to z dużo większą aprobatą. Zamiast niesnasek, które ciągle między Wami występują. Powinien usiąść Pan z burmistrzem przy jednym stole, bo nie ma wyjścia, bo kraj jest w takiej sytuacji, że trzeba to zrobić. Zawiesić topór wojenny na przykład na pół roku i zobaczyć, co z tego wyjdzie.
JM – To są święte słowa. My od lat tego chcemy. Był jeden z budżetów, bodajże w roku 2008 i komisja finansowa pod moim przewodnictwem chciała spotkać się z panią burmistrz i porozmawiać na temat propozycji tej komisji. Na wzór okrągłego stołu. Pani burmistrz przyszła i na samym początku powiedziała jednoznacznie, że na propozycje komisji nie zgadza się.
– Bardzo duża jest w Was niechęć od lat i rzeczywiście trudno ją będzie przełamać. Za dużo jest wzajemnych pretensji. Ale gmina jest warta tego, żeby walczyć o zgodę.
JM – Ja jako przedstawiciel Koalicji Samorządowej mogę zrobić krok w tył i może ktoś inny od nas mógłby być oddelegowany do rozmowy z panią burmistrz. Niekoniecznie muszę to być ja.
– Żeby nie było sytuacji, że Pan i Pani burmistrz muszą siedzieć naprzeciw siebie?
JM – Tak jest. Z naszej strony mogłaby to być Małgorzata Kaptur, czy Piotr Wilanowski. I proszę bardzo siadajmy do mediacji.
– Trzymam Was za słowo, że będziecie Państwo współpracować.
JM – Będziemy wdzięczni, bo każdy z nas ma na uwadze dobro państwa, czy dobro swojej gminy, ale to dobro pojmuje zupełnie inaczej. O czym my mówimy? Czy nie mówimy właśnie o tym? Co można byłoby zaoszczędzić w tym 80 milionowym budżecie i przeznaczyć to na drogi. Byłoby miło, żeby gazety się porozumiały i pisały o sprawach potrzebnych gminie.
– Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła pośredniczyć w czymś, co przyniesie dobre rzeczy dla mieszkańców, spójne i mądre działanie, i zakończy niepotrzebną szarpaninę.
JM – Zgadzam się. Ustawodawca i parlament ustanawiają prawa, natomiast te prawa powinny być realizowane naprawdę z głową.
P. Wilanowski: Te prawa nie zmuszają do rabunku, ten rabunek może się odbywać przy użyciu niezdrowego prawa, ale nie musi.
JM – Na przykład Czapury i łącznik.
– Czy to były korupcyjne działania?
JM – Nikt tego nie mówi, natomiast sprawa jest grubymi nićmi szyta.
PW – Teren budowlany został wystawiony za cenę niższą niż ten zalewowy nad Wartą, którego teraz bronimy.
JM – Nie mówimy o żadnej korupcji. W listopadzie 2009 roku, kiedy studium było po konsultacji została ta działka wystawiona na sprzedaż. Na początku 2010 r. komisje Rady podjęły dyskusję na temat opinii o studium, generalnie była ona pozytywna. To jest tak malutka działeczka na mapach, że trudno nam było dostrzec jakieś niecne działania. Studium było uchwalone 25 lutego, przetarg musi być ogłoszony 30 dni przed datą. A więc jak był przetarg 10 marca, 15 dni po uchwalonym studium, to był ogłoszony przed uchwaleniem studium. Wtedy burmistrz ogłosiła przetarg wiedząc, że za kilka dni studium będzie uchwalone. Teren ten po pierwsze nie powinien być sprzedany jako łącznik ekologiczny. Startowali dwaj przedsiębiorcy – panowie Pyżalski i Nudwa, o tym donosi Głos Wielkopolski. Ten drugi twierdzi, ze dostał informacje z urzędu, że będzie tam można budować. Ale nie mógł dać więcej niż Pyżalski, czyli 90 tys. zł. Byłaby to znacznie wyższa cena, gdyby grunt był budowlany. I jak studium zostało uchwalone to pan Pyżalski złożył wniosek do gminy o warunki zabudowy i gmina wydała pozytywne warunki zabudowy. W studium ten grunt już nie był łącznikiem ani pastwiskami tylko gruntem budowlanym. To pozwoliło Family House budować domy. My nie jesteśmy przeciwko panom Pyżalskim, deweloperom, niech wszyscy inwestują. Ale nie może się to odbywać w sposób brutalny i niekorzystny dla gminy. Do tej straty ktoś dopuścił. Nawet, jeśli byli to urzędnicy, to przecież burmistrz dokumenty podpisuje. Jeżeli ktoś celowo działał w interesie dewelopera, to powinny być wyciągnięte konsekwencje. Złożymy wniosek do Rady o wprowadzenie projektu uchwały, która spowoduje, że to Rada będzie miała większy wpływ, jeżeli chodzi o zbywanie mienia publicznego. Nie mamy tej kontroli od roku 2011, kiedy Rada podjęła uchwałę, że decyzje podejmuje burmistrz.
Tagi: afera, gmina Mosina, Jan Marciniak, protest, Rogaliński Park Krajobrazowy, władze Mosiny
Wasze komentarze (7)
Inwestycja odwołana – nie będzie pola golfowego.
Teraz pora na lamenty, że na zachodzie się buduje a u nas nie.
Nie trzeba za punkt odniesienia brać zachodu – wystarczy popatrzeć na sąsiednie gminy. Prowadzi to do smutnej refleksji, że w ostatnich latach nie powstał u nas ani jeden obiekt, który zwracałby uwagę przyjezdnego. Nie powstał wyczekiwany przez mieszkańców basen. Obiecana przed wyborami „Czerwonka” jako lek na złagodzenie dolegliwości komunikacyjnych jest ciągle w powijakach – nawet nie wytyczono jej przebiegu, a gdzie sprawa wykupów. To są sprawy zdecydowanie ważniejsze niż budowa prywatnego pola golfowego na obszarze chronionym.
Ratujmy naszą gminę? A przed czym? Przecież wszystko gra, jest świetnie. Jest nadwyżka budżetowa, prowadzone są inwestycje, to słowa pani bur. Zofii Springer.
Ojojoj. Jasiu schodzi na psy, skoro udziela wywiadów w tej gazecie.
A co, ma udzielać wywiadów tylko w takich gazetach jakie lubi? Bardzo byłoby to wtedy obiektywne…
Manipulacją jest cały ten protest. Bardzo celnie zauważyła ten hipokrytyzm jedna z komentujących na stronie czasmosiny:
iza_82 // 18/09/2015 at 13:30 //
Podczas protestu zorganizowanego przez wędkarzy (ale czy, aby na pewno) przeciwko sprzedaży 40 hektarów zalewowych terenów nad Wartą Jan Marciniak dumnie występował przed kamerą TVP skandując dobitnie, że to bezcenny obszar, który kategorycznie nie może zostać sprzedany. Oczywiście w swoich wypowiedziach jest też zdecydowanym przeciwnikiem powstania tam pola golfowego. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że owe 40 hektarów łąk to najcenniejszy kawałek Mosiny, który perfidna władza chce oddać za grosze jakiemuś rozkapryszonemu milionerowi, który ogrodzi wszystko 3. metrowym, nie lepiej 4. metrowym betonowym płotem i nie dopuści tam nikogo.
Krótką pamięć ma nasz przyjaciel wędkarzy. Oj krótką. Kiedy sam zasiadał w Zarządzie Gminy na amatorów golfa patrzył zgoła inaczej. W latach 90. kiedy dzisiejszy opozycjonista sam był u władzy terenem interesowała się grupa osób, która chciała urządzić tam…., no właśnie pole golfowe. I cóż na to nasz dzisiejszy miłośnik przyrody i wróg golfa – zapewne protestował, zniechęcał, skoro dzisiaj tak żarliwie to czyni. Nic bardziej mylnego. Wtedy był temu bardzo przychylny. Nie widział też nic złego, kiedy w poprzednim Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Gminy Mosina, jako potencjalne przeznaczenie tego jakże cennego terenu zalewowego zapisano … pole golfowe, na dodatek nie na 40 hektarach a na 60. Nie wnioskował o zmianę tego zapisu, nie składał petycji…
Teraz, kiedy Gmina wystawiła działkę na sprzedaż, na kilka dni przed przetargiem
J. Marciniak i opozycja doznała olśnienia –„ Staniemy murem za tymi łąkami, zmienimy studium nie damy, nie damy, nie damy…”
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że opozycja obudziła się dosłownie kilka dni przed przetargiem. Zapis w Studium, że może tam być pole golfowe znajdował się już przecież od kilkunastu lat. Także w dokumencie uchwalonym w 2010 r. znajduje się informacja o możliwości realizacji tam pola golfowego. Czy przez ten czas „obrońcy nadwarciańskich łąk” zrobili coś, aby go zmienić? Nic.
We wrześniu ubiegłego roku informacja o chęci sprzedaży tej działki znalazła się w tzw. wykazie nieruchomości przeznaczonych do sprzedaży. Dokument ten jest ogólnie dostępny i podany został do publicznej wiadomości. Jednak przez ponad 4 miesiące nikt z opozycji się nim nie interesował. Dopiero kilka dni przed przetargiem. Przypadek? Wątpię. Wygląda to na świadome działanie. Wyczekanie do ostatniego momentu, aby z dramatyczną miną obwieścić światu niecne zamiary władzy. Gdzie pan był panie Marciniak przez te 4 miesiące, że nie zauważył pan przygotowań do przetargu?
Sześciu radnych opozycji to jednak za mało, aby „nakręcić” prawdziwy protest. Gdyby zaczęli zbierać podpisy ludzie, mogliby wziąć ich za oszołomów i omijać szerokim łukiem. I tu kolejny przebłysk geniuszu – wciągamy w to wędkarzy. Przecież to ich najlepsze łowiska, na pewno złapiemy ich na ten haczyk. Ale o tym, że samemu kilkanaście lat temu było się zwolennikiem pola golfowego: sza, nikomu ani słowa. To, że wiedzieliśmy o sprawie od 4 miesięcy też lepiej przemilczmy. Mniej wiesz, spokojniej śpisz.
Rozporządzenie Dyrektora RZGW z sierpnia 2012 r. nie pozwala na taką działalność na tym terenie.