„Zwykłe to zdarzenie może odmienić cały świat” – o „Szeroko na Wąskiej” nieco inaczej
Trzynasta edycja „Szeroko na Wąskiej” za nami. Ponad stu artystów z wielu dziedzin przybyło 30 lipca br. do Mosiny, by dzielić się swoją pasją. Mosiński Ośrodek Kultury oraz Mosińskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe po raz kolejny zorganizowały wspaniałą imprezę, która z pewnością na długo pozostanie w pamięci zarówno odwiedzających, jak i wystawców. W tym roku tematem przewodnim było „Artystyczne okno”. Na stoiskach można było podziwiać różnorodne interpretacje tego hasła, dosłowne i – o co również chodziło organizatorom – pokazujące różnorodne spojrzenie na świat, przeniesienie w nieco inną rzeczywistość.
Spacerując między stoiskami spotkałam mnóstwo ludzi, przed moimi oczami pojawiło się wiele twarzy, uśmiechów, ciepłych spojrzeń. Dziś, kiedy myślę o tej imprezie nie mogę oprzeć się refleksji, że dla mnie „artystycznym oknem” na świat stali się właśnie LUDZIE. To oni sprawili, ze czas spędzony na Wąskiej był pełen pięknych chwil i ogromnych wzruszeń. To ludzie codziennie zmieniają mój świat na jeszcze piękniejszy. I choć czasem „jedyny raz na Ziemi na jedną chwilę, ty i ja odnajdujemy się”, to jednak „zwykłe to zdarzenie może odmienić cały świat”. Dziś czuję ogromną wdzięczność za te spotkania. Nie sposób wymienić wszystkich, którzy pojawili się w moim „oknie” na Wąskiej. Pozwalam sobie jednak na kilka wspomnień… niech będzie to zamiast „zwykłej” relacji.
„Gdzie ci mężczyźni prawdziwi tacy?”
Oczywiście – na Wąskiej! Kiedy przychodzę na Wąską, jest jeszcze wcześnie, trwają jednak ostatnie przygotowania do rozpoczęcia imprezy. Powitanie przez pana Andrzeja jest absolutnie wyjątkowe, pełne serdeczności, z lawiną miłych słów i komplementów. Czuję się zaszczycona – szanuję go za wieloletnią pracę na rzecz kultury, ogromne zaangażowanie, podziwiam jego konferansjerkę i uwielbiam poczucie humoru. Wrażliwość, delikatność, ciepło idzie u niego w parze ze stanowczością, zdecydowaniem i dystansem właściwym profesjonalistom. Do tego dla mnie to prawdziwy dżentelmen. Cudowny początek dnia!
„To, że Ciebie nie ma, tego nie oznacza”
Witam się z panią Olą. Uwielbiam ciepło jej spojrzenia, uśmiech i głos, który zawsze działa na mnie kojąco. W jej obecności czuję, że i moje serce łagodnieje, a oczy patrzą na świat z większą życzliwością – z przyjemnością przysiadam się do stolika. Pani Ola częstuje mnie mrożoną kawą z termosu – czego można chcieć więcej w upalny dzień? Stoisko przykuwa moją uwagę prostotą i wyrazistością. Na niewielkim stoliku ułożone są kołatki, pozostałe wiszą na małej ściance obok. Kołatki nęcą różnorodnymi kształtami, ciekawią swoją historią. Przez lata gromadził je pan Henryk, mąż pani Oli – numizmatyk, kolekcjoner, w szczególności monet, ale również wielu innych świadectw historii. Przyglądam się szczególnie największej z nich, wyeksponowanej na dużych, białych drzwiach. Przypominam sobie opowieść pani Oli: ta kołatka została zakupiona do kolekcji już po śmierci jej męża. „Heniutek by ją brał” – tak syn rozwiał wszelkie wątpliwości dotyczące słuszności zakupu. Największe wzruszenie wywołuje jednak leżący na stoliku kapelusz – „Mąż był zawsze na Wąskiej w tym kapeluszu. To tak, jakby był z nami teraz” – mówi pani Ola, a ja wiem i czuję, że on JEST tutaj, na swoim miejscu, wśród kołatek, monet i innych kolekcji. Przez chwilę siedzę na dawnym miejscu pana Henryka – kiedy to do mnie dociera, czuję wielkie wzruszenie i jestem niemal pewna, że właśnie w tym momencie się do nas uśmiecha.
„Anioły nie zawsze są białe”
Słońce przygrzewa coraz mocniej. Zaczynam marzyć o chłodnej kąpieli w jeziorze, gdy nagle z tłumu wyłania się Zosia. Burza rudych loków wokół drobnej twarzy, energiczne ruchy i czerwone obcasy – patrzę na nie z podziwem (ja biegam w wytartych tenisówkach, w tym upale nie włożyłabym innego obuwia – chyba, że klapki, ale w tym gorzej się biega ;)). Zosia organizuje grę detektywistyczną związaną tematycznie z jedną z jej najnowszych książek – wokół niej gromadzi się spora gromadka dzieci, które przez następne dwie godziny poruszają się według otrzymanych wskazówek, odwiedzają wybrane stoiska, wykonują różne zadania po to, by na końcu odnaleźć Proklamację Rzeczypospolitej Mosińskiej. Zosia ma dużo spokoju i energii jednocześnie, co powoduje, że zajęcia (jak każde spotkanie z nią) nabierają zarówno tempa jak i szczególnego, właściwego tylko Zosi smaczku. Śledzę ich przez chwilę, po czym odrywają mnie inne osoby, tematy, stoiska. Jednak za każdym razem, kiedy spotykam Zosię, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pod sukienką ma schowane anielskie skrzydła… Zresztą, aniołów na Wąskiej było dużo więcej i wcale nie mam na myśli tych drewnianych, malowanych czy ulepionych z masy solnej. Zobaczyłam Basię – piękną dziewczynę o długich, rudych włosach, jasnej cerze, śmiałym spojrzeniu i czarującym uśmiechu, którym obdarowywała każdego, kto podszedł do jej stoiska. Za każdym razem, kiedy tamtędy przechodziłam, widziałam radosne i nieco figlarne iskierki w jej oczach. Przypomina mi się fragment wiersza: „Anioły nie zawsze są białe, choć zawsze zsyła je niebo; niektóre mają czerwone sukienki (…) spokojne twarze i błyszczące oczy okalają rude warkocze” – i wszelkie wątpliwości na temat obecności aniołów na Wąskiej zostają rozwiane na zawsze.
„Żaden horyzont nie jest tak daleko, żeby nie można było go przekroczyć”
W wąskim zaułku nagle zauważam znajome ilustracje – zatrzymując wzrok na nich po chwili dostrzegam Roberta i Joachima, są ze swoimi „Podróżami do granic”. Cieszę się na ich widok, bo to zwiastuje kolejną niesamowitą opowieść, przygodę, inspirację. Kiedy dowiaduję się, że zjawili się na Wąskiej w ostatniej chwili i że swoją wystawę przywieźli na… taczce, wcale mnie to nie dziwi. Przecież u nich nie może być szablonowo :) Dla mnie ich pomysły i działania są niczym nie ograniczone, a przeczytana książka przypomina mi zawsze, zwłaszcza w trudnych momentach, że po dojściu do jednej granicy otwierają się kolejne możliwości, które są impulsem do pójścia dalej – do następnych granic… i tak bez końca. Odchodzę z ich stoiska i już planuję kolejną, własną wyprawę, czując cudowny przypływ energii i dobrego nastroju.
„W mojej głowie gra symfonia”
Upał coraz bardziej daje mi się we znaki. Intensywnie już myślę o jeziorze, gdy na koniec pojawia się prawdziwa perełka. Na scenie występuje Stowarzyszenie Muzyczne Orkiestra Dęta im. hm. Antoniego Jerzaka w Mosinie. Nagle przybywa mi sił – uwielbiam orkiestry, a tę w szczególności za pasję, którą widać już pa pierwszy rzut oka, charyzmę kapelmistrza i wspaniałą muzykę. Ich występ to dla mnie za każdym razem wielka przyjemność i prawdziwa – nie tylko muzyczna – uczta. Wspominam własne doświadczenia z orkiestry i to, jak wówczas zachwycało mnie poczucie jedności, możliwość tworzenia całości z wielu różnych elementów (instrumentów). Wracam do domu, a w uszach wciąż mi brzmi „Zacznij od Bacha”, które orkiestra wykonała po raz pierwszy właśnie na Wąskiej. Czuję niezwykłą lekkość, radość, wkrada się nawet wzruszenie. Cieszę się, że mieszkam w Mosinie. I że mamy tu swoją Wąską z jej zaczarowanym, niesamowitym klimatem i cudownymi ludźmi.
Wykorzystane cytaty pochodzą z:
Anna Maria Jopek – „A gdyby”
Domowe Melodie – „Tato”, „Ścisz to”
Edyta Kulczak – „Anioły nie zawsze są białe”
Danuta Rinn – „Gdzie ci mężczyźni”
Tagi: Andrzej Kasprzyk, gmina Mosina, Mosińska Orkiestra Dęta, Mosiński Ośrodek Kultury, Szeroko na Wąskiej, Zofia Staniszewska
Wasze komentarze (5)
Niesamowite, świetna relacja!
Nieszablonowy, pozytywny i ciekawy artykuł.. Majstersztyk :) Dzięki takim relacjom można poznać prawdziwy klimat imprezy SNW.
Znakomity materiał, świetne oddanie nastrojów panujących na Wąskiej tego dnia.
Potwierdzam te wszystkie ciepłe zdania choćby dlatego, że spędziłem ponad 6 godzin na Wąskiej głównie na zajmujących rozmowach z cudownymi ludźmi oddanymi do reszty życiowym pasjom.
Artykuł o ludziach z pasją napisany… z pasją :)
Nigdy tam nie byłem,ale dzieki artykułowi poczułem się jakbym był stałym bywalcem. Dziekuję za piękny artykuł