Nowa moda i idea Zero waste
Nadeszła nowa moda! Twórcy mosińskiej Jadłodzielni, Joanna i Marcin Niemczewscy przekonywali na spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki do idei Zero waste, czyli ratowania żywości i rzeczy przed zmarnowaniem, a tym samym do ograniczenia zaśmiecania planety.
Niby wszyscy wiemy, że (mikro)plastik jest szkodliwy, wyrzucanie żywności jest passé, że lepiej naprawić starą rzecz, niż kupować nową, że wypada się dzielić dobrami, ale byliśmy pod wrażeniem, że ten styl życia (przynajmniej częściowo) można realnie wcielić w życie. I skutecznie zarażać nim innych!
I rzeczywiście, okazuje się, że pokazywanie się w Mosinie z plastikową torbą na zakupach jest obciachem! To dzięki uporowi i zawziętości Joanny i Marcina oraz całej rzeszy wolontariuszy, którzy skupiają się wokół Jadłodzielni, w szeregu sklepów można wziąć za darmo torbę-bumerang (szytą ze starych materiałów). Kiedy trzy miesiące temu startował w Mosinie foodsharing (z ang. dzielenie się żywnością – przyp. red.), trzymaliśmy kciuki za pomysł, ale byliśmy sceptyczni.
Czy uda się na Zielonym Rynku utrzymać pełną lodówkę, czy znajdą się chętni do korzystania z niej, dzielenia się jedzeniem, kto uchroni regał z książkami i lodówkę przed dewastacją? Okazało się, że po początkowych perturbacjach wszystko działa sprawnie, a jedyna interwencja straży miejskiej dotyczyła przypadku odłączenia kabla z prądem w celu naładowania telefonu. A miejscowi panowie z sąsiednich ławeczek, którzy samoistnie obsadzili się w roli odpowiedzialnych „Strażników lodówki„, nie tylko nie robią bałaganu w Jadłodzielni, ale pilnują, żeby żywność nie znikała hurtowo, no bo w końcu kto by nie chciał poczęstować się golonką weselną. A wiadomo, że takie okazje będą się trafiać tylko wtedy, gdy lodówka na Zielonym Rynku będzie porządnie utrzymana.
Byliśmy pod wrażeniem skuteczności działania twórców Jadłodzielni i przebojowości w uzyskiwaniu licznych pozwoleń i nawiązywaniu relacji społecznych. A także tego, w jaki sposób inicjatywa foodsharingu pączkuje i przybiera nowe kształty.
Od 1 października PKP zgodziło się na przeniesienie książkodzielni na okres zimowy do holu w poczekalni dworcowej. Panie ogrodniczki chcą dzielić się sadzonkami kwiatów. A „Biblioteka rzeczy„, czyli bezpłatna wypożyczalnia sprzętów rzadko używanych to melodia być może niedalekiej przyszłości.
W planach są łąki kwietne, karton na zużyte baterie, kiermasz z ciuchami…
W imieniu Jadłodzielni zapraszamy do dzielenia się jedzeniem, książkami i pomysłami. Żeby lepiej nam się żyło, żeby z naszej pięknej planety mogły korzystać nasze dzieci i wnuki. Można kręcić nosem, że te działania mają ograniczony zasięg i że i tak nic już nas nie uratuje przed nadciągającą katastrofą klimatyczną, ale można zakasać rękawy i działać! Jak Joanna i Marcin.
Zofia Staniszewska
Tagi: Jadłodzielnia, pomoc
Wasze komentarze (9)
Ile razy nie byłem na Zielonym Rynku tyle razy lodówka była zawsze pusta, dlatego nie rozumiem tej ułudy sukcesu. Pomysł z dzieleniem się żywnością jest kompletnym niewypałem, który teraz próbuje się rozmyć z innymi inicjatywami typu ekologia. Największym problemem Polski jest jakość powietrza – jesteśmy jednymi z największych „producentów” CO2 na świecie. Wystarczy wjechać do Mosiny i od razu czuje się swąd spalenizny – nic w tym dziwnego skoro duża część radnych też bazuje na kopciuchach i pali czym popadnie…
Polaku Mały – nie rozumiem Twojego „bólu d…y”. Oni przynajmniej probują coś robić, a Ty?
Mały porównuje dwie różne w sprawy nie proponując nic konkretnego.
To może włoży coś do lodówki dla biednego i powie,który konkretny radny pali czym popadnie!
Nie zaproponuje, nie włoży czegoś do lodówki i nie powie, który radny truje środowisko – a to dlatego, że to nie ma sensu.
Zostawianie jedzenia w lodówce nie rozwiąże problemu marnowania żywności, budzi wątpliwości higieniczne i ten „ubogi” odbiorca jest bardzo wątpliwy. Swoją drogą instytucją odpowiedzialną za wspomaganie ubogich jest MOPS i tam też powinna być lokowana ta inicjatywa.
A z radnymi to trudno mi uwierzyć, że odpowiednie służby zareagują prawidłowo, kontrolując kogoś kto ma wpływ na jego zatrudnienie. Wystarczy się przejść ulicami i delektować wyziewami z kominów. Z drugiej strony ciekaw jestem ilu z radnych uczestniczących w komisji ochrony środowiska rzeczywiście korzysta z ekologicznych źródeł grzania i segreguje śmieci – może warto zrobić ankietę zamiast pytać o banały…
Krytykować jest bardzo łatwo, ale zaproponować jakieś rozwiązanie już trudniej. Tutaj są osoby, które próbują coś zrobić. I to zawsze lepiej niż siedzieć i nic nie robić bo się nie da, bo źle etc
Ja osobiście tez jestem przeciwny tej „-dzielni”, bo o ile sama idea jest ok jeśli chodzi o żywność, to dokładanie reszty tworzy tam miejsce do pozbywania się śmieci z domu. Np. ostatnio widziałem podręczniki do obsługi Windows95. Ciekaw jestem czy ktokolwiek coś takiego potrzebuje lub używa. Jestem bardziej niż pewien że nie.
Jednak nie zgodzę się że dzielenie się niepotrzebną żywnością jest złe. Jednak w tym małym zakresie rozwiązuje problem marnowania żywności, która normalnie wylądowała by w koszu a tak ma szanse na zaspokojenie czyichś potrzeb. Nawet jeśli mieli to by być menele znad kanału. I za to należy się pochwała. Poza tym ta inicjatywa nie jest skierowana wprost dla beneficjentów MOPSu…
Przy okazji inicjatywy „zero waste” warto poruszyć temat Mosinskiej komisji zajmującej się przyznawaniem dofinansowania w temacie wymiany pieców – to co się dzieje w UM to jakaś parodia – komisja będzie ale nikt nie wie kiedy, co i jak – żeby dostać dofinansowanie musisz zakupić piec dopiero po decyzji komisji – o której nikt nic nie wie – jakaś kpina. Pan Mieloch jak zwykle skupił się na prowadzeniu działań pozornych
Dziękujemy za komentarze – te pozytywne i te negatywne, gdyż cały czas się uczymy. Nie będziemy przekonywać do idei (którą nie jest pomoc potrzebującym a ratowanie jedzenia przed zmarnowaniem i dawanie przedmiotom drugiego życia). To korzystający decydują o jej znaczeniu… Podzielimy się za to liczbami po 100 dniach działania: ponad 3000 kg uratowanego jedzenia, ponad 2000 książek u nowych właścicieli, ponad 1000 przedmiotów w nowych domach (zamiast na śmietniku), ponad 400 toreb wielorazowych zamiast pewnie tysiąca foliówek!
Obawiam się, że jeśli mowa o zielonym rynku to chyba kogoś tutaj wyobraźnia poniosła – 30 kilogramów dziennie jedzenia z pustej lodówki? 3 tony jedzenia w 100 dni – absurd… A co Państwo zrobiliście z żywnością, która nie znalazła chętnego – czy została legalnie zutylizowana?
20 książek dziennie? bardzo wątpliwe bo nie zauważyłem rotacji tytułów – z drugiej strony to by oznaczało, że regał z fotografii każdego dnia powinien być prawie pusty a tak się nie działo. Każdy może sobie napisać taką statystykę niczym nie popartą.