W antrejce na ryczce…
Na październikowym DKK w mosińskiej bibliotece nie mogło być inaczej! Spotkanie musiało zacząć się od świętowania Literackiej Nagrody Nobla, od wspomnień i anegdot związanych z panią Olgą Tokarczuk. Publikujemy również oryginalny tekst uczestniczki spotkania, Pani Wandy Bech pt. „Język naszych przodków„, spisany gwarą. Zapraszamy do komentowania, oczywiście …gwarą poznańską. :-)
W Mosinie już dwa spotkania były przeznaczone na omówienie twórczości naszej noblistki – opowiadania oraz ekologiczny thriller „Prowadź swój pług przez kości umarłych„. Z laureatką spotkaliśmy się także podczas Festiwalu Góry Literatury, którego pomysłodawcą jest Tokarczuk.
W ubiegłym roku zrobiliśmy spore zamieszanie, bo mocną grupą 16 osób przyjechaliśmy na kilka dni do Nowej Rudy. Potem przyszedł czas na poznańską gwarę. Niektóre z nas czuły się jak ryba w wodzie: były Łejery, „Blubry Starego Marycha„, wiersze („Murzynek Bambo„), piosenki, własne opowiadania napisane w gwarze i konkurs na części ciała po poznańsku :-).
Czy pamiętamy jeszcze, gdzie mamy giry, purzytki, glacę, klukę i szwaje? Dziękujemy Lucynie za świetny pomysł spotkania z gwarą :)
Zofia Staniszewska
Na koniec publikujemy oryginalny tekst uczestniczki spotkania, Pani Wandy Bech pt. „Język naszych przodków”, spisany gwarą wielkopolską, jaką pamięta z dzieciństwa.
Język naszych przodków
Jo żym sa styndy z Mosiny. Od zawdy.
Nie wiycie wiaruchna kiej to? A kole Poznania co to w nim bambry i szczuny z Łazarza rojbrujom.
W ty Mosinie jest cołkiem dobrze. Kole mojej chałupy rosną chójki.
Mom kejtra ino muszę uwożać coby nie wloz do antrejki bo zapląto się zawdy w lojfer i może wychlusnąć wodę z wymborka, tego co stoi na ryczce, albo stetrać co inszego.
Roz kiej jachałam chelom bez radlonki, po pyrki na to pole co na nim stoi wielgachno leżołka, to zapomłam zawrzeć uliczkę.
Nie wziynam ze sobom haczki, coby tych pyrków nahakać to się cofłam do dom a zaś poszłam do składu po ogórki coby je zakisić w mlostku co mom go zawdy w sklepie.
Wziynam se do tytki redyski, świyntojanki i drzyzgowki.
Kole tego pola rosnom tyż glubki i smrodziny to rychtyk tyle ile mi trzeba.
Zimom to se lubialamsiednąć kole angielki, szyć spódniki i kabotki, sztrykować albo heklować.
Czasem coś stetrałam ale zawdy mogłam spruć.
Podobał się tekst? Zachęcamy do komentowania. Oczywiście – gwarą poznańską! :-)
Tagi: Biblioteka, Dyskusyjny Klub Książki, Mosińska Biblioteka Publiczna, Zofia Staniszewska
Wasze komentarze (9)
Czołem wiaruchna kochana! :-)
To dali mi do roboty.
Najsłynniejsza poznańska rymowanka:
W antrejce na ryczce
Stały pyry w tytce,
Przyszła niuda, spucła pyry
A w wymborku umyła giry.
Ekłam do Gazyty, a tu fifny kawołek. Jape rozdziawilam i chejbłam sie na tyn wpis :)
Gwara poznańska jest cudowna!!!!
Gideja, raszpla, plyndze, bana, glazejki, drynda itd itd
Brzmi niewiarygodnie
Jaczka, gilejza, flepy, fyrtel, wyćpić, korbol, badejki
Ja pamiętam z dzieciństwa: kejter, ostrzytko, wiara, giry… :)Potem człowiek jechał w Polskę i dziwił się, że wszyscy wiedzieli, że z Poznania przyjechał :)
Oszczytko :-)
Wuchta wiary idzie na blaukę, aby zjeść ślepe ryby i pyry z gzikiem, a na deser sznekę