Wojtek Pierzchalski | poniedziałek, 16 lis, 2020 | komentarzy 5

Czy zdrowy tryb życia wystarczy, by uporać się z pandemią?

14 listopada na terenie gminy Mosina odnotowanych było 595 aktywnych przypadków zakażenia koronawirusem. To szósty wynik na 18 gmin w powiecie poznańskim. O podejściu mosińskich władz do pandemii, jak i funkcjonowaniu służb, a w szczególności straży pożarnej, obszernie rozmawialiśmy z komendantem OSP w Mosinie, Michałem Kołodziejczakiem.

Balansująca na krawędzi wydolności służba zdrowia sama wymaga pilnej pomocy, a rząd i specjaliści rekomendują pracę zdalną i ograniczanie przemieszczania się. Tymczasem burmistrz Przemysław Mieloch na sesji Rady Miejskiej w swoim wystąpieniu mówi „niektóre urzędy prawie w całości udają się na pracę zdalną, my tego nie będziemy robili, będziemy pracowali ograniczając jak się da możliwość zarażenia”. Dodaje także, że „maski, które zakrywają szczelnie usta i nos powodują niedotlenienie organizmu i kolejne problemy. (…) Minister Szumowski w swojej spontanicznej, czyli prawdziwej wypowiedzi, powiedział, że maski tak naprawdę nic nie dają”.

O to, jak sobie radzi z pandemią mosiński samorząd i służby porozmawialiśmy z Michałem Kołodziejczakiem. Strażakiem jest od lat osiemdziesiątych, od samego początku samorządu – komendantem mosińskiej OSP. Od wielu lat doradza samorządom w obszarze bezpieczeństwa publicznego, a jednostka w Mosinie cieszy się bardzo dobrą renomą. Zapraszamy na obszerną rozmowę.

Na wiosnę byliście bardzo mocno widoczni na terenie gminy dezynfekując miejsca publiczne. Dlaczego obecnie nie podejmuje się takich działań, oczekiwanych przez mieszkańców szczególnie w obecnej chwili?

Michał Kołodziejczak: Należy jednoznacznie stwierdzić że Ochotnicza Straż Pożarna jest jedynie narzędziem do realizacji określonych czynności. Odpowiadamy na wezwanie Państwowej Straży Pożarnej oraz prośbę o pomoc ze strony samorządu. Co z tym związane, jeśli nie ma takiego zapotrzebowania ze strony władz gminy, sami nie możemy podejmować takich działań. To burmistrz odpowiada za bezpieczeństwo mieszkańców i on określa zakres realizowanych zadań. Pozostajemy natomiast w stałej gotowości, posiadamy gotowy do użycia sprzęt i środki dezynfekcyjne.

Od 9 października do 16 listopada w gminnych placówkach oświatowych odnotowano 33 incydenty związane z potwierdzeniem lub podejrzeniem zakażenia koronawirusem wśród uczniów, nauczycieli i pracowników. Ile razy OSP dezynfekowała szkoły w tym czasie?

MK: W tym okresie burmistrz zwrócił się do nas 7 razy o dezynfekcję placówek oświatowych, w tym 2 przypadki dotyczyły tego samego obiektu. Należy jednak podkreślić, że w większości przypadków mówimy jedynie o dezynfekcji wskazanych pomieszczeń. Cały obiekt zdezynfekowaliśmy tylko raz, Szkołę Podstawową przy ul. Sowinieckiej, 9 października.

Pojawiają się nieoficjalne informacje, że niektóre szkoły dezynfekują klasy na własną rękę.

MK: Znamy przypadek że Szkoła ma np. własny ozonator. Problem w tym, że nie ma do niego miernika, by mierzyć poziom wytworzonego ozonu. Nie jesteśmy również pewni, czy osoby go obsługujące potrafią właściwie obliczyć dawkę dezynfekcyjną. Nazywamy to dezynfekcją duszy: osoby odpowiedzialne żyją w przekonaniu, że coś robią dla zaspokojenia własnego sumienia. To nie znaczy, że ma to wpływ na ograniczenie rozwoju epidemii. Tu niestety wymagana jest wiedza i specjalistyczny sprzęt. Taką ma straż albo wyspecjalizowana firma dezynfekcyjna.

Zakażenia odnotowano także w Zakładzie Usług Komunalnych, który nadzoruje przewóz osób. Czy dezynfekowaliście gminne autobusy?

MK: Nie, nie było takiej prośby. Ozonujemy natomiast na bieżąco w razie potrzeby nasze pojazdy, radiowozy policyjne i straży miejskiej, karetkę pogotowia stacjonującą w Ludwikowie, choć tu pogotowie od jakiegoś czasu wypracowało własne procedury dezynfekcji oparte o własne zasoby.

Jakie macie doświadczenie w takich działaniach?

MK: Straż pożarna ma w swoich obowiązkach realizację zadań związanych z zagrożeniami chemicznymi czy biologicznymi od wielu lat. Z kombinezonami, maseczkami, dezynfekcją, dekontaminacją mamy do czynienia zawsze. Również w związku z realizacją zadań z zakresu Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy. Choroby zakaźne są nie od dziś i musimy chronić ratowników przed nimi od zawsze. Każdy strażak w jednostce Krajowego Systemu Ratowniczo Gaśniczego musi mieć podstawową wiedzę z tego zakresu.

Korzystamy również z wiedzy specjalistów. Mamy w jednostce technika dezynfekcji po szkole kierunkowej ze wszystkimi certyfikatami. Mój odpowiednik w Państwowej Straży Pożarnej w Mosinie przez 25 lat pracował w jednostce chemicznej. To bardzo doświadczony dowódca plutonu chemicznego z wyspecjalizowanym laboratorium. To powoduje, że tam gdzie my przeprowadzaliśmy dezynfekcję, jestem pewny, że została ona zrobiona zgodnie ze sztuką. Jednak ponownie podkreślam, że realizujemy jedynie te wezwania, które zleci nam burmistrz lub jego służby.

Wspomniałeś, że macie gotowy sprzęt do dezynfekcji i środki. Jak duży jest wasz „arsenał” do dezynfekcji? Na jak długo by tego wystarczyło?

MK: Pandemia to poważne wyzwanie logistyczne. Przede wszystkim musimy dysponować odpowiednią ilością i jakością środków ochrony indywidualnej strażaków, które zapewnią im bezpieczeństwo, które jest najważniejsze. Po to mamy profesjonalne maseczki, kombinezony, gogle, rękawiczki, środki dezynfekcyjne, czy maski z filtrami do środowiska ozonu.

Co do samej dezynfekcji, możemy ją wykonywać kilkoma metodami. Te różnią się zarówno pod względem techniki, jak i zastosowanych środków. Od oprysku, przez zamgławianie, ozonowanie, na fumigacji kończąc, gdzie nośnikiem środka dezynfekcyjnego jest dym. Są to metody bardzo skuteczne i dostosowujemy je do zadania, jakie otrzymujemy. W obiektach szkolnych głównie wykorzystujemy dwa profesjonalne ozonatory wraz z dodatkowymi wentylatorami oraz sprzętem pomiarowym. Gdy kubatura obiektu jest naprawdę duża, korzystamy z urządzenia do fumigacji. Posiadamy obecnie ilość środka, która wystarczy na kilka tygodni i w razie potrzeby go uzupełniamy.

Straż pożarna jest jedną ze strategicznych formacji. Wyobrażam sobie, że gdyby wykryto przypadek zakażenia wśród was, mogłoby to skutkować paraliżem jednostki, a co za tym idzie, mniejszym bezpieczeństwem mieszkańców. Jakie działania podejmujecie, by zminimalizować ryzyko zakażenia?

MK: Mamy bardzo wysokie normy sanitarne. Na bieżąco śledzimy informacje naukowe o sposobie rozprzestrzeniania się wirusa oraz metodach jego dezynfekcji. Od pierwszych dni izolujemy się również wzajemnie, ograniczając kontakty między sobą. W wielu miejscach służymy również tą wiedzą, która oczywiście się zmienia z czasem jak naukowcy coraz bardziej poznają wirusa. Dziś mówi się nie tylko o kropelkowej formie rozprzestrzeniania, ale również aerozolowej. Publikowane są nowe badania, które również świadczą o znacznie dłuższym okresie przetrwania wirusa na różnych powierzchniach i w innych temperaturach. Co z tym związane, trzeba do tego dostosowywać sposoby działania. Niestety w wielu miejscach podchodzi się do tego trochę pobłażliwie. W straży natomiast od samego początku istnieją jednoznaczne wytyczne i procedury.

Opowiadasz o bardzo wysokich normach sanitarnych, które stosujecie jako strażacy, by zminimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa w jednostce. Izolujecie się między sobą i z sąsiadami z Państwowej Straży Pożarnej. Tymczasem burmistrz na sesji Rady Miejskiej 3 listopada zapowiada, że Urząd będzie pracował normalnie i przywołuje wypowiedzi, w myśl których pandemia skończy dopiero wtedy, kiedy wszyscy przejdą Covid-19. Jak odbierasz takie wystąpienia jako specjalista od bezpieczeństwa?

MK: Niestety, mocno się różnię w ocenie sytuacji z Panem burmistrzem. Przede wszystkim nie mamy dziś żadnej gwarancji, że przechorowanie Covid-19 coś zmieni. Należy zauważyć, że na grypę co roku zapada 4,5 – 5 milionów Polaków. Nie uzyskaliśmy na nią odporności, natomiast istniejące szczepionki są sezonowe. Zatem przechorowanie nie musi nic zmienić. Oczywiście, pojawia się kwestia gospodarki, która przecież musi funkcjonować, byśmy mieli środki na walkę z epidemią. Dlatego jestem zwolennikiem bardzo wyważonego środka, z ukierunkowaniem na działania, które możemy wprowadzić dla ograniczenia rozwoju pandemii, bez wprowadzenia drastycznych restrykcji mających wpływ na gospodarkę.

Wydaje mi się jednak, że nie umiemy szukać tej drogi. Nie umiemy policzyć, jak nakłady na izolację, dezynfekcję, rozproszenie społeczeństwa, np. przez dodatkowe kursy komunikacji, przełożą się na efekt ograniczenia rozwoju pandemii. I taką właśnie postawę trochę reprezentuje w mojej ocenie nasz Pan burmistrz, zresztą próbowaliśmy dyskutować na ten temat nie raz. Słyszymy „przetrwajmy pandemię, bo gospodarka musi funkcjonować”, „musimy żyć, nie możemy się izolować od świata”, w konsekwencji pandemia wymyka się spod kontroli. W XXI wieku żaden rząd nie pozwoli sobie na zapaść służby zdrowia. W konsekwencji wprowadzane są obostrzenia, które rzutują bezpośrednio na gospodarkę. Przez to musimy liczyć się ze zmniejszonymi wpływami do budżetu, czy kosztami wspomagania zamkniętych gałęzi gospodarki. Trochę błędne koło, wiedząc, że i tak mamy praktycznie zapaść służby zdrowia.

Zwolennicy „modelu szwedzkiego”, w którym odrzucono całkowity lockdown, mówią, że można uniknąć zapaści gospodarki i służby zdrowia jednocześnie.

MK: Ten niezwykle śmiały system również nie radzi sobie z pandemią. Wprowadzone zostały tam bardzo kontrowersyjne kryteria udzielania pomocy osobom starszym. Dla mnie są nieakceptowalne. Od 35 lat zajmuje się przede wszystkim ograniczeniem tzw. śmierci do uniknięcia. Polega to na działaniu w taki sposób, by podczas naszych działań każdy otrzymywał taką pomoc, byśmy nie notowali zgonów, których mogliśmy uniknąć przez właściwe działanie. Oczywiście, ludzie umierają i trzeba się z tym pogodzić, jednak całe ratownictwo jest oparte na tym, by umierali tylko ci, którym naprawdę nie możemy pomóc na obecnym etapie wiedzy medycznej i ratowniczej. Inną kwestią są również skutki po przejściu zakażenia, obserwujemy to w swoim otoczeniu, że nawet skąpo objawowe przypadki dokonują w organizmie duże spustoszenie.

Wypracowanie optymalnych działań w walce z koronawirusem może jeszcze potrwać. Ale co możemy zrobić na teraz? Wirus nie będzie czekał aż dokupimy więcej respiratorów.

MK: Pomocna jest chociażby praca zdalna w każdym przypadku, kiedy jest to możliwe. To, o czym mówią eksperci, czyli ograniczanie niepotrzebnych kontaktów i przemieszczania się. Dodatkowo, profesjonalna dezynfekcja. To są działania, które powinniśmy podjąć w pierwszej kolejności, by nie prowadzić do całkowitego lockdownu. Osobiście nie patrzę na ilość potwierdzonych przypadków, a na ilość zajętych miejsc w szpitalach, zajętych respiratorów, zgonów, w tym tych z nieznanych przyczyn. To są dane, które dają lepsze spojrzenie na sytuację. Nie podpina się przecież pod respirator ludzi zdrowych. Jeśli na koniec 2017 r. mieliśmy w Polsce 3603 łóżka intensywnej terapii, które przecież nie stały puste, a dziś mówimy, że w związku z COVID-19 zajętych jest 2000 takich łóżek, to pokazuje z jakim problemem się zmagamy w ochronie zdrowia.

Bagatelizowanie pandemii, nie mniej, niż ona sama w sobie, prowadzi do sytuacji, w których służby stają przed kolejnymi wyzwaniami. Wiemy, z jakimi problemami boryka się opieka medyczna. A w jaki sposób dotyka to straż pożarną?

MK: Przede wszystkim jest to rosnąca ilość tzw. medycznych zdarzeń izolowanych. Czyli sytuacji, gdzie wyjeżdżamy wyłącznie do czynności medycznych. Trudna sytuacja w służbie zdrowia, w tym bardzo duże zaangażowanie Zespołów Ratownictwa Medycznego, powoduje ich ograniczoną dostępność. Karetka powinna dotrzeć do tych najpoważniejszych stanów w maksymalnie 15 minut. Gdy nie ma takiej możliwości, do czasu dojazdu karetki, ratowników „zastępują”  strażacy. Mieliśmy już kilkanaście takich zdarzeń w ostatnim okresie w Mosinie. Należy tu jednak podkreślić, że bardzo ważna jest tu również czujność sąsiadów, którzy zgłaszają brak kontaktu z samotnie mieszkającymi sąsiadami. Mieliśmy taki przypadek kilka dni temu. Po siłowym wejściu do mieszkania znaleźliśmy starszego pana, który od kilku dni leżał na podłodze. Tym razem pomoc przyszła na czas i z pewnością właściwa postawa sąsiadów uratowała mu życie.

Kilka dni leżał na podłodze i pomoc „przyszła na czas”?! Jak to możliwe?

MK: Przyszła na czas ponieważ bez wątpienia już długo by tak nie przeżył. Niestety, to problem dzisiejszej opieki nad seniorami, o której tyle słyszymy w mediach. Jednak to nie tylko zakupy żywności. Seniorzy, szczególnie mieszkający samotnie, ale również osoby niepełnosprawne, chore przewlekle, powinny być dziś objęte szczególnym nadzorem. Trudno powiedzieć jak to zorganizować systemowo, ponieważ nie wypracowaliśmy w Polsce rozwiązań, jak w niektórych krajach, gdzie seniorzy mają specjalne breloczki, umożliwiające wezwanie pomocy. Dlatego tak ważna dziś rola sąsiadów, może sołtysów, opieki społecznej, by próbować nawiązywać z nimi stały kontakt i sprawdzać w jakim są stanie. Uważam, że powinno się szukać szczególnie w obecnych czasach takich rozwiązań minimum na poziomie lokalnym.

Przypadki zakażeń w jednostkach mogą je sparaliżować przez kwarantanny, nałożone przez sanepid. Ale jak samo przejście choroby Covid-19 może wpłynąć na pracę strażaka?

MK: Problemem, który dziś zauważamy to chociażby kwestia tzw. ozdrowieńców w naszych szeregach. Mamy już pierwszych, choć dzięki wysokiej świadomości i przyjętym rozwiązaniom, ilość chorych strażaków jest naprawdę mała. Niestety, nawet ci, którzy przeszli chorobę praktycznie bezobjawowo, skarżą się na bardzo duży spadek wydolności organizmu. To uniemożliwia im wykonanie wszystkich zadań ratowniczych. Trudno powiedzieć jak długo będzie trwał ich powrót do pełni zdrowia, jednak jeśli będziemy mieli ich coraz więcej, będzie to stanowić bardzo poważny problem dla naszego systemu. Może się okazać, że nie będziemy mieli ratowników, którym z uwagi na spadek wydolności, będziemy mogli powierzyć np. zadania wejścia do budynku w sprzęcie ochrony dróg oddechowy. Problemów jest takich bardzo dużo i intensywnie rozmawiamy o nich z naszymi komendantami na wyższych szczeblach.

Jak oceniasz prace gminnego sztabu zarządzania kryzysowego?

MK: To trochę pytanie nie do mnie, a bardziej mieszkańców naszej gminy. Od siebie mogę dodać jedynie trochę teorii. Jest wiele funkcjonujących znaczeń kryzysu. Mi osobiście najbardziej pasuje na poziomie lokalnym to: „kryzys to każde pogorszenie funkcjonowania społeczności lokalnej”.  Przy tak obszernym rozumieniu, istnieje bardzo szeroki zakres działań zmierzających do stabilnego funkcjonowania obywateli na danym terenie. Idąc tym tokiem myślenia, „kryzys” to skutki anomalii pogodowych, powodzie, duże pożary, ale również zamknięta droga, pęknięta rura z wodą, awaria prądu, czy w końcu epidemia. Ale również np. zamknięcie dużego pracodawcy na danym terenie.

Zadaniem burmistrza, który odpowiada za bezpieczeństwo na swoim terenie, jest przeciwdziałać lub reagować na wystąpienie tych zdarzeń. Oczywiście, część z nich dzieje się bez bezpośredniego udziału samorządu, na podstawie ogólnokrajowych rozwiązań systemowych, jakie podejmują Policja, Pogotowie Ratunkowe, Straż Pożarna i inne służby. Część działań wspomagających te zdarzenia oraz tych, na które bezpośrednio nie odpowiadają służby, należy do obszaru działania burmistrza. Natomiast ocena tych działań należy do obywateli. To społeczeństwo musi ocenić, czy zaspakajane są ich potrzeby w tym zakresie, a co z tym związane, czy mają warunki do właściwego życia.

Rozmawiał Wojciech Pierzchalski

Michał Kołodziejczak, komendant jednostki Ochotniczej Straży Pożarnej w Mosinie.

Mosina dezynfekcja

Strażacy dezynfekują przestrzeń publiczną wiosną 2020. fot. OSP Mosina

Wasze komentarze (5)

  • Mosiniak
    poniedziałek, 16 lis, 2020, 17:15:33 |

    Bardzo rzeczowy i merytoryczny wywiad, oby więcej takich ludzi wśród nas!

  • Postawa się liczy
    środa, 18 lis, 2020, 0:59:09 |

    Smuci bagatelizowanie problemu przez burmistrza, cieszy profesjonalne podejście do tematu przez strażaków. Lepiej posłuchać głosu rozsądku tych ostatnich niż biadolenia polityka. Lepiej dla wszystkich.

  • antykryst
    środa, 18 lis, 2020, 1:45:42 |

    Konkretny gościu i nie mówiąc wprost i dosadnie komunikuje, że burmistrz idzie złą drogą i sobie nie radzi, jak zwykle zresztą. Te gadki o kapuście, witaminach i świeżym powietrzu to apogeum ignorancji i twardogłowia. Ludu, czy wy tego nie widzicie. Cóż, brak słów.

  • Jw
    środa, 18 lis, 2020, 9:00:18 |

    Bardzo potrzebny materiał

  • Badylarz
    piątek, 20 lis, 2020, 8:31:21 |

    Pan Michał na burmistrza!!!!!

Skomentuj