Elżbieta Bylczyńska | piątek, 16 wrz, 2011 | komentarzy 8

Nie zakopał talentu w ziemi

Szymon Kozłowski. Jest prezenterem poznańskiej telewizji WTK, doświadczenie zdobywał w Indonezji, gdzie na żywo oglądało go codziennie 60 milionów ludzi, ma wyłączność w Polsce na obsługę Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, w soboty występuje w radiu Afera.

Lubi kontakt z widzami, najlepiej na żywo, bo jak twierdzi, można być wtedy autentycznym. Jednak samo to wszystko nie przyszło…

Od kilku miesięcy Szymon Kozłowski redaguje w naszej gazecie kącik indonezyjski. Nie często podczas nagrań do reportażu zdarza mi się rozmówca, który potrafiłby mówić o swojej pracy i pasji z takim błyskiem w oku, wciągając słuchacza w swoją dynamiczną opowieść bez reszty…

Ma dopiero 25 lat i choć był bardzo znany w ogromnej Indonezji, postanowił wrócić do Polski, bo chce mieszkać w Poznaniu i mieć żonę Polkę…

Niezwyczajna historia

Uczył się w Liceum, nie przepadał za matematyką. Pod koniec średniej szkoły zastanawiał się nad przyszłością, (jedne przedmioty były mu bliższe, inne mniej), ale przedmiotem numer jeden był zawsze język angielski i kultura Anglii. Od dzieciństwa pochłaniał wszystko, co się z tym wiąże. W trzeciej klasie znał już angielski perfekt i zdał egzamin międzynarodowy. Jego hasłem przewodnim był „moving forward” – rozwijać się, iść do przodu.

– Tylko tak można coś osiągnąć i jest to wspaniałe, mówi Szymon. – Ponieważ znałem już angielski, w maturalnej klasie pomyślałem o językach orientalnych. Miałem szczęście, bo UAM jako jedyny uniwersytet w Polsce oferuje kierunek etnolingwistykę – w tym kierunek – język i kultura Indonezji. Ale nie zacząłem od razu od Indonezji. Musiałem najpierw studiować język khmerski i japoński, bo w tym roku taki właśnie był wybór. Za zgodą władz uczelni zacząłem studiować dwa kierunki. Przewodnim był khmerski i kultura Kambodży. Pracował bardzo ciężko. Pod koniec I roku zaczął się zastanawiać, co chciałby w życiu robić.

– Spotkałem wtedy doktora And…, wykładowcę języka indonezyjskiego, wspaniałego człowieka. Bardzo dużo mu zawdzięczam. On „pokazał” mi Indonezję i powiedział: „Rób jak uważasz, ale język indonezyjski jest wspaniały, kultura Indonezji przepiękna, a do tego miałbyś perspektywę na przyszłość, czego, jeśli chodzi o Kambodżę, powiedzieć nie można.

Doktor A zaprosił mnie na swoje zajęcia i zobaczyłem inny świat, świetnie prowadzone wykłady, żywą kulturę Indonezji.

Postanowił zmienić kierunek studiów i odtąd zaczęła się

Wielka przygoda

– Indonezja to ogromny kraj – 260 milionów ludzi, rozwija się bardzo szybko i ma niezwykłe tempo życia. Tam się wszystko dzieje pięć razy szybciej niż w Polsce. Wiedziałem, że muszę ciężko pracować. Ale indonezyjskiego uczyłem się z totalną przyjemnością. Zaliczyłem ten rok, były w tym czasie kontakty z Ambasadą Indonezji, mieliśmy duże poparcie ze trony ambasadora tego kraju.

Na trzecim roku otrzymał stypendium rządu Indonezji za dobre wyniki w nauce i … serce dla Indonezji (Szymon razem doktorem A i innymi studentami uczestniczył w wielkich wydarzeniach i świętach obchodzonych w Polsce, w Ambasadzie Indonezyjskiej). Zaproponowano mu studia na uniwersytecie w Indonezji (równolegle z nauką na UAM).

Był zaskoczony i zachwycony; kiedy zadzwonił do mamy, żeby o tym powiedzieć, kazał jej najpierw usiąść…

– Rodzice też byli w ciężkim szoku.

Po dwóch miesiącach poleciał do Indonezji, wybierając uczelnię w Bandung na wyspie Java, którą poradził mu dr And…

– Tam mieszkają wspaniali ludzie, dobrzy, uczynni. Zaczęliśmy od spotkania na obozie w Dżakarcie, w którym uczestniczyły setki osób, które tak jak ja, przyleciały studiować, ze wszystkich zakątków świata. Niesamowite było to spotkanie. Wszystkie rasy i kolory skóry, przeróżna kultura. Stamtąd rozjechaliśmy się w różnych kierunkach.

Okazało się, że Uniwersytet Umpas, który wybrał za namową doktora A, jako jedyna uczelnia, oprócz stypendium rządowego funduje jeszcze swoje stypendium uniwersyteckie.

– Otrzymywałem dwa stypendia i do tego uczelnia płaciła mi za mieszkanie. Z rektorem – fantastycznym człowiekiem – mam kontakt po dzień dzisiejszy. Traktował mnie w dobry, ciepły sposób, bardzo mi pomagał. Ten naród jest niezwykły, wszyscy – i bogaci i biedni służą pomocą i dzielą się nawet skromnym posiłkiem. Zawsze.

Nie zakopał talentu do ziemi…

Uczył się oczywiście języka indonezyjskiego i kultury, ale oprócz tego zaproponowano mu studia na drugim kierunku – dyplomacji, co było już w Polsce jego marzeniem. Rocznego wyjazdu nie potraktował jak niezwykłych wakacji, postanowił jak najwięcej z tego wykorzystać.

– Nie oglądałem w wolnych chwilach, np. w porze deszczowej, filmów na DVD. Wiedziałem, że jeśli chcę pracować w dyplomacji muszę dać z siebie maksimum. W Bandungu mieści się Konsulat RP – konsulem jest niezwykła kobieta pani …Kozlowska. Rozpocząłem tam staż, moim zadaniem była promocja Polski i pomoc Polakom, którzy przyjeżdżają tam w celach turystycznych. Zastępowałem też konsula, mimo młodego wieku. Po pewnym czasie pani konsul zaproponowała mi uczestnictwo, w swoim zastępstwie, w spotkaniu dyplomacji międzynarodowej z ministrem turystyki na Sumatrze. Byłem zaszokowany tą propozycją. Pojechałem jako przedstawiciel naszego Konsulatu. W samolocie siedziałem z przedstawicielem Federacji Rosyjskiej, starszym panem, który studiował na jednym roku z Władimirem Putinem…

Była to dla Szymona szkoła życia dyplomatycznego. Zdał ten egzamin bardzo dobrze.

– Niesamowitym przeżyciem było niesienie z samolotu w lektyce, nie wiedziałem, co robić, ale to należało do protokołu, wszystkich tak niesiono.

Nie trzeba dodawać, że powierzenie takiej roli 21 letniemu chłopakowi było już samo w sobie świadectwem uznania ze strony pani konsul. Szymon podkreśla swój patriotyzm, a pracę dla Polski zawsze stawia na pierwszym miejscu, tak i wtedy podszedł do tego zadania.

– Wkładam w to dużo serca i doceniam to, co los mi zesłał. Bardzo dziękuję Panu Bogu za te wszystkie wspaniale rzeczy, którymi mnie obdarza. Nawet pracując w mediach indonezyjskich, podkreślałem zawsze, że jestem katolikiem i wdzięczny jestem przede wszystkim Panu Bogu. Mój Anioł Stróż chyba wsiadł ze mną do samolotu i opiekował się mną na każdym kroku – przez trzy lata pobytu nawet nie przeziębiłem się. Byłbym nie fair, gdybym był pyszny i zarozumiały. Prosiłem Boga, żeby się udało…Wiedziałem, co Mu zawdzięczam, i że to jest Jego opieka…

Ale pracował dużo, sypiając cztery godziny na dobę – i wcale nie narzekał.

Dał z siebie wszystko

Rektor Uniwersytetu widząc, że dobrze sobie radzi bardzo go wspierał, pod koniec roku zaproponował Szymonowi kolejny przyjazd na rok, zapewniając opłacenie biletu lotniczego i kosztów kształcenia. Wyniki w nauce były najlepsze, opanowanie tajników dyplomacji celujące, znajomość języka indonezyjskiego doskonała.

– Przeżyłem kolejny szok taką propozycją, tęskniłem do Polski i rodziców, musiałem skończyć studia w Polsce, miałem już wykupiony bilet za 3 tys. zł. Dlatego przyleciałem do kraju. Po dwóch miesiącach wróciłem do Indonezji.

I znowu zaczęły się dziać niezwykłe rzeczy

Jakby historia nie z tej ziemi. Pewnego dnia kopał piłkę na boisku z kolegami. Nagle podszedł do niego człowiek, menadżer firmy ubraniowej i zaproponował mu pracę w charakterze modela. Najpierw miał uczestniczyć w sesji zdjęciowej.

– Byłem po raz kolejny totalnie zaskoczony, zgodziłem się i po tygodniu zaproponowano mi konkretną, profesjonalną pracę do katalogu.

To było jak efekt domina, posypały się propozycje od największych firm, a po krótkim czasie Szymon zaczął otrzymywać propozycje z telewizji.

– Na początku były epizody, potem konkretne programy i wreszcie coś, co przekroczyło najśmielsze oczekiwania. Ale wiedziałem, po co jestem w Indonezji, wytyczyłem sobie jakby trzy nurty obowiązków (nauka, konsulat, praca) i żadnego nie odpuściłem, bo show biznes wciąga.

Był twarzą kilku dużych stacji telewizyjnych w programach podróżniczych, rozrywkowych, komediowych w całej Indonezji. Zaczął być rozpoznawalny na ulicy. Ludzie zaczepiali go i pozdrawiali. Zawsze zatrzymywał się i rozmawiał z przechodniami.

– Nie chciałem wysoko nosić głowy, ludzie podchodzili nieśmiało, choć mój menadżer bardzo mnie hamował. Kiedy pytał mnie, dlaczego to robię, odpowiadałem, że jeżeli mogę, chcę sprawić tym ludziom radość. Oni nie mają jej za dużo, są biedni i byli szczęśliwi, że z nimi rozmawiam.

Poznał świat biznesu i super gwiazdy sceny, estrady. Z niektórymi występował w telewizji. Zaprzyjaźnił się z najpopularniejszymi piosenkarzami i największą gwiazdą indonezyjskiej telewizji – Luną. Zatrudnił go najbardziej znany w Indonezji program muzyczno-rozrywkowy DASHYAT, kręcony na żywo, który codziennie ogląda 60 milionów ludzi. Przydzielono mu ochronę, ten program przyniósł mu niezwykłą popularność. Tym większą, że jako obcokrajowiec poprowadził go kiedyś sam, ponieważ gwiazdy programu utknęły w korkach i dyrektor programu zaproponował mu samodzielny występ, godziny w programie kręconym na żywo nie można było przesunąć. Tutaj także egzamin zdał celująco.

– Wszystko musiałem prowadzić sam – dialog z tłumem ludzi, wielka scena, sonda z widzami.

Ale nie zachwycił się stylem bycia ludzi „wielkiego świata”, uważa, że jest podobny do zachodniego. Natomiast wielkie wrażenie zrobili na nim zwykli ludzie, ma wielu przyjaciół, z którymi utrzymuje kontakt.

Po drugim roku znowu wrócił do Polski, obronił pracę magisterską i … po krótkim czasie otrzymał propozycję – tym razem zrobienia w Indonezji doktoratu.

Po raz trzeci wylądował w Indonezji, wcześniej otrzymał propozycję roli w TAWA SUTRA (księga śmiechu), w najpopularniejszym serialu komediowym.

– Poznałem najbardziej znanych ludzi, było to przeżycie „mega”, ale dalej pracowałem w Konsulacie i uczyłem się. To dziwne uczucie – być tak wysoko…Miałem też przyjemność poznać zawodników ekstra klasy Indonezji w piłce nożnej. Na ich mecze przychodzi 30 tys. ludzi. Przyjaźniłem się bardzo z Edim – bramkarzem i chodziłem na treningi. Pewnego dnia zaproszono mnie na mecz pokazowy – charytatywny, nie było pełnego składu. Zaproszono mnie, dostałem koszulkę i wszedłem na boisko jako zawodnik, byłem oszołomiony, prawdziwy mecz, a na trybunach tysiące kibiców, czekających na bramkę. I strzeliłem jedną. Co to za uczucie? Nie wiem czy jest coś lepszego…

Szymon Kozłowski

Szymon Kozłowski

Napisano przez Elżbieta Bylczyńska opublikowano w kategorii Aktualności, Wywiad, reportaż

Elżbieta Bylczyńska

Redaktor naczelna Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej

Wasze komentarze (8)

  • Ibu Kesungguhan
    piątek, 24 maj, 2013, 22:50:19 |

    Cały UAM się z Ciebie śmieje… kłamstwo na kłamstwie…

    • Małgosia
      wtorek, 28 maj, 2013, 6:33:27 |

      Zazdrość często znacznie przewyższa rozsądek x)

  • Warta
    sobota, 25 maj, 2013, 14:09:20 |

    Jakiś tam Ibu. Internet jest miejscem w którym możemy dzielić się swoimi uwagami oraz wnioskami. Jednak nie wszyscy do tego dorośli. Co ma znaczyć Twój wpis? Jeżeli UAM się śmieje, to chyba z Ciebie. Jeżeli masz jakieś fakty przeciw to je podaj. INTERNAUCI SAMI WYCIĄGNĄ Z TEGO WNIOSKI.

  • Nie dla manipulacji
    niedziela, 27 wrz, 2015, 15:35:01 |

    Szymon jest „pogodynką” w niszowej sieci WTK sponsorowanej przez INEA.Raz nagrany program nadawany jest przez cały dzień.Kto wypisuje te bzdury.

  • obserwator
    sobota, 4 cze, 2016, 21:19:39 |

    kto promuje tego nieudacznika?

  • Kaja
    niedziela, 5 cze, 2016, 16:57:04 |

    nie wiem, kto to pan Kozłowski, natomiast artykuł jest napisany fatalnie, bardzo źle się go czyta i momentami nie wiadomo „co autor ma na myśli”.

  • Gość
    wtorek, 7 cze, 2016, 0:51:51 |

    Przecież to jest archiwalny artykuł z 2011 roku, dlaczego ktoś miałby promować?

  • 2016
    sobota, 10 wrz, 2016, 16:42:28 |

    Kobylnica jest z Tobą

Skomentuj