Trwają obchody 170. rocznicy powstania Rzeczypospolitej Mosińskiej. W ferworze świętowania, wspomnień i zabawy trzeba jednak podjąć próbę zadumy nad tymi wydarzeniami, które z perspektywy czasu nie wydają się być tak radosnymi. Zanim jednak o tym, chciałbym skupić się na dwóch etapach z życia Jakuba Krauthofera-Krotowskiego.
Jakub Krauthofer-Krotowski
„Obok prac urzędowych zajmował się gorliwie wszystkim, co tylko ze sprawą narodową jakikolwiek miało związek. Nie tylko dawniejszymi przygodami swymi, ale wszędzie i zawsze, mimo przykrych i niebezpiecznych skutków, których był już doznał, okazywał w dziedzinie patriotycznej zapał, śmiałość i stanowczość, rzadką nawet w owych czasach swobodniejszych (…) Dodaj do tego rozum bystry i do nagłych zwrotów skory, rzutność w pomysłach czasem do wybryków wiodącą, żywą, częstokroć fantastyczną wyobraźnię, chęć znaczenia i niemałe o sobie zrozumienie, a będziesz miał mniej więcej pojęcie o tej osobistości, która li tylko własną wolą i energią potrafiła się wznieść nad zwyczajny poziom, zwracać na się uwagę publiczną i pod niejednym względem zasłużyć sobie na uznanie współrodaków”1 – jak niezwykle plastycznie opisał „naczelnika” Rzeczypospolitej Mosińskiej Marceli Motty. Faktycznie, była to postać nietuzinkowa, która w pierwszym etapie swojego bogatego życiorysu zwraca uwagę jako typ ogranicznika. Skupiony na legalnych metodach walki z zaborcą, propagowaniu wiedzy prawniczej oraz dążący do nadania językowi polskiemu właściwego statusu pod jarzmem zaboru pruskiego. To zdecydowanie najbardziej jasny etap jego życia – wtedy nosił jeszcze nazwisko „Krauthofer”.

Rzeczypospolita Mosińska
Pełen ducha aktywizmu czuje się w atmosferze zrywu 1848 roku jak ryba w wodzie. Tutaj jednak jego odwaga i chęć walki z zaborcą, czyli treść, zostają przesłonione przez formę tej walki, czyli samowolny zryw znany nam dzisiaj pod nazwą Rzeczypospolitej Mosińskiej. Epizod ten z perspektywy czasu jawi się moim zdaniem negatywnie, jak gdyby po zmianie nazwiska na „Krotowski” zmieniło się coś w jego osobowości. We wspomnieniach z kilkudniowego epizodu roku 1848, odnalezionego i opublikowanego przez Stanisława Wasylewskiego w 1936 roku czytamy: „Dnia 8 maja, kiedy słońce swomi ognistemi blaski powitało rogalińską okolicę, kiedy już wysoko ponad chaty skowronek swą poranną piosenkę nucił, kiedy słowik ostatnie zwrotki swych psalmów dokończał wtenczas i tameczni mieszkańcy swoje pacierze odmawiali, szykując się na Odpust św. Stanislawa do Mosiny; albowiem właśnie to była niedziela a w nią przypadała uroczystość Św. Stanisława. Dzień to był pogodny, jasny, jeden z najpiękniejszych wiosny, wszystko oddychało wesołością wiosenną, wszystko się tylko ku człowiekowi uśmiechało. Ale nikt nie był tej myśli, że ten, tak wesoło poczynający dzień, stanie pokryty grubą żałobą, która będzie pamiętną późnej przyszłości”2.

Dzień ósmego maja określa autor wspomnień także dniem „tragedji mosińskiej”3. Autorowi chodziło zapewne nie tylko o śmierć poległych w bitwie pod Rogalinem4, ale także straty pięknego majątku Raczyńskich. Jak zanotował Włodzimierz Trąmpczyński: „Najgorzej jednak na tej pantyzantce wyszedł Rogalin i jego właściciel. Rozbestwione żołdactwo pruskie wpadło nakształt Wandalów do pałacu, łamało meble, tłukło kosztowne serwisy, dziurawiło obrazy, rozrywało pałaszami makaty i gobeliny”5. Epizod Rzeczypospolitej Poznańskiej (znanej bardziej pod nazwą Rzeczypospolitej Mosińskiej) to zatem nie tylko kilka dni „niepodległości”, ale także trauma, chaos i zniszczenie po krótkim zrywie i próbie zrzucenia pruskiego jarzma.

Przytaczam te gorzkie wspomnienia, by celowo zrównoważyć atmosferę celebracji towarzyszącej rokrocznie obchodom słynnego wydarzenia związanego z naszą Małą Ojczyzną. W gąszczu optymizmu trzeba jednak podkreślić negatywne strony tych wiekopomnych dni. Jak zauważył cytowany już Trąmpczyński „Środek ten [tj. Rzeczpospolita Poznańska – uwaga moja], który nam wydać się musi nawet nie pozbawionym humorystyki, podziałał jak magnes na dobrodusznych, lecz zarazem małodusznych ludzi, którzy dotąd całą tę wyprawę Krauthofera i [Włodzimierza – uwaga moja] Wilczyńskiego uważali za to, czem istotnie była, za <<pohulankę partyzancką>>”6. Jeśli weźmiemy pod uwagę dysproporcje sił zbrojnych, sojusz mocarstw zaborczych i brak silnego wsparcia z zewnątrz, to trudno nie popatrzeć na samowolny czyn zbrojny Jakuba Krauthofera-Krotowskiego jak na nieodpowiedzialny wybryk. Nie inaczej patrzyli na to współcześni: „Mierosławski [Ludwik, przywódca powstania poznańskiego w 1848 r. – uwaga moja] (…) zarzucał Krotowskiemu <<herostratyzm>>”7.”Jędrzej Moraczewski opisuje z kolei siły powstańców w następujący sposób: „W wojsku tem jakby z ziemi na prędce wyrosłem, nie było należytej organizacji, a że się nie znajdował nikt taki, któryby z imienia i większej biegłości w sztuce wojennej celował, i że chciano działać w duchu ogłoszonego rządu republikańskiego, zgodzono się na ustanowienie zwierzchności przez wybory(…)”8. Cytowany już wcześniej Trąmpczyński zanotował (trudno powiedzieć, czy ironicznie, czy w duchu zachwytu nad „ułańską fantazją” powstańców) następujące uwagi: „Krauthofer i Wilczyński oddali wszystko, co posiadali, pierwszy sprzedał nawet meble, choć był już wtedy człowiekiem żonatym. i pieniądze, stąd otrzymane, przeznaczył na uzbrojenie partyzantów. Fundusze te nie mogły wystarczyć, więc zaledwie połowa sformowanego oddziału posiadała jakąś mizerną strzelbinę, rewolwer, kordelas lub pałasz, dla reszty musiały wystarczyć długie tyczki. Ale to drobnostka! Takie bagatelki nie odstraszały ani Krauthofera, ani Wi1czyńskiego. Przecież broń i amunicję tak łatwo zdobyć można na nieprzyjacielu! Potrzeba tylko chcieć i energicznie zabrać się do rzeczy”9.

Nie chcę odmawiać powstańcom heroizmu i poświęcenia dla Ojczyzny. Należy im się za to wieczna pamięć i szacunek. Trzeba jednak dostrzec także sposób zorganizowania Jakuba Krauthofera-Krotowskiego, który działał w maju 1848 roku właściwie na własną rękę, wbrew głównemu dowództwu, a akcja jego była skazana na klęskę. Pamięć o tych wydarzeniach powinna być dla nas przede wszystkim przestrogą, by tego typu sytuacje (tj. przysłowiowe „machanie szabelką” przysłaniające trzeźwy osąd spraw) już więcej się nie powtórzyły. Szafowanie ludzkim życiem w imię nie do końca przemyślanych czynów najdelikatniej mówiąc nie zasługuje na gromkie brawa. Ta gorzka lekcja nie oznacza jednak umniejszania zasług Krotowskiego dla Ojczyzny. Moją propozycją jest inne rozłożenie akcentów w jego życiorysie, by uwypuklić piękną kartę budowania w imię pracy organicznej. Taka postawa powinna być po latach dostrzegana i stale pielęgnowana.

Przejdźmy może do mniej znanego wątku związanego z Rzeczypospolitą Mosińską. Okazuje się, że w wydarzeniach majowych brał udział młody Zygmunt Szczęsny Feliński, późniejszy arcybiskup, kanonizowany w 2009 roku. Osoba wielkiego formatu, która na krótko los swój związała z naszą ziemią ojczystą. Zachowały się jego pamiętniki, w których opisuje wydarzenia rogalińskie i poddaje wydarzenia roku 1848 ciekawej refleksji – przyszły arcybiskup był bowiem bardzo wnikliwym obserwatorem zachowań społecznych: „Duchem zaś tym, co ożywiał całą masę ludowego powstania, był to duch gorącej wiary i niezłomnego przywiązania do Kościoła. Cały patryotyzm włościan skupiał się w tych dwóch pojęciach: Polak — to katolik, Niemiec— to luter; lutrzy prześladują Kościół — a więc precz z Niemcami. Pojęcia niepodległości politycznej, a tem bardziej potęgi narodowej i sławy, były im zupełnie obce, o społecznych zaś przewrotach ani się im marzyło”10. Interesująco koresponduje to z faktem, że w 1845 roku na protestantyzm przeszedł…sam Krauthofer Krotowski!11. Może to pora by pomyśleć o uhonorowaniu świętego biskupa, który przez krótki okres przebywał w pobliskich okolicach, biorąc udział w historycznych wydarzeniach naszej Małej Ojczyzny? To tak gwoli puenty – jeśli się coś krytykuje, to wypada przedstawiać pozytywną alternatywę, co niniejszym do druku podaję.
Wojciech Czeski
1 M. Motty, Przechadzki po mieście, Warszawa 1957, t. I, str. 398-399.
2 S. Wasylewski, Obóz powstańców w Rogalinie, ”Kronika Miasta Poznania”1936 R.14, Nr1, s. 117.
3 Op. cit., s. 122.
4 Według relacji autora w bitwie polec miało 11 kosynierów, 6 osób utopiło się podczas ucieczki, a liczbę całkowitych strat trudno było precyzyjnie oszacować. Zob. Op. cit., s. 121.
5 W. Trąmpczyński, Epizody historyczne: luźne kartki na tle dziejów W. Ks. Poznańskiego, Warszawa 1914, s 22.
6 Op. cit., s. 19-20.
7 K. Pol, W 150. rocznicę śmierci. Adwokat Jakub Krauthofer-Krotowski (1806–1852), „Palestra”, 2002, nr. 7/8, s. 112. Z kolei Stefan Kieniewicz zauważył, że „Mierosławski (…)widzi w nim symbol polskiej anarchji, a Niemcy na jego przykładzie dowodzą polskiej głupoty”. Zob. S. Kieniewicz, Społeczeństwo polskie w powstaniu poznańskim 1848 roku, Warszawa 1960, s. 86.
8 J. Moraczewski, Wypadki poznańskie z roku 1848, Poznań 1850, s. 141.
9 W. Trąmpczyński, Epizody…, s. 17-18.
10 Z. S. Feliński, Pamiętniki, T.I, Kraków 1897, s. 366. Autor ponadto zanotował:„Gdy zaś we wsi jakiejś cały oddział padł na kolana dokoła stojącej na wygonie figury Zbawiciela, nasi zaś demokraci sami jedni nie przyklękli, lud począł patrzeć na nich tak groźnie, że kolana im mimowoli się ugięły. Dla mnie była to wielkiej doniosłości nauka, ujrzałem tu bowiem w praktyce, z jednej strony, jak owi trybuni ludowych swobód nie rozumieją naszego ludu i nic z nim wspólnego nie mają; z drugiej zaś, jak ów lud, któremu prawo do wszechwładztwa koniecznie chcą wmówić, na to jedynie przewagi swej używa, by skłonić swych nieproszonych opiekunów do oddania należnego hołdu Temu, któremu oni całem sercem służą i pragną, aby świat cały za Pana go uznał. Póki tego usposobienia ludu naszego patryoci nie uczczą i sami się niem nie przejmą, póty sprawa narodowa nie znajdzie stałego gruntu pod nogami”. Zob. Op. cit., s. 367.
11 Zob. A. H. Kaletka, Jak Krauthofer został protestantem, „Kronika Miasta Poznania” 1929 R.7 Nr 4, s. 332-334. „Przyjmując protestantyzm, był Krauthofer już żonaty i ojcem kilkorga dzieci. Motywy kroku jego podaje również źródło archiwalne. Były nimi .,Niezadowolenie z nauki i dogmatów Kościoła katolickiego. Zaufanie do Kościoła ewangelickiego wogóle, a szczególnie do ewangelickiej (święto-) jańskiej gminy w Lesznie”.
- Dwa oblicza Jakuba Krauthofera-Krotowskiego
- Zygmunt Szczęsny Feliński – Zapomniany bohater Rzeczypospolitej Mosińskiej
- Jakub Krauthofer-Krotowski jako rewolucjonista
- Niewielkopolski etos
- Szpieg w przebraniu partyzanta?
- Spreparowany życiorys Jakuba Krauthofera-Krotowskiego
- Węzeł gordyjski „Rzeczpospolitej Mosińskiej”