Przemyślmy tradycję „Rzeczpospolitej Mosińskiej”
W majowym numerze „Informatora Mosińskiego” pan burmistrz Przemysław Mieloch zaapelował o to, by „łączyła nas tradycja Rzeczpospolitej Mosińskiej”. Pozwolę sobie na krótką odpowiedź na ten apel, ponieważ w tekście zostało wymienione moje imię i nazwisko.
Pan burmistrz podziękował mi za cykl moich artykułów poświęconych Jakubowi Krauthoferowi oraz tak zwanej „Rzeczpospolitej Mosińskiej”. Jestem wdzięczny za to, że władze miejskie oficjalnie dostrzegły trwający już drugi rok cykl moich artykułów. Mosiński włodarz zaproponował także, by przekazana przeze mnie wiedza miała stanowić jedynie „uzupełnienie naszego oglądu Rzeczpospolitej Mosińskiej” oraz spojrzenie na wydarzenia Wiosny Ludów w naszym mieście „z innej strony”. Nie mogę zgodzić się z tą propozycją. Najważniejszym tego powodem jest to, iż do tej pory w naszym mieście wydarzenia te nie zostały w sposób rzetelny opisany. Grzechem pierworodnym leżącym u podstaw gminnej opowieści o Mosinie w 1848 roku jest selektywne cytowanie źródeł oraz konsekwentne powijanie tych, które nie pasują do wcześniej obranej tezy.
Doskonałym tego przykładem był opublikowany niedawno na stronie Gminy artykuł „Rzeczpospolita Mosińska – co znaczy”, który szczegółowo omówiłem w czerwcowym wydaniu „Gazety Mosińsko-Puszczykowskiej”. Pan burmistrz na pewno zgodzi się ze mną, że tak selektywny i bezkrytyczny sposób pisania historii przypomina bardziej legendę niż próbę rzetelnego opisania dziejów. Z tego właśnie powodu moje artykuły nie mogą być „uzupełnieniem naszego oglądu Rzeczpospolitej Mosińskiej” – próby poznania faktów są nie do pogodzenia z miejską legendą, stanowią bowiem jej antytezę.
Pan burmistrz wspomniał o „merytorycznej” i „ożywczej” dyskusji na ten temat. Niestety, ale do dnia dzisiejszego takiej dyskusji z udziałem lokalnych historyków po prostu nie było. Mamy tutaj do czynienia z konsekwentnym unikaniem rozmowy, a nawet z próbami jej blokowania. Sytuacja przypomina przez to głos wołającego na puszczy. Pan burmistrz porównał także różne sposoby postrzegania tak zwanej „Rzeczpospolitej Mosińskiej” do postrzegania wywalczonej w 1918 roku niepodległości Polski przez jej twórców. Mieli oni różne stanowiska, lecz „owocem ich działań stała się jedna, niepodległa Polska”. Tutaj również nie mogę się zgodzić z tak zaproponowanym porównaniem. Przypomnę, że jeden z uczestników mosińskiej partyzantki 1848 roku, święty Zygmunt Szczęsny Feliński kilka lat później ocenił te wydarzenia bardzo negatywnie, uznając, że „wszystko to było dziecinadą i z gruntu bezsensownym działaniem”. Nie był jednak w tej opinii osamotniony. Jego pokolenie w zasadzie podzielało ten pogląd, a do działalności partyzantów odnoszono się z wyraźną rezerwą. W związku z powstałym pod koniec kwietnia 1848 roku rozłamem wśród poznańskich elit politycznych możemy nawet uznać, że tak zwana „Rzeczpospolita Mosińska” była pogłębieniem tego rozłamu. Była ona niestety świadectwem podziału, a nie łączenia dla wspólnej sprawy. Stąd w mojej ocenie porównywanie tych wydarzeń z okresem odzyskiwania niepodległości nie jest uprawnione. Nie dowiemy się jednak tego z dotychczasowej prezentacji dziejów „Rzeczpospolitej Mosińskiej”, ponieważ niewygodne świadectwa są w niej konsekwentnie pomijane.
Według pana burmistrza Mosina była w tamtym okresie stolicą Polski. Wiemy doskonale, że żadne przekazy źródłowe ani rzetelne opracowania naukowe nie potwierdzają tego poglądu. Gdy prowadzę rozmowy z badaczami lokalnych dziejów z ościennych gmin, to rzekomo stołeczny charakter Mosiny wzbudza w nich uczucie politowania. Dobrze byśmy zmierzyli się z tym mitem dla dobra całej Gminy by chwalić się tym, co faktycznie miało miejsce w naszych dziejach. Do takiego repertuaru należy chociażby nasza flaga nawiązująca swoimi biało-złoto-czerwonymi barwami do królewskiego Orła, ponieważ Mosina miała niegdyś status miasta królewskiego. Ogromny potencjał tkwiący w haśle „Mosina – miasto królewskie” nie został jednak do tej pory wykorzystany w promocji Gminy, co według nie tylko mojej oceny zasługuje na właściwe uznanie. Brzmi on znacznie lepiej niż promowanie Mosiny jako stolicy Polski, którą przecież nigdy nie była.
W omawianym apelu pojawiła się także prośba, „aby nie umniejszać znaczenia tamtych wydarzeń. Spierajmy się o akcenty, o to kto więcej dokonał, o interpretacje źródeł. Zachowajmy jednak to, co symboliczne i co kształtuje świadomość kolejnych pokoleń mieszkańców Ziemi Mosińskiej”. Cały problem polega na tym, co opisałem już wcześniej – braku rzetelnego opisania tamtych wydarzeń. Oznacza to, że mamy spierać się o akcenty w sytuacji, gdy nie zostały postawione solidne fundamenty pod tę dyskusję. Sam proponuję w lipcowym wydaniu „Gazety” zwięzłą wersję tamtych wydarzeń z maksymalnie możliwym pominięciem moich interpretacji. Okazuje się, że dostępny materiał źródłowy pozwala nam na odtworzenia dziejów podpoznańskiej partyzantki prawie godzina po godzinie w okresie od 2 do 9 maja 1848 roku. Jak do tej pory nie widać śladu wykorzystania tych materiałów. Stąd też istnieje silna potrzeba ustalenia faktów, a nie spierania się o akcenty. Na to drugie przyjdzie czas, gdy praca nad fundamentami zostanie już wykonana. Obawiam się, że nie unikniemy przy tym głębokiej rewizji tradycji „Rzeczpospolitej Mosińskiej”, która do tej pory była oparta na legendzie. Warto przypomnieć także, że tradycja ta sięga lat 50-tych XX wieku z racji hołubienia przez komunistyczną propagandę wydarzeń, które wyolbrzymiano i celowo pomijano niewygodne wątki. Okres przeszło 30 lat od upadku komunizmu w Polsce jest wystarczającym okresem, by do tradycji tej odnieść się z właściwym krytycyzmem.
Dodatkowym argumentem za podjęciem refleksji nad dotychczasową formą obchodów jest tegoroczne zerwanie tradycji świętowania z racji trwającego zagrożenia epidemiologicznego. W tym roku nie odbyła się uroczysta sesja Rady Miejskiej, nie było obchodów „Dni Rzeczpospolitej Mosińskiej” ani inscenizacji wydarzeń z roku 1848. Potraktujmy to jako wyraźny znak oraz niecodzienną okazję do zrobienie kroku w tył. Czasami z odpowiedniej perspektywy i odległości lepiej widzimy to, co do tej pory uczyniliśmy. Ten czas paradoksalnie może okazać się bardzo potrzebny i twórczy. Wykorzystajmy go mądrze do podjęcie głębokiej refleksji nad tradycją „Rzeczpospolitej Mosińskiej”. W interesie wszystkich mieszkańców leży nie tylko poznanie prawdy o tych wydarzeniach, ale również należyte ich upamiętnienie.
Wojciech Czeski
Wcześniejsze artykuły na ten temat:
- Dwa oblicza Jakuba Krauthofera-Krotowskiego
- Zygmunt Szczęsny Feliński – Zapomniany bohater Rzeczypospolitej Mosińskiej
- Jakub Krauthofer-Krotowski jako rewolucjonista
- Niewielkopolski etos
- Szpieg w przebraniu partyzanta?
- Spreparowany życiorys Jakuba Krauthofera-Krotowskiego
- Węzeł gordyjski „Rzeczpospolitej Mosińskiej”
- Rewolucjonista Jakub Krauthofer-Krotowski – audycja w Radio MPL
Tagi: gmina Mosina, historia, Informator Mosiński, Jakub Krauthofer-Krotowski, Zygmunt Szczęsny Feliński
Wasze komentarze (20)
Ciekawe i przekonywujące.
Wielka szkoda, że manipulacja faktami historycznymi odbywa się bez dyskusji w odniesieniu do historii całej Polski.
Dzieje Mosiny czekają na odkrycie. Jak pokazuje Wojciech Czeski stanowią one nadal wielką tajemnicę. Zaproponowane przez autora hasło „Mosina-miasto królewskie” brzmi poważnie w przeciwieństwie do „Rzeczpospolitej Mosińskiej”. Chociaż to drugie bardziej pasuje do obecnego charakteru miasta, którego symbolem jest elegant. Postać ta, nieudolnie podążająca za modą, strojąc się w ubrania szyte na wzór tych szykownych (dzisiaj nazywanymi podróbkami), wzbudza ogólne rozbawienie i politowanie. Czy należy zatem obawiać się rzetelnego poznawania prawdy, do którego wzywa autor? A może odkryjemy, że mamy jednak uzasadnione prawo do dumy i godności, i do tego, aby nazywać się Miastem Królewskim?
Dziękuję Panie Jakubie.
Historia to historia.
Prawda nie boli tylko uczy.
Jeszcze raz dziękuję, uczono mnie bzdur.
Czy pan Czeski jest autorem medalu RZ M?
Nie, medal zaprojektował świętej pamięci profesor Józef Stasiński.
Komisja Oświaty, Spraw Społecznych i Promocji Rady Miejskiej zapewne na jednym posiedzeniu nie zakończy omawiania i badania tak ważnych dziejów Mosiny. Na tymże posiedzeniu obecny był pan Wojciech Czeski, niestety nie było burmistrza, zarazem historyka, który przez lata głosił i publikował inną wersję mosińskich wydarzeń z maja 1848 roku. Nieobecność Przemysława Mielocha na posiedzeniu Komisji, mimo zaproszenia,niestety nie świadczy o nim dobrze. W obecności pana Wojciecha Czeskiego i radnych mógłby odnieść się do faktów historycznych,prezentowanych przez pana Wojciecha Czeskiego, które weryfikują dotychczasową narrację.
Tak na marginesie, wieloletnie głoszenie, właściwie od niepamiętnych czasów, że Mosina była, krótko, bo krótko, stolicą Polski, było i jest tak żenujące, że trudno, bez dozy irytacji o tym mówić.
Nieobecność burmistrza mówi sama za siebie… Tak właśnie wyglądają rządy w Mosinie…
Odnoszę wrażenie jakby burmistrz kierował się jakąś iluzją. Potwierdzeniem tego jest nieudolna próba wygaszenia tematu w biuletynie urzędu. Mamy żyć wyobrażeniem, że historia była taka jak nam przedstawiono, a wszystkie inwestycje jak basen i obwodnice już dawno wybudowane.
W te sromotne maliny mosińskiej niby historii, burmistrz raczył wpuścić samego prezydenta RP. Swoją drogą dziwne, że prezydent nie zlecił przyjrzenia się tej historii urzędnikom ze swojego otoczenia, zanim z taką pompą zawitał w naszym skromnym miasteczku królewskim…
Oczekiwanie wobec prezydenta-marionetki, że zleci się czemukolwiek przyjrzeć, jest doprawdy zbyt optymistyczne 😉
Bez przesady, ten prezydent to marionetka. Pan sie spodziewał śladu myśli ??????
Popieram stanowisko pana Czeskiego.
Bez przesady, żeby wymagać od Prezydenta, żeby zlecał służbom badanie historii miasta do którego przyjeżdża. Miejscowi powinni znać ją lepiej.
Już sobie wyobrażam polecenie do CBA, by sprawdzili Krauthofera i rodzinę. Sami musicie to przemyśleć, a przedstawiciele narodu to już koniecznie. Przemyśleć powinien też wasz Przemysław I i wykminić czy przedstawienie w przyszłym roku nie powinno być mniej oderwane od historii.
Nie zgadzam sie z tym twierdzeniem.
Polityk tej rangi powinien wiedzieć z kim i przy jakim stole zasiada. Brak tej wiedzy może źle wpłynąć na jego notowania.
Na stronie Czas Mosiny dobija się James Kustelak,którego praszczur Mateusz Kusztelak zginął w czasie tych wydarzeń. Kto właściwie go zabił?Bohaterowie pruscy czy polscy?
Wspomniałem o sprawi w tekście „Pożoga 1848”. W metrykami pogrzebów parafii w Rogalinku wyczytać można: Mateusz Kusztelak z majątku Rogalin, lat około 50, mąż Urszuli oraz ojciec piątki dzieci.
Był on jednym z cywilów, których gnębili i w ostateczności zabili Prusacy 8 maja 1848 roku. Z opisu wynika, że miało to miejsce już po pokonaniu powstańców w bitwie pod Rogalinem.
Pan Roman Czeski jednak afirmował wpisy i medal RzM?
Mój ojciec, Roman Czeski nic na ten temat nie wie. Ułatwił on tylko kontakt pomysłodawcom Medalu z profesorem Stasińskim, który uczył go rzeźby w Liceum Plastycznym.
Dziękuję za odpowiedź.
Pan Jan Marciniak wspomniał o dyskusji w Radzie.
Dyskusja dobra rzecz, ale zwykle kończy się głosowaniem. Łatwo sobie wyobrazić, że nieprawda może zostać przegłosowana jako prawda. Część radnych podchodzi do każdego głosowania jakby chodziło o absolutorium dla burmistrza i chce mu obwieścić „przy tobie panie stoję i stać chcę”. Można później ogłosić w MTV że każdy przeciwny prawdzie oficjalnej jest wrogiem ludu lub zaplutym karłem reakcji.
Pan Czeski medal przyjął chyba nie wiedząc jeszcze o nieprawdziwości napisu o JKK